Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Różni wykonawcy, Atli Orvarsson

Eurovision Song Contest: The Story of Fire Saga (…: Historia zespołu Fire Saga)

(2020)
3,0
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 26-07-2020 r.

Ten długi tytuł zdradza po części fabułę filmu Davida Dobkina z Willem Ferrellem i Rachel McAdams w rolach głównych. Dwójka piosenkarzy z małego islandzkiego miasteczka postanawia spełnić swoje marzenia, biorąc udział w Konkursie Piosenki Eurowizji.

Będąc szczerym, kiedy na początku zobaczyłem, że amerykański aktor komediowy Will Ferrell nie tylko gra główną rolę, ale również wyprodukował i jest współscenarzystą tego filmu, nie miałem zbyt wygórowanych oczekiwań. Spodziewałem się kolejnej komedii Ferrella z motywem rywalizacji, jak w Ostrzach chwały, Tygrysach murawyRicky Bobby – Demon Prędkości. Po części obraz ten powiela niektóre schematy tych wymienionych produkcji, z ekscentrycznym głównym bohaterem na czele, ale z drugiej strony jest przy tym niezwykle ciepły i pozytywnie nastawiający. Można też przypuszczać, że sam Will Ferrell, mimo że jest Amerykaninem, jest wielkim fanem Eurowizji, którą poznał dzięki szwedzkiej rodzinie swojej żony. Tym samym film, który mógł być prostą i głupią parodią Europejskiego Konkursu Piosenki, stał się specyficznym listem miłosnym na jej cześć.

Jako że mamy do czynienia z filmem, który koncentruje się wokół Konkursu Piosenki Eurowizjioraz fikcyjnego zespołu Fire Saga, od początku było wiadome, że piosenki będą grały w nim kluczową rolę. Do tego celu zatrudniono Savana Kotecha, który wyprodukował i napisał piosenki dla chociażby takich gwiazd muzyki pop, jak Ariana Grande, Katy Perry oraz Ellie Gouding. Kotech oraz producenci uznali, że piosenki grane na Eurowizji same w sobie potrafią być zabawne i kiczowate, a zatem parodiowanie ich nie tylko nie ma sensu, ale dałoby tani efekt. I naprawdę trzeba przyznać, że Kotech i jego ekipa składająca się głównie ze skandynawskich piosenkarzy i muzyków doskonale wykonali swoje zadanie i odrobili lekcję z poprzednich edycji Eurowizji. Piosenki są różnorodne, mamy kawałki taneczne, ballady, ale co najważniejsze, brzmią one jakby naprawdę były wzięte z Eurowizji. Zresztą w połączeniu z obrazem, gdzie widzimy te wszystkie występy, z wymyślonymi kostiumami i choreografią, wypadają jakbyśmy naprawdę oglądali to słynne europejskie widowisko muzyczne, z pewnym przymróżeniem oka oczywiście. Dlatego też w niektórych kawałkach słychać celowy kicz, niektóre są naprawdę zabawne, ale mimo to twórcom udało się zachować dobry balans między satyrą a hołdem.

Piosenki, które najdłużej po seansie zostają w pamięci, przypisane są fikcyjnej kapeli Fire Saga. Wszystkie ich kawałki wykonują odtwórcy głównych ról, czyli Will Ferrell i Rachel McAdams. Przy czym w przypadku kanadyjskiej aktorki otrzymała ona pomoc od szwedzkiej piosenkarki Molly Sanden, która wykonuje wszystkie wyższe partie wokalne. Twórcy właściwie połączyli głos McAdams z Sanden, która wykonuje je pod pseudonimem My Marianne, aby uzyskać finalny wokalny efekt dla głównej bohaterki. Jako ciekawostkę można dodać, że Sanden w 2006 roku zajęła trzecie miejsce w Eurowizji Juniorów. Takich smaczków jest zresztą w filmie i na albumie więcej, gdzie gościnnie pojawiają się znani uczestnicy poprzednich edycji Eurowizji. A najlepszym tego przykładem jest wielki miks najróżniejszych klasyków, śpiewanych właśnie przez nich. Ale wróćmy do duetu Fire Saga, który tak naprawdę na albumie jest triem. Ich utworem na Eurowizję jest Double Trouble, który można opisać jako typowy przykład „europopu” idealnego do śpiewania i tańczenia z charakterystyczną prostą melodią i słowami, które na długo zostają w pamięci. Jest to bardzo pozytywny kawałek, naturalnie z odpowiednią domieszką kiczu, który na albumie doczekał się dwóch wersji: filmowej oraz bardziej tanecznego remixu. Volcano Man idzie już mocniej w kierunku komedii i można tę piosenkę ocenić jako taneczną odpowiedź na kulturę wikingów. W połączeniu z absurdalnym obrazem, kawałek ten wypada jeszcze lepiej, ale to trzeba samemu zobaczyć, aby się przekonać. Jedno jest pewne – jak się go raz usłyszy na długo zostaje w pamięci. Podobnie jak Jaja Ding Dong, będąca świetną parodią piosenek biesiadnych. Niestety nie jestem ekspertem od tradycyjnych islandzkich piosenek granych w barach przy kuflu piwa, aby w pełni ocenić, czy twórcom udało się oddać kulturowy charakter. Jeżeli mam być szczery, to mnie kawałek ten kojarzy się głównie z niemieckimi szlagierami, które towarzyszą chociażby podczas święta piwa „Oktorberfest”. Niemniej, ponownie, kawałek jest bardzo chwytliwy i zabawny. Szczególnie jak się wsłuchamy w tekst piosenki i zrozumiemy, że pod jej niewinnym brzmieniem kryją się ewidentne aluzje do uprawiania seksu.

Najlepszym utworem fikcyjnego zespołu Fire Saga, czy w ogóle najlepszą piosenką napisaną na potrzeby tego filmu, jest Husavik. Śpiewana ona jest po części po angielsku, a po części po islandzku. Ta dwujęzyczność wypada przy tym niezwykle naturalnie i płynnie. Jest to też ładny ukłon w stronę wiecznej debaty, czy podczas Eurowizji uczestnicy powinni śpiewać wyłącznie w swoim ojczystym języku czy nie. Ale przede wszystkim jest to przepiękna ballada, gdzie główna bohaterka opisuje w niej swoje uczucie do głównego bohatera, ale także ich rodzinnego miasta Husavik. Nie jest to żadna parodia, satyra, nie ma w niej ukrytych podtekstów, tylko naprawdę bardzo ładnie napisana i wykonana piosenka, która spokojnie mogłaby się znaleźć na soundtracku do Krainy Lodu i nie odczułoby się różnicy od reszty materiału. Co więcej uważam, że powinna ona powalczyć o najważniejsze nagrody muzyczne, łącznie z Oscarem za najlepszą piosenkę. I piszę to jak najbardziej poważnie, gdyż nie tylko pod względem tekstu, muzyki i wykonania Husavik prezentuje niezwykle wysoki poziom, ale jest też integralną częścią całego obrazu.

Poza utworami Fire Saga, na albumie znajdziemy jeszcze wiele interesujących, eurowizyjnych piosenek, wśród których na uwagę zasługuje „rosyjska” Lion of Love. W filmie wykonuje ją rosyjski reprezentant na Eurowizję, fikcyjny Alexander Lemptov (świetnie zagrany przez Dana Stevensa). W rzeczywistości wykonuje ją kolejny skandynawski piosenkarz Erik Mjönes. Ze wszystkich piosenek na albumie, chyba ta najbardziej krzyczy EUROWIZJA! i miałaby największe szanse na zwycięstwo w konkursie. Jest ona niezwykłym miksem elementów latynoskich, afrykańskich i słowiańskich, utrzymanych w tanecznych rytmach z sugestywnym homoerotycznym tekstem.

Na pewno wartym uwagi jest piosenka Running with the Wolves fikcyjnej kapeli Moon Fang. Połączenie elementów metalu i dance oraz sceniczny ubiór nawiązuje bezpośrednio do ekscentrycznej fińskiej kapeli Lordi, która w 2006 roku swoim niekonwencjonalnym podejściem i maskaradą wygrała Eurowizję. Szkoda jednak, że utwór ten jest tak krótki – i niestety nie tylko on. Wspomniane Volcano Man oraz Jaja Ding Dong nie trwają nawet 2 minut i brzmią bardziej jak zapowiedź piosenek niż ich prawdziwy czas trwania. Naprawdę szkoda, gdyż przy całym swoim komediowym charakterze trudno odmówić im uroku i chciałoby się usłyszeć ich pełniejsze wersje.

Na samym końcu albumu znalazła się ponad sześciominutowa suita ze ścieżką dźwiękową Atliego Örvarssona. Zważywszy, że akcja filmu toczy się wokół islandzkiego zespołu, miło że producenci sięgnęli po islandzkiego kompozytora. Co ciekawe, sam Örvarsson pochodzi z miejscowości Akureyri, oddalonej niecałą godzinę jazdy of Husavik. I aby było jeszcze bardziej autentycznie, nagrywał on ten score w swej rodzinnej miejscowości z lokalnymi muzykami. Jak na ścieżkę dźwiękową do komedii romantycznej jest ona bardzo przyjemna i pogodna w odbiorze. Örvarsson oparł ją w dużej mierze o niedużą orkiestrę, gdzie prym wiedzie sekcja smyczkowa, wspomagana brzmieniem gitary, fortepianu, instrumentów perkusyjnych oraz akordeonu. Pod względem stylu może się ona trochę kojarzyć z Holiday Hansa Zimmera, Georges Delerue, a także oscarową ścieżką Anne Dudley do filmu The Full Monty. Na ową suitę składa się między innymi uroczy temat przypisany dwójce głównych bohaterów oraz ich uczuciu. A jeszcze sympatyczniej wypada skoczny kawałek z jej końca, który w obrazie, w połączeniu z pięknymi islandzkimi krajobrazami, wypada naprawdę bardzo dobrze.

Oczywiście jako miłośnicy muzyki filmowej nie pogardzilibyśmy większą jej ilością na albumie oraz w obrazie. Jednak nie możemy zapominać, że mamy do czynienia z komedią romantyczną o bardzo specyficznej tematyce. Dlatego też nie powinno dziwić, że score Atliego Örvarssona pełni w dużej mierze rolę wypełniacza pomiędzy piosenkami. I tę funkcję spełnia jak najbardziej bezbłędnie, ale też nie mamy co liczyć, że po seansie ze wszystkich usłyszanych motywów muzycznych, to jego praca najbardziej zostanie nam w pamięci.

Eurovision Song Contest: Historia Zespołu Fire Saga jest jednym z pozytywniejszych zaskoczeń tego jakże mało optymistycznego roku. I to zarówno jeżeli chodzi o sam film, jak i oprawę muzyczną. Możliwe, że siła leży w prostocie, ale i szczerości tego muzycznego przedsięwzięcia. Właśnie w tych trudnych chwilach ten film oraz album pozwalają nam na chwilę oderwać się od otaczających nas problemów.

Pozostaje żałować, że soundtrack nie doczekał się fizycznego wydania, bo na pewno wielu chciałoby go mieć w swojej kolekcji. W końcu dla miłośników Konkursu Eurowizji ten krążek jest lekturą obowiązkową, a dla reszty odbiorców przyjemną składanką do tańczenia, potupania nóżką, pośmiania się oraz chwili refleksji. I to od Was zależy, ile przyznacie jej punktów w naszym fikcyjnym, wirtualnym Konkursie Eurowizji.

Najnowsze recenzje

Komentarze