Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Gabriel Yared

City of Angels (Miasto aniołów)

(1998)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-04-2007 r.

Po dość niespodziewanym Oscarze za muzykę do ”Angielskiego pacjenta”, Gabriel Yared padł ofiarą pewnego syndromu prześladującego kompozytorów, spotykającego ich po zdobyciu tego bardzo pożądanego trofeum – jego kompozycję do następnego filmu odrzucono… Francuski kompozytor został również w tym okresie zaszufladkowany jako specjalista od romantycznych, emocjonalnych partytur, tworząc jednak nadal piękną muzykę do dość zapomnianych już produkcji (”Miłość w Nowym Jorku”, ”List w butelce”). Jedną z najbardziej popularnych pozycji w jego filmografii tego okresu pozostaje z pewnością muzyka (i cały skompilowany soundtrack) z amerykańskiego remake’u ”Nieba nad Berlinem” pt. ”Miasto aniołów”. Sugestywna kreacja czującego i kochającego anioła (Nicolasa Cage) do ziemskiej kobiety (Meg Ryan) może nie była szczytem kina artystycznego, ale elegancka, dość symboliczna forma oraz śliczna muzyka na pewno nie pozwoliły temu obrazowi do dziś wyparować wielu widzom z głowy.

Płyta z muzyką z ”Miasta aniołów” jest składanką piosenek wykorzystanych filmie i wycinka oryginalnej partytury Yareda. Fani prawdziwej muzyki filmowej przeważnie nie znoszą takich „kombinacji”, jednak w przypadku ”City of Angels” możemy mówić o bardzo udanym mariażu piosenek i muzyki oryginalnej. Niestety muzyki instrumentalnej, którą umieszczono na końcu krążka, jest ledwie 20 minut. Ale jaka to muzyka! Wszechmocni producenci, którzy najprawdopodobniej planowali w ogóle nie wydać na płycie oryginalnego score’u, musieli chyba „przejrzeć na uszy”, mając do czynienia z tak piękną i zachwycającą w filmie ilustracją. Najpewniej doszli do wniosku, że byłoby wielką krzywdą skrzywdzić kompozytora nie wydając również jego oryginalnej kompozycji.

Muzyka Yareda to kwintesencja piękna, rodzących się emocji, nastrojów, pytań o ważkie sprawy – pytań o sprawy duchowe i wieczne. Kompozytor swoją partyturę oparł o brzmienie orkiestrowe, wokale i ambientową elektronikę. Wydźwięk muzyki jest zupełnie europejski, oparty o przejmujące, emocjonalne ale też pełne ciepła (absolutnie nie banalne) pasaże na sekcję smyczek i fortepian. Rdzeniem kompozycji jest natomiast 5-nutowy temat główny, który często nam się przypomina a który możemy przypisać uczuciu rodzącemu się między parą głównych bohaterów. Z drugiej strony jego smutny wydźwięk przypomina nam, że ta miłość i tak nie ma szans… Inną formą muzyczną spotykaną w ”City of Angels” są liczne melodie typu adagio, przejmujące i pobudzające do refleksji. Znaczenie szczególne ma utwór An Angel Falls, pochodzący z symbolicznej i przełomowej dla filmu sceny poświęcenia przez anioła Setha życia wiecznego. Poziom emocji jest tu naprawdę duży a jedyne co mi przychodzi do głowy to inne adagio, autorstwa Patricka Doyle’a z filmu ”Życie Carlita”. Co ciekawe, w filmie usłyszmy inną wersję tego utworu, z podłożoną pod muzykę Francuza perkusją oraz… „Angelusem” Wojciecha Kilara. Śpiewający po polsku Zdrowaś Mario łaski pełna(…) chór zrobi piorunujące wrażenie szczególnie na nas, Polakach. Dla ludzi z innych zakątków świata będzie pewnie tylko mistycznym ozdobnikiem.

W odbiorze muzyki z pewnością pomaga powiązanie krótszych fragmentów z filmu w cztery dłuższe suity (słychać to poprzez pauzy w obrębie utworów). Jednak wizja muzyczna Yareda jest niesamowicie spójna. Nie bijące po uszach, eleganckie partie orkiestrowe są doskonale zmiksowane tak z elektroniką jak z oddalonymi wokalami czy syntezowanymi chórami i perfekcyjnie oddają nieziemski, eteryczny charakter posłanników Boga. Wspomniane chóry, choć sztuczne, mają więcej do przekazania niż największe żywe grupy śpiewaków… Yared udowadnia iż z elektroniką potrafi radzić sobie równie bezproblemowo jak z orkiestrą. Do innych ciekawych rozwiązań należą klasycznie pogrywające w dolnych rejestrach skrzypce oraz romantyczny, zwiewny temat na gitarę, który przywołuje wspomnienia takich mocarzy tego instrumentu jak Pat Metheny czy Paco De Lucia. Dźwięk orkiestry jest bardzo ciekawie zmiksowany w stronę pewnego „oddalenia” co jeszcze bardziej podkreśla klimat odrealnienia i obcowania z czymś boskim bądź wiecznym. Tylko raz jedyny muzyka staje się inspirująca oraz osiągająca znamiona czegoś ważnego i wielkiego (finał filmu). Nie muszę oczywiście dodawać, że ostatnią rzeczą o jaką można autora tu posądzić jest patos…

A co z piosenkami? Za ich dobór odpowiada Danny Bramson, dość znane w branży nazwisko. I w większości są to bardzo dobre wybory tak z konsekwencji dla podobnego brzmienia z partyturą Yareda jak i z prozaicznego powodu – zawierając w tytule słowo „anioł”. Zdecydowanie najlepsza pozycja to dynamiczna, z osiągającymi epickie proporcje orkiestracjami, Uninvited Alanis Morisette. Artystkę tą można lubić bądź nie, ale po swoim niezwykłym występie na płycie ”The Prayer Cycle”, ponownie bardzo pozytywnie zaskakuje. Szkoda tylko, że nie zamyka ona score’u Yareda, tak jak w filmie wchodzi na napisach końcowych. Śliczna jest piosenka niemniej ślicznej Sarah McLachlan, można cieszyć się z klasy U2 jak i Petera Gabriela oraz świetnego blues’a w wykonaniu Pauli Cole. Jedyny problem mam z piosenkami starych, rockowych wyjadaczy… Hendrix, Clapton, Hooker po prostu nie pasują do reszty muzyki i emocji jakie próbuje przekazać francuski kompozytor i inni wykonawcy. To nie jest absolutnie krytyka wobec tych legend i ikon. To, że gdzieś na kilkanaście sekund lub w tle pojawiły się te nagrania w filmie, praktycznie w żaden sposób nie wpływając na jego klimat, wcale nie oznaczało, że trzeba było je od razu wrzucać na album. Tyle miejsca zaoszczędziłoby się dla Yareda…

Płyta z muzyką do ”Miasta aniołów” nie jest z pewnością pozycją, która zadowoli najbardziej wymagających fanów gatunku, toteż na „rynku” dostępny jest także bootleg z pełną partyturą. Mimo tego, że posiada wbijającą się w pamięć filmową wersję An Angel Falls i kilka żwawych, elektronicznych rytmów, tak naprawdę wszystko co najlepsze znaleźć można na wydaniu komercyjnym. Zachwycające piękno i emocje muzyki pana Gabriela będą z pewnością skłaniać nas do wielokrotnego „odkurzania” tej pozycji – gwarantuję to Wam. Yared jest tutaj w zasadzie na poziomie innego, wielkiego francuskiego wirtuoza muzyki filmowej, Georgesa Delerue. Liturgiczny, eteryczny styl wskazuje choćby na pochodzące z tego samego roku ”What Dreams May Come” lub wspomniany wyżej album ”The Prayer Cycle”. Pewne momenty łączenia ambientu z orkiestrą przypominają mi kompozycję kolejnego obywatela Francji, Erica Serry (”Piąty element”; szczególnie utwór Five Millenia Later). Jeżeli nawet większość wchodzących w czas odsłuchu albumu piosenek nie będzie dla Was żadną atrakcją, musicie za wszelką cenę posłuchać go dla rewelacyjnej, choć krótkiej muzyki oryginalnej. Czasami warto mieć mniej a jednak więcej… Naprawdę warto znać te genialne 20 minut.

Najnowsze recenzje

Komentarze