Cezary Skubiszewski

Death Defying Acts

(2008)
Death Defying Acts - okładka
Łukasz Koperski | 14-11-2008 r.

Death Defying Acts powstał zapewne na fali popularności filmów o magikach, jak Prestiż i Iluzjonista, jednak niestety słabszy jest zdecydowanie od nich obu, a ciekawy pomysł na sięgnięcie po historyczną postać najsłynniejszego iluzjonisty świata – Harry’ego Houdiniego i jego chęci demaskowania oszustów podających się za medium, został zmarnowany w mdłym romantycznym sosie z polewą pseudo-spirytystyczną. Nakręcony w 2007r. film pokazano wprawdzie światu jeszcze jesienią tamtego roku na festiwalu w Toronto ale do kin nawet w rodzimej Australii wszedł dopiero wiosną 2008 i kto wie czy te parę miesięcy przerwy po najpewniej chłodnym przyjęciu w Kanadzie, nie zostało wykorzystanych na jakieś drobne poprawki czy montażowe zmiany. Na niewiele się to wszakże zdało, bo film irytuje słabym scenariuszem i beznamiętnym wizerunkiem głównych bohaterów, w których rolach nie potrafią odnaleźć się tak dobrzy aktorzy, jak Guy Pearce i Catherine Zeta-Jones. Na całe szczęście są jeszcze postaci drugoplanowe – charakterystyczny Timothy Spall w roli sceptycznego przyjaciela/managera Houdiniego oraz kapitalna trzynastolatka Saoirse Ronan (mającą już na koncie nominację do Oscara za Pokutę) z łobuzerskim uśmiechem i bezbłędnym szkockim akcentem. Oprócz tych dwojga film ratują jeszcze nienaganne zdjęcia oraz muzyka, co cieszyć powinno nas, Polaków. Za nią bowiem odpowiedzialny był nasz rodak od ponad ćwierć wieku mieszkający w Australii i od połowy lat 90-tych z sukcesami tworzący dla tamtejszego kina i TV, Cezary Skubiszewski. Chyba po raz pierwszy miał szansę ze swoją partyturą trafić do szerszego grona odbiorców na całym świecie, ale nudny i rozczarowujący film Gillian Armstrong raczej Skubiszewskiego nie wypromuje.

A szkoda, bo polski kompozytor potwierdza w ścieżce dźwiękowej do Death Defying Acts, że nie bez powodu należy do najbardziej rozchwytywanych i cenionych kompozytorów na Antypodach. Muzyka wprawdzie aż tak mocno nie wybija się w samym obrazie, pomijając fantastyczny (ale tylko muzycznie) finał, zresztą score’u jako takiego nie ma w flmie szczególnie dużo, trochę za to przewija się napisanych przez Skubiszewskiego utworów źródłowych, które umieszczono także na wydanym przez Lakeshore Records albumie. Mamy więc na płycie utrzymany w hindusko-arabsko-klezmerskich klimatach podkład pod występ bohaterki Zety-Jones jako wróżki z Dalekiego Wschodu (Princes Kali), wykorzystujący takie egzotyczne instrumenty jak oud, dholak czy zurna. Znajdziemy też na krążku całkiem ciekawą ilustrację wygrywaną na pianinie pod niemy film o Houdinim (The Star Picture House), wieńczące pokaz iluzjonisty fanfary (w finale My Immortal Soul), fokstrota (chyba wiadomo, o który utwór chodzi) oraz utwór o charakterze tanga (Maid Does The Dishes). Od tej source music niedaleko odbiegają fragmenty z melodią prowadzoną przez saksofon sopranowy albo klarnet i przynoszącą skojarzenia z muzyką okresu międzywojennego, w którym rozgrywa się akcja obrazu. Niewątpliwie wszystkie wymienione kawałki bezbłędnie realizują swoje filmowe role, ukazują też zdolność Skubiszewskiego do wchodzenia w różne muzyczne style, jednak to nie one są największym atutem tej ścieżki.

To rozpoczynająca soundtrack suita w niespełna 8 minutach zbiera to, co najlepsze w partyturze polskiego emigranta. Rozpoczyna ją najczęściej, chociaż i tak stosunkowo rzadko, powtarzany w ścieżce dźwiękowej temat przynależny postaci Houdiniego. Nieco tajemnicza i odrobinę niepokojąca melodia w tej akurat aranżacji zostaje wsparta dźwiękami żeńskiego chóru zastosowanego w charakterze rytmicznego sampla, co dodaje jej dodatkowego smaczku. Następnie usłyszymy bardzo ładny liryczny temat zainicjowany przez pokrewną wiolonczeli violę da gamba, za chwilę podjęty przez flet. Oba instrumenty dodają tu pewnego etnicznego posmaku, brzmieniowo mogącego przypominać nieco podobne fragmenty Lord of the Rings Shore’a. Od tej ślicznej liryki przechodzimy do dramatyzmu zapowiedzianego wpierw mroczniejszymi, basowymi dźwiękami, na które Skubiszewski nakłada na moment mistyczny chór, a później znów flet. Jakaś jego celtycka odmiana przypomni w finale utworu temat liryczny w chyba najpiękniejszej wersji, zwieńczonej krótkim epickim wejściem orkiestry. Death Defying Suite bez wątpienia jest najefektowniejszym i najbardziej wyrazistym utworem na soundtracku i choćby dla tych 8 minut warto sięgnąć po cały album. Niestety, co trochę rozczarowujące, urocza liryka, zwłaszcza w kapitalnym etnicznym wydaniu, tak w filmie, jak i na płycie nie będzie już obecna aż do finału, do którego wstępem będzie subtelny i delikatny Just Like Falling zapoczątkowany przez szkocką harfę i fortepian. W dwóch ostatnich, bardzo intensywnych emocjonalnie utworach, najbardziej zaznaczających swą obecność w filmie, dopiero usłyszymy to, na co wielu pewnie czekać będzie już od Death Defying Suite.

Jako całość otrzymujemy jednak ostatecznie barwny, różnorodny stylistycznie album, na którym obok opisanych elementów znajdziemy także odrobinę mrocznego underscore, trochę spokojnych ale i tajemniczych zarazem muzycznych tekstur, a gdzieś tam przemknie jeszcze jakaś szkocka etnika (w końcu akcja toczy się w Edynburgu), albo jakiś dynamiczny, bardziej radosny fragment. Czy taka mieszanka ma szansę przypaść do gustu osobom, które nie widziały filmu? Wydaje mi się, że tak, ostatecznie tak świetnemu utworowi, jak Death Defying Suite obraz nie jest do niczego potrzebny, tym bardziej że film sam w sobie jest tak mało fascynujący. Każdy z utworów napisanych przez Polaka niewątpliwie trzyma też poziom i klasę, w jakim nie byłby stylu i jakiego nie miałby charakteru. Oczywiście nie można wykluczyć, że niektórzy słuchacze nie znajdą w źródłowych kompozycjach niczego dla siebie, niemniej score z Death Defying Acts wart jest zainteresowania. Skubiszewski bowiem daje nam to, co przecież tak lubimy, a czego tak nam ostatnio brakuje: wyrazistą tematykę, urokliwą etnikę, a wszystko nie pozbawione kompozytorskiego kunsztu i prawdziwych emocji. Nie jest to rzecz wybitna, jednak na tle mało satysfakcjonującego w muzyce filmowej roku 2008, soundtrack Polaka niewątpliwie się wyróżnia. Podobno kompozytor bardzo chciałby napisać partyturę do polskiego filmu. Ja jednak życzyłbym mu, żeby zilustrował wysokobudżetową hollywoodzką produkcję z gwiazdami formatu tych z Death Defying Acts, tym razem jednak naprawdę udaną i taką, która zwróci na niego uwagę może nawet przyznającej Oscary Akademii.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.