Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Barry

Dances With Wolves (Tańczący z wilkami)

(1990)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 27-04-2007 r.

Kiedy w 1990 roku debiutant na reżyserskim krześle i odtwórca głównej roli, Kevin Costner poprosił legendarnego już wtedy kompozytora Johna Barry’ego o skomponowanie muzyki do swojego epickiego westernu, nikt nie mógł przewidzieć jak wielki sukces z tego wyniknie. Sam Barry miał już wtedy 57 lat, natomiast nikt nie wróżył dobrze blisko 4-godzinnemu westernowi o białym, który znajduje schronienie w indiańskiej społeczności. Jednak los spłatał figla, na „Tańczącego z wilkami” spadł deszcz nagród z Oscarem dla najlepszego filmu roku włącznie, a publiczność „waliła drzwiami i oknami” aby zobaczyć to druzgocące dzieło filmowe. Obok wspaniałych zdjęć, chwytającej za serce historii, świetnego aktorstwa, to muzyka była duszą tego filmu i przyczyniła się do jego sukcesu.

Muzyka Barry’ego w epopeji Costnera gra ogromną, nieocenioną rolę. Sceneria i czasowe usytuowanie filmu pozwoliło Brytyjczykowi na stworzenie muzyki idealistycznej, bardzo romantycznej, wręcz nawet (a przede wszystkim) unikalnej w kontekście kierunków, w które zmierza dzisiejsza muzyka filmowa. Jak zawsze u Barry’ego partytura jest bardzo klasyczna, wykonywana przez całą symfoniczną orkiestrę. Królują tutaj wspaniałe tematy, które są bezwzględnym powodem, dla którego ta kompozycja jest tak kochana i traktowana z najwyższym szacunkiem do dzisiaj. Dość powiedzieć, że sześć pierwszych utworów przynosi nam intonację pięciu nowych tematów. Jeden piękniejszy od drugiego. Lwia część utworów funkcjonuje jako oddzielna kompozycja, która prezentuje nam co raz to nowe rozwiązania jeżeli nie w prezentacji nowego tematu, to przynajmniej w aranżacjach. Nie muszę dodawać, że słucha się tego wspaniale w tym sensie, że utwory są po prostu skrojone jak suity. Większa część partytury prowadzona jest przez wydawać się może mozolny, powolny rytm dostojnych instrumentów dętych oraz pełnej, epickiej sekcji smyczkowej, będącej niejako „przedłużeniem” podobnej stylowo kompozycji z „Pożegnania z Afryką”. Niewątpliwie chyba tylko tego typu muzyce potrafił dorównać James Horner ze swoją równie wybitną kompozycją do „Wichrów namiętności:. Godna wielkiej uwagi jest solowa trąbka Malcolma McNaba, szczególnie w ekspresyjnej solówce w Rescue of Dances With Wolves.

Może skupmy się bliżej nad tematami, bo chyba jedynie John Williams w swoich najwybitniejszych pracach zbliżył się do ilości i przede wszystkim jakości „Tańczącego z wilkami”. Temat Johna Dunbara to już chyba klasyka romantyzmu i piękna, które potrafią być stworzone w muzyce filmowej. Zaiste arcydzieło. Jest on wykorzystany w innej aranżacji w napisanym z niesłychanym rozmachem The Buffalo Hunt ze słynnej sceny polowania na bizony. To zdecydowanie najbardziej dynamiczna ścieżka na albumie, sensacyjna realizacja. Podobnych wrażeń dostarcza temat podróży głównego bohatera przy fantastycznych ujęciach amerykańskich przestrzeni i prerii, zaprezentowany po raz pierwszy w The Journey to Fort Sedgwick i przypominany częściej na albumie. „Ocieka” poprostu majestatyzmem i epiką. Inny temat podróży, to temat zasłyszany w utworze 4, choć podobny trochę do tematu głównego bohatera. W lirycznej naturze tematu Dunbara jest utrzymany temat wilka (Two Socks), głównie na flet, naznaczony ukrytym piętnem tragizmu. Podobnie piękny temat miłosny. Wyliczać możemy tak jeszcze… Oprócz tego mamy znakomitą, dramatyczną muzykę z napisów początkowych ze świetnym, trochę amerykańskim solo na trąbkę McNaba, które przechodzi w smyczkowe, nerwowe, długo budowane crescendo. Pojawia się tutaj również mroczny motyw, który prawdopodobnie ma symbolizować zagrożenie ze strony amerykańskiego wojska. Barry używa również jak gdyby „wyjętego” z marzeń sennych, żeńskiego chóru. Ten element niepewności jest rozwijany również w magicznym utworze 11 oraz w dwóch utworach z słowem „death” w tytule, gdzie możemy usłyszeć a-rytmiczną, tragiczną w wymowie perkusję. Nie można zapomnieć również o majestatycznym temacie bizonów z utworu 9, który oddaje całą potęgę tych zwierząt a zarazem smutek po całkowitym wytępieniu tego gatunku.

Długo by wymieniać wspaniałe momenty „Dances With Wolves”, takie bogactwo tematyczne i kompozycyjne zawiera ta muzyka. Powolny, czasami prze-melodramatyzowany styl Barry’ego tutaj nie nudzi tak jak w przypadku „Out of Africa”, gdyż większość z opisywnaych powyżej tematów czy utworów posiada coś więcej niż tylko romantyczne „ja” kompozytora, które dość często wykorzystuje przy każdej nadążającej się okazji, szczególnie w twórczości z ostatniego okresu. W muzyce czuć pochwałę, wręcz wezwanie do życia w zgodzie z naturą, przyrodą i oczywiście z drugim człowiekiem. Myślę, że Barry doskonale uchwycił i przede wszystkim poszerzył filozofię oraz silnie emocjonalne aspekty dzieła Costnera. Zasłużona oczywiście jest w tym kontekście czwarta statuetka Oscara dla Barry’ego za omawianą ilustrację. „Tańczący z wilkami” to dziś nadal kwintesencja romantyzmu i epickości – już zawsze, gdy tylko zobaczę przepastne krajobrazy amerykańskich prerii muzyka Barry’ego będzie tkwiła w mojej głowie. Jedna z najbardziej klasycznych i kto wie czy nie aspirująca do miana ścieżki dźwiękowej wszechczasów. Arcydzieło.

  • Recenzja wydania Expanded
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze