Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Thomas Newman

Debt, The (Dług)

(2011)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 12-12-2011 r.

Soundtrackowym wydarzeniem sezonu 2011 był podwójny powrót Johna Williamsa – to nie ulega wątpliwości. Nieco w jego cieniu odbył się inny mocno wyczekiwany „comeback”: po długiej przerwie dał o sobie znać Thomas Newman, i to w imponującym stylu, wydając w ciągu jednego roku aż cztery nowe albumy. The Debt jest wśród nich przypadkiem szczególnym – ukończony w 2010 roku film Johna Maddena przeleżał parę miesięcy na dystrybutorskiej półce i dopiero niedawno ujrzał światło dzienne na masową skalę. Na przydługie milczenie Newmana miały zatem wpływ czynniki zewnętrzne – na szczęście wydawniczy impas Amerykanin ma już za sobą.

Dług jest projektem dla twórcy American Beauty nietypowym. Klimatyczny thriller osadzony w latach 70-tych silnie odbiega od preferowanych przez Newmana gatunków dramatu i animacji, choć z recenzenckiej uczciwości trzeba zauważyć , że na przestrzeni ostatniego dziesięciolecia kompozytor od szeroko pojętych thrillerów tak naprawdę wcale nie stronił (In the Bedroom, Road to Perdition, The Good German). Mając w pamięci niestandardową jak na Newmana tematykę wcześniejszego o parę miesięcy The Adjustment Bureau, pozostaje tylko cieszyć się, że Hollywood zdecydował się skorzystać z usług artysty na skalę większą niż w ostatnich latach.


The Debt niestety nie jest jednak powrotem w wielkim stylu, jakiego mogliby sobie życzyć fani gatunku. Wynika to chyba ze specyficznej (i średnio trafionej) koncepcji, o jaką Newman oparł ścieżkę, zatapiając swoje znaki firmowe w elektronicznym sosie z dodatkiem muzyki akcji, niosącej wyraźne piętno postprodukcyjnego temp-tracku w postaci prac Johna Powella do serii o przygodach Jasona Bourne’a. Ten ostatni element dobrze wyczuwalny jest w skądinąd udanych i w filmie całkiem ekscytujących utworach One More Parcel oraz An Unscheduled Stop, gdzie słychać echo powellowskich, paranoicznych ostinat i silnych akcentów perkusyjnych, którymi uczeń Hansa Zimmera przed paroma laty zredefiniował gatunek nowoczesnego thrillera szpiegowskiego. W wersji newmanowskiej podobne pomysły nie mają siły oryginałów, ale są wystarczająco sprawne, by zapewnić filmowym scenom odpowiednią dawkę adrenaliny.

To co najciekawsze rozgrywa się jednak poza muzyką akcji. Szczególny magnetyzm posiada Ho to Die (Main Title), utwór którym Newman podpisuje thriller Maddena swoją sygnaturą; Błyskotliwy, skrzący się energią, znakomicie napędzający całą sekwencję, pokazuje że nawet w kinie sensacyjnym pokusić się można o rozwiązania oryginalne, nawet jeśli na pozór gryzące się z powagą ekranowej opowieści. Równie ciekawym jest, jak Newman przemyca gdzieniegdzie – np. Airplane Open, Safe House – podskórnie wyczuwalne, elektroniczne klezmerskie mikromotywy (trudne do świadomego wychwycenia dla słuchacza przyzwyczajonego do aranżacji klarnet-skrzypce); długa droga od newmanowskiej sfery sugestii do monumentalizmu williamsowskiego Monachium.

Filmowy aspekt kompozycji dzieli się na fragmenty efektowne, tapeciarskie oraz – najrzadsze – nietrafione. Muzycznie bryluje głównie pierwsza część opowieści: najpierw zaskakująca świeżym, jak na staroświecki thriller, elektronicznym podejściem (Airplane Open, How to Die (Main Title)) do ilustracji, potem zaś skutecznie nakręcająca napięcie w kluczowych sekwencjach akcji (One More Parcel, An Unscheduled Stop). Gdzieś w międzyczasie to interesujące odmłodzenie konwencji zaczyna jednak ustępować miejsca anemicznemu tłu, które nawet w scenach o charakterze obyczajowo-psychologicznym cechują się małym jak na standardy Newmana wyrafinowaniem. Im bliżej finału, tym większej sztuczności nabiera konwencja ścieżki, a jej hermetyczność i jednostajność robią się uciążliwe (wątek ukraiński zilustrowany jest wyjątkowo bez finezji). Wyraźny kiks ilustracyjny pojawia się natomiast w scenie przyjęcia w domu Rachel i Stephana. Newman jest trochę sam sobie winien, gdyż jego dramatyczna maniera stała się sygnaturą amerykańskiego suburban drama – i gdy fortepianowe frazy rodem z American Beauty czy The Revolutionary Road słychać podczas imprezy byłych szpiegów w Izraelu lat 70-tych (Elsa Roget), brzmią one, co tu dużo mówić, boleśnie nieautentycznie.

The Debt to dziwna mieszanka, coś w rodzaju krzyżówki stylu Thomasa Newmana z muzyką akcji Johna Powella i elektroniką, jakiej można by szukać u kogoś pokroju Marka Ishama, krzyżówki nieprzeprowadzonej konsekwentnie do końca. Stąd byc może płynie pewna nijakość albumowego odbioru ścieżki, która odbiera sporo przyjemności z obcowania z produktem jak na Newmana stosunkowo oryginalnym. Kompozycja wydaje się bowiem ospała i poza paroma centralnymi momentami, wyprana z charakterystycznego dla muzyki Newmana entuzjazmu; nieszczególnie angażuje, pomieszana chronologia utworów gryzie się z logiką wydarzeń wyniesionych z seansu filmowego, a poczucia anemiczności dopełnia mętne nagranie, dalekie od ostrego jak brzytwa brzmienia powellowskiego Bourne’a. Podczas gdy The Adjustment Bureau zdawało się być zabawą oderwaną od filmu, The Debt poświęca muzyczną witalność na rzecz chłodnej funkcjonalności. Swoją podstawową rolę realizuje – niestety nie przejawia ambicji bycia niczym ponad klimatyczną tapetę.

Najnowsze recenzje

Komentarze