Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Georges Delerue

Africain, L’ (Afrykanin)

(1983/2012)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 26-03-2014 r.

Jednym z wielkich marzeń francuskiego reżysera Philippe’a De Broki było nakręcenie filmu fabularnego lub dokumentalnego umiejscowionego w Afryce. Szansa na realizację tego zamierzenia pojawiła się na początku lat 80-tych – pomysł wyszedł od wpływowego producenta Claude’a Berriego i skutkował zaangażowaniem cenionego scenarzysty Gerarda Bracha, a także aktorskich gwiazd: uhonorowanych Cezarami Catherine Denevue i Philippe’a Noireta. Po raz 16 (!) w swojej karierze De Broca sięgnął po usługi Georgesa Delerue – i znowu był to wybór najlepszy z możliwych. Francuski maestro napisał ścieżkę dźwiękową, która w wielu fragmentach stanowić może kwintesencję muzycznego wyobrażenia o wielkiej, afrykańskiej przygodzie.

L’Africain jest szczególnie interesujący w kontekście innej, słynniejszej kompozycji poświęconej Czarnemu Lądowi – mowa oczywiście o Pożegnaniu z Afryką. Majestatyczną uwerturę ścieżki Delerue cechuje wiele punktów zbieżnych z epickim romantyzmem późniejszej o 3 lata ilustracji Johna Barry’ego. Szerokim panoramom Afryki oglądanej z lotu ptaka (postać grana przez Philippe’a Noireta jest pilotem dwupłatowca) towarzyszy symfoniczny rozmach, górnolotny i wytworny niczym poemat na cześć piękna i dostojeństwa afrykańskiej przyrody. Oczywiście muzyczna wrażliwość eskpresyjnego Delerue i bardziej eleganckiego Barry’ego różnią się od siebie, ale zaskakuje podobieństwo orkiestrowych środków wyrazu – w szczególności kontrapunktów sekcji dętej, które rozsławiły późniejsze, oscarowe Out of Africa. Tak czy owak, L’Africain (Ouverture) to fantastyczny, szalenie charyzmatyczny kawałek muzyki przygodowej, otwierający kompozycję oraz film De Broki w sposób, który określić można jednym mianem: epicki.

Jak to jednak w przypadku ścieżek Delerue bywa, esencją recenzowanej ilustracji jest liryka. Emocjonalnym rdzeniem filmu jest dziwna relacja między Victorem i Charlotte – mającymi formalnie status małżeństwa, ale de facto żyjącymi w separacji, w różnych związkach, a nawet na innych kontynentach. Ostatnią scenę obrazu, w której Charlotte wsiada do samolotu i żegna się z Czarnym Lądem (A bientôt, Charlotte), francuski kompozytor podkreśla spektakularnym lirycznym forte – tęsknym, przepełnionych poczuciem niespełnienia i bólu po uczuciu, które nigdy do końca nie wygasło, ale również nigdy się nie zabliźni. Wejście tematu miłosnego w finale jest wręcz porażające; aż trudno sobie wyobrazić, że mając do dyspozycji tak prozaiczny materiał filmowy, Delerue mógł zwerbalizować tak niesłychane głębie. Omawiany utwór wynosi Afrykanina – nieskomplikowane kino przygodowe – na zupełnie inny poziom artystyczny, jak gdyby kompozytor sygnalizował nam, że pośród sensacyjnych zwrotów akcji umknęło nam – widzom – dramaturgiczne serce opowieści.

W pozostałym zakresie ścieżka Francuza nie sięga już takich ilustracyjnych wyżyn. Jak zwykle w przypadku twórczości Delerue winę za ten stan rzeczy ponosi brak emocjonalnego kontekstu – kompozytora od zawsze najbardziej inspirowali ludzie i ich relacje uczuciowe. Gdy więc czynnik ludzki ustępuje mechanicznemu przebiegowi przygodowej fabuły, Delerue staje się bardziej zachowawczy, przewidywalny oraz ilustracyjny. Stąd też poprawne, ale pozbawione już „bożej iskry” utwory jak Soirée chez Patterson (rodzajowa ilustracja w formie walca), underscore’owy Poulakis et sa bande, czy Marche militaire. Z drugiej strony, na każdy taki kawałek przypada inny, eskcytujący lub intrygujący fragment. Wystarczy wspomnieć ekspansywny dialog kotłów i sekcji dętej z Victor sauve les éléphants, onomatopeję na waltornie, imitujące ryk stada słoni w Sur la piste des éléphants i kilka wybornych aranżacji tematu miłosnego.

Dopełnieniem albumu jest 17-minutowa Suite symphonique de Broca, nagrana w 2012 roku w Bratysławie przez Orkiestrę Symfoniczną Słowackiego Radia pod batutą Davida Hernando Rico. Utwór otwiera niebywale chwytliwa fanfara z Cartouche, która z powodzeniem mogłaby rywalizować z analogicznymi dokonaniami Ericha Wolfganga Korngolda czy Maxa Steinera. W dalszej kolejności Słowacy dawkują nam typowe dla Delerue (i typowo urocze) liryczne uniesienia z komediodramatu Chère Louise oraz komedii kryminalnej Le Diable Par la Queue. Suitę wieńczy w efektownym stylu jeden z najwyborniejszych tematów dramatycznych, jakie wyszły spod pióra Francuza – Chouans!. Całość nagrania prezentuje się bardzo dobrze, słowaccy symfonicy wyraźnie czują niuanse stylistyki Delerue, a ich entuzjastyczne wykonanie dodaje kompozycjom inspirującego wigoru, co słychać w szczególności w przypadku Cartouche, zbliżonego jakością do praskich nagrań Złotej Ery. Poziom materiału zebranego na potrzeby suity pokazuje natomiast, jak dobrze francuski kompozytor czuł konwencję kina De Broki.

Afrykanin to generalnie bardzo udana, barwna ścieżka przygodowa, której głównym atutem są dwa wyśmienite tematy, potwierdzające mistrzostwo Georgesa Delerue w tej dziedzinie. Jest to jedna z tych kompozycji, które powinny przypaść do gustu wszystkim fanom muzyki filmowej: i tym rozmiłowanym w pełnych przepychu soundtrackach hollywoodzkich, i tym gustującym w poetyckiej liryce charakterystycznej dla twórców europejskich. Znakomita, ekscytująca wyprawa na Czarny Ląd, okraszona równie interesującą, przekrojową suitą – innymi słowy, kino Philippe’a de Broki w pigułce.

Najnowsze recenzje

Komentarze