Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Maciej Dobrowolski

Clockwise

-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 15-08-2011 r.

Jako, że poza muzyką filmową pasjonuję się jeszcze piłką nożną, to Katar (to niewielkie lecz bogate państwo arabskie, a nie nieżyt nosa) ostatnimi czasy kojarzy mi się głównie z transferem do niedawna gwiazdora polskiej reprezentacji do klubu z tamtejszej ligi. W opinii wszystkich znawców, przejście owego piłkarza do tej ligi to, mimo ciągle całkiem młodego wieku, sportowa emerytura, porzucenie sportowych ambicji na rzecz dobrego zarobku. W końcu pieniądze nie śmierdzą, nawet petrodolary.

Ale co ma ów Katar do muzyki filmowej? Do niedawna nic, filmografia tego kraju praktycznie nie istniała i dopiero w 2010r. w Katarze nakręcono pierwszy pełnometrażowy film – Clockwise w reżyserii niejakiego Khalify Almuraikhi’ego, traktujący o człowieku, który według legendy miał się uczyć muzyki od dżinów. Raczkujący katarski przemysł filmowy, w przeciwieństwie do piłkarskiej ligi, nie stanowi przynajmniej póki co, miejsca, w którym eks-gwiazdy muzyki filmowej mogłyby dorabiać do emerytury. Może gdy Katarczycy uznają, że warto w to wrzucać grube miliony, do któregoś filmu muzykę między śniadaniem a obiadem skrobnie jakiś laureat Oscara, ot może nasz Jan A.P. Kaczmarek. Almuraikhi na tego typu fanaberie nie miał za bardzo funduszy a skoro w Katarze taka profesja jak „kompozytor muzyki filmowej” nie istnieje i nie można znaleźć nikogo na miejscu, to reżyser wybrał zdecydowanie inną drogę. Świat to dziś globalna wioska, a internet łączy ludzi z różnych krajów, więc twórcę oprawy muzycznej do Clockwise znalazł w sieci.

Naszemu młodemu rodakowi, Maćkowi Dobrowolskiemu, który jest zaprzyjaźniony z filmmusic.pl chyba dłużej niż ja, opłaciło się zdecydowanie posiadanie własnej witryny i to w języku angielskim. Almuraikhi posłuchał trochę próbek jego twórczości i postanowił dać mu szansę. Tym sposobem młody Polak wniósł swój wkład w kulturę Kataru, a przy okazji zaliczył debiut w pełnometrażowej produkcji i po raz pierwszy napisał score na „żywe” instrumenty, pierwszy raz też współpracował z tzw. music supervisorem i pewnie pierwszy raz zetknął się z nagłymi zmianami w montażu filmu, podejścia do muzyki i koniecznością pisania pewnych fragmentów na nowo. Spore to więc wyzwanie i spory to więc krok naprzód, licząc od recenzowanego na naszych łamach zbudowanego na brzmieniu sampli soundtracku do amatorskiej, krótkometrażowej produkcji Ocalony. I Maciej temu wyzwaniu niewątpliwie podołał.

Dobrowolski przy okazji Clockwise tak mocno to zaskoczył mnie przynajmniej dwa razy. Pierwszy raz, gdy dowiedziałem się, że pisze do filmu z Kataru. Drugi raz, gdy usłyszałem soundtrack. Co prawda już Ocalonym Maciek pokazał, że talent ma i potrafi w swojej muzyce oddać filmowe emocje, ale jednak sample i skromna, krótka kompozycja, sprawiały, że odebrałem tamto bardziej jako ciekawostkę, niż „prawdziwy” soundtrack. A w Clockwise usłyszałem pięknie brzmiące instrumenty, wokalizy, urokliwe tematy i wyraziste emocje płynące z każdej nuty. I choć póki co, score nie został niestety wydany (co, mam nadzieję, zmieni się za jakiś czas) i przesłuchać mogłem jedynie udostępnione przez kompozytora promo, choć film to dla mnie totalna enigma, obraz którego pewnie nigdy nie obejrzę, to absolutnie czuć tutaj dobrą, profesjonalną muzykę filmową, praktycznie nie ustępującą standardowi znanemu z hollywoodzkich produkcji, a nawet w pewnych elementach go przewyższającą.

Owszem, nie jest to kompozycja szczególnie nowatorska czy odkrywcza. Dobrowolski nie będąc przez reżysera zmuszony do pisania pod temp-track, sam (no, do spółki z naszym redakcyjnym kolegą – Pawłem Stroińskim) podkładał pod dostarczony mu materiał filmowy fragmenty pochodzące z różnych score’ów znanych kompozytorów, by sprawdzić z jakim rodzajem muzyki dana scena „czuje się” najlepiej i w jakim kierunku pójść z kompozycją. Hans Zimmer, James Newton Howard, Jerry Goldsmith i Thomas Newman mieli być dostarczycielami owych próbek i choć o wiernym naśladownictwie mowy nie ma, to jednak gdzieniegdzie przynajmniej część z nich w muzyce słychać. Jest emocjonalny underscore oraz akcja a la Niemiec, smyczkowa dramaturgia w stylu inspirowanym JNH a dodatkowo jeszcze nieco hornerowska etnika (choć tu mam też skojarzenia z Cezarym Skubiszewskim i jego Death Defying Acts). Oczywiście wszystko na zasadzie dalszych inspiracji czy konstrukcyjnych albo stylistycznych podobieństw, a nie kopii. Zresztą Dobrowolski, można rzec, wyrastał na soundtrackach m.in. tych twórców, swój własny styl kształtował (i cały czas kształtuje) niejako ucząc się od nich. Jednak fakt ten sprawia, że całość nabiera tego, co wypominałem w swoich recenzjach np. Davidowi Hirschfelderowi. Tak, Clockwise też jest nieco generic. Podążanie utartymi szlakami filmówki ma co prawda swoje konsekwencje (wiele fragmentów możemy odbierać na zasadzie: „brzmi jakoś znajomo”) jednakże podobnie jak Australijczyk, Maciej kroczy nimi pewnie i z wyczuciem. Dodatkowo kompozytora rozgrzesza tutaj młody wiek i niewielkie doświadczenie. Jeszcze nie czas dla Maćka na robienie rewolucji w muzyce filmowej.

Materiał na wydaniu promocyjnym już od początkowych sekund prezentuje się naprawdę nieźle. Pierwszy utwór, otworzony przez harfę (akurat ten instrument był tu samplowany, ale nie czuć tego niemal zupełnie), do której dołączają wkrótce smyczki, a na koniec pojawi się także etniczny flet, stanowi pewne wprowadzenie i zapowiedź całej kompozycji: dominującego w niej spokojnego, trochę nostalgicznego klimatu oraz brzmienia opartego o sekcję smyczkową i elementy etniczne. Te ostatnie, podobno silniej eksponowane na prośbę reżysera, nie są jednak wybitnie arabskie, jak można by oczekiwać po muzyce do katarskiej produkcji. Owszem, momentami jest w tym klimat Bliskiego Wschodu, gdy pojawia się odpowiedni wokal i perkusjonalia (The Storm) a i w score odnajdziemy także duduk. Jednakże już uroczy wokal Karoliny Amirian arabski z pewnością nie jest, a etniczny flet z Main Titles czy pierwszej połowy Atique’s Theme brzmi zdecydowanie bardziej jak wyjęty z muzyki celtyckiej. Czy to jednak problem? Skoro twórcy filmu zaaprobowali takie rozwiązanie, to pewnie w obrazie się sprawdza, zaś w oderwaniu od niego brzmi po prostu ślicznie. Zresztą w muzyce krajowych kompozytorów takich akcentów etnicznych jak na lekarstwo, więc tym bardziej tylko się radować.

Tematów czy też motywów odnajdziemy w Clockwise przynajmniej kilka. Do najważniejszych i najłatwiejszych do wyłapania (choć z początku mogą się nieco zlewać ze względu na często podobny charakter i aranżacje) należy zaliczyć te romantyczne, jak ładny, troszkę tajemniczy temat Jeeny prezentowanego bądź to w aranżacji na smyczki, bądź wokalem Karoliny Amirian czy prześlicznie łączące smyczki, żeńską wokalizę oraz etniczny flet Main Titles. Podobnie zbudowany jest mój ulubiony utwór na soundtracku – przepiękny Into Her World. Owszem, wszystko to może nie są to może jakieś szczególnie chwytliwe ani pamiętliwe melodie, tym bardziej, że cały czas mamy tu do czynienia z owym generic, ale zdecydowanie mogą się podobać. Ba, nie mogą się nie podobać, bo Maciek posiadł już umiejętność zaklinania w prostych, kilkunutowych nawet melodiach, prawdziwych emocji. A gdy do tego dodamy jeszcze to jak świetnie naprzemiennie wykorzystuje dźwięki kreowane przez orkiestrę smyczkową oraz poszczególnych solistów, to Clockwise jawi się już jako bardzo przyjemny w pozafilmowym odbiorze score.

Przyjemny aczkolwiek odrobinę monotonny trzeba przyznać, chociaż przerywnikiem pomiędzy romantyczno-dramatycznymi motywami i underscore są nieliczne fragmenty action-score opartego o smyczki i perkusjonalia (sekcji dętej w Clockwise nie uświadczymy; nawet gdyby Maciej chciał jej użyć, nie było na to budżetu) oraz dosłownie odrobina grozy. Jednak raptem 40-minutowy album sprawia, że score nie zdąży nikogo znudzić. A na koniec jeszcze mała perełka, najbardziej osobliwy na płycie utwór łączący w sobie smyczkowy motyw Dobrowolskiego z jedną z Fijiri – tradycyjnych pieśni poławiaczy pereł znad zatoki perskiej, które pojawiają się w filmie, ale za które nie odpowiada polski kompozytor. Efekt jest całkiem interesujący.

Clockwise okazuje się jednym z najciekawszych soundtracków spośród stworzonych przez polskich kompozytorów w 2010r. Można trochę żałować, że to nie polska kinematografia dała Maćkowi szansę na napisanie tego score, ale skoro ona wygląda tak, jak wygląda, to chyba kolejnych projektów również należałoby młodemu twórcy życzyć poza granicami. Szkoda by dołączył do grupki zdolnych kompozytorów marnujących się pisaniem do marnych kom-romów i seriali. Może więc Katar? Kraj ten mocno i z determinacją inwestuje w sport (gaża dla polskiego piłkarza w tamtejszej lidze to akurat kropla w morzu tych wydatków; w tym kraju za jakiś czas odbędą się nawet mistrzostwa świata w piłce nożnej), czy jednak z równym zapałem szejkowie zechcą „bawić się” kinem? Gdyby tak, to może i Dobrowolski znalazł by tam okazję do napisania kolejnej ścieżki. A jeśli nie Katar, to gdziekolwiek indziej, gdyż Maciej udowodnił, że warto dawać mu szansę. Clockwise to jest oczywiście na ten czas sukces młodego Polaka, za który warto go chwalić. Niech Was zatem nie zmyli nota – jest całkiem surowa, a Maciek nie dostał żadnej taryfy ulgowej. Ten score bowiem to – mam szczerą nadzieję – kolejny, duży i udany, krok naprzód w drodze do realizacji celów i spełnienia marzeń. Czekam na kolejne kroki i kolejne soundtracki, które na naszym portalu będą otrzymwać coraz więcej gwiazdek pod recenzjami. Tymczasem liczę, że Clockwise uda się w końcu wydać, bo naprawdę warto.

Najnowsze recenzje

Komentarze