Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
tomandandy

47 Meters Down (Podwodna pułapka)

(2017)
-,-
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 21-07-2020 r.

Już na wstępie mogę zaznaczyć, że w przeciwieństwie do tego soundtracku, nie będzie to długa recenzja. Głównie dlatego, że mamy do czynienia ze ścieżką dźwiękową od tomandandy, ze wszystkimi typowymi dla tej grupy zabiegami, zaletami oraz wadami. Amerykańsko-kanadyjski duet, w którego skład wchodzą Tom Hajdu i Andy Milburn, już od połowy lat 90. regularnie komponują muzykę na potrzeby filmów, telewizji, ale także reklam, spektakli czy instalacji artystycznych. Jeżeli chodzi o filmografię to zdominowana jest ona przez horrory i thrillery, często od klasy B w dół. W pewnym sensie rywalizują z Josephem Bisharą o dominację w kinie grozy. I chociaż stylowo się znacznie różnią, to jednak jest też wiele podobieństw. I nie chodzi tylko oto, że zarówno tomandandy, jak iBishara rzadkokiedy pracują nad dobrymi i ambitnymi projektami. Najczęściej ich ścieżki dźwiękowe tak mocno skupione są na obrazie i wywoływaniu u widza niepokoju i przerażenia, że poza nim tracą swój urok i są bardzo ciężkie w odbiorze. Nie inaczej jest z oprawą do thrillera 47 Meters Down o polskim wdzięcznym tłumaczeniu Podwodna pułapka.

Film opowiada historię dwóch sióstr, które podczas wakacji w Meksyku decydują się zanurkować w klatce do obserwowania rekinów. Podczas podziwiania podwodnej flory i fauny ogromny rekin atakuje klatkę, w wyniku czego ta odrywa się od statku. Obie dziewczyny spadają na samo dno, gdzie uwięzione są 47 metrów pod wodą. Nie tylko tlenu starczy im na godzinę, ale co gorsza, wokół krążą najwięksi podwodni drapieżnicy.

Muszę przyznać, że Podwodna pułapka jest poprawnie nakręconym thrillerem. Co prawda nie wypływa on powyżej kina klasy B, ale też nie spada poniżej, jak czyni to masa filmów z rekinami, które wprost zalewają rynek kina domowego. Nie byłoby błędnym stwierdzeniem, że mamy więcej produkcji o rekinach niż ich samych we wszystkich oceanach. Siłą tego filmu jest, że koncentruje się on głównie na dwójce bohaterek i ich beznadziejnym położeniu, a nie na samych żarłaczach. Zresztą rekiny są przez większy czas w ukryciu, czujemy ich niepokojącą obecność, aby znienacka zostać zaatakowanym! I w sumie na podobnych zasadach działa oprawa dźwiękowa od tomandandy.

Oczywiście wielce naiwnym byłoby sądzić, że ze względu na obecność rekinów otrzymamy muzykę choć trochę podobną lub utrzymaną w stylu słynnych Szczęk Johna Williamsa. Wręcz przeciwnie,scoretomandandy oparty jest głównie na elektronice, a o jakiejkolwiek bazie tematycznej możemy zapomnieć. Jak przy wielu swoich ścieżkach do kina grozy, i tym razem amerykańsko-kanadyjski duet koncentruje się głównie na dwóch elementach – straszeniu i klimacie. Na soundtracku dominuje więc ambientowe brzmienie, wspomagane różnymi niepokojącymi odgłosami i dźwiękami. Dobrze oddają one beznadziejne położenie głównych bohaterek, jak i też strach związany z tym co czyha na nie w głębinach. Jeżeli zaś chodzi o prawdziwy horror, tomandandy co jakiś czas atakują krzykliwą elektroniką. Każdemu atakowi rekina towarzyszą agresywne dźwięki, dalekie od płynnych, melodyjnych rytmów. Niejednokrotnie ścieżka dźwiękowa naśladuje i imituje efekty dźwiękowe, zwiększając poczucie zagrożenia i klaustrofobii. I tak też czasami niewiadomo, czy to naprawdę klatka skrzypi, czy to butle tlenową bulgoczą, czy może to robota grającej w tle ścieżki dźwiękowej.

Trudno odmówić tej oprawie dźwiękowej funkcjonalności. Zresztą tomandandy już nie raz udowodnili, że jeżeli chodzi o thrillery i horrory to wiedzą jakiej one muzyki potrzebują, aby odpowiednio przerazić widza. Gorzej jeżeli oderwiemy je od obrazu. Co prawda słuchacze są dalej przerażeni, ale już w zupełnie innym sensie. Nie inaczej jest z Podwodną pułapką, która doczekała się pełnego, cyfrowego wydania od LakeshoreRecords. Tak, możemy tu spokojnie mówić o tak zwanym completescore, gdyż na ponad godzinnym albumie znalazła się cała zawarta w obrazie oprawa muzyczna. Ambientowe tło, elektroniczne eksperymenty, pulsujące dźwięki, eksplozje i bity – wszystko to mamy więc rozłożone chronologicznie i podzielone na 32 utwory. Ze względu na swoją długość, ale też specyficzne brzmienie, bardzo trudno słucha się tego soundtracku i to nawet z dobrą znajomością samego filmu.

Nie oznacza to, że nie dałoby się lepiej wydać tej muzyki, aby była przystępniejsza dla słuchacza. Gdzieniegdzie trafiają się spokojniejsze kawałki o przyjemnej dla ucha elektronice, które przypisane są głównym bohaterkom. Utwór Blue bardzo ładnie oddaje piękno i tajemniczość morskiej głębi i jej pływających mieszkańców. Co więcej, końcówka albumu oraz filmu oferuje ciekawsze i bardziej melodyjne doznania. Naturalnie, jak na finał przystało, trafia się też bardzo agresywna muzyka akcji, ale również ciekawe elektroniczne kawałki, jak choćby pulsujące Alive. Jednak to co najlepsze otrzymujemy na sam koniec w postaci utworu Ascent. Jest to naprawdę bardzo ciekawy i oryginalny, elektroniczny kawałek o podniosłym charakterze, który doskonale wypada zarówno jako ilustracja, jak i w roli zwieńczenia albumu.

Tak jak na wstępie zaznaczyłem,soundtrack do Podwodnej pułapki jest dość typowy dla panów Hajdu i Milburn. Jako kompozycja do filmu grozy sprawdza się poprawnie w filmie, ale już ogromnie traci poza nim. Nie pomaga przy tym zbyt obszerne wydanie tej muzyki, które zamiast zachęcać, jeszcze bardziej odstrasza. Ale również jak na wiele ścieżek dźwiękowych od tomandandy przystało, i tutaj trafia się jeden naprawdę dobry kawałek, który błyszczy zarówno w obrazie, jak i na albumie. A jako, że w tym wypadku mamy do czynienia z ostatnim utworem, to jawi się on jako swego rodzaju wynagrodzenie dla tych, którzy dali radę przetrwać i przejść, czy też bardziej przepłynąć przez ten soundtrack.

Najnowsze recenzje

Komentarze