Brian Tyler

Call of Duty: Modern Warfare 3

(2011)
Call of Duty: Modern Warfare 3 - okładka
Paweł Stroiński | 20-04-2012 r.

Modern Warfare to jedna z najpopularniejszych serii first-person shooters w historii gier komputerowych. Wyszła ona bezpośrednio z cyklu Call of Duty, który, jak pisałem już w recenzji drugiej części gry, jest tworzony zamiennie przez dwie firmy. Pierwsza to już nieistniejące Infinity Ward – twórcy serii, którzy przeszli do Activision z Electronic Arts, a mówiąc ściślej, jest to ekipa Medal of Honor: Allied Assault mająca w dorobku konkurencyjną serię (w tym kontekście bardzo ciekawie wypada fakt, że kompozytorem pierwszego Call of Duty był Michael Giacchino). Drudzy twórcy to Treyarch (ostatnio World at War i, zapewne rozpoczynające nową serię Black Ops). Mimo krytyki tak ważnego dla serii trybu multiplayer, uznanego dość powszechnie przez fanów za odcinanie kuponów z innych części serii, Modern Warfare 3 osiągnęło wielki sukces komercyjny, zyskami przebijając tutaj film Avatar Jamesa Camerona. Mnie osobiście zachwyciła hollywoodzka fabuła gry, bijąca na głowę niektóre pomysły dużych filmów akcji takich reżyserów jak Michael Bay. Modern Warfare 3 opowiada o trzeciej wojnie światowej i o tym, jak na nią wpłynął pewien terrorysta, Władimir Makarow. Jednym z współautorów scenariusza był rozchwytywany Hollywoodzki twórca, a także od całkiem niedawna reżyser, Paul Haggis.

Seria Modern Warfare słynie z tego, że w proces tworzenia muzyki do niej angażowani są kompozytorzy z górnej hollywoodzkiej półki. Za pierwszą część odpowiadał Stephen Barton z pomocą swego mentora Harry’ego Gregsona-Williamsa. Do drugiej części twórcy poszli na sam szczyt. Temat główny napisał sam Hans Zimmer, a za muzykę odpowiadał (wraz z piętnastoma innymi osobami) Lorne Balfe. Polityka Activision (z wyjątkiem jednak ostatnich gier Call of Duty pisanych przez Treyarch – tam od World at War za muzykę odpowiada Sean Murray) jest taka, że producenci zmieniają co grę kompozytora. W trzeciej części Modern Warfare do elitarnej grupy dołączył jeszcze względnie młody, ale coraz bardziej rozchwytywany Brian Tyler. Podobnie jak w przypadku drugiej części, muzyka z „trójki” wyszła tylko jako wydanie mp3 (choć dużo wcześniej niż przez długi czas blokowana przez Zimmera część druga). Brian Tyler wszystkie zyski ze sprzedaży albumu przekazał na rzecz amerykańskich weteranów wojennych.

Album rozpoczyna typowy dla kompozytora utwór tematyczny, czyli po prostu Call of Duty: MW3. Track inspirowany Hansem Zimmerem zawiera jednak elementy dla Tylera charakterystyczne. Problem ze stylem tego twórcy polega wszakże na tym, że bardzo trudno go na pierwszy rzut oka wyczuć. Tutaj także można to zauważyć, ponieważ kilka elementów tego tematu zawiera raczej odniesienia do Cienkiej czerwonej linii (dobór akordów, a także specyficzne prowadzenie linii melodycznej), ale końcówka utworu to już czysty Brian Tyler, którego znamy z takich dzieł jak Eagle Eye czy Inwazja: Bitwa o Los Angeles. Album (co też charakterystyczne) szybko przechodzi do muzyki akcji, której przykładem jest zawierające świetne przebiegi smyczkowe Russian Warfare (mój ulubiony utwór na albumie), a potem wprowadzające nowy, najczęściej w grze wykorzystywany, temat Prague Hostilities.

Wróćmy na moment do kwestii doboru kompozytorów do całej serii Modern Warfare – Harry Gregson-Williams, Hans Zimmer i teraz właśnie Brian Tyler. Pomińmy w tej chwili fakt, że są to twórcy rozchwytywani w kinie i nazwiska te są w świecie filmu i fanów tego gatunku rozpoznawani. Ważny jest klucz, który wybrali producenci gry (mam tutaj na myśli legendarny już koncern Activision, bo to raczej oni odpowiadali za wybór autorów muzyki, a nie Treyarch, Infinity Ward czy Sledgehammer). Są to wszystko twórcy, którzy zdominowali współczesne kino akcji, a zwłaszcza kino w dużej mierze wykorzystujące w swej fabule tytułowe modern warfare, czyli nowoczesne technologie i taktyki wojenne. Filmy takie jak Twierdza, opowiadająca o oddziale Marines, którzy zajmują więzienie Alcatraz z rakietami zawierającymi broń chemiczną (a broń chemiczna to ważna część fabuły tej gry) czy Tajna broń, mówiąca o kradzieży broni nuklearnej, zawierały już kultowe ścieżki dźwiękowe, nad którymi pracowali Zimmer i (jako twórca muzyki dodatkowej) Gregson-Williams. Jednym z wyżej cenionych projektów Tylera jest zaś Eagle Eye opowiadające historię superkomputera, który uznaje prezydenta USA za zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego i wykorzystuje dwoje zupełnie nieznanych sobie ludzi do dokonania zamachu. Wszystko można by podpiąć pod gatunek zwany technothrillerem, którego mistrzem jest chociażby Tom Clancy. Fabuła gier serii Modern Warfare to czystej wody polityczne thrillery (terroryści doprowadzający w końcu do wybuchu trzeciej wojny światowej), zawierające (tak charakterystyczne dla twórczości Clancy’ego) sceny bitew o różne miasta Stanów Zjednoczonych (Modern Warfare 2, a także Nowy Jork w Modern Warfare 3) i Europy (w najnowszej grze serii). Dlatego właśnie twórcy wybrali tych kompozytorów. Zależało im na muzyce brzmiącej jak najbardziej zgodnie z najnowszymi trendami kina akcji.

Można tutaj poczynić bardzo ciekawe obserwacje. Muzyka Tylera zawiera zarówno materiał dramatyczny jak i muzykę akcji, choć najwięcej jest tej drugiej. Pod względem dramatyzmu najbardziej wyróżnia się naprawdę dobre I Stand Alone ilustrujące jedną z najważniejszych i najsmutniejszych scen gry. Jednak pierwsza obserwacja wynika niejako z, by powiedzieć górnolotnie, tradycji serii. Najlepiej wypada tutaj porównanie do poprzedniej części. Modern Warfare 2 było ze wszechmiar artystyczną porażką, chociaż koncepcyjnie wszystko wyglądało jak w najlepszym porządku. Przypomnę tutaj bardzo pokrótce, co napisałem w poprzedniej recenzji. Zimmer (który powiedział, że gier nie rozumie i nie bardzo wie, czym one są, ale wziął ten projekt, bo brzmiał ciekawie), Balfe i reszta tworców tej ścieżki zrozumieli, na czym polegają różnice między filmem a grą, przez co oprócz oczywistej ilustracji akcji na ekranie monitora bądź telewizora, postawili na budowanie atmosfery, pewnego rodzaju klimatu, który utrzymuje gracza przy grze. Z tego wyszła jednak muzyka nijaka i po prostu słaba. Brian Tyler, który pod względem koncepcyjnym nigdy nie należał do mistrzów, zupełnie zignorował aspekt „bycia grą.” Muzyka do Modern Warfare 3 brzmi jak 90% jego twórczości filmowej i mam tutaj na myśli także oryginalność, o której jeszcze wspomnę. Teoretycznie powinno dać to fatalny efekt, ale tak jednak nie jest. Partytura młodego Amerykanina jest najlepszą ilustracją gier tej serii (nie mam tu jednak na myśli Call of Duty jako całości, do których świetną ścieżkę napisał chociażby Michael Giacchino, a jedynie Modern Warfare). Podobnie jak Gregson-Williams, Barton, Zimmer i inni, doskonale zrozumiał, czego od niego żądają wydawcy gry i dokładnie to im dał.

Co ciekawe, mimo że Tyler podszedł do gry w sposób diametralnie różny od swych poprzedników, pod względem stylistycznym napisał w prostej linii sequel Modern Warfare 2. Na naszym forum sugerowano, że kompozytor w I Stand Alone cytuje tematy obu poprzednich części. Jednak najwięcej podobieństw jest tutaj do muzyki Balfe. Słychać to w pewnych motywach, chociażby tym, który przewija się w menu głównym. Twórca wziął pewne podstawowe elementy stylistyki RCP (jak czyni to nader często, by tylko wspomnieć temat z Eagle Eye, który mocno kojarzy się z Karmazynowym przypływem czy, oparta mocno na ostinatach a la nowe Batmany, Inwazja: Bitwa o Los Angeles), podkręcił tempo, lepiej zorkiestrował i okrasił własnymi preferencjami. Świadczy o tym na przykład Paris Siege, którego początek bardzo mocno przypomina generalną stylistykę Modern Warfare 2. Co do podobieństw do innych dokonań Remote Control Productions, warto zwrócić uwagę przede wszystkim na jeden z głównych tematów, który brzmi jak, niestety słabszy pod względem melodyjności, anthem. Ciekawym elementem pod względem konwencjonalnym są wstawki heavymetalowe. Od pewnego czasu tak po prostu się ilustruje gry opowiadające o oddziałach specjalnych (choć nie można tego uświadczyć ani w pierwszej, ani w drugiej grze tej serii, ale pojawia się ta idea chociażby w Medal of Honor Ramina Djawadiego). Skąd się bierze ta tradycja, nie jestem w stanie dokładnie powiedzieć, ale być może jest to mniej lub bardziej subtelne odniesienie do stylistyki, którą Zimmer stworzył w Helikopterze w ogniu, gdzie amerykańskie wojska reprezentowało właśnie brzmienie heavymetalowe. Mogący niektórym słuchaczom przynosić skojarzenia z Peacemakerem utwór Russian Deliberations jest oparty na rosyjskich kliszach, więc trudno uznać to za nawiązanie do Zimmera; podobne rozwiązania harmoniczne raczej odsyłają do źródła, jakim w tym przypadku jest niezawodny Sergiusz Prokofiew.

W ogóle oryginalność nie jest mocną stroną muzyki do Modern Warfare 3. Między innymi z tego powodu napisałem, że ta ścieżka brzmi jak 90% dokonań Briana Tylera. Kompozytor niestety wprost przepisuje motywy z kilku poprzednich projektów. Zabiegi rytmiczne te same stosuje od lat, ale mamy tu na przykład motyw na waltornię wzięty nuta w nutę z kilka lat wcześniejszego Eagle Eye. Rytmy czerpią praktycznie z całej dotychczasowej twórczości tego kompozytora. Ale nie tylko siebie powiela Tyler. Fakt, że kompozytor przefiltrował swój własny głos przez stylistykę poprzedniej odsłony gry zasługuje jak najbardziej na pochwałę. Twórca Szybko i wściekle ewidentnie czerpie przyjemność z nawiązywania do bliższej (jak twórczość Hansa Zimmera) czy dalszej (we wczesnej twórczości – James Horner czy Jerry Goldsmith) tradycji. Tutaj, także poza generalnym brzmieniem, oczywistym odnośnikiem jest niemiecki twórca, który wytworzył niejako szablon brzmieniowy dla współczenego kina akcji. Oba główne tematy to czyste Zimmerowskie anthemy, pierwszy z nich (wspomniany pierwszy utwór albumu) zawiera nawet aluzje do stylistyki Cienkiej czerwonej linii. O ich mocy powiem jeszcze więcej. Po raz kolejny też młody kompozytor odwołuje się do ostinat rodem z nowych przygód Batmana, co jest tutaj bardziej subtelne niż w przypadku Inwazji. Model łączenia elektroniki z orkiestrą też jest wzięty ze stylistyki Remote Control Production, ale (co się chwali!) Tyler nie byłby sobą, gdyby dużo mocniej nie postawił na orkiestrę. Być może dlatego, choć gry mają w tej chwili naprawdę duże budżety, do wykonania zaangażował zespół ze Słowacji, który wykonał także jego partyturę z serialu Transformers: Prime.

Po raz kolejny ujawniają się niestety dwa podstawowe problemy Tylera. Pierwszy z nich dotyczy samej muzyki, drugi zaś wydania i to od niego zacznę. Album jest jak zwykle zdecydowanie za długi. Ponad 78 minut dość jednostajnego i jednolitego materiału zaczyna niestety męczyć już w połowie. Pod tym względem idealną długość zaproponowali wydawcy Modern Warfare 2, gdzie na albumie jest ok. 20 minut mniej materiału jak tu. Co ciekawe, krótsze są utwory dramatyczne, takie jak Russian Deliberations czy The Will of a Single Man, a najdłuższe jest albo underscore (zupełnie zbędne Scouting the Enemy czy Subterranean Recon), albo utwory czystej akcji (zwłaszcza Battle for New York). Nie dość, że album jest za długi, to kompozytor z niezrozumiałego powodu pominął muzykę z samego końca gry, fragmentu, który – oprócz subtelnie dramatycznego I Stand Alone w bardzo ważnej dla fabuły gry scenie – wypada tam najlepiej. Oczywiście, fanom, którzy Tylera lubią głównie za Szybkich i wściekłych, czy generalnie ostatnią twórczość, gdzieś od Niezniszczalnych wzwyż, ten materiał by się nie spodobał, ale tym, którzy cenią, tak jak ja, Eagle Eye jak najbardziej tak. Mocne dysonujące smyczki, które potem przechodzą w wyciszającą kameralną aranżację tematu z Prague Hostilities na klarnet z podkładem uspokajających smyczków, który potem narasta z udziałem waltorni. Nie można tego uświadczyć na albumie, za co, przyznam się, na Tylera wściekłem, co wyraziłem w niezbyt delikatny sposób na forum, ale udało mi się dotrzeć (z pomocą jednego z użytkowników) do tych fragmentów wziętych prosto z gry (game rip), i dałoby się z nich zmontować bardzo dobry utwór na miejsce zaraz po (także świetnie wypadającym w grze, a także ekscytującym na albumie), Arabian End Game. Przy okazji tego utworu nie można wspomnieć, że jak zwykle Tyler grał prawie na wszystkich solowych instrumentach. Sam mogę jedynie (po rocznej nauce) stwierdzić, że na perkusji jest naprawdę świetny. I to, że gra na tym wszystkim sam się jak najbardziej chwali.

Kolejną wadą, i to całej kariery Briana Tylera, jest jego niezdolność do skomponowania mocnego i w miarę oryginalnego tematu. Można by dość okrutnie zażartować, że najlepsze melodie w jego karierze skomponowali Jerry Goldsmith (tu oczywiście mowa o słynnym temacie z Rambo) i James Horner (Wichry namiętności zostały tak skopiowane w Najwspanialszej grze w dziejach, że jakby twórca tego pierwszego poszedł do sądu, to, obawiam się, wygrałby). Tutaj główne motywy są nie tylko mało oryginalne, o czym już wspominałem, ale po prostu słabe i bardzo trudno je zapamiętać, chyba, że poświęci się graniu bardzo dużo czasu. Wtedy jednak zapamiętuje się je wyłącznie dlatego, że powtarzają się z tak dużą częstotliwością. Generalnie muzyka Tylera jest harmonijna i stara się być ekscytująca, ale muszę tutaj powiedzieć to brutalnie: fakt, że te melodie są gorsze od tematów Zimmera z gry to wielkie „osiągnięcie”. Pomijam tutaj bardzo dobry główny motyw Harry’ego Gregsona-Williamsa z pierwszego Modern Warfare. Poziom głównych tematów niestety z gry na grę serii spada. Szkoda, chociaż szczerze powiem, od tego twórcy w tym aspekcie nigdy nie miałem specjalnie wysokich oczekiwań.

Kończąc ten przydługi, nie przymierzając niczym album Tylera, tekst, muszę powiedzieć kilka rzeczy. Po pierwsze, nigdy nie byłem wielkim fanem twórczości tego kompozytora. Znam prawie całą jego karierę i podstawowym problemem, obok wspomnianego już braku dużego talentu melodycznego, jest dla mnie brak dość zaawansowanego myślenia koncepcyjnego nad brzmieniem partytury. W przypadku Modern Warfare 3 oskarżanie go o brak intelektualnego podejścia do projektu zakrawałoby na śmieszność, ale tylko z tego powodu, że poprzednia ścieżka, która pod względem koncepcji była wręcz perfekcyjna, wyszła tak słabo. Kompozytor w żaden sposób nie odróżnił muzyki do gry od swej muzyki filmowej, ale tego po nim oczekiwano i inaczej pewenie by go nie zatrudniono. Po drugie, trzeba powiedzieć wprost, że Modern Warfare 3 jest najlepszą partyturą tej podserii Call of Duty. Tutaj jednak należy pamiętać smutną prawdę, że poprzeczka nigdy nie była zawieszona specjalnie wysoko, a ta muzyka tylko nieznacznie bije na głowę dokonanie Stephena Bartona i Harry’ego Gregsona-Williamsa, którego jednak nie miałem okazji skonfrontować z grą. Ogólnie jednak trzeba dodać, że ta ścieżka prezentuje znakomicie zarówno to, co najlepsze i najgorsze w twórczości Briana Tylera. Bardzo dobre aranżacje, muzyka akcji, która potrafi ekscytować, jednak strukturalnie dość kiepska, ale także bardzo słaba tematyka, za długi album i swoista stylistyczna monotonia, która objawia się w tym, że po dwudziestu minutach tego prawie cztery razy dłuższego kolosa, wszystko zaczyna się zlewać w metalowo-orkiestrową łupankę. Funkcjonalnie jest naprawdę dobrze, chociaż z powodu preferencji miksu kompozytora (przez co ścieżka jest nagrana ciszej niż poprzednia część serii), zdarza jej się w grze ginąć. Modern Warfare 3 było nominowane do kilkunastu nagród, między innymi za montaż ścieżki w grze, ale z wyjątkiem dosłownie kilku fragmentów (zwłaszcza pod koniec), mnie specjalnie w kontekście nie zachwyciło, choć, jak wspomniałem, generalnie jest dobrze. Faktem jednak pozostaje to, że jest to, także przy standardzie Briana Tylera, ścieżka do bólu typowa.

Najnowsze recenzje

Komentarze

Jeżeli masz problem z załadowaniem się komentarzy spróbuj wyłączyć adblocka lub wyłączyć zaawansowaną ochronę prywatności.