Niekonwencjonalny styl Wong Kar-Wai’a nie każdemu kinomanowi przypadnie do gustu. Dbałość o niezwykle plastyczne, wysublimowane zdjęcia, unikalną scenografię, głośno podłożona muzyka, niechronologiczne opowiadanie historii, romanse w centrum fabuły – to tylko niektóre cechy twórczości tego chińskiego reżysera. Ważnym elementem filmów Kar-Wai’a jest także refleksyjny nastrój. Dla jednych będzie stanowił on siłę obrazów Chińczyka, który z typową dla siebie manierą nieśpiesznie, ale jednocześnie z wielkim pietyzmem, wodzi losami bohaterów. Owa melancholijna aura dla drugich odbiorców okaże się tym, co będzie odpychać od sięgania po kolejne jego dzieła. Trzeba wszak przyznać, że obok niezaprzeczalnych wartości czysto estetycznych, fabuły niektórych produkcji bywają odrobinę nazbyt pretensjonalne i rozwleczone. Doskonałym reprezentantem twórczości Kar-Wai’a jest film 2046, który posiada praktycznie wszystkie wyżej nadmienione wady i zalety stylu urodzonego w Szanghaju artysty. Zrealizowany w 2004 roku obraz kwalifikowany jest jako ostatnia część nieformalnej trylogii miłosnej Kar-Waia, wraz z Dniami naszego szaleństwa (1990) i Spragnionymi miłości (2000). Produkcje te łączą się jednak w bardzo luźny sposób.
Akcja rozgrywa się w latach 60. XX wieku. W tanim przybytku o nazwie Oriental Motel pewien dziennikarz, Chow Mo Wan, próbuje napisać fantastyczno-naukową książkę 2046. Opowiada ona o mitycznym pociągu łączącym teraźniejszość z rokiem 2046, gdzie każdy może odzyskać utracone wspomnienia (część scen obrazu Kar-Waia przenosi nas do fikcyjnego świata z tej powieści). Mężczyzna zaczerpnął jej tytuł od numeru pokoju, w którym spotykał się niegdyś z miłością swojego życia, Su Li-zhen (wydarzenia te zostały przedstawione w Spragnionych miłości). Tymczasem z pobliskiego pokoju zaczynają korzystać rozmaite kobiety, min. córki właściciela pensjonatu. Wkrótce Chow Mo Wan nawiązuje z nimi przelotne romanse. Wciąż nie może jednak zapomnieć o Su Li-zhen.
Analogicznie jak w przypadku Spragnionych miłości, tak i do 2046 muzykę napisał Shigeru Umebayashi. Pierwsza współpraca z Kar-Wai’em wyróżniała się przede wszystkim pamiętnym Yumeji’s Theme, bodaj najsłynniejszym utworem Japończyka. Co prawda powstał on prawie 10 lat wcześniej do zupełnie innego filmu, acz to właśnie dzięki Spragnionym miłości zyskał międzynarodową popularność, tak samo zresztą jak jego autor. Sukces kompozycji tkwił nie tylko w przepięknej melodii skrzypiec, ale także w przydzieleniu jej przez Kar-Wai’a bardzo ważnej roli. Jak wspomniałem wcześniej, chiński reżyser zawsze przywiązuje dużą wagę do ścieżki dźwiękowej. Cechą znamienną jest także to, że obok oryginalnych utworów wykorzystuje dużo muzyki źródłowej, czepiąc nie tylko z muzyki popularnej, ale również z filmówki. W ten sposób tworzy niezwykłe mieszanki, które są nieodłączną częścią składową estetyki jego dzieł. Nie inaczej jest w przypadku 2046. Oficjalny soundtrack, podobnie jak Spragnieni miłości, zbudowany jest jakoby z dwóch wzajemnie przeplatających się ze sobą sfer – oryginalnego score oraz starszych kompozycji rozmaitych twórców. Przyjrzyjmy się najpierw temu, co przygotował Japończyk.
Umebayashi był związany z projektem od samego początku. Proces powstawania 2046 trwał jednak bardzo długo – pierwsze zdjęcia powstały jeszcze w 1999 roku. W ciągu kolejnych pięciu lat film przeszedł wiele przeobrażeń, tak fabularnych, jak i realizacyjnych. Wystawiło to japońskiego kompozytora na ciężką próbę. Przez kilka lat oglądał różne sekwencje, z których wiele nie znalazło się w finalnej wersji obrazu Kar-Wai’a. W wyniku tych przedprodukcyjnych zawirowań, Umebayashi zabrał się za komponowanie muzyki dopiero na miesiąc przed ostatecznym montażem. Jak sam stwierdził, pomimo tego, że część widzów może postrzegać 2046 za kontynuację Spragnionych miłości, nie chciał on cytować swojej poprzedniej pracy. Tym samym zdecydował się na napisanie zupełnie nowej partytury.
Z racji tego, że w filmie da się wyróżnić kilkanaście następujących po sobie segmentów fabularnych (min. kolejne romanse i wspomnienia głównego protagonisty), Kar-Wai potrzebował idei muzycznej, która by spajała poszczególne elementy opowiadanej historii. W tym celu Umebayashi skomponował smyczkowy temat główny, który najczęściej towarzyszy narracji Chow Mo Wana. O ile Yumeji’s Theme odznaczał się dramatyzmem i pewnego rodzaju subtelnością, o tyle 2046 – Main Theme poza silnym ładunkiem dramatycznym charakteryzuje też bliżej niesprecyzowana agresja, jak gdyby Japończyk próbował odzwierciedlić nieposkromione pożądanie, które włada uczuciami głównych bohaterów. Umebayashi prezentuje go nam w kilku różnych wersjach. Najbardziej zwraca uwagę skonstruowanie na tej melodii poloneza i rumby. Nie są to zresztą jedyne polskie i latynoskie akcenty w ścieżce dźwiękowej z 2046.
Umebayashi skomponował też pełne smyczkowej ekspresji i tragizmu Lost. Inaczej prezentuje się natomiast Long Journey. Co prawda i ten utwór ma wymiar emocjonalny i depresyjny, to jednak odróżniają go wykorzystywane środki muzycznego wyrazu. Obok partii wiolonczeli, przypominające fragmenty Spragnionych miłości, Japończyk dorzuca jeszcze bardzo klimatyczną elektronikę, w której da się wyróżnić chociażby samplowaną trąbkę. Resztę kompozycji japońskiego artysty stanowią dwa krótkie i mało znaczące interludia. Tak też na soundtracku znajdziemy łącznie nieco ponad 20 minut muzyki Umebayashiego. Pozostałą część przestrzeni albumowej zajmują kawałki źródłowe.
W tym miejscu pojawia się ten sam problem, który doskwierał również płycie ze ścieżką dźwiękową ze Spragnionych miłości. To, że utwory Umebayashiego nijak nie pasują do muzyki źródłowej, to jedna sprawa. Sęk tkwi także w tym, że nawet nieoryginalne kompozycje potrafią reprezentować zgoła odmienne gatunki. Mamy tu bowiem zarówno liryczne cytaty z filmówki, latynoskie stylizacje, utwory muzyki popularnej, a także fragmenty oper. Wszystko to zostało umieszczone na soundtracku bez żadnej myśli przewodniej. I tak też w jednym utworze możemy usłyszeć temat Umebayashiego, aby w następnej ścieżce przeskoczyć do kubańskich rytmów, a jeszcze później do dziewiętnastowiecznej arii. Tak o to soundtrack z 2046 jawi się bardziej jako kompilacja, aniżeli score sensu stricte. Wydaje mi się, że dobrym pomysłem byłoby zblokowanie przynajmniej partytury Japończyka.
W przypadku utworów źródłowych interesujący jest nie tylko ich dobór, ale także przydzielana im rola. Ekranowi bohaterowie otrzymali bowiem swoiste lejtmotywy. Przykładem niech będzie Wang Jing Wen, starsza córka właściciela motelu, której perypetie, w tym romans z pewnym Japończykiem, ilustrowane są poprzez Casta Diva, utwór Vincenza Bellinniego z jego opery Norma. Jednocześnie pojawia się wątek owego partnera Wang Jing Wen, który w większości sekwencji przedstawiany jest jako postać podróżująca pociągiem z powieści 2046. Spotyka on tam androidalnego odpowiednika swej drugiej połowy. Jego uczucia i tęsknota za ukochaną okraszone są prześlicznym Adagio autorstwa irlandzko-norweskiego duetu Secret Gerden. Ścieżka ta pochodzi z ich debiutanckiego albumu, Songs from a Secret Garden.
Ciekawie od strony muzycznej prezentuje się też postać Bi Wang, uwodzicielskiej tancerki, która po wprowadzeniu się do Orient Motelu zaczyna podkochiwać się w głównym bohaterze. Początkowym scenom z jej udziałem towarzyszy pochodząca z Kuby piosenka Siboney, a także evergreen Sway w wykonaniu Deana Martina. Gdy uczucie pomiędzy nią a Chow Mo Wanem zaczyna narastać, wtedy słyszymy liryczny temat Georgesa Delerue z thrillera Byle do niedzieli, ostatniego dzieła Françoisa Truffaut (utwór ten chyba najbardziej odpowiada stylistycznie kompozycjom Umebayashiego). Jej wybranek nie może jednak ciągle zapomnieć o swojej miłości z dawnych lat. W wyniku tego ich związek wkrótce rozpada się, pozostawiając obydwoje kochanków znów samotnymi. Wtedy też ponownie uświadczymy piosenkę Siboney. Historia Bai Linga i Chow Mo Wana zatacza koło, także w ujęciu muzycznym.
Dla wszystkich miłośników polskiej muzyki filmowej istotnym winien być fakt, że Kar-Wai sięgnął po utwór Decision Zbigniewa Preisnera, napisy do piątej części Dekalogu Krzysztofa Kieślowskiego. Co ważne, usłyszymy go podczas napisów początkowych. Fatalistyczny i dramatyczny wydźwięk tej kompozycji świetnie wpasował się w introdukcję wysmakowanej realizacyjnie produkcji Kar-Waia. Warto napomknąć, że nie jest to wersja z soundtracku, lecz koncertowe wykonanie utworu Polaka. Motyw z Decision usłyszymy jeszcze tylko raz, w jednej ze scen, których akcja toczy się w fikcyjnym pociągu z powieści 2046. Wydaje się, że to właśnie tą kompozycją mógł się inspirować Umebayashi, pisząc wspomniane wcześniej Lost.
Część kawałków nie jest przypisana do konkretnej postaci, i jest używana w bardziej uniwersalny sposób. W takim charakterze pojawiają się dwa wspaniałe utwory niemieckiego kompozytora Peera Rabena, Sysiphos at Work i Dark Chariot, które powstały do dwóch filmów Wernera Reinera Fasbindera, odpowiednio komedii kryminalnej Trzecia generacja i musicalu Querelle. Podobną funkcję sprawuje także Lost Umebayashiego, czy obdarzona bardzo charakterystyczną melodią Perfidia, kolejne już nawiązanie do muzyki latynoskiej. Poza tym niektóre sceny toczą się w wigilię Świąt Bożego Narodzenia, co tłumaczy dwukrotne pojawienie się na soundtracku utworu Christmas Song, w jednym przypadku nagranego w latach 40. przez Nata Kinga Cole’a, w drugim przez samego Umebayashiego, który przygotował dla Kar-Wai’a specjalną aranżację.
Soundtrack z 2046, tak jak i ze Spragnionych miłości, to pozycja nietuzinkowa. Oryginalne utwory Shigeru Umebayashiego wprost kipią dramatyzmem i namiętnością, jednocześnie wiernie oddając faktyczną aurę filmu Kar-Waia, pełnego melancholii i zadumy nad własnymi uczuciami. Do kompozycji źródłowych można mieć jednak dwojaki stosunek. Z jednej strony, niewątpliwie, poprzez swoją różnorodność wzbogacają ilustrowany obraz, podkreślając jego awangardową naturę oraz uwypuklając wyjątkową specyfikę kina chińskiego reżysera. Z drugiej strony, patrząc na owe ścieżki przez pryzmat materiału soundtrackowego, można odnieść wrażenie muzycznego bałaganu. Myślę jednak, że każdy słuchacz powinien tu znaleźć coś wartościowego, choćby ten tlący się z krążka romantyzm.
Inne recenzje z serii: