W życiu każdego fana przychodzi taki moment, kiedy nie wystarcza delektowanie się twórczością idola w domowym zaciszu. Pojawia się potrzeba poznania go bliżej, uczestnictwa w procesie tworzenia lub też po prostu otrzymania jakiejś namacalnej pamiątki w postaci wspólnego zdjęcia lub autografu. Choć zainteresowanie koncertami muzyki filmowej w ostatnim czasie stopniowo wzrasta, nie zawsze jest okazja usłyszeć prace swoich ulubionych kompozytorów we własnym kraju. Na szczęście starczyło mi siły i determinacji (o kwestiach finansowych nie wspominając), żeby spełnić jedno ze swoich największych marzeń i uczestniczyć 11 grudnia 2014 roku w koncercie muzyki filmowej Alexandre’a Desplata, który odbył się w Barbican Centre w Londynie.
Dlaczego było to wydarzenie tak wyjątkowe? Istnieją co najmniej trzy powody. Po pierwsze – wspaniała muzyka. Po dziesięciu latach kariery w Hollywood nazbierało się wystarczająco dużo materiału, żeby ułożyć porywający repertuar. Co prawda styl Desplata i jego podejście do muzyki filmowej nie zawsze pozwalają na zapełnienie płyty wyłącznie takimi utworami, które zapadają głęboko w pamięć i są przebojowe, ale ten koncert powinien był udowodnić wszystkim niedowiarkom, że nazwisko kompozytora zapisze się na kartach historii muzyki filmowej.
Kolejnym atutem było wykonanie Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej, które nie tylko było bardzo bliskie oryginału, ale czasami nawet lepsze, ponieważ w przeciwieństwie do nagrania albumowego, choćby najdoskonalszego, muzyka miała wymiar przestrzenny. Wiele instrumentów, które giną w finalnym miksie ma w końcu szansę dotrzeć do odbiorcy i udowodnić po raz kolejny jak precyzyjnie i pomysłowo zorkiestrowane są kompozycje Desplata.
Trzecim elementem tej spójnej układanki było dyrygowanie orkiestrą przez samego kompozytora. Jednak jego rola nie sprowadzała się wyłącznie do kierowania zespołem. To był momentami taneczny performance! Jeżeli dodamy do tego błyskotliwe poczucie humoru, którym raczył nas przez cały wieczór, między innymi osobiście zapowiadając niektóre z prezentowanych pozycji repertuarowych, wychodzi nam obraz nie tylko utalentowanego twórcy, ale też ciepłego, pozytywnego i otwartego na innych ludzi człowieka. Może to jest właśnie tajemnica jego popularności wśród reżyserów?
Golden Desplat Orchestra
London Symphony Orchestra chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. To legenda sama w sobie. Ja jednak skupię się na współpracy między Desplatem a LSO. Doliczyłem się ponad 25 wspólnych projektów filmowych – poczynając od Luzhin Defence (2000), a kończąc na brytyjskim dramacie Suffragette, którego sesje nagraniowe niedawno się zakończyły. Chciałbym przytoczyć też kilka fragmentów wypowiedzi Alexandre’a na temat wyjątkowości tej właśnie orkiestry.
„LSO jest dla mnie najlepszą na świecie orkiestrą do nagrywania. Wykorzystuję każdą okazję do współpracy z nimi.”
„Gdybym był na tyle bogaty, kupiłbym London Symphony Orchestra.”
„Różnica między LSO a resztą jest taka, że to prawdziwa orkiestra symfoniczna – ta sama grupa osób gra ze sobą każdego dnia. Dużo nagrywają, ale grają też Bouleza, Bartóka, Szostakowicza. W ciągu tygodnia mają styczność z tak dużą ilością różnych gatunków muzycznych, że łatwiej jest nimi dyrygować, przekonywać ich, żeby poszli w takim czy innym kierunku. Ta spójność sprawia, że LSO jest magiczna!”
Francuz wielokrotnie podkreślał, że artyści z LSO już za pierwszym podejściem grają muzykę, a nie tylko odtwarzają nuty. Jako kompozytor i dyrygent stara się stawiać muzykom wyzwania. Chce, żeby sami również czerpali przyjemność z tych spotkań. Jego perfekcjonizm objawia się również w doborze solistów. Stara się wyławiać same perełki i marzy mu się złożona z nich „Golden Desplat Orchestra”, jak to ujął w jednej ze swych wypowiedzi pod koniec 2011 roku.
Q&A
Wiele podobnych stwierdzeń padło w trakcie otwartego spotkania z kompozytorem, które moderował pierwszy flecista LSO, Gareth Davies. Rozpoczęło się ono 1,5 godziny przed koncertem i trwało 45 minut. W tym czasie poruszane były różne wątki: m.in. o szybkości procesu tworzenia, o współpracy z różnymi reżyserami, również o to, jakie decyzje stały przed Desplatem podczas tworzenia muzyki do poszczególnych filmów, a także czy jego kariera aktorska ucierpiała po braku nominacji do nagród za epizod w filmie Clooneya. Padały też pytania ze strony publiczności, np. o to, kto wybiera miejsce nagrań oraz orkiestrę i czy kompozytor ma na to jakikolwiek wpływ, o specyfikę współpracy z Terrencem Malickiem, o podejście do filmów podnoszących tematykę Bliskiego Wschodu (Syriana, Argo, Zero Dark Thirty), a także dlaczego napisał tylko temat główny do filmu o Marilyn Monroe, a resztę scoru powierzył orkiestratorowi Conradowi Pope’owi (podobna sytuacja miała miejsce przy Mr. Magorium’s Wonder Emporium). Dla kogoś, kto śledzi na bieżąco wywiady z Francuzem, spotkanie to nie wniosło żadnych rewolucyjnych informacji. Ale warto było w nim uczestniczyć choćby ze względu na żartobliwe wypowiedzi kompozytora.
Przejdźmy teraz do właściwej relacji. Sala koncertowa była wypełniona po brzegi. Przy sprawdzaniu biletów można było otrzymać wydrukowany program koncertu z dodatkowymi informacjami na temat twórczości kompozytora, a także notkami o solistach i orkiestrze. Załączona została również lista scorów nagrywanych z LSO. Mając pozytywne doświadczenia z zasiadania blisko sceny, wybrałem środkowe miejsca w drugim rzędzie przed podium. Od Desplata dzielił mnie zaledwie metr.
The Twilight Saga: New Moon
Utworem otwierającym koncert był motyw miłosny z drugiej odsłony sagi Zmierzch. Temat ten od kilku lat żyje w sieci swoim własnym życiem, a wszystko za sprawą fanów serii o nastoletnich wampirach, którzy na każdym kroku wklejają linki, tudzież publikują swoje własne covery tej kompozycji. Nie zmienia to faktu, że jest to po prostu jeden z lepszych tematów w karierze Desplata, który dodatkowo świetnie sprawdza się w formule koncertowej.
Girl with a Pearl Earring
Nie mogło też zabraknąć scoru, który otworzył Francuzowi drogę do Hollywood. Suita z Dziewczyny z perłą składała się z trzech utworów: zapętlone w kółko przepiękne Griet’s Theme, tajemnicze Girl with a Pearl Earring, a także radosne i dynamiczne The Birth Feast, zakończone repryzą głównego tematu. Jest to jedna z suit, których kształt kompozytor zapożyczył z wcześniejszych koncertów, w tym przypadku mam na myśli ten, który odbył się w São Paulo w 2011 roku.
The Curious Case of Benjamin Button
Muzyka do tego filmu Davida Finchera ma dla mnie sentymentalne znaczenie. Traktuję ją jako esencję stylu Desplata. Jest to dzieło, które przypieczętowało moje zamiłowanie do twórczości kompozytora. Nie wyobrażam sobie, aby w repertuarze zabrakło tej właśnie pozycji. Zaprezentowane zostały trzy utwory: Postcards, Daisy’s Balet Career oraz The Accident. Brakowało mi tylko Sunrise on Pontchartrain, które ilustruje notabene jedną z ulubionych scen artysty. Najwyraźniej zadecydowały ograniczenia czasowe. A z każdym rokiem przybywa nowego materiału, który można by było zaprezentować na koncercie…
Stephen Frears Suite (Philomena & The Queen)
Z czterech wspólnych projektów Desplat wybrał dwa, za które otrzymał nominacje do Oscara. Występ został poprzedzony dedykowaniem suity brytyjskiemu reżyserowi, który również był obecny na sali. Najpierw wysłuchaliśmy głównego motywu przypisanego postaci granej przez Judi Dench, a w dalszej kolejności wybrzmiała kompilacja kilku wyrazistszych melodii ze scoru do Królowej – triumfalna fanfara z czołówki filmu, za nią przepiękne Hills of Scotland, a na koniec dynamiczne People’s Princess i The Queen Drives.
The Ghost Writer
Przyszedł czas na polski akcent. Muzyka do filmu Romana Polańskiego jest przez rodzimych fanów filmówki uznawana za jedną z najlepszych prac francuskiego artysty. Ale nie tylko przez nich, o czym świadczy wielki aplauz międzynarodowej publiczności zgromadzonej w Barbican Centre, który częściowo przerodził się w owację na stojąco, po wykonaniu suity do Autora Widmo. Znalazły się w niej: temat główny The Ghost Writer, następnie Travel to the Island, jak również będące sporym wyzwaniem dla sekcji smyczkowej Chase on the Ferry, a na koniec wisienka na torcie i absolutny hit wieczoru The Truth about Ruth. Warto wspomnieć, że Olivia Williams grająca Ruth także zasiadała na widowni. Alexandre Desplat bardzo mądrze ustalił kolejność utworów w poszczególnych suitach, co sprawiło, że każda z nich stanowiła odrębną całość, stopniowo rozwijała się, budując napięcie i prowadziła do emocjonującego punktu kulminacyjnego, czego The Truth about Ruth jest najlepszym przykładem.
The Grand Budapest Hotel
Wiele suit koncertowych powstaje poprzez połączenie ze sobą kilku najlepszych kawałków z albumu. Dużo ciekawsze są jednak nowe aranżacje powstające specjalnie na potrzeby widowiska na żywo. Kiedy w programie pojawił się tytuł tegorocznego filmu Wesa Andersona, zastanawiałem się, które fragmenty zostaną zaprezentowane, zważając na to, że sala koncertowa nie jest wyposażona w organy, a koszty sprowadzenia chóru lub bałałajkowej orkiestry byłyby zbyt wysokie (a te trzy elementy są kluczowe dla tego dzieła). Desplat zaaranżował na nowo trzy wiodące motywy filmu (Mr. Moustafa / A Prayer for Madame D & Last Will and Testament / Canto At Gabelmeister’s Peak) w nieco ponad czterominutowej kompozycji. Smyczki imitowały brzmienie bałałajek, natomiast brak organów i chóru nie był odczuwalny przy mocnych uderzeniach wszystkich sekcji orkiestry. Powstała ciekawa, krótka i treściwa wariacja na temat. Z jednej strony dostojna jak M. Gustave, z drugiej złowieszcza niczym Jopling i zarazem rytmiczna jak wewnętrzny puls Żubrówki. Duże uznanie dla perkusistów, którzy w kilku punktach tego wieczoru mieli mnóstwo roboty.
Godzilla
Zdania na temat tego scoru są podzielone. Jedni chwalą Desplata za użycie potężnej, tradycyjnej orkiestry, drudzy ganią za brak oryginalności i pomysłu na zilustrowanie nie do końca udanego filmu. Co do jednego są zgodni: sekwencja napisów początkowych filmu za sprawą świetnego motywu głównego robi ogromne wrażenie. Drugą połowę koncertu zainaugurował zsynchronizowany z wyświetlaną na ekranie czołówką filmu utwór Godzilla!. Choć oryginał nagrywany był w Los Angeles z Hollywood Studio Symphony, to London Symphony Orchestra potwierdziła swoją sprawność techniczną i, krótko mówiąc, dała czadu! Z kolei kompozytor pozwolił sobie na odrobinę luzu, udając że wypada przez osłaniającą go z tyłu barierkę pod wpływem tsunami spowodowanego wybuchem bomby atomowej zrzuconej na tytułowego potwora.
The King’s Speech
Chociaż Tom Hooper powierzył Desplatowi na razie tylko jeden swój film fabularny, to ich relacja rozwija się również poza dużym ekranem. W trakcie jednego z dni poprzedzających koncert kompozytor prowadził próby w Barbican, a następnie przemieścił się wraz z LSO do Abbey Road w celu nagrania muzyki do trzeciej już reklamówki Jaguara. Można się też spodziewać, że nowy film reżysera The Danish Girl zyska oprawę muzyczną od tego samego twórcy. Podobnie jak w przypadku Frearsa, Desplat zadedykował główny motyw The King’s Speech, wzbogacony o fragment My Kingom, My Rules, obecnemu w hali koncertowej Hooperowi. Solówkę na fortepian wykonał Dave Arch, czyli dokładnie ten sam pianista (bo to również ta sama orkiestra), który brał udział w sesjach nagraniowych do filmu.
Pelléas et Mélisande: Sinfonia Concertante for Flute and Orchestra
Kolejna kompozycja nie pochodzi z żadnego filmu. Została napisana w 2013 roku dla francuskiej orkiestry Orchestre National des Pays de la Loire, stacjonującej w Nantes (zachodnia Francja). Może to niektórych zdziwić, ale jest to pierwszy utwór koncertowy w karierze Francuza. Został zainspirowany sztuką Maeterlincka Peleas i Melisanda, dokładnie tą samą, na podstawie której operę napisał Debussy.
W twórczości Desplata swoje stałe miejsce zajmują flety, co nie powinno zaskakiwać, biorąc pod uwagę, że sam twórca już od lat młodzieńczych doskonalił grę na tym instrumencie i wielokrotnie wykonywał niektóre partie w trakcie sesji nagraniowych do filmów. Jednak podczas tego szczególnego wieczoru solówkę powierzył pierwszemu fleciście LSO, Garethowi Daviesowi.
POSŁUCHAJ: Pelléas et Mélisande (fragment)
Birth
Ale to nie koniec wyczynów z udziałem fletów. Kompozytor zapowiedział fragmenty scoru z 2004 roku (Prologue oraz Birth Waltz) zaznaczając, że jest to jeden z trudniejszych kawałków napisanych na flet, gdyż zawiera bardzo prosty motyw, powtarzany w nieskończoność i przez to niezwykle trudno muzykom utrzymać się we właściwym rytmie. Suitę zwieńczył przepiękny walc (jak się później okaże – nie jedyny tego wieczoru), będący jedną z wizytówek stylu Francuza. Mimo że od wielu lat śledzę jego twórczość na bieżąco, to moja znajomość jego wcześniejszych prac bywa mocno skromna. Początkowo patrzyłem na repertuar z lekką rezerwą, gdyż nie znalazło w nim miejsca wiele wyrazistych prac, np. Rise of the Guardians czy tegoroczne The Monuments Men, a pojawiły się takie „starocie” jak Birth. Ale co ciekawe, Desplatowi udało się zaprezentować kompozycje z prawie każdego roku ostatniej dekady, w tym trzy premiery z roku bieżącego. Pogodził również spokojniejsze („plumkające”) momenty z bombastyczną i dynamiczną muzyką akcji. A co najważniejsze, nie starał się zatrzeć swoich europejskich korzeni, a wręcz przeciwnie, wyeksponował je w należyty sposób i odświeżył pamięć o starszych, a dobrych jak wiekowe, francuskie wino, dokonaniach.
The Imitation Game
Tak się ciekawie złożyło, że tego samego dnia miałem okazję obejrzeć w kinie film o Turingu, dowiedzieć się o nominacji Desplata do Złotego Globu i usłyszeć przepiękny główny motyw z tego samego filmu w całej jego okazałości, na żywo. W tym wykonaniu udało się połączyć wprowadzający w nastrój fragment End of War, rozwinięcie głównego tematu towarzyszące napisom początkowym, płynnie przechodzące w kończący suitę wyciskacz łez – Alan Turing’s Legacy. Jeżeli członkowie amerykańskiej Akademii poczują w trakcie seansu filmowego ogromną moc i piękno tego motywu, to nie zdziwiłbym się, gdyby w końcu uhonorowali kompozytora złotą statuetką. A należy mu się chociażby za skomponowanie i nagranie tego pięknego scoru w zaledwie 3 tygodnie! Oczywiście z LSO w Abbey Road Studios. Naprawdę, gorąco polecam zapoznanie się z tą pozycją.
Harry Potter and the Deathly Hallows Part 1 & 2
Ostatnim zaplanowanym przystankiem tej blisko dwugodzinnej muzycznej przygody było uniwersum Harry’ego Pottera. Desplat powtórzył blisko 17-minutową suitę, zaprezentowaną jesienią zeszłego roku w Ghent w trakcie poświęconego mu koncertu na World Soundtrack Awards. Składają się na nią highlighty dwóch ostatnich części serii o dorastającym czarodzieju. Z części pierwszej mogliśmy usłyszeć Obliviate, Sky Battle, Fireplaces Escape, Detonators oraz Destroying the Locket, a z drugiej Statues, Broomsticks and Fire, Courtyard Apocalypse, The Tunnel, Dragon Flight, Lily’s Theme i Showdown. Niesamowite jest to, że utwory brzmiały dokładnie tak samo jak w oryginale, a wydawało mi się, że są nie do powtórzenia. Mało tego, w wykonaniu na żywo posiadały dużo większą moc i głębię. Tego wieczoru każdy mógł poczuć emocje, które towarzyszą kompozytorowi podczas sesji nagraniowych. Dodatkowo potwierdza się moja teoria, że najlepiej wypadają tradycyjne koncerty bez dodatkowego nagłośnienia zniekształcającego czysty, organiczny dźwięk orkiestry. Poza tym, tak skondensowany materiał pokazuje, jak fantastyczną oprawę muzyczną mają dwie ostatnie części Insygniów Śmierci, co wcale nie było takie oczywiste podczas filmowego seansu.
Un Héros Très Discret
Uważni obserwatorzy z pierwszych rzędów mogli dostrzec już wcześniej, że obok dyrygenckiego podium leży więcej partytur niż przewidziano w programie. Alexandre przygotował dwie niespodzianki, gdyż nie wyobrażał sobie, żeby po uhonorowaniu tylu anglojęzycznych filmów nie zakończyć widowiska muzyką do filmu francuskiego. A jego wybór był dość zaskakujący, bo zagrana została niezwykle ciekawa i dynamiczna aranżacja tematu La Vérité Ou La Mort z filmu Jacquesa Audiarda Wielce skromny bohater z 1996 roku. To bardzo miłe odkrycie tego wieczoru.
Coco avant Chanel
Kropkę nad i LSO postawiła wykonując na wskroś elegancki walc Chez Chanel. Tym samym dobiegł końca fantastyczny koncert, który ze wszech stron podsumował niezwykle dynamicznie rozwijającą się karierę kompozytora. On sam schodził z podium mocno spocony, ale jego wysiłek został wynagrodzony długimi brawami. Na scenie dołączyła również jego żona Dominique oraz inżynier dźwięku z Abbey Road Studios, Peter Cobbin.
Wiele osób byłoby rozczarowanych, gdyby zabrakło możliwości zdobycia autografu mistrza. Jednak po kilkunastu minutach oczekiwania przed wejściem służbowym dla muzyków został ustawiony stolik oraz barierki. W międzyczasie schodzili się goście zaproszeni na afterparty. Wśród nich można było zaobserwować wcześniej wspomnianych Toma Hoopera i Stephena Frearsa. Wkrótce do kilkumetrowej kolejki fanów podszedł Alexandre Desplat we własnej osobie i zapytał o wrażenia z koncertu. Mimo zmęczenia nie opuściło go poczucie humoru. Zadał pytanie: Did you like it? Was it better than John Williams? Nietrudno domyśleć się jaka odpowiedź została udzielona! Kiedy mój kolega przedstawił Desplatowi swoją dziewczynę, którą fotografował, ten skwitował to: No, she WAS your girlfriend. Ktoś z tyłu wygwizdywał pod nosem główny motyw z The Monuments Men. Słychać było rozmowy w różnych językach. Kiedy nadeszła moja kolej, głośno wyraziłem swoją nadzieję, żeby kiedyś przyjechał do Krakowa na Festiwal Muzyki Filmowej. Odpowiedział, że bardzo chętnie, jeśli tylko otrzyma zaproszenie. Organizatorzy FMF-u – czekamy! Jednak poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko.