Reżyser Neil Jordan po owocnej współpracy, najpierw w latach 80-ych, z
brytyjskim kompozytorem Georgem Fentonem a potem, w poprzedniej dekadzie, z amerykańskim wirtuozem Elliotem Goldenthalem, okazję do kompozytorskiego
szlifu dał ostatnio niespodziewanie Dario Marianelliemu, dziś jednej z największych nadziei muzyki filmowej. Z pewnością szansa taka nadarzyła się z braku czasu (a może i
zainteresowania kinem popularnym) wspomnianego Goldenthala, pracującego ostatnio wyłącznie ze swoją żoną Julie Taymor. A być może wynikła z zakulisowej
decyzji Joela Silvera (producent „V jak Vendetta”, do którego muzykę stworzył Marianelli)? Kompozytor „Odważnej” otrzymał zadanie nie łatwe: thriller
z zemstą zdeterminowanej Jodie Foster w tle. Mroczne zaułki jeszcze bardziej mrocznych ulic Nowego Jorku, przemoc, samosąd, śledztwo, dramat jednostki – takie
przymioty określają obraz i takie też wylewają się z muzyki stworzonej na potrzeby filmu, a z którą zapoznać się możemy na wydawnictwie Varese Sarabande.
Marianelli z pewnością ogarnął klimat filmowej opowieści, ale czy w równym stopniu partytura oderwana od obrazów będzie potrafiła pochłonąć słuchacza w
domowym zaciszu?
To co popełnił na potrzeby „Odważnej” włoski emigrant, to tzw. muzyka industrialna. Muzyka, która nie zadowoli fanów klarownych melodii, świetnych
tematów i przyjemnej odskoczni, którą potrafi przecież dać nasz gatunek muzyczny. To muzyka przemyślana i przekalkulowana. To wreszcie score oparty o
atmosferyczny sound design, mikro-tematykę, mającą łączyć słuchacza na podstawowym poziomie z wydarzeniami bądź bohaterami filmu oraz aplikację
różnych technik kompozycyjnych, które na szczęście jako tako dają tej ścieżce szansę na płycie. Najprościej byłoby ją porównać do osiągnięć Howarda Shore’a,
kompozytora który zjadł już zęby na mrocznych, osadzonych w rzeczywistości thrillerach. Mimo swej pozornej anonimowości „The Brave One” ma do
zaprezentowania sporo elementów godnych przynajmniej częściowej uwagi. Nie będę ukrywał, że to typ ścieżki, który nadaje się bardziej do analizy, niż do „czucia”.
Może więc najpierw chwilkę poświęcę aspektom technicznym a później odczuciom co do muzyki wypełniającej album.
Jak stwierdziliśmy powyżej, próżno w „The Brave One” szukać
wyrazistych tematów z prawdziwego zdarzenia. Są tu ledwie zarysy melodii a partytura bazuje na wspomnianej mikro-tematyce, czy wręcz na improwizacji.
Pierwszy z mikro-tematów oparty jest na odległym, chłodnym w wydźwięku fortepianie, spokojnych smyczkach i gitarze – muzyczna sygnaturka Ericy, bohaterki filmu.
Inny z motywów tej ścieżki z kolei wzięty jest wprost z „Pokuty”; chodzi tu o opadającą, „smutnawą” progresję słyszalną w kilku utworach. Cóż,
recycling własnych idei dziwić nie powinien, bo i uprawiają go twórcy większego kalibru… Spośród innych pomysłów, uwagę zwracają wzmagające napięcie
pizzicata (uderzenia o struny; np. The Tunnell), podobne do idei zastosowanej choćby we „Wszystkich ludziach króla” Jamesa Hornera. Ciekawym,
choć może nieco opatrzonym pomysłem jest wprowadzenie elektronicznego beatu imitującego ludzkie serce. Idea zrozumiała dla thrillera a z drugiej strony ociekająca
trochę kliszą, choć efektywna i nie dająca słuchaczowi zbyt komfortowej sytuacji… Jak serce to może i zegar – niech przykładem będzie tu „tykające” No Going
Back. Słuchacze zaznajomieni z „Braćmi Grimm” oraz „V jak Vendetta” odnajdą z pewnością minimalistyczne, budujące formy (Gun Shop,
Wedding Cards), składające się na progresywną muzykę, w jednym z utworów przeradzającą się nawet w delikatne techno, tworząc klimat klaustrofobicznego
napięcia.
Podobnie jak w przypadku wspomnianego „V jak Vendetta” muzyka jest elektronicznie „podrasowana”. Takie są dziś realia muzyki filmowej do osadzonych w
rzeczywistości dramatach/thrillerach i choć może nie stanowią one o najbardziej eterycznych z muzycznego punktu widzenia przeżyciach, z pewnością Marianelli dokładnie
wie jak się w tym trendzie sprawdzić oraz nim posługiwać. Efekty dźwiękowe oraz sound design tworzą specyficzny klimat osaczenia i w pewnym sensie
muzycznej kakofonii. Są ważne dla ścieżki jak choćby u Davida Julyana („Prestiż”), jednak muzyka Włocha ma dużo więcej charakteru, na pewno nie jest aż tak
anonimowa. Część utworów zawiera przygnębiający, smutny underscore oparty o instrumenty orkiestrowe (min. typowa dla twórcy solowa wiolonczela),
czasem bardzo trudny do słuchania, zlewający się w jedną tapetę dźwiękową (jak np.„Okup” Hornera). Najbliżej mu do wspomnianych wyżej dusznych i
orkiestracyjnie „grubych” osiągnięć Shore’a („Gra”, „Siedem”). Muzyka Marianelliego często kluczy, szuka jakiegoś rozwinięcia, zdaje się dążyć do
celu, niestety zadając cios tzw. „słuchalności”. Mimo zaledwie 45 minut i mimo krótkich utworów (3-4 minuty trwania to rarytas…), czasami dłuży się i to
niemiłosiernie… Kogo zadowoli ta pozycja? Nie łatwo oszacować, że zaledwie garstkę fanów. Fanów głównie samego kompozytora oraz mrocznych, ciężkich ścieżek
do thrillerów. W ujęciu płytowym „Odważna” ma sporo problemów, ale na pewno nie jest to muzyka banalna. Specyfika ścieżki przypomina „Zodiak”
Davida Shire’a, lecz myślę, że jest troszkę ciekawsza i bardziej angażująca. Można spróbować, ale ostrzegam: może się nie spodobać!