Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Maurice Jarre

Enemy Mine (Mój własny wróg)

(1986)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 15-04-2007 r.

„Wrogowie, ponieważ nauczono ich nimi być. Sprzymierzeńcy, ponieważ musieli nimi być. Bracia, ponieważ odważyli się nimi być.”

Takie słowa znajdziecie na plakacie jednego z moim zdaniem lepszych filmów sci-fi w historii. Mój własny wróg Wolfganga Petersena jest ekranizacją wspaniałej mikro-powieści Barry’ego B. Longyeara. Opowiada o człowieku i przedstawicielu obcej cywilizacji – Draku, którzy jako żołnierze walczą przeciwko sobie w kosmicznej wojnie. Los sprawia, że obaj awaryjnie lądują na niezamieszkałej, nieprzyjaznej planecie, gdzie aby przeżyć będą musieli współpracować. Podobnie jak Niekończąca się opowieść – wcześniejszy film Petersena, Enemy Mine obok interesującej fabuły jest także bardzo ładny od strony wizualnej i muzycznej. Za tę drugą odpowiedzialny był Maurice Jarre. Czy Petersen z własnej woli zarzucił bardzo udaną współpracę z niemieckim kompozytorem Klausem Doldingerem (Okręt, Niekończąca się opowieść) na rzecz Francuza, czy też tak chcieli hollywoodzcy producenci, ciężko powiedzieć. Na pewno źle się nie stało, bo Jarre stworzył bardzo ciekawą kompozycję.

W Enemy Mine Maurice Jarre łączy brzmienie klasycznej orkiestry z syntezatorami, przy czym orkiestry na całe szczęście jest chyba trochę więcej. Elektronika odpowiada głównie za muzyczne tło, pogłos głównego tematu, chociaż czasami przejmuje na siebie prowadzenie melodii (zwłaszcza w pierwszych pięciu utworach, w których syntezatory jednak wyraźnie dominują). Głównie „ciężar” ten jednak kompozytor przekazał orkiestrze, tudzież solowym instrumentom, jak smyczki czy flet lub obój. To właśnie w takim instrumentarium najczęściej usłyszymy temat, który można uznać za motyw przewodni tej ścieżki dźwiękowej. Pojawia się mniej więcej w co drugim utworze albumu, a najbardziej wyraziście i chyba najładniej brzmi w „Davidge’s Lineage”. To łatwo wpadająca w ucho, bardzo spokojna, niemal kojąca melodia. Podobny charakter ma motyw małego Draka („The Small Drac”), tyle że ten ma w sobie jeszcze coś tajemniczego, jakiś pierwiastek magii i dziecięcej beztroski.

Kolejnym wspaniałym tematem jest radosny motyw przyjaźni, który usłyszymy na początku „The Relationship”, zaraz po bardzo sympatycznym wstępie na syntezator, takiej króciutkiej melodii typowej dla lat 80-tych. Ciekawą aranżację tego motywu Jarre zastosował w utworze „Football Game”, nadając mu formę wesołego marszu. Bardzo podobny jest motyw wędrówki, który usłyszymy tylko we wspaniałej orkiestralnej aranżacji w fantastycznym „Spring”. Jest to jeden z tych wspaniałych fanfarowych, przygodowych motywów, typowych dla kina tamtego okresu, w stylu znanym z prac Johna Williamsa, Jamesa Hornera i wielu innych, choć nie da się nie dostrzec jego podobieństw do III Symfonii Schumanna (zresztą tej samej, z której Horner czerpał przy Willow). Szkoda tylko, że utwór jest tak krótki. Wspomnieć należy jeszcze o jednej melodii- mrocznym temacie łowców Draków, który kilkakrotnie pojawia się na albumie w różnych aranżacjach, wprowadzając element niepokoju czy nawet tragizmu. Swój temat dostali też sami Drakowie. Niskie brzmienie stylizowanych na chór syntezatorów doskonale oddaje obcość tych postaci, ale jest raczej niemelodyjne i średnio atrakcyjne. Temat ten usłyszeć można choćby w „Before Drac Holy Council”, który to utwór „robi” w dużej mierze za suitę ukazującą ponownie większość tematów.

Jakie wady ma Enemy Mine? Dwie najważniejsze nazywają się „Fyrine IV” i „The Crate”. Pierwszy z tych utworów to elektroniczna tapeta, ilustrująca w filmie pustkę kosmosu, czy niegościnne krajobrazy planety, na którą trafiają bohaterowie. To da się jeszcze przeboleć, natomiast druga z tych ścieżek jest prawdziwym koszmarem w słuchaniu. W filmie występuje w scenach ataku podziemnego stwora i tam jeszcze jako tako się sprawdza, ale słuchając płyty niemal za każdym razem przeskakuję ten utwór, który przypomina trochę najmniej „słuchalne” fragmenty Terminatora Brada Fiedela. Mimo tych dwóch „koszmarków” i mimo, że momentami słychać, iż w tym samym roku Jarre tworzył Mad Max Beyond Thunderdome, Enemy Mine to bardzo dobra partytura, którą z czystym sumieniem można polecić. W końcu dwa słabsze utwory nie mogą przesłonić znakomitej reszty. Zwłaszcza, że rzadko trafiają się soundtracki tak bogate we wspaniałe, porywające tematy. Dziś takich płyt ze świecą szukać, naprawdę warto więc poruszyć niebo i ziemię, by zdobyć Enemy Mine – a może będzie trzeba, gdyż aktualnie ten score jest niestety bardzo trudno dostępny.

Najnowsze recenzje

Komentarze