O tym, jak wygląda pisanie muzyki do wielkich blockbusterów można dziś wyczytać wszędzie, w dodatkach na wydaniach DVD filmów można zobaczyć ujęcia z sesji nagraniowych, posłuchać wypowiedzi kompozytora. Ale świat filmu to nie tylko Hollywood, ani nawet profesjonalne rodzime produkcje. Gdzieś tam w totalnej niszy wielu zapaleńców uzbrojonych tylko w kamerę, przyjaciół i własny talent tworzy nie dla pieniędzy, ale dla pasji. Niektórzy z nich to być może przyszli zdobywcy Oscarów. W końcu nie jeden słynny dziś twórca tak właśnie zaczynał. Podobnie z kompozytorami. Philippe Sarde jako nastolatek pisywał do własnych amatorskich etiud filmowych, Basil Poledouris komponował do studenckich projektów swoich kolegów z uczelni a David Julyan od samego początku udźwiękowiał projekty Christophera Nolana i to tamten wciągnął go w świat profesjonalnego kina. Jak wygląda współcześnie tworzenie muzyki do takich niszowych produkcji filmowych? Kto tworzy te ilustracje? Czym się inspiruje? Do czego dąży? O to wszystko najlepiej zapytać kogoś, kto zna to wszystko od środka i przy okazji przedstawić Wam drodzy czytelnicy jednego z tych młodych pasjonatów pragnących zostać kompozytorem filmowym, bo i takich twórców winniśmy prezentować i promować na naszych łamach.
Piotr Hummel to właśnie jeden z nich. Ma 28 lat, własną stronę internetową, przez którą próbuje dotrzeć do reżyserów i na koncie kilka ilustracji do niszowych krótkometrażówek. Muzyczną przygodę zaczynał od gry na perkusji w zespole Tarantulla, dziś interesuje go tylko muzyka filmowa. My rozmawiamy z Piotrem świeżo po zapoznaniu się z jego ilustracją do obrazu Alana Urana pt. Powrót.
Filmmusic.pl: Podobno budżet filmu Christophera Nolana „Following” przeznaczony na muzykę zamknął się w kwocie 8 dolarów? A ile kosztowała muzyka do „Powrotu” Alana Urana?
Piotr Hummel: Miałem ten komfort pracy, że mogłem pisać muzykę do filmu Alana bardzo długo i to była główna cena jaką przyszło mi zapłacić. Powstawało kilka wersji muzyki do tej samej sceny. Gdyby zsumować to jedna godzina spokojnie. Alan też płacił, musieliśmy się dogadywać długi czas co do kształtu muzyki. Był to piękny czas, bardzo lubię rozmowy z ludźmi tej klasy. Czyli ostatecznie główną ceną był czas, nie wziąłem złotówki, ponieważ nie uważam się za super muzyka, ale czasu dużo straciłem, a może zyskałem nowe doświadczenie, teraz czuję się pewniej. No i zawsze mam ten film w miarę profesjonalnie zrobiony.
Na Twojej stronie można wyczytać, że dość późno rozpocząłeś swą przygodę
z muzyką i że dość długo zajmowałeś się muzyką o zgoła innym charakterze niż filmowa. Czy mógłbyś opowiedzieć coś o zespole Tarantulla i w którym momencie stwierdziłeś, że ciekawsze byłoby pisanie muzyki filmowej? Skąd w ogóle fascynacja tym gatunkiem?
Tak. Tarantulla to był zespół niezwykle zdolnych ludzi i gdyby trochę szczęścia to zamiast Feel 🙂 byłaby Tarantulla. Bardzo dobrze czułem się wśród tych ludzi. Do dziś jesteśmy w stałym kontakcie przyjacielskim. Grałem tam od 1998 do 2006 jako perkusista. Nigdy nie uważałem, że to ja mógłbym coś kiedyś napisać. Bo kiedy pierwszy raz usłyszałem „Prowokatora” Michała Lorenca to sobie zadałem pytanie „Jak on to zrobił?”. Byłem totalnie zauroczony tą muzyką jak również przygnębiony, że ja takiego talentu i umiejętności nigdy nie zdobędę. Potem bębniłem długi czas i zastanawiałem się co by tu zrobić. A zawsze mnie ciągnęło do muzyki filmowej w sensie: pójść do kina dla muzyki, obejrzeć film dla muzyki. I znowu ten Lorenc i jego „Bandyta”. Rok 2008 był przełomowy. Wtedy napisałem pierwszy utwór i umieściłem na portalu soundtracks.pl. Tam zaczęło się krytykowanie przez innych użytkowników. A potem był „Drugi Pogrzeb” Ciślaka.
Na swojej stronie wymieniasz kilku kompozytorów muzyki filmowej, którzy mieli na Ciebie wpływ. Jak mocno się na nich wzorujesz, czego starasz się od nich uczyć i których cenisz najbardziej i za co?
Z kompozytorów zza oceanu bardzo sobie cenię twórczość Angelo Badalamenti. Uwielbiam jego klimat i jego wyczucie filmu. Także od niego uczę się cały czas.
Alan Silvestri – bardzo cenię go za film „Predator”. Jest bardzo sprawnym muzykiem, świetnie prowadzi sekcję perkusyjną. Bardzo lubię jego zwroty akcji
i marszowe przebiegi. Fascynuję się też Johnem Williamsem, a w szczególności uważam, że jego „Lista Schindlera” jest genialna. Jerry Goldsmith jest dla mnie mistrzem kina akcji. Nie było by takich hitów jak „Alien”, „Rambo”, „Pamięć absolutna” bez jego muzyki… Z polskich kompozytorów należy wymienić Wojciecha Kilara za „Pana Tadeusza”, „Dziewiąte wrota” ,Krzesimira Dębskiego za jego „Ogniem i mieczem” oraz Michała Lorenca. Znam twórczość pana Michała praktycznie całą, staram się chodzić na jego koncerty jeśli tylko są i mam czas. W pewnym sensie jestem jego fanem i to od niego najwięcej się uczę.
Jeden z utworów na soundtracku z „Powrotu” zatytułowałeś „Znacznie lepiej”. Wydaje nam się, że nie tylko tytułem nawiązałeś nim do finałowego tracku „Leviathana” Jerry’ego Goldsmitha ale i rytmiką czy melodią. Także jak i w Leviathanie” jest to jeden z nielicznych melodyjnych fragmentów Twego score. Czy dobrze to odczytujemy?
Niesamowici jesteście.:) Tak jest to celowe nawiązanie. Jak dobrze pamiętam partytura z „Leviathana” było pełna suspensu, ciemnych emocji bardzo klimatyczna. Idealnie pasowała do filmu. W pewnym sensie mnie też się zrobiło lepiej, gdy skończyłem pisać ten utwór. Powstał on w kolejności jako drugi. Pierwszym był „Ardennes 1945”, a potem właśnie „Much better”- robocza nazwa „Przyjaciele”. Dlaczego lepiej? Ponieważ wydawało mi się wtedy, że mam film, że złapałem temat, który mógłbym kontynuować, rozwijać, przekształcać. Niestety spotkałem się
z odmową Alana i więcej nie wracałem do tematu. Po prostu w tamtym momencie byłem bardzo szczęśliwy, że jest jakiś melodyjny jasny temat wśród mroku suspensu „Ardennes 1945”.
Rozumiemy, że nie masz klasycznego muzycznego wykształcenia. Czy Twoim zdaniem ma to znaczenie dla kompozytora filmowego?
Niestety nie posiadam wykształcenia muzycznego. Wiem, że przespałem czasy na podjęcie nauki. Jest mi z tym trochę źle. Z drugiej strony mam pewną swobodę
i mogę się realizować w muzyce hobbystycznie. Nie muszę grać i komponować z przymusu, żeby zarobić na chleb. Nie muszę się we wszystkim zgadzać z reżyserem, z niepokojem obawiać się, że stracę intratny kontrakt. Według mnie to jest zaleta. Poza tym jeśli ktoś ma hobby które kocha to realizuje się tam na 100%
i daje z siebie 100%. Myślę, że reżyserzy to doceniają i często zapraszają do współpracy ludzi podobnych do mnie.
Jedni kompozytorzy przywiązują dużą wagę do melodii inni stawiają bardziej na klimat i atmosferyczność. Do których siebie byś zaliczył? Czy Twoim zdaniem muzyka filmowa ma też rację bytu poza obrazem?
Jestem na tyle niedoświadczonym muzykiem, że sam dokładnie nie wiem po której stronie barykady stanąć. Na razie jestem gdzieś po środku, ale chyba podświadomie dążę by połączyć klimat z melodyjnością. To trudne, ale na pewno można to osiągnąć. Możliwe, że w przyszłości uda mi się tego dokonać z większym lub mniejszym trudem. Ja nie słucham innej muzyki niż filmowej. Słucham jej w samochodzie, w pracy, w pociągu, na wczasach, w domu, wieczorem i rano. Ona istnieje i daje radę poza obrazem.
Jak wyglądało tworzenie muzyki do filmu pokroju „Powrotu”? Mógłbyś przybliżyć nam cały ten proces?
Był to bardzo trudny okres, bo jednocześnie pisałem muzykę do dwóch innych filmów. Ale miałem czas, Alan dał mi ten komfort, nie było pośpiechu. Gdyby zebrać do kupy to muzykę napisałem w 7 dni. Ale, że się to rozłożyło na 5-6 miesięcy. W dodatku ja nie umiem pisać tak długo. Wolę pisać ciągiem 2 tygodnie i koniec. Zapomnieć. Więc jak musiałem wrócić do muzyki sprzed 4 miesięcy popadałem w krótkotrwałą depresję. Miałem dołki. Na pewno odbiło się to na samej muzyce. Sam proces powstawania utworów jest u mnie zawsze taki sam. Siadam i gram. Improwizuję. Jeśli pomysł mi się podoba, aranżuję go i zapisuję. Korzystam z zapisu twardodyskowego w systemie Cubase. Kiedy pisałem pierwszy utwór „Ardennes 1945” to pisałem go na czuja bez filmu. Alan mi dużo opowiadał o filmie: jak będzie wyglądał, jaki będzie miał charakter. Kiedy wysłałem mu ten utwór, odpisał mi: tak to jest to, to jest ten film.
Czy to Alan Uran skontaktował się z Tobą, czy też Ty zaoferowałeś mu swoje usługi? Czy reżyser miał dokładne wymagania co do kształtu muzyki, czy też zostawił Ci wolną rękę?
Kiedy zobaczyłem film „Ocalony” w reżyserii Alana, pomyślałem sobie, ale facet ma talent. Napiszę do niego, może akurat. Napisałem. Długo nie czekałem, odpisał ,że spadłem mu z nieba:) Powołał się, że przesłuchał moje utwory i że w jednym
z nich znalazł to czego szukał. Tak się zaczęło. Alan miał wymagania. Muzyka miała być wręcz ascetyczna, zimna i oszczędna. Oczywiście zostawił mi pole manewru. Dlatego czasami pisałem 4 wersje muzyki do sceny. Bo na przykład on już wybrał, a mnie się ta wersja nie podobała. Bardzo dobrze nam się ze sobą pracowało. Rozumieliśmy się nawzajem i szanowaliśmy.
Chyba najbardziej zapadającym w pamięć i najintensywniejszym fragmentem muzycznym „Powrotu” jest scena z krzyżami. Skąd pomysł na taką a nie inną ilustrację muzyczną? Inspirowałeś się jakimś kompozytorem albo filmem?
Tam na początku miały być tylko chóry. Ale jakoś chodziła mi po głowie ta elegia zapisałem ją i pokazałem Alanowi, że może by tam dobrze pasowała. Alan podłożył i powiedział, że jest dobrze, nawet bardzo. Ja osobiście jestem najbardziej zadowolony z tej elegii. Nawet dzisiaj. Aczkolwiek nie udało mi się zmusić „sampli” do wiernego odwzorowania kontrabasów, wiolonczel i skrzypiec. Zdaję sobie z tego sprawę.
Muzyka w „Powrocie” oparta jest o sample. Z oczywistych względów trudno oczekiwać, by w tego typu produkcji muzykę wykonała „żywa” orkiestra. Czy jednak brzmienia imitujące w jakimś sensie orkiestrę to Twój pomysł na score do tego filmu, czy też tak chciał reżyser? Bo wydaje nam się, że ciekawsza mogłoby być (choć pewnie trudniejsze w dobrym przyporządkowaniu się obrazowi) elektronika, która niczego nie próbuje udawać, a brzmi właśnie jak „typowa” elektronika.
Ja nie umiem pisać elektroniki. Jest dla mnie trudna, nie czuję jej dobrze. Poza tym prosta elektronika w moim wykonaniu nie brzmi zbyt dobrze.:) Alan nie naciskał jakiego aparatu użyć. Miałem pole do popisu. I tak w głównej mierze mamy instrumenty smyczkowe z naciskiem na wiolonczelę, chór, timpani, werble, sekcję dętą, a momentami harfę, fortepian, klarnet i taiko.
A wyobraź sobie, że reżyser chce żebyś napisał muzykę i oferuje, że znajdzie do jej wykonania jakąś, być może nawet skromną, orkiestrę (czy nawet choćby kilku instrumentalistów). Byłaby potrzeba zorkiestrowania, dyrygowania… Podjąłbyś się takiego wyzwania (a może już takie miałeś?)?
Parę dni przed nowym rokiem, Alan zaproponował mi takie rozwiązanie. Czyli ja coś napiszę, a młodzi muzycy to zagrają. Miałby to być kwintet smyczkowy. Wow. Jest radość, ale też lęk. Bo przecież ja nie wiem jak rozpisać nuty, żeby to było w ogóle do zagrania. To jest istotne, na przykład kolejność strun w skrzypcach. Dlatego uczę się dużo o skrzypcach, poznaję ich budowę i techniki gry. Jeśli chodzi o dyrygenturę to nie podjąłbym się tego zadania, bo nie wiem do czego służy batuta.;) Prościej by mi było dać posłuchać tym muzykom gotowego utworu i prosić ich na kolanach żeby zapamiętali schemat.:) Oczywiście temat żywego zgrania nie jest pewny, a my rozmawiamy czysto teoretycznie.
Trzymamy kciuki za powodzenie tego projektu. Z chęcią posłuchalibyśmy rezultatów. 🙂 Zmieńmy temat. Swoistą zmorą świata muzyki filmowej stał się ostatnimi czasy tzw. temp-track. Czy Ciebie to także spotkało? Co sądzisz o podkładaniu muzyki tymczasowej?
Spotkałem się z tym podczas pracy przy filmie „Ja.Tylko”. Sposób ten w 90% ogranicza pracę kompozytora. Ja chciałem spróbować, efekt był dobry. Każdy reżyser ma inne podejście do muzyki. Niektórzy w ogóle uważają, że muzyka
w filmie jest tylko po to żeby była. To przykre zwłaszcza dla kompozytorów. Nie docenia się ich pracy i wkładu w film.
Podana na Twojej stronie filmografia obejmuje 5 obrazów, wszystkie z 2009 roku. Czy można uznać, że był to swego rodzaju rok przełomowy?
Był to rok w którym najwięcej i najszybciej się uczyłem. Każdy film to zdobycie nowego doświadczenia. Brałem każdy lepiej wyglądający tylko po to, żeby wymusić na sobie proces tworzenia. Nie umiem i nie lubię pisać bez celu. A film jest takim celem. Nie musi to być obraz, wystarczy słowo, osoba reżysera, historia, scenariusz. Muzyka musi wychodzić z inspiracji, wtedy jest ciekawa.
A jakie masz plany i marzenia na rok 2010?
Przede wszystkim żyć zdrowo w zgodzie z otoczeniem.
Z dobrych emocji wychodzi dobra muzyka.
Chciałbym w końcu kiedyś załapać się na jakiś film pełnometrażowy. Gdzie wymaga się napisania muzyki do 3h. Jest to wyzwanie i marzenie. A skoro jest to marzenie, to się spełni prędzej czy później, ale trzeba walczyć o to by się spełniło. Przy tej okazji chciałbym serdecznie podziękować redakcji FilmMusic.pl, zwłaszcza Łukaszowi Koperskiemu. Dziękuję za rozmowę.
To my dziękujemy ze poświęcony czas i życzymy dalszego muzycznego rozwoju, kolejnych filmów do zilustrowania i oczywiście spełnienia tego największego marzenia.
O tym, jak muzyka Piotra spisuje się w filmie Alan Urana Powrót możecie przekonać się tutaj. Soundtrack zaś (w tym utwory w filmie niewykorzystane) możecie zupełnie za darmo pobrać klikając tutaj.