Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
James Horner

Far Off Place, A (W sercu Afryki)

(1993/2014)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 06-02-2015 r.

Studio Walta Disneya, to nie tylko wspaniałe animacje opróżniające portfele milionów widzów na całym świecie. To również mniejsze projekty, które zaliczają się co prawda do szeroko pojętej familijnej rozrywki, ale nie do końca mają okazję znaleźć tak liczne grono odbiorców. Przykładem może być film Mikaela Salomona, W sercu Afryki (A Far Off Place), który mimo sporego zainteresowania na zachodzie nie zdołał wedrzeć się szturmem na polskie ekrany. Nawet w chwili obecnej ze świecą szukać na naszych półkach sklepowych nośników DVD i BluRay z tym filmem. Mimo tego, moje zainteresowanie tym projektem rosło wprost proporcjonalnie do poziomu zamiłowania muzyką filmową, a nade wszystko twórczością Jamesa Hornera. To właśnie ten kompozytor, jako autor oprawy muzycznej do niejednego świetnego widowiska skłonił mnie do wielu ciekawych odkryć – między innymi niniejszego obrazu Salomona.


W sercu Afryki to ekranizacja serii bestsellerowych powieści Laurensa Van der Posta opowiadających o niebezpiecznej wyprawie trójki dzieci przez pustynię Kalahari. Po tragicznym w skutkach napadzie bandytów, w którym giną rodzice Harry’ego i Nonnie, są oni zmuszeni do ucieczki przed oprawcami. Zaznajomiony z nimi tubylec, Xhabbo, podejmuje się przeprowadzenia ich przez ten niebezpieczny, spalony słońcem ląd. I o ile samo zmaganie z żywiołem jest trywialne i nie przystające do rzeczywistości, to nic nie jest w stanie podważyć całkiem dobrze poprowadzonej, zaskakująco wciągającej historii, trochę przypominającej sienkiewiczowskie W pustyni i w puszczy. To nie jedyne argumenty przemawiające na korzyść obrazu Salomona. Warto zajrzeć do serca Afryki, aby doświadczyć niebanalnego aktorstwa – zwłaszcza młodej Reese Witherspoon, która na początku lat 90-tych stawiała swoje pierwsze kroki w Hollywood. Ponad całą tą merytoryczną otoczkę wybijają się również (a może przede wszystkim) niesamowite zdjęcia ukazujące fascynujące, a zarazem przerażające piękno Czarnego Lądu.



Kompromisu między respektem do przytłaczającej natury, a niewinnością zmagających się z nią dzieci musiał szukać autor oprawy muzycznej, James Horner. Nie było to jedynym zmartwieniem kompozytora. W sercu Afryki serwuje nam również nie lada dramaturgię, której siłą napędową jest śmierć rodziców Harry’ego i Nonnie. Muzyk nie unikał tych emocji. Bardzo często identyfikował je ze strachem przed groźnymi bandytami. Ten strach, jako że popychał ich nierzadko do wielu bohaterskich czynów, równie wyraźnie zaakcentowany został w ścieżce dźwiękowej. Cała ta powaga, zarówno miejsca toczącej się akcji, jak i wydarzeń, których jesteśmy świadkami, siłą rzeczy musiała się odbić na tonie kompozycji.

W sercu Afryki w niczym nie przypomina żywiołowych partytur pisanych „lekką ręką”, a tworzonych do innych filmów Disneya. Partytur takich chociażby, jak Podróże Natty Gann czy Człowiek – rakieta. Siłą napędową przygodowego tonu jest temat przewodni towarzyszący pierwszym scenom ukazującym sielankowe życie rodziny Parkerów. Horner niezbyt często wraca jednak do tej melodii. Swój drugi renesans przyzywać ona będzie dopiero w pierwszej fazie podróży i emocjonującym finale. Większość partytury, to już natomiast modelowanie muzycznego nastroju do panujących na ekranie warunków. Na ogół jest to więc przeplatanie się thrillingowej, trochę minorowej muzyki napominającej o ciągłym niebezpieczeństwie z bardzo subtelnymi frazami oddającymi hołd bezkresowi i majestatowi pustyni. Trzeba zaznaczyć, że pozostawianie tak dużej przestrzeni (tak w fakturze, jak i spottingu) odbiegało od charakterystyki pracy ówczesnego Jamesa Hornera. Nie dziwne, że wielu inspiracji i sposobów na uporanie się z zagadnieniami ilustracyjnymi szukał u starszych kolegów po fachu. Przykładem może być temat pustynny, który zarówno melodyjnie, jak i aranżacyjnie zagląda na farmę Luka Skywalkera. Zresztą odwołań do warsztatu Williamsa jest tu niemało o czym świadczyć będzie między innymi muzyka akcji – bardzo mocno odwołująca się do analogicznych tworów Maestro. Z drugiej strony mamy też wiele oczywistych horneryzmów, wśród których największym jest bezgraniczne eksploatowanie shakuhachi.



Ale o tym nie przekona się statystyczny widz, dla którego muzyka będzie tylko funkcjonalnym tłem. Faktem jest, że Horner popełnił raczej wycofaną, służalczą muzykę, która robi doskonałą robotę jako akcelerator nastrojów. Są jednak momenty, w których to właśnie ilustracja gra pierwsze skrzypce, a są nimi na przykład wszelkie sceny podróży, gdzie piękne pejzaże zdobione są odpowiednim muzycznym argumentem. Dobrym zabiegiem wydało się również podkręcanie głośności w bardziej dramatycznych momentach – przykładowo ukazujących przerażenie dziewczynki spoglądającej na spaloną farmę swoich rodziców.



Wszystkich tych emocji mogliśmy zaznać nie tylko w ramach doświadczenia filmowego, ale i na soundtracku. Jeszcze tego samego roku na rynku muzycznym ukazał się bowiem album wydany nakładem prężnie rozwijającej się wówczas wytwórni Intrada. Zgromadzony na krążku 40-minutowy materiał serwował tylko połowę nagranej na potrzeby obrazu ilustracji, ale w moim odczuciu wystarczał w zupełności, by otrzeć się o klimat i charakter tej oprawy muzycznej. Stosunkowo szybko płyta ta stała się białym krukiem na rynku kolekcjonerskim. I wychodząc niejako naprzeciw stale rosnącemu popytowi na szeroko pojęte „klasyki” Hornera, oraz na liczne prośby opublikowania zaległego materiału, w roku 2014 Intrada wypuściła odświeżoną i, co najważniejsze, kompletną wersję ścieżki dźwiękowej. Wypełniony po brzegi album, to zremasterowany zrzut z cyfrowego zapisu sesji nagraniowej. Umieszczona na krążku partytura, to kompletny zestaw utworów nagranych na potrzeby pierwotnej wersji filmu zanim poddany on został drakońskiemu montażowi tuż przed premierą. Z pewnością dla kolekcjonerów pojawienie się tego rozszerzonego wydawnictwa jest urzeczywistnieniem wieloletnich marzeń. I jako miłośnik twórczości Jamesa Hornera również cieszę się na tę okazję. Jeżeli jednak miałbym szczerze porównać wartość obu tych wydań w zderzeniu z przeciętnym odbiorcą, zdecydowanie pochyliłbym się nad oryginalnym, 40-minutowym albumem. Z dostępnością takowego jest jednak pod górkę, więc spójrzmy na zawartość rozszerzonego soundtracku.

Już pierwsze minuty sugerują, że nie będzie to lekka przeprawa – pełna symfonicznego bogactwa, bardzo melodyjna ścieżka. Po serii atonalnych fraz obrazujących przejmujące sceny polowania na słonie, mamieni jesteśmy co prawda piękną aranżacją tematu przewodniego, ale nie należy przyzwyczajać się do tego typu brzmień. Pozostaną one z nami na krótko – dokładnie do momentu brutalnego ataku na farmę Parkerów. Jak już wcześniej wspomniałem, motyw ten będzie jeszcze powracać, między innymi w czasie wędrówki, czego przykładem jest utwór The Elephants rozluźniający tę nieco napiętą atmosferę. Pełnią symfonicznego bogactwa wykazuje się jednak w wieńczącym naszą przygodę Epilogue, gdzie w typowy dla Hornera sposób stopniowo budowana jest coraz bardziej podniosła atmosfera zmierzająca do epickiego finału.



Nie jest to bynajmniej jedyny liryczny akcent, jaki napotkamy słuchając W sercu Afryki. W miarę posuwania się akcji do przodu ten patetyczny ton motywu przewodniego zastępowany jest stonowanym, uroczym tematem przyjaźni, jaka rodzi się między chłopcem, a Nonnie. Słyszymy go między innymi w First Night Out, Inner Feelings, bądź The Most Beautiful Gemsbok. Jeżeli chodzi o samą melodię, to jest to nic innego, jak poddany drobnej kosmetyce motyw znany nam ze ścieżki dźwiękowej do Testamentu. Mimo tego świetnie sprawdza się jako nośnik przyjemnych, czasami nawet romantycznych chwil spędzonych na bezkresnej pustyni.

Większość partytury pozostaje jednak anonimowa. Owszem, muzyka robi świetną robotę w skojarzeniu z obrazem, ale na płycie snuje się bez większego polotu. O ile podstawowy album rozprawiał się z tym problemem bardzo restrykcyjną selekcją materiału, o tyle rozszerzony soundtrack może dać się we znaki mniej zaprawionym w rzemiośle Hornera słuchaczom. Wśród całej gamy thrillingowych zabiegów możemy jednak wyszczególnić kilka bardziej przyjaznych dla ucha utworów. Mowa o fragmentach ochoczo odwołujących się do etnicznego aspektu miejsca toczącej się akcji. Digging For Water lub też Xhabbo The Poet charakteryzują się znajomą rytmiką dyktowaną przez afrykańskie bębny i grzechotki, na które autor ścieżki dźwiękowej nakłada pojedyncze instrumenty (flety, smyczki, shakuhachi). Ciepłe, choć niezbyt angażujące frazy dosyć dobrze radzą sobie na poletku filmowym, choć jako indywidualne słuchowisko mogą po pewnym czasie zmęczyć.



Tak samo zresztą, jak muzyka o większym ładunku emocjonalnym. W scenie odkrywania miejsca zbrodni Horner nie szczędzi nam hiperdramatrugii, która czasami zakrawa nawet o lansowane w okresie Złotej Ery wzorce. Autorowi oprawy do W sercu Afryki bliżej jednak do Williamsa i jego maniery wyprowadzania atonalnych, snujących się skrzypiec. Militarystyczna perkusja wsparta szybkimi pociągnięciami smyczków (niezbyt często stosowanych wówczas przez Hornera) przypomni nam muzykę akcji Maestro, między innymi tą słyszaną w ścieżkach dźwiękowych do Indiany Jonesa. Jedynym elementem świadczącym o tym, że jest to jednak ilustracja Hornera są mocne fortepianowe akcenty punktujące najbardziej newralgiczne momenty akcji. Także zamiłowanie do wieńczenia ich rozciągłym dźwiękiem shakuhachi. Przykładem są utwory takie, jak Revenge, Nonie Escape, czy Attacked From The Air.

Na koniec wypada tylko zastanowić się nad tym, czego nowego oczekiwać możemy po rozszerzonym wydaniu ścieżki dźwiękowej do A Far Off Place. Pod względem tematycznym raczej niczego. Jest to tylko uzupełnienie zarysowanych w podstawowym albumie koncepcji i niestety dodatkowe obciążenie dla mniej wytrwałych odbiorców. Mimo tego polecam sięgnięcie i przynajmniej zapoznanie się z materiałem tam zawartym. Choć nie wnosi on niczego nowego do kariery amerykańskiego kompozytora, to z pewnością daje sposobność, by z łezką w oku przypomnieć sobie o całkiem fajnym filmie Salomona.

Najnowsze recenzje

Komentarze