Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
David Julyan

Cabin in the Woods, the (Dom w głębi lasu)

(2012)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 01-05-2012 r.

Drew Goddard, cieszący się już sporym wzięciem za oceanem scenarzysta (Cloverfield, seria LOST, a niedługo Robocalpyse Spielberga) na reżyserski debiut wybrał jeden ze swoich ulubionych gatunków filmowych, a mianowicie horror. Kino grozy jest na debiut z jednej strony wdzięczne, bo samym umieszczeniem akcji w nocy można ukryć pewne niedostatki budżetowe, a i widz nie wymaga jakiegoś genialnego aktorstwa czy psychologizacji postaci. Z drugiej strony jest też gatunkiem wymagającym, bo jednak przestraszyć też trzeba umieć, a ponadto tyle było już filmów i koncepcji, że filmowy horror zdaje się być mocno wyeksploatowany i trudno dziś o coś oryginalnego. Goddard, jako facet bez wątpienia inteligentny, zdawał sobie z tego sprawę, a mimo tego świadomie poszedł w najbardziej oklepaną tematykę: grupka studentów jedzie na weekend do chatki w leśnej głuszy, gdzie oczywiście zamiast dobrej zabawy czeka ich walka o życie. Reżyserski debiutant postanowił jednak zrezygnować z poważnego podejścia, zabawić się konwencją i zadrwić nieco z gatunkowych klisz, wywracając je do góry nogami. I choć wskutek bankructwa studia MGM, Dom w głębi lasu przeleżał trochę na półce (uratowało to go przynajmniej od drażniącej ostatnio konwersji 3D), to w końcu trafił do kin i z miejsca zyskał sympatię widzów i krytyków, będąc kolejnym dowodem na to, że ostatnimi laty najlepiej wychodzi kino grozy kręcone z jajem i sporym przymrużeniem oka.

O skomponowanie ścieżki dźwiękowej do swego debiutu początkujący reżyser postanowił poprosić człowieka, który był nie tylko wprawiony w gatunku ale przede wszystkim zilustrował Zejście Neila Marshalla, które zrobiło bardzo dobre wrażenie na Goddardzie. Brytyjczyk David Julyan zaczynał jako kompozytor filmów Christophera Nolana i jeszcze nim trafił do wspomnianego The Descent wyrobił sobie renomę specjalisty od mrocznego ambientu, muzyki zdecydowanie niemelodyjnej, ale potrafiącej bezbłędnie oddać ponurą, osaczającą atmosferę obrazu i świetnie budować napięcie. The Cabin in the Woods właściwie doskonale wpisuje się w julyanowski repertuar i styl, stanowiąc kolejną funkcjonalnie bezbłędną, mocną cegiełkę w jego filmo- czy też może horrorografii. Julyan, choć prywatnie wielkim fanem gatunku grozy wcale nie jest, niedługo przez fanów filmówki może być z nim wiązany niemniej niż nie przymierzając Christopher Young.

Tak jak wspomniałem, Dom w głębi lasu wpisuje się w stylistykę horroro-thrillerowych ścieżek Julyana, a Brytyjczyk, mimo iż reżyser kino grozy potraktował mocno z poczuciem humoru, nie zamierzał bawić się w pastisz, albo wplatać do kompozycji elementy komediowe. The Cabin in the Woods pod względem muzycznym to pełnokrwisty, rasowy 'horror score made by Julyan’. Zatem jeśli ktoś liczył, że tym razem będzie to kompozycja, która dostarczy nie tylko wrażeń wespół z obrazem ale będzie także przyjemną zabawą w pozafilmowym wydaniu, to takie życzenia może sobie odłożyć na następny raz. Julyan znów stawia na atmosferę, na standardowe straszące chwyty pokroju nagłych wejść dęciaków, niepokojące brzmienia, ponure smyczkowe pasaże no i trochę mrocznej akcji. I to zresztą jeden z motywów akcji, tan z zapętlonymi smyczkami – jak na Brytyjczyka to całkiem melodyjny – jest tutaj chyba najlepiej pamiętanym fragmentem muzycznym po seansie (choć w sumie zarówno w filmie jak i na płycie, pojawia się dość późno: dopiero w The Cabinets Will Have to Wait). Początek obrazu zdawał się zapowiadać, ze na potrzeby filmu Julyan wykreuje jakąś ciekawy 'main titles’, ale napisy początkowe kończą się szybciej niż się zaczęły i melodia, którą zaproponował do nich brytyjski twórca, zbudowana w oparciu o mocną sekcję dętą i nadającą rytm elektronikę, tak naprawdę nie daje rady się lepiej rozwinąć. Z kolei na napisy końcowe Goddard zdecydował się niestety wrzucić rockową piosenkę. Trochę szkoda, ale i tak score, nawet jeśli wcale nie ma tak wiele czasu wyjścia na plan pierwszy to i tak ma w filmie swoje dobre a nawet bardzo dobre momenty.

Jest nim na przykład obserwowany z lotu ptaka przejazd bohaterów przez las, kiedy kompozytor ma chwilę na wyeksponowanie swojej muzyki. Robi się wtedy, że zacytuję główną bohaterkę w polskim tłumaczeniu odpowiadającą na pytanie o samopoczucie (choć podejrzewam, że tłumacz miał co innego na myśli, niż ja), „zejściowo”. Scena i muzyka (utwór numer 2 na soundtracku) mocno bowiem przypominają adekwatne fragmenty Zejścia: przeciągłe, osaczające smyczki towarzyszą kamerze przelatującej nad wysokim, górskim lasem. I jeszcze kilka takich fragmentów a la The Descent czy też inne starsze kompozycje Julyana się znajdzie, ale też skoro film bawi się kliszami, to i taka właśnie, czerpiąca ze sprawdzonych schematów muzyka, była w nim jak najbardziej pożądana.

W filmach Julyan nie zwykł jednak zawodzić, nawet jeśli prezentował bardziej odtwórczy, mniej pomysłowy materiał w porównaniu z Domem…, jednakże problem z muzyką tego twórcy zaczyna się w momencie jej wyodrębnienia z obrazu i przeniesienia na krążek. Przywoływane tu nie bez powodu Zejście tak kapitalne w kontekście filmowym, na płycie, pomijając kilka wybornych tracków, stanowi doprawdy ciężkie wyzwanie dla słuchaczy. W przypadku The Cabin in the Woods jest lepiej, ale niestety nie aż tyle, ile byśmy chcieli. Niespełna 50-minutowy album, jakże krótki w porównaniu z współczesnymi standardami, pomijający przecież jakieś pół godziny materiału napisanego dla potrzeby obrazu Goddarda, wydaje się i tak jeszcze za długi. Korzystając z dobrodziejstw głównie sekcji smyczkowej i syntezatorów Julyan buduje underscore niewątpliwie klimatyczny, pełen tajemniczych brzmień, odgłosów i sampli. Skonstruowany jest on niewątpliwie bez zarzutu, przyczepić się jego efektywności w kontekście obrazu też nie sposób, niemniej nie gwarantuje ani miłych wrażeń odsłuchowych, ani nie stanowi jakiegoś wielce pomysłowego i oryginalnego tworu, w którym można by się doszukiwać jakichś nieszablonowych rozwiązań kompozytorskich. Czyli zwyczajnie może nudzić. A gdy do tego dodamy, że potrafi drastycznie przeobrazić się w dużo głośniejsze i intensywniejsze atonalne ilustracje filmowej jatki, to ewentualna frajda (aczkolwiek to słowo w kontekście soundtracków Julyana chyba nie jest najlepsze) z odsłuchu spada jeszcze bardziej.

Niemniej absolutnie nie można zarzucać twórcy odstawienia fuszerki, bo jego score to kawał naprawdę solidnej kompozytorskiej roboty. Nie można też uznać czasu spędzonego z albumem za czas stracony. Jestem przekonany, że większość fanów muzyki filmowej, a już zwłaszcza muzyki z horrorów, odnajdzie w Domu w głębi lasu co najmniej kilka interesujących fragmentów. Może będzie to któryś ze spokojniejszych momentów, na przykład zaskakujące jak na Brytyjczyka, nieco staroświeckie skrzypcowe solo w The Diary of Patience Buckner, albo któryś z wywołujących ciarki na plecach fragmentów o intensywnej dramatycznej i przerażającej zarazem wymowie (choćby końcówka ww. tracku), a może brutalny i drapieżny action-score, który, takie odnoszę wrażenie, ze scoru na score jest u Julyana coraz to ciekawszy. Oczywiście nie ma tego aż tak dużo i nie stoi to aż na tak znamienitym poziomie, by mówić o świetnym soundtracku albo przełomowej w gatunku kompozycji (zaciągające dęciaki są fajne, ale to przecież nic nowego). To dzieło jakoś szczególnie nie zaskakujące, bo trzymające się szlaków już przez Julyana przetartych. Jednak stanowiące, zwłaszcza w połączeniu z filmem, dowód na to, że Brytyjczyk należy współcześnie do najlepszych speców w kwestii muzyki do kina grozy, mającym na dodatek swój własny, choć oczywiście ewoluujący, styl. Wspominany na początku Christopher Young wciąż raczej dzierży berło króla gatunku, ale David Julyan może śmiało aspirować do roli księcia. Zaś jego The Cabin In the Woods to bez wątpienia bardzo porządna muzyka filmowa (jestem przekonany, że utrzyma się w czołówce najlepszych horrorowych partytur 2012), natomiast wydanie płytowe to już raczej pozycja tylko dla fanów filmu/kompozytora/gatunku.

Najnowsze recenzje

Komentarze