Termin Event Horizon znaczy tyle co „horyzont zdarzeń” – punkt, w którym nic, nawet światło nie zdoła uniknąć wchłonięcia przez tajemniczy obiekt (choć nie można go zobaczyć) zwany czarną dziurą. Tak ciekawie oto nazywał się horror science-fiction z 1997 roku, przetłumaczony przez naszych, genialnych, rodzimych tłumaczy jako „Ukryty wymiar”. Ten dość średni horror, czerpiący nachalnie pomysły z takich filmów jak „2001.Odyseja kosmiczna”, „Lśnienie” i innych obrazów traktujących o nawiedzonych domach zapewne popadłby do dzisiaj w niebyt, gdyby nie dość niezwykła muzyka, która została do niego napisana. Wszyscy znają rozległe, muzyczne kontakty ś.p. Michaela Kamena, który pracował z wieloma artystami muzyki popularnej od Erica Claptona na Metallica kończywszy, ale tym razem pan Kamen zasymilował swoją klasyczną partyturę z bardzo znaną grupą techno Orbital. Znaną przede wszystkim w kontekście filmowym z nowej aranżacji tematu „Świętego”.
Otóż mieszanka ta jest dość unikalna. Sama struktura ścieżki dźwiękowej (przynajmniej w warstwie orkiestrowej) sięga od kreowanej atmosfery cudowności i niesamowitości, tak potrzebnej i zawsze dodającej kinu s-f klasy i splendoru po hipnotyczne, mocne techno. Dość dużym zaskoczeniem jest fakt, że album składa się z zaledwie czterech utworów, w tym trzech sięgających średnio 13-tu minut, zmontowanych w formę suit łączących poszczególne partie muzycznego materiału z filmu. Michael Kamen, choć jego styl zawsze emanuje wewnętrznym ciepłem i elegancją harmonicznego ładu, tutaj doskonale czuje klimat horroru. Wykorzystuje wszelkie znane techniki kompozycyjne „pod” ten gatunek. Od szybkich sekwencji smyczkowych, uderzeń perkusji, fanfar trąb, „grubego i brudnego” użycia rogów po wplecione uderzenia fortepianu czy subtelne, niespokojne kreowanie atmosfery w spokojniejszych partiach ścieżki dźwiękowej (choć jest ich tutaj dość mało). Bardzo ważną rolę w kreowaniu klimatu niepokoju odgrywa także elektronika oraz sampling imitujący przeróżne dziwaczne odgłosy i efekty dźwiękowe, które powodują, że słuchacz zapewne pomyśli sobie: „co za cholera?”. Jedne przypominają na przykład ludzki oddech a inne są tak dziwaczne, że przypominają mi odgłos ziewania mojego psa… Oczywiście psychodelicznego, niemal diabelskiego nastroju dodają dynamiczne, transowe szarże formacji Orbital. Samplowany jest również chór, który pogłębia wraz z hipnotycznym połączeniem muzyki Kamena i Orbital ponurą atmosferę.
Symbioza stylów obu twórców jest bardzo udana, w momentach dorównując ekscytującemu połączeniu symfoniki i sztucznego brzmienia w „Matrix.Reaktywacji” a to chyba już bardzo dobra rekomendacja. Zdecydowanie najlepszym utworem jest otwierający The Forward Decks, który jest popisem Michaela Kamena w swoich dość atonalnych wariacjach na orkiestrę, gdy jesteśmy świadkami kreowania dramatycznej i trzymającej w napięciu muzyki science-fiction poprzez budujące sekwencje na sekcję dętą i ekspresowe smyczki (przede wszystkim godny uwagi jest znakomity moment od 7 minuty). Oczywiście stale obecny jest w tle hipnotyczny podkład Orbital, ale podobnie jak w przypadku wspomnianego „The Matrix Reloaded” i Dona Davisa, gdy tylko „włącza się do gry” Michael Kamen, zdobywa on całą mu należną uwagę. Dalej na albumie muzyka nie zachowuje już choćby oznak harmonii, gdyż następne utwory są bliższe raczej typowej muzyce do horroru i budowaniu nastroju. Co ciekawe, w odpowiedzi na psychodeliczną naturę elektronicznego akompaniamentu grupy Orbital, Michael Kamen stara się wtrącić tam bardzo klasyczne a wręcz romantyczne, bliskie nawet Jerry Goldsmithowi i jego „Obcemu” frazy na fagoty czy klarnety. Na dokładkę kilka momentów przypomina bardzo, ni mniej, ni więcej, tylko Święto wiosny Igora Strawińskiego.
„Event Horizon” nie jest typowym soundtrackiem. Dla wielbicieli czystego, orkiestrowego brzmienia zapewne trudna „w przejściu” będzie stała obecność transowego stylu Orbital a z kolei wielbicieli mocnej elektroniki mogą znudzić symfoniczne, dysonansowe wariacje Michaela Kamena. Za to ukontentowani z tej pozycji powinni być fani orkiestracyjnych eksperymentów Elliota Goldenthala i choćby jego „Final Fantasy” czy niepokojącego, nerwowego stylu Dona Davisa. Jeżeli oceniać oddzielnie wkład obu twórców, to bez wątpienia na najwyższe słowa uznania zasługuje znakomita muzyka orkiestrowa Kamena (jak na gatunek horror). Elektronika grupy Orbital wprowadza wiele dziwności i niepokoju i również dobrze spełnia swe zadanie, ale głównie gdy jest dodatkiem do muzyki kompozytora. Istnieją na płycie momenty dość drażniącego eksperymentowania z elektroniką (np. dość podobny elektroniczny sample do użytego przez Morricone w „Misji na Marsa”, „bulgoczącego” motywu) i pełnego, atonalnego, (np. „Aliens”), atmosferycznego underscore’u. Nie znajdziemy tu tematów, chociaż ostatni, „zaledwie” pięcio-minutowy utwór jest niejako przypomnieniem głównego tematu score’u. Niewątpliwie Michael Kamen udowodnił kolejny raz, że nie obca mu jest współpraca z nawet tak dalekimi stylistycznie od jego własnej muzyki twórcami i potrafi stworzyć bardzo interesującą, nietuzinkową muzyczną mieszankę.