W zeszłym roku Filmmuzy zdominowane zostały przez ilustracje do
kina dokumentalnego, z grona których jedna sięgnęła ostatecznie po
najważniejszą statuetkę. Tym razem do łask wróciły ścieżki dramatyczne i myśl
europejska, w szczególności zaś francuska, pośród nominowanych bowiem
znaleźli się aż trzej kompozytorzy znad Sekwany. W muzyczną wyprawę
zapraszamy jednak również o wiele dalej – do Australii, Argentyny, na Daleki
Wschód, a nawet do odległego systemu planetarnego Alfa Centauri. Będzie
epicko i kameralnie, będzie czas na nostalgię i na zastrzyk adrenaliny.
Wyróżnienia rozdzielą między sobą nie tylko wielkie nazwiska, ale też
nowicjusze, którzy do ostatniej chwili walczyli z weteranami jak równy z równym.
Zobaczymy też, że wysoka renoma nie trwa wiecznie i nawet klasowy
kompozytor może ulec dramatycznemu regresowi formy. Najbardziej jednak cieszy, że do
ścisłej czołówki przebił się polski akcent, a sukces naszego rodaka,
jak pokaże kategoria „Najlepszy kompozytor”, nie jest wcale dziełem
przypadku. Zapraszamy więc do lektury nominacji za obfity w niespodzianki rok
2009.
Choć już od paru ładnych lat nie możemy się doczekać drugiej Misji/drugiego Conana/drugiej Cienkiej czerwonej linii, czyli po prostu score’u, który złotymi zgłoskami zapisze się w historii muzyki filmowej i stanowić będzie punkt odniesienia dla kolejnych dzieł, to jednak rok 2009 przyniósł nam niemało partytur bardzo udanych, takich do których jeszcze nie raz i nie dwa będziemy wracać. Poziom czołówki był bardzo wyrównany i wybrać piątkę najlepszych nie było łatwo, ale w końcu wspólnymi redakcyjnymi siłami wybraliśmy kompozycje najciekawsze, które najbardziej cieszyły nasze uszy i radowały dusze czy to w filmie, czy na płycie.
Wśród nominowanych w kat. „score”, jak i przed rokiem mamy partyturę do filmu powstałego na Antypodach. Australijczyk Christopher Gordon skomponował wyborną ilustrację do filmu wyprodukowanego przez swoich rodaków, ale opowiadającego losy chińskiego baletmistrza, który z Dalekiego Wschodu trafia na baletowe sceny Ameryki. Mao’s Last Dancer to wysokiej próby muzyka dramatyczna gęsto poprzetykana dalekowschodnimi inspiracjami i instrumentacjami, nawiązaniami do klasyki, obdarzona pięknymi tematami, bogatymi emocjami i kapitalnym, epickim zwieńczeniem. Wytęsknioną epikę a także przygodę przynosi nam przede wszystkim człowiek, na którego długo czekaliśmy na naszej liście. James Horner półtora roku harował pod czujnym okiem reżysera Jamesa Camerona, by odpowiednio zilustrować jego wielkie widowisko science-fiction Avatar. Nawet jeśli rezultat nie jest aż tak znakomity, jak wielu marzyło i nie wolny od tradycyjnych hornerowych grzeszków, to nie mogliśmy nie docenić faktu, że oto znów w blockbusterze pojawił się score, który świetnie działa w filmie, jest kolorowy, tematyczny i pełen porywających momentów, za które tak kochamy muzykę filmową. I jest to kompozycja, do której wielu słuchaczy często pewnie wraca, nawet jeśli nie chcą się do tego przyznać.
W nominowanej piątce znów cieszy polski rodzynek. To Abel Korzeniowski, którego świat odkrył dopiero w tym roku, choć my zwróciliśmy na niego uwagę już kilka lat temu, gdy tworzył jeszcze w ojczyźnie. Jego A Single Man -elegancka, dojrzała kompozycja, pięknie rozpisana na sekcje smyczkową, już wyróżniana w Stanach Zjednoczonych, może mu przynieść znacznie więcej niż nasze wyróżnienie. Liczymy, że będzie to początek jego wielkiej kariery w Hollywood, które po prawdzie najwięcej inspiracji kompozytorom dawać nie musi. Dario Marianelli by napisać swoją niewątpliwie najlepszą pracę roku 2009 i jedną z najlepszych kompozycji tego roku w ogóle, trafił na moment do kina hiszpańskiego. Score do wyreżyserowanego przez Alejandro Amenábara obrazu Agora łączy w sobie wszystko to, czym od jakiegoś czasu zachwyca kompozytor, czyli znakomite orkiestracje, elegancję i wysoką klasę, z tym co oferuje historyczny dramat: epicki oddech, nawiązania do muzyki źródeł i intensywne emocje. Tych ostatnich nie zabraknie na pewno także w prześlicznej, choć bardziej delikatnej i subtelnej muzyce z filmu Un Homme et son chien, której autorem jest jeden z największych współcześnie talentów znad Sekwany – Philippe Rombi. Francuz kolejny raz pokazuje, że epoka pięknych, a jednocześnie niebanalnych i naładowanych po brzegi emocjami tematów w muzyce dramatycznej wcale się nie skończyła. Oby zresztą prace całej nominowanej piątki okazały się powrotem do lepszych czasów w naszym gatunku.
Nominowani do Filmmuzy za rok 2009, w kategorii „Score” zostali:
- Christopher Gordon – „MAO’S LAST DANCER”
- James Horner – „AVATAR”
- Abel Korzeniowski – „A SINGLE MAN”
- Dario Marianelli – „AGORA”
- Philippe Rombi – „UN HOMME ET SON CHIEN”
Wybierając kompozytora roku staramy się zawsze odnaleźć odpowiedni bilans pomiędzy ilością i jakością materiału, jakim w danym okresie uraczyli nas twórcy. W 2009 w naszej opinii na wyróżnienie zasługują trzej autorzy, artyści, którzy nie tylko napisali dużo, ale także którzy żadnego ze swych dzieł nie muszą się wstydzić.
Pierwszym z nominowanych jest komponujący jak automat Alexandre Desplat. Francuz mimo, że napisał aż 8 partytur nie korzystał z autopilota, a wszystkie jego prace mają coś ciekawego do zaoferowania. Pomysłowość i czucie obrazu twórcy zaiste może być wzorem dla samplujących rzemieślników z Hollywoodu. Desplat bowiem po raz kolejny udowodnił swoją wszechstronność, a także ogromną kreatywność, której wyraz podziwiać możemy w takich dziełach jak najbardziej oryginalny i zaskakujący Fantastic Mr. Fox, bardziej tradycyjne Afterwards, Chéri; Un prophète; L’armée du crime; Julie & Julia; Coco Avant Chanel czy nawet w niegodnym tak dobrej muzyki, drugim odcinku wampirycznej sagi Twilight: The New Moon.
Drugim nominowanym jest nasz rodak Abel Korzeniowski. Polski twórca, który kilka lat temu wyjechał do Hollywood w końcu przedarł się do ekstraklasy i zaczął otrzymywać propozycje pisania do filmów wysokobudżetowych. Nie zmarnował szansy jaką dał mu los i dzięki temu powstały takie partytury jak choćby nagradzany wszem i wobec score do A Single Man, czy familijnie elegancka (choć ciągle nie wydana) muzyka do sympatycznej animowanej produkcji Battle For Terra. Ale Korzeniowski opatrzył w 2009 roku swoją ilustracją także filmy niszowe jak choćby Tickling Leo (z przepięknym tematem ”My sons are alive”), czy wreszcie rodzimą animację, Gwiazda Kopernika, opowiadającą losy naszego najsłynniejszego astronoma.
Ostatnim z nominowanych do tegorocznej Filmmuzy w kategorii kompozytor roku jest autor, który przez wielu uznawany jest za prawdziwego, niepowtarzalnego mistrza kina grozy. Christopher Young w roku 2009 popisał się (a jakżeby inaczej) ciekawą partyturą do swego ulubionego gatunku czyli horroru. Drag Me to Hell to muzyka która udowadnia że twórca jest znów w wielkiej formie, a popisowy finał w postaci utworu ”Concerto for Hell”, pokazuje że czasy Hellraisera II wcale nie odeszły tak zupełnie do lamusa. W zeszłym roku mogliśmy też usłyszeć ilustrację Younga w innym filmie grozy The Uninvited, w kryminale The Informers i melodramacie Love Happens. A na sam koniec Amerykanin przypomniał jeszcze o sobie śliczną i nasyconą potężnymi emocjami kompozycją do filmu Creation. Muzyka ta nie tylko zachwyca swoją tematyką (skrzypcowe melodie mają podobną siłę oddziaływani co Osada Jamesa Newtona Howarda), ale też przywodzi na myśl, tak lubiane przez fanów lata 90, czasy gdy muzyka filmowa była rzeczywistą kompozycją, a nie tysięczną mutacją samplowanego temptracku.
Nominowani do Filmmuzy za rok 2009, w kategorii „Kompozytor” zostali:
- ALEXANDRE DESPLAT
- ABEL KORZENIOWSKI
- CHRISTOPHER YOUNG
Rok 2009, tak jak i poprzednie sprawił, że miłośnicy muzyki filmowej musieli nauczyć się kilku nowych nazwisk kompozytorów, którzy dotąd zupełnie lub prawie nieznani, nagle zabłysnęli bardzo ciekawymi pracami. Byli wśród nich zarówno twórcy młodzi, stawiający pierwsze kroki w zawodzie, jak i starsi, których wcześniejsza twórczość z rzadka tylko zahaczała o interesujący nas gatunek. Rozważając kilku kandydatów, w tym takich, którym udało się zilustrować dość głośne filmy, wybraliśmy ostatecznie trójkę, która naszym zdaniem nie tylko napisała najciekawsze muzycznie prace, ale pochodzi z różnych stron świata i stanowi przekrój przez różne „typy” kompozytorskich odkryć.
Pierwszym jest Christophe Héral – Francuz, który miał na koncie dotąd ledwie kilka ilustracji do niszowych produkcji filmowych, choć słuchaczom muzyki z gier jego nazwisko może nie być obce, gdyż już 6 lat temu napisał bowiem całkiem dobrze ocenianą ścieżkę do gry Beyond Good and Evil. W tym roku twórca znad Sekwany wreszcie mógł się bardziej wykazać w muzyce filmowej, pisząc ciepły, urokliwy, fantazyjny score do francuskiej animacji Kerity, la maison des contes. Podobny, jeszcze skromniejszy dorobek miał Amerykanin James Peterson. Kilka krótkometrażówek, produkcji telewizyjnych i obrazów tak „dobrych”, że od razu lądujących w wypożyczalni. Co prawda The Red Canvas to nie jest film, który z tej grupy może aż tak znacząco by się wybijał popularnością, ale za to jaką otrzymał muzykę! Kapitalnie rozpisana na orkiestrę, pełna znakomitego action-score partytura w stylu starych mistrzów, której finałowy utwór załatwił Petersonowi jeszcze jedną nominację do Filmmuzy.
Ostatnie miejsce przypadło chyba najstarszemu z wszystkich kompozytorów rozważanych przez nas do miana odkryć. Sergey Yevtushenko pewnie znany jest w muzycznym światku Sankt Petersburga, gdzie jest dyrektorem jednej z orkiestr i profesorem w miejscowym konserwatorium. Jego dzieła dotąd ilustrowały jedynie kilka filmów rosyjskich i jeden fiński. Jednak po tym jak w 2009 r. napisał klasycznie piękną, romantyczno-dramatyczną muzykę do nominowanej do Złotych Globów międzynarodowej produkcji The Last Station, kto wie czy nie zainteresuje się nim Hollywood. Podobnie jak i wcześniej wymienioną dwójką.
Nominowani do Filmmuzy za rok 2009, w kategorii „Odkrycie” zostali:
- CHRISTOPHE HÉRAL
- JAMES PETERSON
- SERGEY YEVTUSHENKO
Przez długi okres mijającego sezonu wydawało się, że coś nie do końca gra, że poza kilkoma wyjątkami brakuje utworów, które zapierałyby dech w piersiach i przypominały, dlaczego na muzykę warto w kinie zwracać uwagę. Niemniej w pewnym momencie sytuacja zaczęła się odmieniać i ostatecznie okazało się, że ekscytujących utworów rok 2009 dostarczył wiele, zbyt wiele jak na 7 zaledwie miejsc do nominacji.
Finałowy zestaw cechuje duże zróżnicowanie. Po pierwsze, dał o sobie znać mistrz kina francuskiego, Bruno Coulais, z intrygującymi jak zawsze eksperymentami wokalnymi, tym razem w postaci End Credits z Coraline. Tajemniczy i podszyty niepewnością temat przewodni kompozycji zdaje się kusić widza, by ten poznał sekrety niezwykłego domu na odludziu, a jednocześnie ostrzega jakby przed tym, co czai się po drugiej stronie zapomnianych drzwi. Tę wieloznaczność Coulais doskonale oddaje angażując w linii wokalnej chłopięcy chór. Drugi nominowany przybył aż z Argentyny
– jest to Osvaldo Golijov ze wspaniałym Tetro do nowego filmu Francisa Forda Coppoli. Suita końcowa zbiera wszystkie zmysłowe wrażenia, jakimi wcześniej raczył nas score, spajając je przepięknym solo na
saksofon, pełnym nieokreślonej nostalgii i południowoamerykańskiego ducha,
niczym z kart powieści Marqueza i Cortazara.
Kolejnym wyróżnionym jest doświadczony, choć niedoceniany wciąż Australijczyk Christopher Gordon. Village Dance and Finale pochodzi oczywiście z nominowanego powyżej znakomitego Mao’s Last Dancer i podsumowuje ten nietuzinkowy album w fenomenalnym, tradycyjnym stylu, zaczerpniętym gdzieś spośród partytur Basila Poledourisa. Epicki, triumfalny temat z orientalnymi wtrąceniami przypomina najlepsze lata klasycznej, hollywoodzkiej szkoły scoringu. Z Dalekiego Wschodu przebojem na naszą listę wbił się także znany z Oldboy’a Yeong Wook Jo, który tym razem napisał groteskowy, ale zarazem przejmujący walc do opowieści o księdzu przemienionym w wampira. Happy Birthday z filmu Thirst ilustruje jedną z kluczowych, zwrotnych scen obrazu, dźwigając na swych barkach cały jej ciężar emocjonalny – i z zadania tego wychodzi zwycięsko, racząc nas jednym z najpiękniejszych tematów ubiegłego roku.
Wracając na Zachód, trafiamy na debiutanta Jamesa Petersona z przebojowym, kipiącym adrenaliną i dramaturgią Ballet for Brawlers. Potężny, 11-minutowy utwór imponuje drapieżnym odczytaniem goldsmithowskiej tradycji w muzyce akcji, imitując przy pomocy orkiestrowych środków swoisty taniec zapaśników na ringu. Na przeciwnym biegunie emocjonalnym usadowił się Phillipe Rombi ze wspaniałym tematem do filmu Un Homme et son Chien, napisanym w nieśmiertelnym stylu Georgesa Delerue i Maurice Jarre’a. Ciepłe, wzruszające brzmienia fortepianu i wyciskająca łzy sekcja smyczkowa udowadniają, że jeśli dawni mistrzowie mają współcześnie spadkobierców, to na pewno jednym z najzdolniejszych jest właśnie Rombi. Na koniec na nominację zasłużył sobie niezwykle zapracowany Christopher Young, który oczarował nas suitą Humility and Love z ostatniego projektu a.d.2009, czyli Creation. Filmowa biografia Karola Darwina otrzymała muzykę, która wykracza poza rzeczywistość materialną i za sprawą idealistycznego wydźwięku sięga ku metafizyce, która jak się okazuje, nie gryzie się wcale z teorią ewolucji. Wybornie skonstruowany i wypracowany utwór ukazuje nam Younga u szczytu swojej potęgi, o dziwo w gatunku dalekim od horroru jak to tylko możliwe.
Nominowani do Filmmuzy za rok 2009, w kategorii „Utwór” zostali:
- Bruno Coulais – „END CREDITS” („Coraline”)
- Osvaldo Golijov – „TETRO” („Tetro”)
- Christopher Gordon – „VILLAGE DANCE AND FINALE” („Mao’s Last Dancer”)
- Yeong Wook Jo – „HAPPY BIRTHDAY” („Thirst”)
- James Peterson – „BALLET FOR BRAWLERS” („The Red Canvas”)
- Philippe Rombi – „UN HOMME ET SON CHIEN” („Un homme et son chien”)
- Christopher Young – „HUMILITY AND LOVE” („Creation”)
Czym byłyby Filmmuzy bez sławetnej Antyzmuzy, nagrody dla najgorszego soundtrackowego dokonania minionego roku. Legenda głosi, że antyczne greckie muzy (w szczególności Euterpe, Terpsychora i Melpomena) miały przyjaciółkę, głuchą jak pień piastunkę, która zamiast uczyć się śpiewu i ćwiczyć grę na aulosie, wolała słuchać new romantic bębniąc bez ładu na syntezatorze Cassio Supertronic 2. Co z tego wynikło? Ano pradawne kroniki o jej dalszych losach milczą, jednak portal Filmmusic.pl, aby zapomnianą przez historię bohaterkę ocalić od zapomnienia postanowiliśmy nadać jej nową funkcję. Została opiekunką najbardziej miałkiej muzycznie kompozycji roku.
Tym razem na naszej liście zabrakło obu minionych tryumfatorów naszego głosowania. Ramin Djawadi i Steve Jablonsky choć wypuścili na światło dzienne swej wątpliwej jakości płody, zostali pokonani przez dwóch twórców… Jednym z nich jest Tyler Bates, który już trzeci raz z rzędu (!) znajduje się w naszym anty-topie. Jego kolejna nominacja sprawia, że szacowna kapituła poważnie zastanawia się nad zmianą nazwy kategorii na nagrodę im Tylera Batesa. Halloween 2 udowadnia bowiem jak mało muzycznej wyobraźni tkwi w głowie tego tzw. kompozytora. Do jego dokonania w żadnym wypadku nie pasuje miano muzyka (słuchanie tego na płycie polecam szczególnie tym, którzy nie rozumieją jak można nienawidzić muzyki z horrorów). Halloween 2 to bowiem sztampowa zabawa dźwiękiem, wykreowana przy użyciu prostego komputera wspomaganego syntezatorem brzmiącym jakby był kupiony na postsowieckim bazarze. Banał goni banał, miałkość wynika z miałkości, wszędzie skrzy się muzyczny tombak. Nawet w filmie ta muzyka jest prawdziwym koszmarem, niestety bardziej tragicznym, niż strasznym.
Bates ma jednak godnego rywala. A jest nim twórca, który jeszcze niedawno aspirował do miana kompozytora pierwszoligowego. Harry Gregson-Williams swymi ostatnimi dokonaniami pokazał, że chce iść w ślady swoich kolegów z RCP (Steve’go oraz Ramina) i zostać doceniony w kategorii gniot roku. Udaje mu się to z nawiązką, bowiem jako pierwszy twórca w krótkiej historii nagród naszego portalu, dokonał rzeczy niebywałej: zdobył dwie nominacje! Obie jego partytury to przejaw marazmu twórczego i tematycznego jaki dopadł i silnie ścisnął za gardło autora muzyki do Królestwa Niebieskiego. Fatalnie wypadająca ilustracja do filmu X-Men Origins: Wolverine dobitnie udowadnia jak bardzo stoczył się ten jeden z ulubionych padawanów Hansa Zimmera. Nudna, ignorująca zupełnie tradycję ilustrowania przygód superebohaterów ścieżka okazuje się być męką na płycie i w kinie. O jej wątpliwej jakości niech świadczy fakt, że podłożona pod film tymczasowa muzyka Steviego Jablonskiego (pochodząca z filmu Transformers) brzmiała o wiele lepiej… O tempora o mores…
Podobnie źle jest gdy do naszych odtwarzaczy włożymy płytę z The Talking of Pelhalm 123, remake’u w reżyserii Tony’ego Scotta. Gdzież się podziały czasy pełnej prawdziwej adrenaliny muzyki z filmów akcji? Gdzie czasy, w których score budował emocje, a nie był agresywnym „przeszkadzaczem”, kotletowym tłem pod dynamiczny montaż? Harry Gregson-Williams pewnie też chciałby wiedzieć…
Nominowani do Antymuzy za rok 2009, za „Gniot” zostali:
- Tyler Bates – „HALLOWEEN II”
- Harry Gregson-Williams – „THE TAKING OF PELHAM 1 2 3”
- Harry Gregson-Williams – „X-MEN ORIGINS: WOLVERINE”
Zapomnijmy jednak na chwilę o gniotach. Powyższe nominacje pokazują bowiem, że trudna sztuka, jaką jest pisanie muzyki filmowej, żywa jest nie tylko w piórach rzemieślników Hollywoodu i nie tylko pośród spadkobierców wielkiej europejskiej tradycji ilustratorskiej. Znakomite ścieżki odnaleźć można na każdym kroku, choć nie zawsze udaje im się przebić przez popularniejsze, lepiej rozreklamowane tytuły. Ale i giganci marketingu potrafią zaoferować słuchaczom coś interesującego, w związku z czym naszym nominacjom trudno przykleić łatkę undergroundowe. Zwycięzców ogłosimy w połowie lutego, a do tego czasu zapraszamy do dzielenia się własnymi spostrzeżeniami i komentowania naszej listy.
UPDATE:
Rozstrzygnięcie finałowego głosowania w tym miejscu