Od wywiadu z Piotrem Hummelem, który przeprowadzaliśmy niewiele po tym jak de facto zaczął pisywać muzykę do filmów, minęło ponad 4 lata. Wciąż nie udało się pochodzącemu z Częstochowy kompozytorowi trafić na pokład wymarzonego pełnego metrażu i napisania naprawdę obszernego score. Bynajmniej nie oznacza to, by próżnował. Na koncie Piotra przybyło trochę ścieżek i choć wciąż są to ilustracje do filmów krótkometrażowych, studenckich etiud, reklam i różnych innych kompozycji na zamówienie, to przynajmniej na niektóre z nich warto rzucić okiem (uchem?;)). Jedną z takowych pozycji jest moim zdaniem Fabryka (kompozytor opublikował soundtrack pod międzynarodowym, anglojęzycznym tytułem, ale pozostanę przy rodzimym oryginale), ilustracja do krótkometrażowej animacji Sebastiana Kwidzyńskiego i Marcina Roszczyniały.
Filmowa Fabryka w dzisiejszych czasach jawi się jako twór wyjątkowy. Gdy większość młodych animatorów próbuje zwrócić na siebie uwagę dziełami stworzonymi przy pomocy komputera, polscy twórcy latami budowali i filmowali makiety oraz plastelinowe postaci, by wykreować pozbawioną dialogów, fantazyjną opowieść o porwanych ze swoistej arkadii do tytułowej fabryki dzieciakach, będącą w istocie symbolicznym spojrzeniem na proces dorastania. Jasne, można ponarzekać na nieco koślawy wygląd bohaterów, na różne niedoskonałości realizacyjne, wynikające pewnie tak z niedoświadczenia jak i kwestii finansowych, lecz Fabryka mimo swoich wad okazuje się produkcją wciągającą i skłaniającą do refleksji. Poza tym ten film stanowi także przypomnienie, że polska animacja techniką poklatkową zawsze stała i jakże miło, że ktoś te chwalebne tradycje choćby i w przydomowym garażu kontynuuje.
Cieszy również, że bardzo ważną cegiełkę do skonstruowanie tej niedługiej, ale emocjonalnej opowieści dołożył kompozytor. Choć film powstawał kilka lat, Piotr Hummel ze stworzeniem muzyki do niego uporał się w raptem kilkanaście dni. Takie tempo nie przeszkodziło mu w żaden sposób wgryźć się w jego emocje i rytm i jakże trafnie go zilustrować. Fakt, można by rzec, że pod pewnymi względami kompozytor nieco sobie zadanie ułatwił. Co mam na myśli? Otóż nie będę ukrywał, a i sam kompozytor nigdy nie próbował tego robić, score do The Factory nie jest dziełem o szczególnej oryginalności. Bynajmniej Piotr nie zrobił odświeżenia własnych starszych kompozycji, lecz postanowił mocno i wyraziście czerpać z bogatego dorobku muzyki filmowej, a szczególnych inspiracji poszukać w klasycznych już dziełach z lat 80. i 90. Co więcej, zrobił to sam z siebie, bez nacisku twórców obrazu (którzy temptrack wprawdzie stosowali, ale nieco inny i ostatecznie przy swoim się nie upierali), więc ganić go za to, czy chwalić, zważywszy jak dobrze w filmie odnajduje się efekt końcowy? Odpowiedź jak zwykle jednoznaczna nie jest, lecz zanim spróbuję jej udzielić, przyjrzyjmy się bliżej samej muzyce.
Oczywiście zacząć trzeba od mało zachęcającej informacji, że całość z oczywistych względów jest oparta o sample. Brzmi to raz lepiej, raz gorzej, bywa że kompozytor wręcz uwypukla sztuczne brzmienie, jak ilustracyjny przerywnik w połowie otwierającego album utworu, który przynosi ewidentne skojarzenia z elektroniką lat 80., co akurat dobrze wpasowuje się w koncepcję całego score. W samym obrazie fakt, iż wszystko jest samplowane generalnie nie wpływa na odbiór ścieżki. Gdy sięgniemy po muzykę wyjętą z obrazu jest nieco mniej różowo. Komputerowe sample nigdy nie oddadzą w muzyce emocji tak jak uczyni to solista grający na instrumencie, trudno jednak winić za to kompozytora i oczekiwać od skromnej produkcji stworzonej przez pasjonatów, że ilustrować ją będzie muzyka wykonana przez orkiestrę symfoniczną.
Mimo, że film trwa niewiele ponad kwadrans (soundtrack zawierający kilka minut niewykorzystanej muzyki jest niewiele dłuższy), kompozytor stworzył na jego potrzeby kilka charakterystycznych motywów. Nie są to oczywiście jakieś mocno rozbudowane tematy, które w obrazie tej długości nie miałyby za bardzo racji bytu. Te proste, ale wyraziste motywy, mimo że eksponowane są raptem ze 2-3 razy każdy z nich w obrazie, bez problemu trafiają do widza, który łatwo przypisze je do zamierzonych elementów. Przede wszystkim jest to idylliczny temat dziecięcej arkadii (druga połowa „Village”), króciutki temat miłosny z samplowanymi wokalizami oraz quasi fanfarowy motyw ucieczki, zgrabnie wplatany w Escape Plan i chyba najlepszy na soundtracku utwór Flight.
Wymieniony przed chwilą track nr 10 należy przy tym także do tych najmniej oryginalnych, czy też jak kto woli, najmocniej zainspirowanych. Każdy fan muzyki filmowej bez trudu wychwyci niejedyne w ścieżce zapożyczenia z twórczości Jerry’ego Goldsmitha, w szczególności z Total Recall. Zapożyczony rytm wypada tutaj jednak zaskakująco nieźle, choć może nie tak zaskakująco, zważywszy, że Piotr edukował się onegdaj w grze na perkusji. Oprócz Goldmistha na płycie odnajdziemy jeszcze nawiązania i podobieństwa do muzyki takich panów jak John Williams, James Horner czy Basil Poledouris. Ten ostatni przywoływany jest w scenie, gdy bohaterowie obrazu trafiają do tytułowej fabryki i zostają zmuszenie do ciężkiej pracy. Scena najwyraźniej mocno przypomniała Piotrowi słynną sekwencję niewolniczych lat Conana Barbarzyńcy z filmu Milliusa, gdyż Slavery bezceremonialnie czerpie z poledourisowego Wheel of Pain. Można to pewnie potraktować jako zrzynkę, ale można też jako kompozytorski hołd i żart zarazem, takie puszczenie oczka do obeznanego w kinie lat 80. widza.
Jak już pisałem, trudno jednoznacznie ocenić sporą ilość owych inspiracji/zapożyczeń w muzyce z Fabryki. Z jednej strony chciałoby się usłyszeć więcej Piotra Hummela w Piotrze Hummelu, by muzyka miała bardziej oryginalny, unikatowy charakter, z drugiej koncepcja licznych nawiązań do klasyków filmówki daje się wybronić, nie tylko dlatego, że całkiem zgrabnie one młodemu kompozytorowi wyszły. Skoro głównym tematem filmu jest dorastanie i podjęta przez bohaterów próba powrotu do krainy dzieciństwa, to sięgnięcie do muzyki kina akcji lat 80. czy początku lat 90., wydaje się jak najbardziej trafne. Stanowi bowiem sentymentalny powrót i kompozytora, i pewnie wielu widzów z jego (jak i mojego, a pewnie i twórców Fabryki) pokolenia do czasów młodości, gdy katowało się Pamięć absolutną czy kolejne odsłony Rambo na marnej jakości VHS z wypożyczalni. 😉 Ocena za oryginalność siłą rzeczy będzie niska, ale jakoś mi to nie przeszkadza.
Oparty na samplach, wydany na platformie Bandcamp soundtrack Piotra Hummela stający w szranki z filmówką komponowaną przez wielkich mistrzów i nagrywaną przez znakomite orkiestry, jest jak – oby kompozytor wybaczył mi to porównanie 😉 – junior przyjeżdżający w podniszczonym dresie i dziurawych trampkach na dużej rangi zawody sportowe, gdzie spotyka swoich idoli – zawodowców posiadających za sobą duży sztab trenerski i wielkie pieniądze na przygotowania. Oczywiście przegra z każdym z nich, ale zbierze wielkie brawa za pasję i nieustępliwość. A i paru kibiców dostrzeże w nim potencjał na przyszłego profesjonalistę. Tego Piotrowi w kontekście kompozytorskiej kariery życzę. Póki co score z Fabryki dla słuchaczy filmówki to głównie sympatyczna ciekawostka, ale i w kontekście obrazu dowód na to, że jego autor bardzo dobrze radzi sobie z tworzeniem filmowej ilustracji. Dla wielu młodych filmowców to cenna wskazówka przy wyborze twórcy muzyki do swoich projektów i myślę, że Piotra można im śmiało rekomendować. Tymczasem zachęcam do zapoznania się z Fabryką, zwłaszcza w połączeniu z obrazem, co możecie uczynić klikając na umieszczone pod tracklistą odnośniki.