Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Nicholas Britell

Cruella

(2021)
4,0
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 07-10-2021 r.

Cruella – odważny film Disneya z punkrockowym pazurem i anarchistycznym przesłaniem? Czy nie brzmi to jak jeden wielki oksymoron? Wszak studio Myszki Miki jak żadne inne pielęgnuje swój grzeczny i przyjazny rodzinie image, jak i też nie słynie z podejmowania filmowego ryzyka. Na pierwszy rzut oka Cruella wpisuje się właśnie w ten obraz, będąc już kolejną wariacją na temat 101 dalmatyńczyków. Klasyczna animacja doczekała się dwóch aktorskich adaptacji w latach 90. z Glenn Close jako Cruella de Vil. Tym razem twórcy, jak sam tytuł sugeruje, postanowili skupić się głównie na szalonej projektantce mody, a dokładniej na początkach jej kariery. Już takie podejście brzmi ciekawe, odważnie, ale i ryzykownie, zważywszy że Curella kojarzona jest głównie z tego, że chciała przerobić szczeniaczki na futra. Na szczęście nie mamy do czynienia z kolejną Czarownicą (Maleficent), gdzie postawiono na głowie klasyczną baśń, ze złej czarownicy zrobiono ofiarę i postać pozytywną. Nie, za Cruellę odpowiada w większości ta sama ekipa, która nakręciła świetną Jestem najlepsza. Ja, Tonya i ich talent, ale też podejście do filmu jest odczuwalne. Postanowili oni opowiedzieć swoją historię o rywalizacji w świecie mody w Londynie na przełomie lat 60. i 70. ze świetną Emmą Stone w tytułowej roli i równie dobrej, a może nawet lepszej Emmie Thompson jako jej rywalce. Właściwie to jedyną wadą są nawiązania do 101 dalmatyńczyków, które nie wnoszą nic do historii i niepotrzebnie temperują jej punkowy charakter. Wiadomo, to dalej produkcja Disneya. Ale jak na nich, to nawet „Mysz” pozwala twórcom trochę zaszaleć i pokazać pazurki. Oczywiście mając przy tym pilnik w gotowości. Nie użyto go na szczęście przy oprawie dźwiękowej, gdzie postawiono w dużej mierze na dobrego klasycznego rocka, gdzie klasycznie wyszkolony kompozytor Nicholas Britell, zamienia się w rockmana.

Trudno powiedzieć czy kiedykolwiek jakaś produkcja Disneya doczekała się tak rockowej ścieżki dźwiękowej jak Cruella? I nie, Camp Rock, czy inne filmy i seriale z Jonas Brothers się nie liczą, podobnie jak i soundtracki do Strażników Galaktyki, gdzie mamy większy muzyczny miszmasz. Co prawda tutaj też mamy miks piosenek i score’u, ale jednak oprawa Nicholasa Britella nie ustępuje kawałkom źródłowym, ani pod względem brzmienia, oddziaływania w obrazie czy samej jakości. Co też jest nie lada sztuką, zważywszy że film jest przepełniony piosenkami aż po brzegi. Właściwie cały obraz może się jawić jak jeden wielki teledysk, pełen kolorów i szalonych kostiumów. Samym twórcom zależało na odwzorowaniu tamtych czasów i ukazanie rodzącej się wtedy kultury punkowej, jak i ogólnie oddać epokę powszechnego buntu ze skostniałymi zasadami. Oczywiście mając dalej na uwadze, że to produkcja Disneya nie oczekujmy zbyt radykalnych, anarchistycznych i punkowych kawałków. Jeżeli chodzi o muzykę źródłową to postawiono w głównej mierze na klasycznego rocka, ale i inne gatunki zostały tu zaproszone. Uważny słuchacz szybko wyłapie, że wiele podłożonych piosenek nie pochodzi z okresu czasowego, w którym toczy się akcja filmu. Nie oznacza to jednak, że jakoś rażą swoją obecnością i właściwie jedynym zarzutem jest ich nadmiar. Można odnieść wrażenie, że na pytanie „jakie piosenki wykorzystać w filmie?” odpowiedziano: TAK! Dlatego nawet nie ma sensu wymieniać je wszystkie i lepiej skupmy się na nie mniej rockowej oprawie Nicholasa Britella.

Przy takim przeładowaniu utworami źródłowymi można byłoby sądzić, że ścieżka dźwiękowa będzie tylko drobnym dodatkiem czy też niewyróżniającym się tłem. Na szczęście amerykański kompozytor nie tylko nie dał się zepchnąć na tył sceny, ale wręcz robi za frontmana. Dla wielu, którzy kojarzą go głównie i cenią za jego klasyczne i eleganckie ścieżki dźwiękowe, oprawa do Cruelli może być sporym zaskoczeniem i czymś co bardziej pasowałoby do Daniela Pembertona niż Nicholasa Britella. Amerykański kompozytor postawił tutaj na rock and rolla, aby w pełni oddać epokę oraz charakter filmu i tytułowej głównej bohaterki. Dlatego jego score opiera się w dużej mierze na gitarach elektrycznych, perkusji oraz keyboardzie wspomaganymi orkiestrą, głównie sekcją smyczkową i ładnym solowym wokalem.

Wiem, że dla niektórych miłośników muzyki filmowej już samo określenie „rockowa ścieżka dźwiękowa” brzmi odstraszająco. Zazwyczaj myśli się wtedy o głośnych, hałaśliwych score’ach do filmów akcji, gdzie określenie „muzyczna rąbanka” czy „muzyczne łubu-dubu” są jak najbardziej na miejscu. Na szczęście nic z tego nie usłyszymy w muzyce Britella, która jest bardzo melodyjna i nawet ze swoim rockowym zacięciem, dalej posiada typową dla tego kompozytora klasę i styl.

Amerykanin buduje swój score wokół tematu przypisanemu tytułowej bohaterce. Pojawia się on już od pierwszych minut filmu, a nawet wcześniej, gdyż jeszcze przy logo Disneya z charakterystycznym zamkiem otrzymujemy jego przedsmak w spokojnej gitarowej wersji. A to tylko początek i przewija się ten motyw przez większość ścieżki, ale nigdy nie nudzi i nie czuć powtarzalności, czy zmęczenia materiału. Dzieje się tak, gdyż Britell, co już udowodnił nie raz, potrafi aranżować swoje tematy. I nie inaczej jest tutaj, gdzie główny motyw przechodzi różne ciekawe wariacje, od spokojnych, drapieżnych, rockowych, po klasyczne, orkiestrowe. W sumie podobnie jak obserwujemy Cruellę, która przechodzi nie tylko wewnętrzną, ale i zewnętrzną przemianę przybierając coraz to nowe szalone kreacje i stylizacje. Tak i ta ścieżka dźwiękowa się zmienia. Britell nie tylko zachowuje muzyczne ciągłość i narrację, ale też umiejętnie ukazuje tę transformację głównej bohaterki i daje filmowi odpowiedni zastrzyk muzycznego DNA.

W oparciu o wspomniany główny motyw, powstała też oryginalna piosenka Call Me Cruella, którą wykonuje jak zawsze niezawodna Florence Welch z Florence + The Machine. Soundtrack oferuje dwie wersje tego kawałka. Jedną ze świetnym wokalem Florence i drugą czysto instrumentalną, z których obie gorąco polecam. Głos Florence nie jest jednak jedynym, jaki usłyszmy na tym krążku. Bardzo przyjemny kobiecy wokal pojawia się w utworze I Think You’re Something, który świetnie ilustruje niewinne początku Cruelli w wielkim świecie mody. Ale już prawdziwą perełką, jak nie perłą, jest The Baroque Ball. Piękny, taneczny i energetyczny walc z wokalem może kojarzyć się z twórczością Ennio Morricone z lat 60. Muzyka ta idealnie współgra z ujęciami pełnego przepychu balu, widzianego oczyma młodej dziewczynki. Mamy też bonusową klasyczną wersję tego utworu. Uważam, że nawet najbardziej konserwatywnego słuchacza muzyki filmowej który, preferuje wyłącznie tradycyjne i ambitne wykorzystanie orkiestry, powinien się ten kawałek spodobać.

Crualla doczekała się dwóch muzycznych wydań: z piosenkami i ścieżką dźwiękową Nicholasa Britella. Po oglądnięciu filmu i przesłuchaniu obydwu albumów można się zastanowić czy Britellowi nie udało się lepiej oddać ducha epoki i charakter filmu niż czynią to piosenki? Tym bardziej szkoda, że to jedynie krążek z muzyką źródłową doczekała się fizycznego wydania od Disney Records. Nie jest to zła składanka, ale też nie grzeszy ona oryginalnością, ani nie przypomina na nowo jakiś zapomnianych hitów. Soundtrack z muzyką Britella i piosenkami Florence + The Machine jest zdecydowanie ciekawszy, bliższy filmowy i powinien dostać porządne wydanie, aby miłośnicy i zbieracze, mogli dołączyć go na półkę do swoich kolekcji.

Dlatego jeżeli chcecie zaszaleć i macie ochotę na trochę starego, dobrego rocka z odpowiednią domieszką elegancji i stylu, to mam soundtrack dla Was! Chociaż jeżeli na koniec mam być szczery, to nie spodziewałem się, że tą gwiazdą rocka, stojącym na scenie obok The Rolling Stones, The Beattles, czy The Who będzie Nicholas Britell. A co dopiero, że będzie to muzyka do filmu Walta Disneya.

Zachęcamy również do wspierania nowego oblicza Filmmusic.pl, który może być możliwy dzięki Wam!

Najnowsze recenzje

Komentarze