Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Abel Korzeniowski

Escape From Tomorrow

(2013)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 17-10-2013 r.

Ucieczka od jutra, reżyserski debiut Randy Moore’a, jeden z bardziej kontrowersyjnych filmów ostatnich lat, zaskakuje na kilku poziomach. Kręcony w partyzanckich warunkach na terenie Disneylandów (brak pozwolenia ze strony koncernu Disneya) i za pomocą miniaturowych kamer, operuje dodatkowo klimatycznymi, czarno-białymi zdjęciami. Jest jednocześnie zjadliwą satyrą na amerykańską kulturę masową, dramatem rodzinnym a także niepokojącym i dziwacznym tworem na granicy snu i jawy (przypominając kino Davida Lyncha i Terry Gilliama), przyprawionym szczyptą odwróconego w krzywym zwierciadle fantasy a nawet science-fiction. Twórcy nie byli pewni czy oprócz paru festiwalowych pokazów obraz ten ujrzy w ogóle światło dzienne, w dalszym ciągu obawiając się prawnych kroków ze strony korporacji spod znaku Myszki Mickey. By było jeszcze ciekawiej, za muzykę do tej na wskroś amerykańskiej historii odpowiada nasz rodak Abel Korzeniowski, który jak widać takich wyzwań się nie boi. Ba – skomponował ją za darmo! Autor Samotnego mężczyzny znalazł się w projekcie z uwagi na swoją żonę Minę, która swego czasu niańczyła dzieci reżysera. Można i tak. Rezultatem jest ścieżka, która raz, że odbiega dość znacząco od muzyki, z której powszechnie znany jest Polak; dwa, jest sentymentalnym powrotem w zasadzie do korzeni muzyki filmowej, tworząc jakościowy produkt, który zachwyca na kilku przynajmniej polach.

Na wstępie należy odnieść się do źródeł i inspiracji Korzeniowskiego, którymi jest przede wszystkim muzyczna konwencja Złotej i Srebrnej Ery muzyki hollywoodzkiej. Stąd też Escape From Tomorrow jest tworem silnie symfonicznym, ze specyficznymi dla Golden Age’u orkiestracjami i zabiegami kompozycyjnymi, chociaż można w nim wyczuć także pewien pierwiastek europejskości, który może dostarczyć twórca z naszego kręgu kulturowego. Muzyka Polaka opiera się na mocnym kręgosłupie tematycznym i właściwie większość segmentów ścieżki ma swoją odrębną muzyczną sygnaturę. Nad ścieżką góruje majestatyczny temat przewodni, który śmiało mógłby pochodzić z czasów świetności polskiej muzyki filmowej, sugerując takie nazwiska jak Dębski czy Kilar. Czuć w nim pewien idealizm związany z sferą bajkowości, przygody, wspomnień czasu dzieciństwa a szeroka sekcja smyczkowa, harfa i instrumenty drewniane tworzą odrealniony komentarz do pobytu filmowej rodziny w pozornie czarującym świecie Disneya. Pochodną tego tematu jest jego eteryczna, nieco uwodzicielska wariacja (Magic Kingdom) na szemrzące smyczki, basy i ksylofon, wskazując na przyprószoną mrokiem lirykę, której mistrzem był choćby w Vertigo Bernard Herrmann. To do tej ilustracji główny bohater toczy uwodzicielskie rozmowy z pewną emerytowaną wróżką. W klimaty dziwaczności ucieka natomiast fragment Mystery Man, który brzmi jak eksperyment Angelo Badalamentiego z któregoś z filmów Lyncha, prezentując zarówno grające w horrorowym uniesieniu smyczki jak i syntezatorowe tło i bas.

Poznając Escape From Tomorrow możemy również natrafić na muzykę epicką w wyrazie. Oprócz głównego tematu, zdecydowanym szlagierem ścieżki jest porywający Fantasy Girl, krótki marsz-fanfara do sekwencji z symulatora lotu Soarin’ Over California, który nawiązuje swoimi ekspresowymi smyczkami, werblem oraz przekrzykującymi się trąbkami do największych osiągnięć Goldsmitha (właśnie on jest autorem oprawy do tego symulatora), Hornera czy Barry’ego. Mocniejsza ilustracja, niemal muzyka akcji, spotka nas natomiast w Fireworks. Korzeniowski zaskakująco łączy potężne, dramatyczne frazy orkiestry, dzwony, efekty orkiestracyjne przypominające odgłos ostrzonej piły oraz chórki dziecięce, które spokojnie mogłyby pochodzić z soundtracka Kenji Kawaia. Daje to zupełnie szalony, surrealistyczny efekt, pokazując jakiej klasy kompozytorem i muzycznym aranżerem jest Polak. Elementy świata dziecięcego powrócą wraz z domykającym płytę Imaginate!, zabawnym big-bandowym numerem, nie gorszym od tego co w latach 90-ych tworzyli w tej materii choćby Williams (Hook) czy Elfman. To kolejny przejaw różnorodności i eklektyzmu Escape From Tomorrow. Kulminację ścieżki (a także filmu) stanowi natomiast Wielki finał, intensywna ilustracja, przypominająca romantyczno-dramatyczne ekspresje znane z twórczości Wojciecha Kilara (kłania się tu szczególnie Smuga cienia). Te cztery minuty to dramaturgia bardzo wysokiego sortu, z buzującą orkiestrą, „falującym” fortepianem, doskonałymi orkiestracjami i potężnymi intonacjami tematu przewodniego. Fragment kończy obowiązkowo uskuteczniana w konwencji starego Hollywood (czy ścieżek Johna Williamsa) fanfara.

Tak sporo muzycznej analizy i niekłamanego zachwytu dla…22 minutowego grania? Owszem, wydany jedynie cyfrowo Escape From Tomorrow nie trwa nawet pół godziny i ktoś może uznać, że to w zasadzie praca nie kwalifikująca się na „pełnoprawne” wydanie, lecz doskonale znamy starą maksymę, iż liczy się nie ilość a jakość. Poniżej spróbuję odpowiedzieć dlaczego Ucieczka być może trwa tyle ile trwa, jednak nie można odnieść wrażenia, iż w tych 22 minutach jest kilka razy więcej muzycznej esencji niż w 78-minutowych kolosach wydawniczych, które zalewają rynek soundtrackowy. Takie są fakty. Co mogło spowodować, iż materiał jest tak krótki? Podejrzewam, iż w jakimś stopniu kwestie finansowe. Zauważmy, iż muzyka wykonywana jest (i to znakomicie!) nie przez byle kogo, bo przez hollywoodzkich muzyków sesyjnych (Hollywood Studio Symphony). Escape From Tomorrow to niezależna produkcja, na dodatek z takim bagażem „przeżyć” (post-produkcja odbywała się w Korei, aby wyeliminować ryzyko zastopowania projektu przez Disneya), że aż dziw bierze, że nagrał to zespół, który właściwie obsługuje tylko duże, hollywoodzkie produkcje.

Musimy sobie też uzmysłowić, iż w samym filmie, oprócz oryginalnego score’u (w tym z kilkoma powtórzeniami głównego tematu), jest również sporo tzw. muzyki źródłowej czy też użytkowej. Mam tu na myśli różne krótkie, czasami dziwaczne lub zabawne przerywniki, w tym zabarwioną francuskimi wpływami muzykę związaną z postaciami dwóch Francuzek, które mieszają w głowie głównemu bohaterowi, tradycyjną muzykę hiszpańską, polkę itp. Inna kwestia, to użycie w filmie muzyki wcześniej istniejącej, także z poprzednich filmów Korzeniowskiego. Znalazły się tu fragmenty Anioła w Krakowie, Dużego zwierza, jak również Fahrenheita 451 Herrmanna, Białego oraz Niebieskigo Zbigniewa Preisnera, utwór znanego hollywoodzkiego pianisty Randy Kerbera czy inna muzyka klasyczna lub współczesna. Tak więc widać, że oryginalnego, soundtrackowego materiału Korzeniowskiego wcale nie było tak dużo. Ten mocno eklektyczny (i trzeba przyznać – wyszukany) miks tworzy bardzo specyficzną, dość unikalną całość, pokazując również muzyczny „węch” młodego reżysera (któremu pewne rzeczy z pewnością podpowiedział Korzeniowski…).

Escape From Tomorrow jest bez wątpliwości kolejną wysokiej klasy kompozycją na koncie Abla Korzeniowskiego. Choć największy rozgłos jak na razie przyniosło mu poważniejsze, intelektualne granie do takich obrazów jak W.E. i A Single Man, oprawa dźwiękowa do tego obrazu może się okazać w perspektywie czasu jednym z jego największych dokonań w karierze. Intensywna dramatyka oparta jest w jakimś stopniu na poprzednich jego dokonaniach do kina poważnego, ale chyba bliżej tej ścieżce do bardziej konwencjonalnych, utrzymanych w klimatach przygody, magii oraz dziecięcej niewinności opraw Gwiazdki Kopernika czy Terry. Smaczku całości dodaje fakt, że Polak zajął się po raz pierwszy w karierze także dyrygenturą ścieżki. Ucieczka to dzieło specjalne, wyłamujące się schematom, prawdziwe, klasyczne w wyrazie filmowo-muzyczne „mięso”, nie skażone współczesnymi pseudo-trendami i kompromisami.

Mimo tego, że Polak inspiruje się przeszłością muzyki filmowej, nie sposób nie docenić intelektualnego oraz świeżego podejścia w wyborze takiej a nie innej konwencji muzycznej w obliczu czarno-białego filmu i surowej, naturalistycznej realizacji (większość ujęć kręcona „z ręki”), który przecież można byłoby zilustrować zupełnie inaczej, po „współczesnemu”. Dlatego też Escape przypomina mi choćby Artystę Bource’a i Angel Rombiego, które równie silnie czerpały z tej stylistyki, ze znakomitym zresztą skutkiem. Partytura Korzeniowskiego pełni także bardzo ważną rolę w filmie. Jest to przede wszystkim muzyka, którą słychać, nie rzadko na pierwszym planie, potęgując specyficzny klimat filmu Moore’a. Bez niej byłby raczej innym, uboższym i nie tak sugestywnym obrazem. To jedna z najlepszych opraw dźwiękowych 2013 roku i pewnego rodzaju „Ucieczka od jutra” – jutra kiepskich, wymęczonych i wtórnych ścieżek dźwiękowych. Dlatego lepiej pozostać w tym soundtrackowym Disneyworldzie i już dziś zagłębić się w Escape From Tomorrow.

Najnowsze recenzje

Komentarze