Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Adam Walaciński

Czterej pancerni i pies

(2020)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 14-12-2020 r.

Na tym serialu wychowywały się całe pokolenia. Mimo że przekłamywał historię i był tubą propagandową ówczesnej władzy, to jednak zdołał wyryć się w świadomości widzów na długie lata. Łączył wartką akcję ze ciekawie zarysowanymi wątkami dramatycznymi poszczególnych bohaterów, a wszystko to skąpane w duchu przygody. Prawdą jest, że jak mało który serial polskiej produkcji, mimo upływu przeszło pół wieku od premiery, Czterej pancerni i pies w dalszym ciągu gromadzą przed ekranami niezliczone rzesze odbiorców. Pokochaliśmy tę doborową mieszankę charakterów z równie charakternym czworonogiem, towarzyszącym im w licznych przygodach. Mało kto spośród współczesnych widzów wie, że pomysł na stworzenie tego serialu zaczerpnięty został z powieści Janusza Przymanowskiego. Pierwotnie planowany pełnometraż rozpisano jednak na wieloodcinkową historię. Za kamerą stanął Konrad Nałęcki, a o stworzenie ścieżki dźwiękowej poproszono Wojciecha Kilara. I tu zaczyna się najbardziej interesująca część powstawania Pancernych.



Praca Wojciecha Kilara nad tym serialem zakończyła się stosunkowo szybko, a jedyną pamiątką po nim była piosenka radiotelegrafistki, Wołam ciebie, jaką ostatecznie zdecydowano się umieścić w filmie. Umieszczono również nazwisko tego kompozytora w napisach końcowych, przez co mylnie identyfikowano piosenkę z czołówki z tym właśnie twórcą. Prawdą jest, że utwór Deszcze niespokojne, który dosyć szybko stał się swoistym szlagierem, to pomysł zaangażowanego na miejsce Kilara, Adama Walacińskiego. Mimo sceptycyzmu ze strony finansistów, skomponował i nagrał tę piosenkę zapraszając do współpracy znakomitego Edmunda Fettinga. O skutkach tej decyzji nie trzeba się zbytnio rozpisywać. Warto jednak zatrzymać się nad tym, co mogło umknąć statystycznemu odbiorcy podziwiającemu przygody Pancernych. Mianowicie nad muzyką ilustracyjną.

W tej materii Walaciński postawił na prostotę – tak melodyczną, jak i wykonawczą. Ta druga była w sumie pokłosiem dosyć dużych ograniczeń budżetowych, ale nie przeszkadzało to w tworzeniu iluzorycznego wrażenia zapełniania dźwiękowej przestrzeni za pomocą odpowiednich zabiegów aranżacyjnych. Cała ścieżka dźwiękowa to wypadkowa kilku tematów przypisanych poszczególnym postaciom lub sytuacjom w jakich się oni znajdują. I wszystko, co się „dzieje” w tej muzyce najprościej rzecz ujmując, obraca się wokół tych kilku idiomów. Z jednej strony sprawia to, że ścieżka dźwiękowa jest dosyć klarowna pod względem melodycznym i zaskakująco przystępna, jak na standardy gatunkowe czasów w jakich powstawała. Z drugiej może to rodzić pewne pretensje o upraszczanie partytury i sprowadzania jej do serii mniej lub bardziej wylewnych aranżów. Na szczęście Adam Walaciński wciska między kadry serię stricte-ilustracyjnych fragmentów, które bardziej niż na melodii polegają na kreowanych za pomocą prostych instrumentów orkiestrowych emocjach i nastrojach. Powstała w ten sposób muzyka tła mogła być wielokrotnie wykorzystywana w dalszych odcinkach. Fundamentem i punktem odniesienia pozostaje jednak tematyka, która mimo względnie dużej powtarzalności nie wywołuje w odbiorcy poczucia przesytu. Głównie dlatego, że samej muzyki w serialu nie uświadczymy aż nazbyt dużo. Większość scen jednak doskonale radzi sobie bez jakiekolwiek argumentu w postaci ilustracji muzycznej. Ale kiedy już twórcy decydują się na włączenie orkiestrowej ścieżki dźwiękowej, to możemy być pewni, że zostanie ona należycie wyeksponowana. Takie kreowanie dosyć klarownego przekazu na linii obraz-muzyka jest domeną większości produkcji tamtego okresu, choć nie każda może się poszczycić tak bogatym zapleczem tematycznym. Bo przecież poza melodią z czołówki dosyć często przetwarzaną w ilustracji, pojawia się całe mnóstwo innych, pobocznych motywów. Bardziej i mniej dramatycznych. Skąpanych w smutnej, melancholijnej wręcz wymowie i tak sielankowych, że aż trudno uwierzyć skąd mogą pochodzić. Przykładem tego ostatniego jest motyw Szarika, który melodycznie może kojarzyć się z powstałym kilka lat później tematem sympatycznego, choć fikcyjnego psiaka, Reksia. Podobieństwo może i przypadkowe, ale nasuwające pytania o to, w jakim stopniu ścieżka dźwiękowa do Pancernych rezonowała w świadomości ówczesnych twórców muzyki filmowej.

Jedno jest pewne. Przez te minione pół wieku rezonowała i to w sposób zauważalny wśród melomanów. Piosenka z czołówki wykonywana przez Fettinga przeszła do historii jako jeden z najbardziej rozpoznawalnych szlagierów polskiej piosenki filmowej. Co zaś się tyczy pozostałej pracy, jaką Walaciński wykonał na potrzeby Czterech pancernych, to od lat było to obiektem zainteresowania miłośników rodzimej muzyki filmowej. I kiedy już zaczęliśmy się godzić z faktem, że raczej nie ma co liczyć na publikację tych utworów w formie klasycznego soundtracku, wtedy na rynku pojawiła się pewna niszowa wytwórnia. Podmiot, który za punkt honoru obrał sobie przywracanie pamięci klasykom polskiej muzyki. Nie tylko filmowej, ale i popularnej, tworzonej na uboczu mainstreamu, ale niewątpliwie wpływającej na jego brzmienie. GAD Records, to fenomen dzięki któremu mnóstwo kultowych, polskich ścieżek dźwiękowych ma okazję uchronić przed zgubnym działaniem upływu czasu. Jedną z nich jest właśnie muzyka do Czterech pancernych.

Nie będę mydlił oczu, że swoją ocenę względem tego wydania opieram tylko i wyłącznie na obiektywnej ocenie działania muzyki w obrazie oraz konfrontacji tych wrażeń z odsłuchem albumu soundtrackowego. Kiedy w grę wchodzą emocje związane z jakimś ponadczasowym klasykiem, pewne względny estetyczno-praktyczne schodzą na dalszy plan. I mimo że trudno zarzucić tej muzyce rozmijanie się z obrazem, to jednak entuzjazm niektórych melomanów może ostudzić materiałem, jako ostatecznie znalazł się na albumie soundtrackowym. Przygodę tę zaczynamy mocnym akcentem – od prezentacji piosenki z czołówki. Ciekawie jest również w dalszej części, kiedy odsłaniane są przed nami kolejne karty tematyczne, jakimi w serialu grał Walaciński. Problematyczny robi się środek albumu, kiedy potencjał melodyczny zostaje już wyczerpany. Szczególnie trudne mogą się wydawać dawkowane po sobie kolejne fragmenty z poszczególnych odcinków. Jedne mniej, inne bardziej absorbujące – tutaj można było pokusić się o większą elastyczność w prezentacji materiału. W ten sposób bowiem następuje powolne kroczenie ku finalnym fragmentom tego doświadczenia. Ale warto przeczekać te momenty, bo naszą cierpliwość nagrodzi prezentacja piosenki napisanej przez Kilara oraz pozostałe aranże Ballady o pancernych.

Tylko czy to wystarczy, aby kupić statystycznego soundtrackożercę? Myślę, że GAD Records przez te kilka lat swojej działalności zdołało „wypracować” specyficzne grono odbiorców, wśród których raczej próżno szukać osób przypadkowych. Jeżeli takowe się trafiają, to tylko skuszone tytułem i stojącym za nim sporym pokładem sentymentu. I to oni mogą czuć się najmniej komfortowo wertując zawartość krążka z muzyką do Czterech pancernych. Koneserzy, kolekcjonerzy i miłośnicy polskiej muzyki filmowej będą oczarowani tym jakże potrzebnym, długo wyczekiwanym i satysfakcjonującym wydaniem muzyki Adama Walacińskiego.


Najnowsze recenzje

Komentarze