Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Henry Jackman

Jumanji: The Next Level (Jumanji: Następny poziom)

(2019)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 03-01-2020 r.

Nowy poziom rozrywki…


Najwyraźniej taka właśnie idea przyświecała producentom, kiedy zabierali się za tworzenie niekoniecznie wówczas chcianego sequela filmu Jumanji. Jednakże film Przygoda w dżungli okazał się on gigantycznym sukcesem komercyjnym i całkiem dobrym punktem wyjścia do tworzenia kolejnych odsłon tej zwariowanej przygody. Kluczem do sukcesu była doborowa obsada z Dywanem Johnsonem, Kelvinem Hartem i Jackiem Blackiem w rolach głównych. Reszty dopełnił świetnie skonstruowany scenariusz i reżyseria Jake’a Kasdana. I w takiej też konfiguracji zabrano się za tworzenie kontynuacji zatytułowanej Następny poziom. Tym razem nasi „gracze” stanąć musieli przed kolejnym karkołomnym zadaniem, a wszystko przez… głupotę jednego z bohaterów sięgających po śmiercionośną rozgrywkę w chwili przygnębienia. Jakkolwiek durny w założeniach nie byłby motyw, jaki pchnął filmowych przyjaciół do ponownego wejścia do świata Jumanji, to trzeba przyznać, że dalszy rozwój wydarzeń skutecznie wszystko rekompensuje. Zwłaszcza kiedy do rozgrywki przyłącza się ekscentryczny dziadek jednego z chłopców oraz jego przyjaciel. Rozrywka pełną gębą – ot w sam raz na rodzinne, leniwe popołudnie.



W duchu przygody musiała się również wypowiadać ścieżka dźwiękowa, o stworzenie której poproszono jednego z obecnie najbardziej rozchwytywanych twórców Hollywood, Henry Jackmana. Kompozytor, który w branży muzyki filmowej utożsamiany jest z fabryką dźwięków Hansa Zimmera, w ostatnim czasie zdaje się powoli odklejać od siebie łatkę pracującego w cieniu Niemca, rzemieślnika. Choć w dalszym ciągu zdarzają mu się projekty, po których nie pozostawia właściwie nic wartego uwagi, to jednak jest dziedzina, gdzie na szczęście ma okazję się wykazać. Jeżeli nie bujną wyobraźnią tematyczną, to przynajmniej doszlifowanym warsztatem w operowaniu orkiestrowym środkami wyrazu. A tą dziedziną / gatunkiem jest kino przygodowe. I takim właśnie produktem okazała się w roku 2017 ścieżka dźwiękowa do filmu Jumanji: Przygoda w dżungli. Czy Następny poziom powiela ten umiarkowany sukces?



Tak, ale tylko wtedy, kiedy skupimy się na samym aspekcie funkcjonalnym w odniesieniu do gatunku kina przygodowego. Henry Jackman po raz kolejny dostarczył nam intensywną, zaaranżowaną z niemałym przepychem, ale przy tym lekkostrawną ilustrację. Muzykę, która nie rości sobie większych praw do uwagi odbiorcy aniżeli pozwoliła mu na to sama sfera wizualna. Przy czym jest skrojona na miarę filmowych potrzeb i przemawiającego przez to widowisko, rozrywkowego tonu. Tylko tyle i aż tyle, aby wywiązać się z podstawowych zadań ilustratorskich. Bardziej problematyczne wydaje się poszukiwanie w tak skonstruowanej ścieżce dźwiękowej czegoś wyjątkowego. Kompozytor najwyraźniej doszedł do wniosku, że skoro raz opracowana formuła sprawdziła się całkiem nieźle, to trzeba podążać tym szlakiem. I jeżeli weźmiemy pod uwagę analogiczną wymowę filmowego sequela, to nie ma mowy o większym rozczarowaniu.


…ale gra jednak stara.

Drobna kosmetyka poczyniona w zakresie tematycznym i stylistycznym przystosowała ten produkt do nowych scenerii i bohaterów, ale rdzeń konstrukcji partytury pozostał ten sam. Mianowicie temat przewodni oddychający niczym nieskrępowaną przygodą i… muzycznym mainstreamem. Patetyczna fanfara doskonale radzi sobie zarówno z opisywaniem świata przedstawionego, licznych scen akcji, ale i relacji między bohaterami w tytułowej grze. Realny świat i kreowane w nim interakcje okraszone są już bardziej stonowanym zestawem melodii. Także środków angażujących solowe partie gitarowe i fortepianowe. Najwięcej ciekawostek dostarcza jednak muzyka zdobiąca samą rozgrywkę. Rozpostarta na wiele różnych przestrzeni serwuje nam dziką przejażdżkę po mainstreamowych idiomach pustynnej lub afrykańskiej egzotyki. Szkoda tylko, że w kontrze do heroicznego wydźwięku tych fragmentów nie stanął jakiś naprawdę mocny temat filmowego antagonisty, Jurgena Brutala. Na otarcie łez otrzymujemy jednak skromne nawiązanie do kompozycji stworzonej przez Jamesa Hornera na potrzeby pierwszego filmu. Bardzo skromne, bo cytujące dosłownie fragment tematu przypisanego tytułowej grze. Wszystko to trudno oczywiście zweryfikować podczas kinowego seansu, gdzie inne elementy sfery audytywnej zdają się niepodzielnie rządzić. Ale od czego jest album soundtrackowy?



Tak, jak w przypadku poprzedniej części, tak i tutaj w nasze ręce trafia godzinna selekcja najbardziej nośnych fragmentów skomponowanych przez Henry’ego Jackmana. Tym razem jednak Sony Classical nie zdecydowało się na fizyczne wydanie rzeczonego soundtracku. Dostępny tylko w wersji elektronicznej, choć z zachowaniem chronologii filmowych wydarzeń, jest być może bardziej rozsądnym rozwiązaniem, aczkolwiek dla kolekcjonerów na pewno problematycznym. Bynajmniej problematyczna w odbiorze nie będzie treść słuchowiska, jakie proponuje nam tutaj Jackman.



Zaczynamy bowiem od prezentacji skonstruowanego w formie suity, tematu przewodniego. Po tym jakże patetycznym wstępie będziemy musieli na chwilę ochłonąć, bo oto przed nami kilka minut wertowania osnutych płaszczykiem melancholii, lirycznych fragmentów. Snujące się melodie odchodzą w zapomnienie, gdy jeden z bohaterów decyduje się na powrót do świata Jumanji. Ilustracja na nowo zaczyna mienić się polichromatyką brzmień i stylów, co niewątpliwie stanowi o sile tej kompozycji. Tylko czasami dokonywane przez Jackmana wybory mogą się wydawać przytłaczające lub po prostu banalne. Ot jak w przypadku sztampowych, pulsujących ostinat „przylepianych” do scen o komediowym wydźwięku. Chwilę dyskomfortu skutecznie rekompensuje muzyka tworzona do scen rozgrywających się na pustyni oraz najfajniejszy moim zdaniem akcyjniak z sekwencji ucieczki przed krwiożerczymi mandrylami. Deklasuje on nawet intensywną, choć pozbawioną polotu orkiestrowo-chóralną ilustrację finalnej konfrontacji w pałacu Jurgena i na pokładzie sterowca. Koniec albumu stawia przed nami kolejne cytaty motywu czwórki przyjaciół – tym razem w bardziej radosnej aranżacji.



Po więcej szczegółów stylistyczno-tematycznych można odesłać do recenzji ścieżki dźwiękowej Przygody w dżungli. Reszta, jak już wcześniej wspomniałem, jest tuż czystą kosmetyką. W dalszym ciągu dającą wiele frajdy z odsłuchu, ale nie niosącą za sobą żadnych dodatkowych wartości. I w sumie podobnie można się wypowiadać o większości tworzonych w ten sposób prac Henry’ego Jackmana. Kompozytora, który jawi się jako podtrzymujący pewne hollywoodzkie tradycje, perfekcyjny rzemieślnik. Problem w tym, że pielęgnowanie nawet najpiękniejszych tradycji nie wystarczy, aby zapisać się w historii gatunku czy chociażby w świadomości odbiorcy na dłużej niż programowy czas trwania odsłuchiwanego soundtracku. A po wysłuchaniu Jumanji: Następny poziom zaskakująco łatwo przechodzi się do porządku dziennego.


Inne recenzje z serii:

  • Jumanji
  • Jumanji: Welcome To The Jungle
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze