Historie nieszczęśliwych miłości przeważnie owocują ścieżkami dźwiękowymi
z pogranicza wybitności albo sensacji. Wystarczy wspomnieć sukcesy ubiegłej dekady – „Wichry namiętności” czy „Sommersby”. 2007 rok zapisze się
z pewnością nazwiskiem Dario Marianelli’ego, którego filmowa adaptacja „Pokuty” Iana McEwena zainspirowała do stworzenia ilustracji filmowej daleko
wykraczającej poza utarte, rzemieślnicze ramy. Ponowna współpraca z reżyserem Joe Wrightem, zaowocowała podobnie jak w przypadku klasowej ścieżki do
„Dumy i uprzedzenia” wykorzystaniem talentu francuskiego pianisty Jean-Yvesa Thibaudeta. O ile fortepian staje się powoli znakiem firmowym kompozytora
(czy mamy do czynienia z jego agresywną inkarnacją w „Nieustraszonych Briach Grimm” czy klasycznym polotem we wspomnianej „Dumie(…)”), o tyle
w przypadku „Pokuty”, score’u znakomicie przemyślanego, odwołującego się do różnych pomysłów kompozycyjnych i technicznych, instrumentem,
który go zdefiniuje na przyszłość będzie z pewnością rzadkie użycie maszyny piszącej jako środka opowiadającego historię w sensie muzycznym jak i filmowym.
Pokazany po raz pierwszy na tegorcznym festiwalu w Wenecji film wzbudza żywe emocje a część opinii wskazuje na muzykę jako jedno z głównych źródeł sukcesu.
Wydana na gruncie europejskim pod szyldem wytwórni UCJ Music (dywizja Universalu) płyta przedstawia bardzo solidną oraz miarodajną dawkę muzyki pochodzącej
z filmu. Muzyki znakomitej zresztą.
Marianelli podzielił swoją pracę na płycie na dwie odsłony. Pierwszą można nazwać jako „melo” i w tej oto części daje upust swoim romantycznym, klasycznym
zainteresowaniom, serwując muzykę subtelną, nakreśloną romantycznym pędzlem. Eleganckie brzmienia English Chamber Orchestra dopełniają dwa tematy, na
przemian się uzupełniające. Pierwszym jest zwiewny temat romantyczny, grany przez szeroką sekcję smyczkową, choć bez oznak dużej intensywności. Ma on za
zadanie wzbudzać raczej uczucie tęsknoty i miłosnej fascynacji. Drugi temat jest może prostszy w treści (lekko niepokojące frazy fortepianowe), lecz znacznie bogatszy
w formę. Zaangażowana, chyba po raz pierwszy tak dosadnie od czasów „Brazil” Michael Kamena, maszyna do opisania i burzliwe orkiestrowe harce kreują
motyw dla małej Briony, której fantazja poprowadzi do tragicznego rozstania kochanków granych przez Jamesa McAvoya i Keirę Knightley… Zaimplikowana maszyna
wprowadza do muzyki powiew szczególnej świeżości – bez niej snułaby się nie do końca przekonywująco, trochę w stylu prac Patricka Doyle’a czy Rachel Portman.
Włoski Anglik wprowadza też do muzyki szereg nieprzewidywalnych zwrotów. Niech będzą nimi kilkakrotne użycie melancholijnej harmonijki ustnej, jako wyrazu
tęsknoty i samotności a także wirtuozerskie partie fortepianowe Thibaudeta, które przypominają mi choćby muzyczną więź kompozycji Jana A.P. Kaczmarka z
Leszkiem Możdżerem. Na dokładkę Marianelli zaprosił do współpracy Caroline Dale, wiolonczelistkę Michaela Kamena, której solowe partie elegancko asymilują się z
francuskim pianistą i zespołem orkiestrowym.
Skoro powiedzieliśmy „melo”, powiedzmy i „drama”. Jeżeli w/w odsłona nr 1
nie przekona słuchaczy ze względu na swoją pewną monochromatyczność, z pewnością druga odsłona płyty powinna wskazać na pracę Marianelli’ego jako jedną z
najlepszych tego roku (jeżeli nie najlepszą). Twórca i tutaj, podobnie jak w przypadku chociażby „Beyond the Gates”, zaskakuje swoimi rozwiązaniami. Niech
będą nimi zabrudzone dramatycznie wiolonczelowe pizzicata (Cee, You and Tea), dosłownie „wtargnięcie” organu kościelnego (Come Back) czy
wspomniana maszyna do pisania poprowadzona jak zwyczajna sekcja perkusyjna. Materiał dramatyczny, w odróżnieniu od materiału romantycznego, wreszcie krzepieje
i ujawnia swą dużą intensywność. Sztandarem płyty, jego creme de la creme będzie z pewnością dla wielu fanów przejmująca Elegy for Dunkirk,
asystująca w filmie 5-minutowemu ujęciu „z ręki”. Chłodny, tragiczny wydźwięk tego majstersztyku emocji, również poprzez zastosowanie „odległych” w brzmieniu,
harmonii imitujących tęsknotę jak w „Pachnidle”, opiera się na kontrapunkcie intensywnego tematu dramatycznego z użytym w filmie żołnierskim chórem
wykonującym tradycyjny hymn Dear Lord and Father of Mankind. Nie wiem jak Wright i Marianelli wpadli na ten pomysł, i nie wiem jak w jedyny w swoim
rodzaju sposób udało im się połączyć w tak emocjonalny i przenikający się sposób obie formy (chór i orkiestrę), ale ilekroć razy słucham ten utwór (a są to już
dziesiątki razy…), wywołuje on u mnie każdorazowo przejście ciarek po plecach. Perfekcyjna symbioza – oto co ciśnie się na usta. Jest to muzyczny kunszt i pierwsza
klasa dramatyczna. Muzyka na jaką się czeka, jakiej się żąda od naszego gatunku. Muzyka silno pobudzająca emocje. Równą zasługę ma tu solowa wiolonczela Dale,
do której należy druga część utworu. Wspomniany temat dramatyczny pojawia się na szczęście na płycie jeszcze dwa razy, w tym w podobny, intensywny sposób
(choć już bez chóru) w Denounment.
Album z „Atonement” finiszuje na wyciszeniu w postaci smutnego podsumowania o tytule takim samym jak film oraz słynnym Clair de Lune Debussy’ego, które
świetnie wpasowuje się w klimat i wydźwięk partytury Marianelli’ego. Mimo, że score kończy się na dość smutnej nocie, utwór klasyczny 'numer’ Francuza daje
nadzieję i uspokojenie, po tym całym dramatycznym zgiełku. Pochodzący z Włoch kompozytor napisał jak na razie swoją najwybitniejszą pracę do kina, pokazując
ponownie w ostatnim czasie klasę, pomysły i inspirację odległą jego kolegom po fachu. Jeżeli cenicie klasyczną elegancję i delikatność „Dumy i uprzedzenia”, dodajcie
sobie do równania dramatyczny ton „Beyond the Gates” oraz nietuzinkowe pomysły muzyczne, i tego będziecie mogli oczekiwać po „Pokucie”, w obecnej chwili
mojemu faworytowi do miana partytury roku. Nie twierdzę, że „Atonement” jest równie łatwo przyswajalne co dzieła Hornera, wymaga z pewnością trochę czasu i
oswojenia z egzaltacją klasycyzmu, który wydaje się, kręci Marianelli’ego, jest muzyką stawiającą poprzeczkę swoim ambitnym podejściem. Ale jak w przypadku każdej
muzyki stawiająca wyzwania – nagroda za cierpliwość będzie podwójna. Płyta wsadzona jest w ciekawe, dość rzadko spotykane pudełko super jewel box. Film
Wrighta z pewnością otrzyma sporo oscarowych nominacji, i biorąc pod uwagę, że nazwisko kompozytora pojawia się w większości tegorocznych nominacji, całkiem
nie wykluczone, że muzyka ta w pod koniec lutego w Los Angeles otrzyma złotą statuetkę, czego jej życzę…