Tego filmu już chyba nikt nie pamięta. Osadzony w szpiegowskim klimacie zimnej wojny lat 80-tych, „Sokół i koka” Johna Schlesingera wpisywał się w nurt politycznie zabarwionych filmów tamtych czasów – takich jak „Wszyscy ludzie prezydenta” czy „Bez złej woli”. Jedyna różnica, to ta, że opowiadał o utracie niewinności a główne role grali młodzi wówczas Timothy Hutton i Sean Penn. „Sokoła i kokę” widziałem bardzo dawno temu, tak więc odseparuję się od oceny tej muzyki w filmie, choć właśnie to co zapamiętałem z niego to nic innego jak muzyczny temat i oprawa, dosyć nietuzinkowa zresztą. Po latach dopiero dowiedziałem się, odkurzając ów temat z głębin pamięci, że za muzycznę do „Sokoła i koki” odpowiada nie byle jaki kompozytor, zresztą absolutnie nie-filmowy. To Pat Metheny, światowej sławy gitarzysta jazzowy, który nie potraktował (podobnie jak to robi np. Peter Gabriel) swojego unikalnego przedsięwzięcia jako typowej ścieżki filmowej, a podobnież wydał płytę, która zarazem stanowi soundtrack z filmu. Rok po solowym występie u Jerry Goldsmitha w „Under Fire”, muzyk ponownie zaznacza swoją obecność na mapie muzyki filmowej
Brzmienie Metheny i jego Pat Metheny Group jest szeroko rozpoznawalne. Zanurzone w pewnym nostalgicznym wydźwięku gitar, instrumentów jazzowych (trąbka, kontrabas), instrumentów klawiszowych oraz drewnianych. Nie inna jest paleta instrumentalna w przypadku muzyki z filmu Schlesingera. Jednak by muzyka w pewnym stopniu nabrała cech „filmowości”, Metheny dodaje do tego skromne orkiestracje (głównie smyczki – wyk. National Philharmonic Orchestra) i dość niespodziewane, liturgiczne chóry. Ogromną zaletą wydania (nie długiego – bo tylko 40 minut) jest przedstawienie wszystkich powyższych elementów w odrębnych utworach, które stanowią całkowicie zamknięte kompozycje, oczywiście zyskując płycie wysoką słuchalność a w zamian wywołując – co naturalne – dużą satysfakcję u słuchacza (a o to chyba właśnie chodzi, prawda?).
Najbardziej znaną kompozycję pochodzącą z „The Falcon and the Snowman” jest z pewnością znakomita piosenka This is Not America, którą Metheny nagrał z nie byle kim, bo samym Davidem Bowie. Bowie, będący w tamtym okresie u szczytu swojej kariery, dodał piosence wiele intensywności a zarazem specyficznego dla niego, emocjonalnego detalu. Po 20 latach słucha się tego nadal znakomicie. Temat z piosenki został również użyty w wersji instrumentalnej (Chris), spełniając w swojej dynamicznej naturze niejako rolę muzyki akcji. Jazzowość muzyki Metheny’ego, krytykowanej przez hard-core’owych miłośników gatunku jako zbyt miałka i przyjemna, pasuje jednak do konwencji muzyki filmowej jak ulał. Oparta o bardzo dobre melodie, rytmikę, inwencję instrumentalną (perkusje, gitary akustyczne i elektryczne, znaki firmowe twórcy – piszczałki) oraz bardzo ciekawe eksperymenty elektroniczne, stanowi ciekawą, żywą muzykę instrumentalną. Na uwagę zasługuje wokalna ballada w The Falcon wykonywana przez argentyńskiego śpiewaka Pedro Aznara, mająca wiele z pierwiastka muzyki Preisnera. Najładniejsze momenty to te, w których samotnej gitarze towarzyszą smyczki bądź zachwycające chóry chłopięce, które zgrabnie spinają album w klamrę. Ten środek wyrazu w muzyce filmowej stosowany był już raz nie jeden, jednak Metheny, prawdopodobnie nie skażony filmową manierą, włożył w te partie wiele inwencji. Chórek poruszająco wykonuje Psalm 121, który pozwoliłem sobie poniżej zacytować:
1 Wznoszę swe oczy ku górom:
Skądże nadejdzie mi pomoc?
2 Pomoc mi przyjdzie od Pana,
co stworzył niebo i ziemię.
3 On nie pozwoli zachwiać się twej nodze
ani się zdrzemnie Ten, który cię strzeże.
4 Oto nie zdrzemnie się
ani nie zaśnie
Ten, który czuwa nad Izraelem.
5 Pan cię strzeże,
Pan twoim cieniem
przy twym boku prawym.
6 Za dnia nie porazi cię słońce
ni księżyc wśród nocy.
7 Pan cię uchroni od zła wszelkiego:
czuwa nad twoim życiem.
8 Pan będzie strzegł
twego wyjścia i przyjścia
teraz i po wszystkie czasy.
Szczególnie podobać się może moment w utworze pierwszym gdzie chór w fascynujący sposób, za pomocą zgiełku gitar, przechodzi w muzyczny motyw lotu ptaka filmowego bohatera, pełen optymizmu i wigoru, typowego stylistyce twórcy (np. score z filmu „A Map of the World”). Magia.
Jedyne momenty albumu, gdzie traci na swej słuchalności to jego końcówka, w której muzyk brnie bardziej w suspense. Wypełniają go mroczne, elektroniczne tekstury, uderzenia (w tym imitacja bicia serca) oraz ciekawa rzecz – afrykańskie bębny, które podobnie jak w „JFK” Williamsa wzmagają nastrój zagrożenia i spisku. Są to jednak marginalne wady nietuzinkowej kompozycji z „The Falcon and the Snowman”. Dziś, ponad 20 lat po swej premierze, ścieżka dźwiękowa Metheny’ego zyskała pewien status kultowości. Ma na nią wpływ tak osoba twórcy jak i specyficzne, wyjątkowe brzmienie. Nie bez znaczenia jest nostalgicznie-magiczny wydźwięk, mocno osadzony w latach 80-ych. Każdy utwór ma coś nowego do powiedzenia, każdy przynosi w pewnym sensie nową jakość. Jedne życzenie jakie mam, to takie, aby Amerykanin częściej korzystał tu z smyczkowego tła, które bardziej podniosłoby, jak sądzę, atrakcyjność i emocjonalny wydźwięk kompozycji. Muzyka Metheny’ego znakomicie relaksuje, czasami też zmusza do refleksji. Kompozytor nie daje się zwieść szablonom i produkuje muzykę radykalnie inną od amerykańskiego stylu hollywoodzkiej ilustracji. Polecam gorąco ten album, choć z pewnością nie każdemu fanowi muzyki filmowej przypadnie do gustu, ponieważ dużo bliżej mu do muzyki popularnej niż do kinowej.