Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joe Hisaishi

Arion – image album

(1985)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 06-12-2017 r.

Image albumy stanowią dla fanów twórczości Joe Hisaishiego ciężki orzech do zgryzienia. Większość tych wydawnictw wybija się, tak jak i soundtracki, tematycznym bogactwem, kreatywnością, pomysłowością, ale z drugiej strony często takie aspekty, jak surowość brzmienia, niewielkie nakłady finansowe na nagranie muzyki, czy wreszcie pewna już archaiczność niektórych stylizacji, potrafią odrzucać. I tak też dla wielu miłośników Japończyka te czysto koncepcyjne krążki stanowią swego rodzaju ciekawostki, gdyż oficjalne soundtracki, lub też wydania typu Symphonic Suite, stanowią dla nich wystarczającą prezentację danego materiału. Podobna sytuacja zdaje się klarować w przypadku Ariona, który powstał na podstawie pięciotomowej mangi o tym samym tytule.

Arion – Image Album ukazał się na cztery miesiące przed premierą soundtracku, jeszcze na jesieni 1985 roku. Trafiło na niego łącznie 10 kompozycji, które w zdecydowanej większości zawierają osobne idee muzyczne. Pomysłów Hisaishiemu z pewnością potrafiła dostarczyć fabuła filmu Yoshikazu Yashizuko. Historia osadzona w czasach starożytnej Grecji, herosi, bogowie, wielka wojna, magia – taki potencjał musiał być dla Japończyka doskonałym źródłem inspiracji. No i zawartość tego image albumu tylko to potwierdza.

Jeśli ktoś zna dobrze oficjalny soundtrack, tudzież popularne w pewnych kręgach wydanie Symphonic Suite, to początek płyty nie będzie dla niego szczególnie zaskakujący. Odsłuch zaczynamy bowiem od posępnego i nerwowego motywu Hadesa (tutaj wzbogaconego o sample imitujące brzmienie dud, dodające całości eksperymentalnego wydźwięku). Natomiast w następnym utworze czeka już na nas doskonały temat przewodni. Jak widać, już na tym etapie Hisaishi zdecydował się powierzyć go fletowi prostemu, który wydaje się perfekcyjnym wyborem dla tej urodziwej melodii. Pewnym odstępstwem jest asysta delikatnych tekstur syntezatorowych, z których w kolejnych miesiącach pracy nad Arionem Japończyk miał zrezygnować. W nieco odmiennej aranżacji temat ten trafił jeszcze na sam koniec krążka, do utworu Wind & Wilderness (Ending Theme), opartego o brzmienia bardzo przypominające późniejszą Laputę: podniebny zamek (nie dziwota, albowiem do ilustrowania klasycznego już anime Hayao Miyazakiego, Hisaishi przystąpił zaraz po ukończeniu pracy nad filmem Yashizuko). Wind & Wilderness (Ending Theme) stanowi jedyną repryzę na albumie.

Na recenzowanym krążku usłyszymy też pełną wersję chwytliwego i humorystycznego tematu Seneki, który na soundtracku obecny jest zaledwie przez kilkadziesiąt sekund. W całej okazałości możemy też podziwiać motyw z utworu To Olympus, który na omawianą płytę trafił w typowej dla lat 80., nieco kiczowatej, iście popowej wersji. Nie ma tutaj elegancji i dostojeństwa znanego z innych wariacji tej melodii – jest za to czysty fun i urok bijący z tych przebrzmiałych, ale jakże przyjemnych dla ucha syntezatorów. No i oczywiście nie możemy zapomnieć o prześlicznym temacie Resphoiny, którego pierwotna wersja, jak słychać, niewiele różni się od pozostałych. Jest tu oczywiście nieco większy udział syntezatorów, ale prym wiedzie, tak jak w większości wariacji, fortepian.

Na płycie znalazło się także miejsce dla partii wokalnych. W utworze Thread of Destiny, który na potrzeby soundtracku wyewoluuje w temat Prometeusza, usłyszymy melodię męskiego chóru, któremu towarzyszą mu na wpół improwizowane partie fletu prostego, tworzące razem swoistą etniczno-liturgiczną mieszankę. Kolejna okazja na spotkanie z głosem ludzkim nadarza się w dynamicznym Demon Shrine, napisanym zapewne jako wprawka pod przyszłą ilustrację scen batalistycznych. Tym razem Hisaishi sięga po sopran, który dodaje elektronicznej muzyce akcji niemalże apokaliptycznego wymiaru. Druga połowa tej ścieżki, gdzie kobiecy głos wchodzi w szranki z energicznymi partiami syntezatorów i perkusyjnym beatem, to prawdziwy majstersztyk, aranżacyjne cudeńko, które zalicza się do najjaśniejszych punktów dyskografii Hisaishiego. Jest to jedyny temat z recenzowanej płyty, o którym z całą pewnością mogę powiedzieć, że wypada ciekawej i bardziej efektownie od jego odpowiedników z oficjalnego soundtracku i edycji „symphonic suite”.

Warto też na moment zatrzymać się przy energetycznym, eksperymentalnym, miejscami nawet rockowym, A Soldier of the Sea, które samo w sobie jest doprawdy fajnym i przebojowym kawałkiem. Nie dziwi mnie jednak to, że utwór ten tylko częściowo trafił filmu (jedynie jeden z mało znaczących fragmentów przeobraził się w motyw Battle). Wynika to z tego, że bardziej pasowałby on do jakiejś kolejnej opowieści o japońskich robotach, aniżeli do anime osadzonego w realiach mitologii greckiej. Zresztą wiodąca melodia z tej kompozycji dość wyraźnie przypomina temat przewodni z partytury Hisaishiego do anime Venus Wars, następnego wspólnego projektu japońskiego kompozytora z Yashizuko. Widowisko science-fiction, jakim bez wątpienia jest ta animacja, jest zdecydowanie lepszym miejscem dla tego typu kompozycji.

Oczywiście omawiany album ma swoje problemy, które, jak to zazwyczaj bywa w przypadku dawnych image albumów, uwypuklają się głównie w warstwie brzmieniowej. O ile, jak wspomniałem wyżej, Hisaishi potrafi świetnie połączyć prawdziwe instrumentarium z elektroniką, o tyle inne fragmenty z syntezatorami w roli głównej nie prezentują się już tak kolorowo. Tak jak chociażby początek Soldier of the Sea, który zdaje się przypominać jakąś 8-bitową muzykę z dawnych gier komputerowych.

Czy zatem Arion – Image Album ma szanse w starciu z soundtrackiem i wydaniem „symphonic suite”? Sam fakt, że jest to płyta zawierająca próbne i niedojrzałe jeszcze koncepcje muzyczne, chyba jest wystarczającą odpowiedzią na to pytanie. Niemniej jednak to wciąż jest kreatywna i bogata w chwytliwe tematy muzyka, którą – przy odrobinie wyrozumiałości dla miejscami przestarzałych stylizacji – słucha się doprawdy bardzo przyjemnie.

Inne recenzje z serii:

  • Arion – symphonic suite
  • Arion – soundtrack
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze