Patrick Doyle

Carlito’s Way (Życie Carlita)

(1993)
Carlito’s Way (Życie Carlita) - okładka
Tomek Rokita | 27-04-2007 r.

Patrick Doyle jest kompozytorem, który nie ma wielu pozycji w swojej filmografii, jednakże od prawie dwóch dekad jest jednym z najbardziej poważanych kompozytorów filmowych, niemalże gwarantem wysokiej jakości. Związany przez całą swoją karierę z Kennethem Branagh, pomiędzy jego projektami rzadko znajduje czas na coś innego. Taką pozycją w jego filmografii jest gangsterski dramat „Życie Carlita”, gdzie ponownie na ekranie po słynnym „Człowieku z blizną”, Ala Pacino reżyseruje Brian De Palma. Jest to doskonałe kino sensacyjne, pełne wirtuozerskich ujęć, dużych emocji i niezwykłego realizmu gangsterskiego światka Nowego Jorku lat 70-ych. Sam De Palma, gdy przyjrzymy się jego filmografii w zasadzie podczas całej swojej kariery stronił od typowych hollywoodzkich kompozytorów. Zamiast tego mogliśmy słuchać nie tuzinkowych partytur Ennio Morricone, Pino Donaggio czy ostatnio Ryuichi Sakamoto. Tym samym w nurt ten pasuje jak ulał brytyjski kompozytor jakim jest Patrick Doyle.

Podejście muzyczne Doyle’a jest w tym przypadku bardzo klasyczne, w zasadzie dominuje tu typowa orkiestra symfoniczna oraz etniczne rytmy związane z czasem, w którym rozgrywa się film jak i „folklorystyczną” otoczką filmu (gang Portorykańczyków). Album rozpoczyna i kończy przepiękne adagio, rozpisane na szeroką, przeszywającą sekcję smyczkową, bez wątpienia inspirowane słynnym Adagio na skrzypce Barbera. Porównań do tragicznego oddziaływania tych dwóch utworów szukałbym przede wszystkim w „Urodzonym czwartego lipca” Williamsa, „American History X” Anne Dudley i właśnie w intensywnym, smyczkowym tle tworzonym przez Ryuichi Sakamoto. Przeszywająca i poruszająca to muzyka. W podobnym, choć bardziej romantycznym i walcowym stylu, utrzymany jest utwór drugi opisujący więź Carlita i jego ukochanej (Penelope Ann Miller). Nieco mniej ciekawie po takim prologu jawią się utwory podchodzące pod klubowy jazz oraz troszkę dziwnie brzmiące utwory budujące suspense. Te drugie w pewnym stopniu przypominają budowanie suspense’u przez James’a Hornera, gdzie po kolei wchodzą poszczególne instrumenty tworząc większą całość. O ile jeszcze Horner w takich pracach jak „Patriot Games” albo „Sneakers” potrafi tym zaciekawić, próby Doyle’a są raczej nieciekawe. Trochę fortepianu, werbla, kotła, już bardziej „podchodzi” to pod Morricone i jego „Nietykalnych”, ale podobnie jak powyższe – pełni swą funkcję tylko w połączeniu z filmowym obrazem.


Jednak wszystko to nie jest takie bezcelowe, bo jest to jak się później okazuje „rozgrzewka” Doyle’a przed centralnym utworem tego albumu, aż 10-minutową muzyką akcji w Grand Central. Rytm i tempo dopiero powolnie rozkręcające się we wcześniejszych utworach zostają tu „wyposażone” w pełne orkiestracje i brzmią świetnie i dramatycznie. Mamy tu do czynienia z pulsującą muzyką akcji na pełną orkiestrę do sceny finałowego pościgu nowojorskim metrem. Doyle mimo, iż zdawać się by mogło mało doświadczony w tego typu materiale (choć nie należy zapominać „Henryku V”!), doskonale trzyma fason. Muzyka jest trzymająca w napięciu, cóż taka jak powinna być najlepsza muzyka akcji oparta o orkiestrę, coś w stylu „Zabójczej broni” Michaela Kamena. Warto zwrócić uwagę tutaj przede wszystkim na rozwiązanie tego utworu gdy otrzymujemy zwycięską, porywającą muzykę, którą kończy niespodziewanie…bum. Ale nie będę zdradzał o co dokładnie chodzi, by nie zepsuć oglądania filmu osobom, które jeszcze go nie widziały.

„Życie Carlita” to kolejna, obok min. wszystkich szekspirowskich adaptacji Branagha, mocna pozycja w karierze Doyle’a. Album wydany przez Varese i Colloseum Records jest dość nierówny, obok utworów znakomitych mamy tu zwykłą muzyczną tapetę, ale myślę, że przesłuchanie tej pozycji jest i tak dużo warte. I tak chyba stał się cud, że muzyka oryginalna została w ogóle wydana, biorąc pod uwagę, iż w filmie znalazło się kupę świetnych piosenek (Oye como va, You Are So Beautiful), jak również piosenek związanych z latynoamerykańskim tłem filmu. Tym bardziej trzeba tu docenić osiągnięcie Doyle’a, którego kompozycja wcale w filmie nie ginie, a w wielu wypadkach stanowi o dramatycznym odbiorze filmu. Brakuje na albumie natomiast jednego kluczowego fragmentu z filmu, a mianowicie dramatycznej muzyki z mistrzowsko zrealizowanej sceny zasadzki w klubie bilardowym. Ale to tylko mała dygresja. Patrick Doyle tak dobrze opisał Ala Pacino, że został również zatrudniony do innego filmu gangsterskiego z tym wielkim aktorem: „Donnie Brasco”.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.