Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

Podróż do Światła – relacja z koncertu Jana A.P. Kaczmarka w Koninie

Łukasz Wudarski | 21-04-2022 r.

Konin to chyba jedyne tak małe miasto w Polsce, w którym mamy do czynienia z tak dużą świadomością muzyki filmowej. Mieszkańcy nie tylko mają szacunek do kompozycji filmowych (chyba nikt z autochtonów nie będzie bluźnił, że muzyka napisana pod obraz to kicz), ale co ciekawe częściej niż inni mogą ocierać się partytury filmowe stojące na światowym poziomie. Wszystko to zawdzięczają postaci polskiego laureata oskara, Jana A. P. Kaczmarka, który to w Koninie się urodził, uczęszczał do liceum i stawiał swoje pierwsze muzyczne kroki (bynajmniej zupełnie nie filmowe).


Laureaci tegorocznych Benedyktów. Ładna pani w czerwonym to żona Szymona Bobrowskiego, aktora i Koninianina.

Muszę przyznać, że Jana A. P. Kaczmarka cenię nie tylko za to, że potrafi pisać ciekawą, częstokroć przejmującą muzykę, ale także za to, że pamięta o swoim rodzinnym mieście. Że nie wyrzekł się korzeni, lecz do tego małego miasteczka nad Wartą powraca często, aby spotkać się z przyjaciółmi i zwykłymi mieszkańcami, spotkać się i dawać żywy przykład, iż marzenia połączone z ciężką pracą i nutką talentu mogą się ziścić. Koninianie to doceniają gorąco kibicując Kaczmarkowi, wszak jest on dla nich prawdziwym bohaterem, synonimem człowieka któremu się udało, a od niedawna także honorowym obywatelem miasta, za darmo mogącym poruszać się miejską komunikacją.

Nic więc dziwnego, iż Urząd Miasta Konina gdy tylko nadarzy się okazja pragnie wykorzystywać najwybitniejszego obecnie syna tych stron do promowania własnych interesów. Tak też stało się w ostatnią niedzielę (17.06.2007) kiedy to połączono rozdanie lokalnych nagród (Benedyktów) z koncertem kompozytora. Wszystko zostało misternie zaplanowane. Włodarze miasta wiedząc, że Jan A. P. Kaczmarek dwa dni wcześniej odbył wraz z poznańskimi filharmonikami koncert pt. „Podróż do Światła” wykorzystali sytuację i zaprosili twórcę, aby swym występem uświetnił uroczystość wyróżnienia osób, które w szczególny sposób przyczynili się do rozsławiania Konina i ziemi konińskiej. Kompozytor rychło przystał na taką propozycję, nie tylko dlatego, że sam jest laureatem Benedykta, ale przede wszystkim powodowała nim chęć zaprezentowania swojej muzyki w rodzinnych stronach.


Konferansjer zapowiada wejście czcigodnego gościa. W tle Orkiestra Filharmonii Poznańskiej i Chór UAM.

I w tym miejscu zaczyna się nasza historia. Po uroczystości wręczenia statuetek Benedytków, która oczywiście nie mogła obyć się bez faux pass „pięknej prowadzącej” (skąd oni u diabła je biorą???) w gorącą atmosferę Konińskiego Domu Kultury, wcisnęła się orkiestra Filharmonii Poznańskiej do której dostojnym krokiem dołączył chór Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Brakowało tylko Jacka Sykulskiego – dyrygenta oraz samego kompozytora, który miał jednocześnie pełnić rolę konferansjera. Wkrótce jednak najważniejsze persony koncertu dotarły, serdecznie witając się z publicznością. Jan A. P. Kaczmarek ujął w dłoń mikrofon i szybko zapowiedział pierwszy cykl utworów. Suitę z filmu Adriana Lyne’a „Niewierna”.


Orkiestra gra „Niewierną”

Orkiestra zagrała trzy fragmenty, tematy które wysłuchiwane na żywo zawsze robią duże wrażenie, szczególnie gdy pulsujące smyczki koloryzują łagodne dźwięki fortepianu. Choć bardzo cenię sobie tę muzykę, nie do końca byłem zachwycony jej wykonaniem. Głównym mankamentem okazało się bardzo „twarde” brzmienie wiodącego instrumentu jakim uraczył nas Marcin Pabich, pianista świetny, ale chyba nie do końca dobrze czujący się w tego typu repertuarze, repertuarze który aby prawdziwie wstrząsnąć, potrzebuje lekkości i finezji Leszka Możdżera.


Jan A.P. Kaczmarek zapowida kolejny utwór

Następnym utworem, było wbijające w fotel Ave Maria pochodzące z filmu „Trzeci Cud”. Niezwykle żywiołowe, szczególnie w partii klaskanej, bezgranicznie zdobyło publiczność zgromadzoną w Konińskim Domu Kultury. Nic więc dziwnego, że gdy kompozytor zapowiedział, iż za chwile usłyszymy jego najbardziej znaną kompozycję, dzieło za które otrzymał Oskara, napięcie sięgnęło zenitu. Jacek Sykulski machnął batutą i w eter poleciały delikatne dźwięki partytury z „Marzyciela’. Where is Mr. Barrie?, This is Neverland, The Impossible Opening, muzyka tak piękna, że nawet w sali, która nie posiada specjalnie fenomenalnych warunków akustycznych robiła duże wrażenie. Wprawdzie zagorzali miłośnicy dzieł Kaczmarka mogli nieco narzekać na wybór utworów (jak wspaniale byłoby gdyby został zagrany Pirates, albo Piano Variations in Blue – chociaż w tym drugim przypadku brak Leszka Możdżera za klawiaturą jest wystarczającym usprawiedliwieniem nieobecności tego fragmentu), jednak możliwość usłyszenia „Finding Neverland” na żywo to duże przeżycie.


Jacek Sykulski przy pracy.

Po zasłużonych brawach kompozytor zapowiedział dwa utwory z filmu, który był dlań również wielkim wyzwaniem. Przede wszystkim ze względu na swą epickość, orientalizm i wreszcie na możliwość opisania za pomocą muzyki potęgi starożytnego Rzymu. Mowa oczywiście o naszym plastykowym „Quo Vadis” w reżyserii Jana Kawalerowicza. Orkiestra zagrała nam dwa utwory z tej produkcji. O ile Miłość i Umieranie nie wyróżniła się niczym poza poprawnym wykonaniem, o tyle masywne, wrzeszczące sekcją dętą i groźnym chórem Colloseum porwałało całkowicie publiczność. Swoją drogą jest to zachwycające, iż wystarczy trochę masywnej blachy, grzmiący temat, potężna orkiestracja i można tłum wprawić w euforię, co też kompozytorowi Orkiestrze Filharmonii Poznańskiej oraz Chórowi UAM udało się doskonale. Gdy wybrzmiała ostatnia nuta opisująca istotę Cesarstwa Rzymskiego czasów Nerona orkiestra udała się na przerwę. Biorąc pod uwagę ogromny upał w pełni zasłużoną.


Orkiestra czeka na dyrygenta.

Dla wszystkich miłośników muzyki filmowej prawdziwa gratka miała dopiero nastąpić. Jak było wiadome z programu, w drugiej części koncertu zaplanowano bowiem prezentacje dwóch suit z partytur jeszcze widzom nie znanych. Mowa oczywiście o kompozycjach do filmów „Evening” oraz „Wojna i Pokój”, kompozycjach powstałych zaledwie przed paroma miesiącami, pracowicie nagrywanych w Warszawie w kwietniu i maju bieżącego roku.


Jan A. P. Kaczmarek zapowiada swoje nowe kompozycje.

Pierwsza z partytur powstała do filmu Lajosa Kotlaja, stawiającego coraz śmielsze kroki w branży reżyserskiej wybitnego węgierskiego operatora. Pisanie muzyki do tego filmu z pewnością było sporym wyzwaniem, głównie ze względu na konieczność oddania za pomocą dźwięku niezwykle ulotnych emocji, którymi (jak zapewniają twórcy) produkcja jest przepełniona. Po przesłuchaniu suity z „Evening” moje skojarzenia od razu pobiegły do partytury z „Unfaithful”. Podobny ciężar gatunkowy, podobna emocjonalność i nieco podobny styl. Podstawową różnicą jest jednak większa lekkość całości, pewna taka ulotność, która mimo ciężkiego powietrza i niezbyt dobrej akustyki Konińskiego Domu Kultury wzbiła się ponad nasze głowy i szybowała by w końcu osiąść w naszych sercach. Chodź „Eveninig” ma w sobie dużą dozę emocji, to jednak znów miałem wrażenie, że wykonanie (i ten twardy fortepian Macieja Pabicha) zabrały nieco owej ulotnej magii. Pozostaje mi tylko czekać na wydanie płytowe, w którego nagraniu uczestniczył po raz kolejny Leszek Możdżer, pianista którego efekciarski styl gry nie każdemu odpowiada, jednak chyba każdy docenia niepowtarzalne brzmienie jakie artysta potrafi wnieść do partytury.


Zasłużone brawa i podziękowania dla kompozytora, dyrygenta i orkiestry.

Drugą premierą była suita z muzyki napisanej na potrzeby miniserialu „Wojna i Pokój”, produkcji opartej oczywiście na słynnej powieści Lwa Tołstoja, lecz realizowanej pod wodzą reżysera amerykańskiego (choć o korzeniach rumuńskich). Przyznam się, iż po wielce optymistycznych nadziejach, jakie narobił mi mój redakcyjny kolega Tomek Goska, mający okazję przysłuchiwaniu się sesji nagraniowej tejże partytury, był to punkt programu na jaki najbardziej czekałem. Co tu dużo kryć nie zawiodłem się. Już pierwszy utwór pokazał, że będzie to kompozycja wykorzystująca cały rozmach orkiestry symfonicznej i chóru. Piękny temat miłosny (posłuchaj fragmentu ), choć może nie porażał wielką oryginalnością, to jednak z pewnością udowadniał, iż Kaczmarek jest światowej klasy twórcą muzyki filmowej. Jednak to, co najbardziej zaskoczyło mnie w suicie to niezwykle interesująca muzyka akcji i dramatu. Zaprezentowała ona nie tylko niezłe zaplecze tematyczne (utwór nr 2 sprawił iż ręce same składały się do oklasków), ale i kilka intrygujących i zupełnie nietypowych jak na Kaczmarka rozwiązań (w niektórych miejscach temat dramatyczny prowadzony jest z mocą jakiej nie powstydziłby się mistrz „filmowej energetyki” – Hans Zimmer). Nawet ścieżki odziane w typowy ilustracyjny kostium miały w sobie wiele smaczków (partie na kontrabasy i wiolonczele), które sprawiły, że nawet mniej wyrobiona widownia niewzruszenie trwała na swym miejscu. Suita z „Wojny i Pokoju” zakończyła koncert. Oczywiście konińska publiczność nie darowałaby Janowi A. P. Kaczmarkowi, gdyby nie zagrano bisu. Brawa jakie zebrała orkiestra były tak ogromne, iż kompozytorowi nie pozostawało nic innego jak wykrzyknąć „Kocham Konin”.


Jan A. P. Kaczmarek odbiera kwiaty od prezydenta Miasta Konina Kazimierza Pałasza. Tłum wiwatuje.

Gdy już wychodziłem z MDK w Koninie byłem bardzo zadowolony. I to nie tylko z samego koncertu, który był przedsięwzięciem, może nie idealnym (zwarzywszy upalną aurę i nie do końca perfekcyjną akustykę), ale na pewno udanym, lecz przede wszystkim ze względu na rzadką okazję obserwowania jak wśród zwykłych ludzi rodzi się szacunek i podziw dla muzyki filmowej. Tych wrażeń nie jest w stanie dać żadna karta kredytowa. Nawet bez limitów.

Najnowsze artykuły

Komentarze