Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Danny Elfman

Dolores Claiborne – The Deluxe Edition

(2020)
4,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 16-03-2020 r.

Żaden pisarz nie cieszy się tak wielkim „braniem” wśród filmowców, jak Stephen King. Autor dziesiątek powieści grozy i fantastyki nie zawsze ma jednak szczęście do adaptacji. Tylko nieliczne produkcje przedzierają się do świadomości szerszego grona odbiorców, a jeszcze mniej cieszy się uznaniem krytyków. I choć Dolores Claiborne nigdy nie zaliczała się do ścisłego grona bestsellerów, najwyraźniej przypadła do gustu odbiorcom. Film Taylora Hackforda przedstawia nam historię kobiety, która zostaje oskarżona o morderstwo. Odwiedza ją córka Selena pragnąca dowiedzieć się prawdy na temat tego wydarzenia. Spotkanie po latach jest jednak okazją do rozliczenia się z trudną przeszłością. Fenomenalna kreacja Kathy Bates jest siłą napędową tego thrillera psychologicznego, który z wielkim wyczuciem podchodzi do kwestii przemocy domowej i nadużyć seksualnych. Niespiesznie prowadzona narracja miota widza pomiędzy dwoma liniami czasowymi, w jakich rozgrywa się akcja. A specyficzna kolorystyka zdjęć pilnuje swoistego porządku w prezentowanej treści. I mimo dwudziestu pięciu lat, jakie upłynęły od premiery, Dolores Claiborne wydaje się filmem stale aktualnym, dotykającym niełatwych zagadnień i dającym sporo do myślenia.

Na pewno wiele intelektualnej pracy musiał w ten projekt włożyć kompozytor, którego zatrudniono do stworzenia ścieżki dźwiękowej. A był nim Danny Elfman, który w połowie lat 90. zdążył już zyskać status jednego z najlepszych i najbardziej rozchwytywanych twórców muzyki filmowej w Hollywood. Mimo że na koncie nie miał jeszcze żadnych znaczących wyróżnień, to doświadczenie jakim dysponował było godne podziwu. Filmy sensacyjne, komedie, ekranizacje komiksowe, animacje oraz dramaty. Nie było przestrzeni, w jakiej Elfman nie mógłby się czuć komfortowo. I choć Amerykanin kojarzony był głównie z szalonymi pomysłami oraz współpracą z Timem Burtonem, to właśnie jemu przypadło w udziale stworzenie być może pierwszego w swojej karierze, zupełnie poważnego, opartego głównie na sekcji smyczkowej materiału muzycznego.

Szukając sposobu na pogodzenie w ramach jednej ilustracji dwóch odrębnie prowadzonych historii, Danny Elfman zdecydował, że skoncentruje się tylko na jednej. Właściwie cała ilustracja muzyczna jest więc przyporządkowana scenom retrospekcji, tylko sporadycznie dopowiadając wydarzenia, które dzieją się współcześnie. Nie to było jednak unikatowe w podejściu kompozytora, tylko sam proces tworzenia ilustracji. Przywykły do kreowania w pierwszej kolejności materiału tematycznego, tym razem postanowił skupić się na emocjach głównych bohaterów. Dolores Claiborne wyłamała się zatem z serii ścieżek dźwiękowych podporządkowanych pewnej tematyce. Cała muzyka, mimo dosyć melodyjnego charakteru i faktycznej obecności kilku motywów, bardziej przypominać może prace Bernarda Herrmanna, który swoje partytury do thrillerów i filmów grozy opierał głównie na instrumentach smyczkowych, fortepianie oraz harfie. To wszystko oczywiście znalazło swoje miejsce w muzyce do Dolores, ale w nieco bardziej współczesnym wydaniu. Przestrzeń filmowa wydaje się bowiem dosyć szczelnie zagospodarowana muzyką. Dosyć oszczędną w środkach, choć pod względem emocjonalnym wywarzającą wiele nieotwartych do tej pory przez tego kompozytora furtek. Budowanie takich minimalistycznych, przesiąkniętych smutkiem i żalem, pejzaży muzycznych, wyszło Elfmanowi całkiem dobrze. To właśnie dzięki jego ścieżce dźwiękowej obraz Hackforda nabiera specyficznej „ostrości”, a towarzyszące głównym bohaterkom emocje są jakby dodatkowo wzmacniane. Nie można więc nie docenić wkładu oprawy muzycznej w odbiór Dolores Claiborne. I tak jak w przypadku wielu podobnych prac, moc sprawcza ścieżki dźwiękowej Elfmana objawia się tylko w towarzystwie rzeczonego obrazu.

Gorzej jeśli zechcemy podobne wrażenia przenieść na indywidualne doświadczenie soundtrackowe. Oczywiście nie stanowiło to przeszkody, aby w okolicach premiery filmu Hackforda, pojawił się stosowny album płytowy. Wydany został nakładem Varese Sarabande i stawiał przed odbiorcą selekcję dziewięciu (głównie najdłuższych) utworów o niezbyt porywającej treści. Mimo tego krążek dosyć szybko zniknął z półek sklepowych stając się dla wielu miłośników twórczości Elfmana oraz kolekcjonerów swoistym „białym krukiem”. Dopiero w roku 2020, dokładnie w dwudziestą piątą rocznicę premiery obrazu na rynku ponownie zagościł ten album, tym razem w kompletnej formie wydany w limitowanym nakładzie w ramach serii klubowej Deluxe Edition. Czy zgromadzone na dwóch krążkach utwory są wdzięcznym materiałem do słuchania? Nie byłbym tego taki pewien. Skoro już pierwotnie wydany album mógł wystawiać cierpliwość odbiorcy na pewną próbę, to półtoragodzinny score będzie tylko potęgował te odczucia. Ale po kolei.

Elfman stworzył na potrzeby filmu niewiele ponad 80 minut ilustracji muzycznej. Wszystko to znalazło się na specjalnym wydaniu soundtracku plus trzy alternatywne wykonania wcześniej usłyszanych utworów. Jak już wspomniałem, materiał muzyczny sam w sobie nie jest zbyt pasjonujący. Zanurzony w smyczkowo-fortepianowej melancholii tylko sporadycznie dopowiadany jest innym instrumentarium. Najwięcej pod tym względem dzieje się w muzycznej akcji, gdzie „nerwowe” szybkie pociągnięcia smyczków dynamizowane są przez perkusjonalia, a w momentach kulminacji włączają się również dęciaki. Analogiczne fragmenty pojawiają się w kontekście scen ukazujących Joe znęcającego się nad swoją żoną oraz córką. A swoje apogeum zyskują w sekwencji finalnej konfrontacji kończącej się tragicznie dla jednego z bohaterów. Wszystko to jednak mieliśmy już okazję usłyszeć na oryginalnym soundtracku z 1995 roku. Czy najnowsze wydanie wnosi cokolwiek nowego do zasłyszanej wcześniej treści?



W kategoriach tematyczno-stylistycznych na pewno nie. Gdy jednak uwzględnimy element narracyjny, wtedy dwupłytowy album okazuje się lepszym rozwiązaniem, by w pełni zrozumieć tę pracę. Szczególnie ważne wydaje się to w kontekście samego finału, gdzie otrzymujemy kilka bardziej dynamicznych fragmentów opisujących konflikt między Joe a Seleną. Zanim jednak zanurzymy się w tych nasączonych dramaturgią kawałkach, przed nami kilkadziesiąt minut trudnej w obyciu ilustracji. Na ogół depresyjnej, oszczędnej w formie oraz treści i tylko nierzadko pozwalającej sobie na chwilę emocjonalnego wzburzenia.

Warto odnotować, że taka partytura znalazła się w dorobku Danny’ego Elfmana, kompozytora kojarzonego głównie z nieszablonowymi, bogato aranżowanymi ścieżkami dźwiękowymi z chwytliwą tematyką. Dolores Claiborne wyłamała się niejako z tego schematu. Dla niego samego była natomiast dosyć ważnym doświadczeniem otwierającym go na podobne gatunkowo projekty. Warto więc poznać tę pracę, choć inwestowanie w drogi, sprowadzany zza oceanu specjał niech pozostanie tylko fanaberią kolekcjonerów oraz wielkich miłośników twórczości Danny’ego Elfmana.

Najnowsze recenzje

Komentarze