Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Steven Price

Ophelia

(2019)
5,0
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 09-07-2019 r.
„Doubt thou the stars are fire,

Doubt that the sun doth move,

Doubt truth to be a liar,

But never doubt I love.”

„Szekspira nigdy za wiele.” Tymi słowami mój redakcyjny kolega Daniel Krause zaczął recenzję Macbeth Jeda Kurzela w 2015 roku. I rzeczywiście dzieła najsłynniejszego angielskiego pisarza, poety i dramaturga wciąż nie przestają fascynować i intrygować, także samych filmowców, którzy chętnie po nie sięgają. Nie ma się zresztą czemu dziwić, wszak Anglik oferuje jedne z najlepszych scenariuszy, które zawsze są sporym wyzwaniem dla reżyserów, a przede wszystkim aktorów. Tylko jak zaintrygować widza historią, która była już opowiadana tyle razy? A może by tak przedstawić ją z zupełnie innej niż znanej nam perspektywy? Z takiego założenia wyszli twórcy Ophelii najnowszej wariacji na temat Hamleta z Daisy Ridley w roli głównej. Jak sam tytuł wskazuje, że filmowcy postanowili opowiedzieć słynną tragedię z perspektywy Ofelii, czyli ukochanej młodego Hamleta. Różni się ona jednak znacznie od tej delikatnej, łagodnej i kruchej konstrukcji psychicznej Ofelii, jaką znamy ze sztuki, czy też kojarzymy ze słynnego obrazu Johna Everetta Millaisa. Ofelia w wersji Daisy Ridley jest silną, zdecydowaną postacią i znaczącym graczem w wydarzeniach toczących się na duńskim dworze. Trudno jednak mówić o całkowicie rewizjonistycznym podejściu, gdyż w kluczowych momentach reżyserka Claire McCarthy, dalej mocno trzyma się literackiego pierwowzoru. W efekcie wyszedł film dość nierówny, gdzie mimo ciekawego podejścia , ważne dla sztuki elementy straciły trochę na swojej sile, właśnie przez tą inną perspektywę. Trochę szkoda, gdyż pomysł wyjściowy był ciekawy. A tak pod koniec w pamięci pozostają jedynie udana kreacja Daisy Ridley, ładne zdjęcia oraz muzyka z szeptanym tekstem: „Doubt thou the star are fire, Doubt that the sun doth move, Doubt thruth to be a liar, But never doubt I love.”

Autorem jej jest, nagrodzony Oscarem za ścieżkę dźwiękową do Gravity, Steven Price. Ostatnimi czasy skupił się on głównie na tworzeniu, bardzo zresztą dobrych, opraw muzycznych do dokumentów przyrodniczych jak chociażby The Hunt, czy Our Planet. I nie będę ukrywał, że głównie ze względu na jego muzykę zainteresowałem się Ophelią Clarie McCarty. Byłem bardzo ciekaw jak Anglik poradzi sobie ze swoim pierwszym filmem kostiumowym i jaką muzyczną drogę przy tym obierze. Znany on jest ze swojego nowoczesnego i nieraz niekonwencjonalnego brzmienia. Ale też przy wspomnianych przyrodniczych pracach udowodnił, że też bardziej tradycyjne podejście nie jest mu obce. Oczywiście przy dworskiej intrydze trudno mi byłoby sobie wyobrazić ścieżkę dźwiękową jak z Gravity, czy Suicide Squad, co jednak nie oznacza, że Steven Price obrał całkowicie klasyczną formę ilustracji. Przy Ophelii angielski kompozytor idealnie połączył tradycyjne brzmienie, ze swoim nowoczesnym stylem i niekonwencjonalną formą ilustracji filmowej. Mamy więc tradycyjną orkiestrę, elementy szeroko pojętej „muzyki dworskiej/muzyki epoki” (mandolina, cytra, lutnia, flet), czasami lekką, sporadyczną domieszkę elektroniki oraz żeński wokal. Co więcej, Price bardzo sprawnie łączy te wszystkie elementy, tworząc jeden, spójny muzyczny głos, który pomaga kreować przedstawiony w filmie świat.

Choć na pierwszy rzut oka filmografia Stevena Price’a może wydawać się skromna, to jednak udało mu się wyrobić swój własny muzyczny głos. Jednym z jego głównych elementów jest wykorzystanie kobiecego wokalu. Pojawia się on przy Gravity, Fury, we wspomnianych dokumentach przyrodniczych i zawsze odpowiada za niego irlandzka piosenkarka Lisa Hannigan. Nie zabrakło jej i jej głosu także przy Ophelii, gdzie odgrywa on ogromną rolę dla tej całej ścieżki dźwiękowej. Angielski kompozytor wziął cytowany tu już fragment z Hamleta („Doubt thou the star are fire, Doubt that the sun doth move, Doubt thruth to be a liar, But never doubt I love.”) i w oparciu o niego stworzył główny liryczny temat, jak i oparł na nim też cały score. W przekładzie Stanisława Barańczaka owy szekspirowki cytat brzmi tak:

„Nie wierz w bieg słońca przez firmament;

Nie wierz w żar gwiazd, co w niebie stoją;

Nie wierz w prawdziwość prawdy samej;

Lecz wierz bez reszty w miłość moją.”

Możemy go odczytać jako hamletowskie wyznanie miłości. Tragiczny bohater stara się zapewnić swoją ukochaną Ofelię, że ta może kwestionować wszystkie prawdy świata, ale ma prawa zwątpić w jego bezgraniczną miłość do niej. Ten fragment (oczywiście w wersji oryginalnej) wyśpiewuje, czy też bardziej recytuje, a wręcz nieraz szepcze Lisa Hannigan przez większość ścieżki dźwiękowej. Na początku miałem pewne obawy jak tego typu zabieg sprawdzi się w samym obrazie. Czy powtarzane słowa i do tego nie w „martwym języku” jak chociażby łacina, nie będę zbytnio rozpraszać podczas seansu? Nic bardziej mylnego! Owe słowa doskonale odnajdują się w filmie tworząc odpowiedni, niezwykły klimat. Niejednokrotnie to jak je Hannigan wypowiada, czy szepcze sprawia, że rzeczywiście odczuwamy zagrożenie i rzeczywiście znajdujemy się w sercu dworskich intryg z morderstwem w tle. Można też je interpretować jako nękające tytułową bohaterkę myśli. Ciągle powtarzane wyznanie miłości sprawia, że Ofelia ma prawo kwestionować co jest dla jej ukochanego ważniejsze: ona, czy chęć zemsty?

Tak też mimo początkowych wątpliwości, muzyka Price’a bardzo dobrze odnajduje się w obrazie i w pewnym sensie pomaga on też w pełni ją docenić. Gdyż niestety na samym albumie, który na razie został wydany tylko w formie elektronicznej przez Filmtrax, traci trochę na swojej sile. Soundtrack zaczyna się bardzo obiecująco. Otwiera go tytułowy kawałek Ophelia. Bardzo ładny temat liryczny, ze wspomnianym pięknym wokalem Lisy Hannigan. W następnym Little More Than A Boy otrzymujemy wspomniane dworsko-źródłowe grane przy wykorzystaniu klasycznych instrumentów, ilustrujące jak łatwo się można domyśleć, scenę tańca. A następnie… A następnie zaczynają się filmowe spiski, knowania, zakazane uczucia, co na albumie objawia się sporymi pokładami suspensu i underscore’u. Muzyka dalej jest bardzo ładna i przemyślana oraz Price dobrze tworzy to poczucie zagrożenia i niepewności. To jednak z czasem pojedyncze utwory mają prawo się zlewać w jedną całość i co niektórych słuchaczy soundtrack może nużyć. Oczywiście podyktowane jest to konstrukcją filmu. I choć powtarzam to co recenzję, to nigdy nie możemy zapominać, że w pierwszej linii mamy do czynienia z muzyką filmową! A więc jej podstawową rolą jest sprawdzać się jako muzyka ilustracyjna. I jak już zaznaczyłem, pod tym względem Ophelia sprawdza się bez zarzutów. Na albumie w wielu momentach trudno ją nazwać porywającą, a jak już to bardziej hipnotyczną.

Przy czym warto dać się zanurzyć w te otchłanie suspensu i cierpliwie poczekać na wielki finał. Jego przebieg powinien być powszechnie znany tym, szczególnie tym którzy czytali bądź kojarzą Hamleta Williamsa Szekspira. I choć w tej wersji jest on trochę zmieniony to jednak śmierć dalej gra kluczową rolę, zaraz obok muzyki. W tym bowiem tragicznym finale ścieżka dźwiękowa wychodzi na pierwszy plan, tak jak i wokal Lisy Hannigan. Nie ma już szeptania! Recytowane słowa są wyraźne i w połączeniu z orkiestrą tworzą niezwykłe „danse macabre”, ale też i hymn na cześć życia. Choć brzmi to paradoksalnie, to jednak ma swoje potwierdzenie w filmie. A nawet ci, którzy go nie widzieli, na albumie nie powinni przejść obojętnie, obok kończącego go (i film) i opisywanego wyżej, To Lose Himself In Vengeance.

Wśród setek adaptacji i wariacji na temat twórczości Williama Szekspira Ophelia pewnie nie zajmie jakiegoś zaszczytnego miejsca. Co się tyczy kompozycji Stevena Price’a, to pewnie i ona nie trafi do czołówki „szekspirowskich soundtracków”. Ale głównie ze względu na iście wybitne i wiekopomne pracje jakie się w niej znajdują, niż jeżeli chodzi o samą jakość ścieżki dźwiękowej Anglika. Jak wspomniałem jego muzyka jest jednym z jaśniejszych elementów tej produkcji. Zresztą po zapoznaniu się z nią z przyjemnością widziałbym ( i słyszałbym) go w innych kostiumowych filmach. I choć sam album daleki jest do ideału, to jednak w ostatecznym rozrachunku jestem skłonny trochę zawyżyć końcową ocenę. Głównie za pomysłowość, wykonanie, oddziaływanie w obrazie i za wspaniały utwór końcowy, po którego przesłuchaniu nie pozostaje mi nic innego jak recytować w kółko:

„Doubt thou the stars are fire,

Doubt that the sun doth move,

Doubt truth to be a liar,

But never doubt I love.”

Najnowsze recenzje

Komentarze