4 lata temu, przy okazji rozgrywanych na polskich i ukraińskich boiskach Mistrzostw Europy w piłce nożnej wpadłem na pomysł, by analogiczne mistrzostwa stworzyć dla kompozytorów muzyki filmowej. Oczywiście nie chodziło mi o to, by zagonić kompozytorów na murawę i sprawdzać ich sportowe możliwości. Mistrzostwa dotyczyć miały tylko i wyłącznie filmowych ilustracji, pojedynki miały być rozegrane czysto wirtualnie i sprowadzać się do zestawień i porównań 11-osobowych kadr krajów Starego Kontynentu. Przy okazji, a może przede wszystkim, był to przyjemny pretekst do przyjrzenia się, w formie artykułu, dorobkowi europejskich kompozytorów ostatnich lat, i to nie tylko tych twórców, których znamy i podziwiamy, ale też tych o których nie mieliśmy szans usłyszeć, a być może przecież są wśród nich twórcy o nieprzeciętnym talencie. Ponieważ tamten artykuł spotkał się z pozytywną reakcją ze strony czytelników, po 4 latach, przy okazji kolejnego „Euro”, tym razem rozgrywanego na boiskach Francji, postanowiłem powrócić do tematu i ponownie połączyć miłość do muzyki filmowej z zainteresowaniem futbolem.
Tak jak i poprzednio zakwalifikowane do turnieju kraje, podział na grupy i „drabinka” rozgrywania kolejnych spotkań została zapożyczona z piłkarskich mistrzostw. W tym roku UEFA trochę mi zadanie utrudniła, bo nie dość, że zwiększyła liczbę uczestników z 16 do 24 (co spowodowało pojawienie się w nim nieco „egzotycznych” państw nie tylko z punktu widzenia piłakrskiego ale i muzyczno-filmowego, natomiast kolejny raz nie ma Szkotów – sorry, panowie Armstrong, Doyle i Balfe), to jeszcze nieco skomplikowała finałową fazę rozgrywki. Jakoś jednak udało mi się z tym uporać. Podobnie jak przed czterema laty o wyniku rywalizacji pomiędzy krajowymi drużynami będą odpowiadać, analogicznie do piłkarskiego pojedynku, talent i umiejętności poszczególnych „zawodników” (tyle, że nie piłkarski, a kompozytorski, o którym świadczy poziom ich prac), ich kondycja (tutaj rozumiana jako możliwość pisania dużej ilości ścieżek), taktyka (-poruszania się w świecie filmu, wybór odpowiednich projektów), które to mają wpływ na skuteczność (zdobywania nagród i wydawania soundtracków). Czasem o wyniku meczu mogą przesądzić największe gwiazdy w drużynie. Pewne elementy da się w sposób całkowicie obiektywny porównać (licząc liczbę ścieżek dźwiękowych, płyt, zdobytych wyróżnień), przy pewnych pozostanie pewna doza subiektywności, bo nie zawsze da się określić, że kompozytor X jest lepszy od Y, a dzieło Z od płyty W. Choć są i przykłady oczywiste, bo raczej nikt nie będzie w stanie polemizować z różnicą kompozytorskiej klasy między np. Ennio Morricone a Raminem Djawadim, z całym szacunkiem dla tego drugiego.
Wszystko jest oczywiście przede wszystkim zabawą, więc wyników nie należy traktować śmiertelnie poważnie. A jeśli nie jesteście kibicami piłkarskimi, absolutnie się nie przejmujcie, to też jest artykuł dla Was. Nawet jeśli pewne opisy stylizowane są na żargon dziennikarzy/kibiców sportowych to, jak i poprzednio, chodzi przede wszystkim o przegląd ostatnich 4 lat w europejskiej filmówce. Stąd zachęcam do klikania w znajdujące się w tekście odnośniki – prowadzą one bowiem do pochodzących z wybranych tytułów kompozycji (najczęściej na portalu youtube, ewentualnie soundcloud lub vimeo), które dają pewien ogląd na całość pracy. Starałem się linkować głównie te mniej znane prace, a wiele z nich wartych jest poznania. I jeśli którakolwiek z nich was zaintryguje, odkryjecie nowy soundtrack, który wam się spodoba, lub zainteresuje was wcześniej nieznany kompozytor, to znaczy, że warto było napisać ten artykuł. 🙂 Zapraszam na mistrzostwa!
FRANCJA
Gospodarze tegorocznych mistrzostw od dawien dawna niewątpliwie należą do ich faworytów. 4 lata temu niewiele zabrakło im do ostatecznego tryumfu, a jak będzie w rodzimych salach koncertowych? Drużynę na scenę niezmiennie wyprowadza światowej klasy gwiazdor Alexandre Desplat, specjalista od muzyki finezyjnej i inteligentnej. Obok niego spece od rodzimego kina: Philippe Rombi i Bruno Coulais, których również nie trzeba przedstawiać. Nieco pewnie mniej znani są Krishna Levy, Pierre Adenot czy Cyrille Aufort ale nasi czytelnicy zapewne kojarzą przynajmniej te recenzowane przez nas prace tej trójki. Podobnie jak w przypadku „pół-Francuzów”: wychowany w Maroko Armand Amar i mieszkający kraju Basków i piszący dla kina hiszpańskiego Pascal Gaigne. Skład uzupełniają młody, chętnie sięgający po nowoczesne, dynamiczne brzmienia (jak w Momentum) Lauren Eyquem, czy bardziej doświadczony, wyspecjalizowany w dokumentach i produkcjach TV, a znany głównie z mocno etnicznej Samsary Cyril Morin oraz, biorąc pod uwagę liczbę projektów, najbardziej zapracowany ze wszystkich, choć najmniej znany a niewątpliwie godny uwagi Grégoire Hetzel, autor muzyki do takich filmów jak Drzewo czy Pogorzelisko, który oprócz wielu ścieżek dźwiękowych ma w dorobku także m.in. operę i… powieść.
RUMUNIA
Rywalizacja z Francją będzie na pewno szczególnym wydarzeniem dla kapitana drużyny rumuńskich kompozytorów i jej największej gwiazdy. Vladimir Cosma całą swoją karierę zawdzięcza francuskiemu kinu i telewizji, dla których swego czasu pisywał wspaniałe kompozycje pokroju Jaguara. Dziś pisuje już rzadziej, do mniejszych projektów i bez tego błysku, ale i tak w Rumunii trudno o równie znakomitą postać w muzyce filmowej. Dziwne to trochę, bo przecież rumuńskie produkcje w ostatnich latach potrafiły odnosić międzynarodowe sukcesy, ale rola muzyki była w tym niewielka albo i żadna. Stąd i trudno by ktokolwiek kojarzył jakiekolwiek prace najbardziej wziętych i najlepszych spośród „lokalnych” twórców, jak Petru Margineanu (Supravietuitorul). Tym, któremu bezsprzecznie warto poświęcić więcej uwagi jest natomiast kompozytor i znakomity skrzypek w jednym: Alexander Balanescu. Ma on w dorobku ścieżki do filmów z różnych stron świata, a szczególnie wyróżnia się wśród nich powstała w latach 90. niebanalna muzyka do Aniołów i owadów przynosząca skojarzenia ze stylistyką prac Michaela Nymana.
ALBANIA
Jeśli piłkarska kadra Albanii nie uchodzi, mówiąc delikatnie, za mocną, to co dopiero powiedzieć o jej muzycznej odpowiedniczce? Jeszcze w czasach komunistycznych mógłbym napisać, że może nie ma tu znanych nazwisk, ale mamy grupę solidnych, klasycznie wykształconych kompozytorów, tworzących zarówno muzykę filmową jak i poważną. Tyle, że większość z tej grupy twórców przestała udzielać się w branży filmowej mniej więcej w okresie historycznych przemian przełomu lat 80. i 90. Aby znaleźć się w aktualnej kadrze Albanii nie trzeba być ani dobrym, ani płodnym, tak naprawdę wystarczyło napisać choć jedną czy dwie ścieżki dźwiękowe w XXIw., a mimo tak niskich wymagań nie łatwo było mi uzbierać jedenastkę. Wśród kadrowiczów znajdziemy twórców muzyki rozrywkowej a nawet skrzypka (Gonxhi), wiolonczelistę (Shaba) czy klarnecistę (Qerimaj), którzy okazjonalnie komponowali do albańskich produkcji. „Typowym” kompozytorem (który pewnie częściej pisałby do filmów, gdyby w Albanii… częściej je kręcono) jest Gerti Druga, autor m.in. ścieżki do filmu Amanet. Mają też Albańczycy swojego człowieka w Hollywoodzie. Jest nim Aldo Shllaku, zdobywający doświadczenie u boku Christophera Younga czy Danny’ego Elfmana jako asystent i twórca ‘additional music’. Niestety, twórczości Shllaku do prac jego mentorów jeszcze sporo brakuje. Ale to on jako kapitan wyprowadza swą drużynę do walki o wyjście z grupy, walki tak naprawdę z góry przegranej.
SZWAJCARIA
Najmniej w tej grupie odstają Szwajcarzy. Niki Reiser (niedawno ukazał się soundtrack z jego muzyką do familijnego obrazu Heidi) ma na swym koncie sporo znanych i lubianych kompozycji, których dwie były przedmiotem tekstów na Filmmusic.pl a i jedną z prac Marcela Barsottiego zdarzyło się nam recenzować. Ten kompozytor zresztą całkiem niedawno napisał score do Die Udo Honig Story – komedii o tematyce… piłkarskiej! Pewnie wszyscy kojarzą też Martina Tillmana: co prawda bardziej jako wiolonczelistę Hansa Zimmera, ale ma on też na koncie i kilka własnych ścieżek. Kurt Oldman nie ma tak znanego nazwiska ale również i on może pochwalić się całkiem niezłymi tytułami w CV (Strażnicy galaktyki chociażby), z takim zastrzeżeniem że pracował przy nich jedynie jako asystent, człowiek od programowania syntezatorów lub twórca muzyki dodatkowej, bo jako samodzielny kompozytor obsługuje dużo bardziej niszowe twory. Reszta kadry (poza pracującym w USA Markiem Tschanzem) to solidni twórcy głównie z krajowego podwórka, choć także udzielający się w produkcjach innych europejskich krajów, jak Dominik Scherrer w angielskim An Inspector Calls.
ANGLIA
Jeśli do składu nie łapią się Michael Nyman, David Arnold, Steven Warbeck, Debbie Wiseman, Anne Dudley, David Julyan, Banjamin Wallfisch, Martin Phipps i wiele innych uznanych nazwisk to znaczy, że konkurencja musi być tu fantastyczna. I tak jest, bo Anglicy mocni byli już 4 lata temu, ale dziś zdają się być jeszcze mocniejsi. Naszpikowany prawdziwymi gwiazdami trzon drużyny składa się zarówno z graczy hollywoodzkich jak i pracujących na potrzeby rodzimych produkcji. Jest więc Powell, Gregson-Williams czy Jackman, których nawet najmłodszym fanom filmówki przedstawiać nie trzeba ale także Gold (Doctor Who) i Fenton (swego czasu spec od filmów przyrodniczych, ostatnio m.in. komedia Lady In the Van) a także pisująca do międzynarodowych produkcji Portman czy Heffes, któremu również się to zdarza. Do tego dochodzą dobrze znani z naszych Filmmuz, zdolni i wciąż młodzi: Daniel Pemberton, Steven Price oraz Sarah Class. Skład uzupełnia żywa reklama Europy bez granic, czyli Max Richter (ostatnio m.in. serial Pozostawieni), który choć urodził się w Niemczech i tam aktualnie mieszka, wychowany i wykształcony w Wielkiej Brytanii czuje się Anglikiem. Jest nim także pod względami formalnymi (swego czasu sam wybrał obywatelstwo brytyjskie), dzięki czemu kompozytorska kadra Anglii jest tak mocna, że fanom filmówki angielscy kibice piłkarscy mogą tylko zazdrościć.
ROSJA
Co prawda rosyjski przemysł filmowy często niepotrzebnie usiłuje być wschodnią kalką hollywoodzkiego mainstreamu, co kończy się także zatrudnianiem zagranicznych kompozytorów (najczęściej z drugiej ligi), niemniej filmów produkuje się tam dość, by i starczyło pracy dla rodzimych twórców ścieżek dźwiękowych. Z kapitańską opaską niezmiennie Eduard Artemev (ostatnimi laty m.in. Legenda 17), ale w porównaniu do euro sprzed 4 lat, zmieniła się połowa składu. Boris Elkis miał podbić Hollywood, ale od niezłego debiutu nie napisał kompletnie niczego, zatem jego i kilku niewiele bardziej aktywnych w branży kolegów zastąpili ci, którzy w ostatnich latach mieli w muzyce filmowej więcej do powiedzenia. Shevelyov i Dormidoshin czynią to na potrzeby rodzimych dzieł, mieszkający w Kanadzie Khaskin dla tamtejszej i amerykańskiej telewizji, zaś bracia Galperine głównie do filmów francuskich i hiszpańskich, ale i do całkiem międzynarodowych produkcji jak Madame Bovary z Mią Wasikowską. Uwagę zwraca obecność Darii Simonenko, znanej lepiej jako Dasha Charusha, kompozytorki/piosenkarki/aktorki (niekoniecznie w tej kolejności). Niektórzy powiedzą, że trochę na wyrost, ale Hardcore Henry to ani pierwszy, ani nie ostatni score urodziwej Rosjanki, więc czemu nie…? 😉
WALIA
Wyprowadzający walijską drużynę jako kapitan Karl Jenkins w kategorii „kompozytor” to gwiazda światowego formatu, a jego Adiemusa zna każdy, ale w kategorii „twórca muzyki filmowej” szczególnie nie błyszczy, z uwagi na tylko okazjonalne pojawianie się w filmach lub telewizji. A szkoda. Najbardziej znaczącym w branży i zapracowanym jest z pewnością Mark Thomas wyspecjalizowany w telewizyjnych serialach (pewnie niektórzy kojarzą jego muzykę z plastelinowego Baranka Shauna). John Cale napisał niegdyś ilustrację do American Psycho ale ostatnio do filmów pisuje rzadko, z kolei Rick Smith zilustrował tylko kilka produkcji (w tym Trans Danny’ego Boyle’a), lecz utwory jego elektronicznej gruppy Underwold pojawiały się w filmach znacznie częściej. Zresztą wielu w kadrze Walii muzykę filmową tworzy tylko od święta, a normalnie pała się innymi gatunkami, ale wyboru wielkiego nie było. W stronę typowego kompozytora filmówki zdąża Adam Harvey, ale póki co w dorobku ma prawie same krótkometrażówki oraz jedną pełnometrażową animację Ultramarines: A Warhammer 40,000 Movie.
SŁOWACJA
Słowacy mają w swej kadrze może więcej kompozytorów typowo “filmowych”, ale gdy w przypadku Walii każdy kojarzy przynajmniej Jenkinsa, tak Słowacja nie może się pochwalić ani jednym popularnym nazwiskiem. Słowaccy twórcy, dla nas totalnie anonimowi, znani i cenieni mogą być co najwyżej w ojczyźnie… oraz w Czechach. Tam już dwa Złote Lwy zgarnął Michal Novinski (jednego za Kuky se vrací, któremu przydzielamy fuchę kapitana. Tyleż samo czeskich nagród dzielący swój czas między muzykę poważną a filmową (coś jak nasz Wojciech Kilar, tylko filmowo jest dużo mniej płodny) ma na koncie Vladimír Godár, który ponadto za niebanalną ścieżkę do Krajinki otrzymał nagrodę im. G. Delerue. Szczęścia w zagranicznych produkcjach próbuje Vladimir Martinka i owszem, może się pochwalić dość znanymi tytułami, np. Niezniszczalnymi 2, czy Wyspą skazańców, ale nie pracował przy nich jako główny kompozytor. W tej roli ma na koncie dużo, dużo mniej popularne obrazy, głównie rodzime. Podobnie jak reszta jego kolegów po fachu ze Słowacji.
NIEMCY
Tak jak przed czterema laty Hans Zimmer jest kapitanem solidnej niemieckiej kompozytorskiej machiny, aczkolwiek w porównaniu do poprzednich mistrzostw skład uległ sporym zmianom. Większość obecnych lub byłych współpracowników Zimmera z MV/RCP w kadrze została (z powodu niemal zerowej liczby projektów wyleciał natomiast Henning Lohner), ale za to w zespole nie ma już kilku starych wyg o głośnych nazwiskach, którzy być może na dobre rozstali się z reprezentacją (czytaj: komponowaniem do filmów). Zastąpili ich młodsi, jak Frederik Wiedmann, który przebija się za oceanem (i to bez wsparcia Zimmera) i wyspecjalizował się w animowanych wersjach przygód komiksowych superbohaterów. O Hansa Zimmera otarł się natomiast nie taki młody już Matthias Weber, który terminował przy Pearl Harbor a dziś pisuje głównie do niemieckich filmów i TV. Podobne produkcje ilustruje, być może znany niektórym z soundtracku do filmu Medicus, Ingo Frenzel albo kontynuujący rodzinne tradycje (jego ojciec też był kompozytorem filmówki) Gert Wilden Jr., który niedawno pokazał się urokliwą ścieżką dźwiękową do fińsko-estońskiego Szermierza a dekadę wcześniej napisał uroczy utwór do dramatu Sophie Scholl (do którego zasadniczą część score skomponował jego reprezentacyjny kolega Reinhold Heil). W kadrze znalazło się też miejsce dla cenionej w Niemczech Annette Focks (Nocny pociag do Lizbony) oraz wyspecjalizowanego w kinie dziecięcym i komediach (But Manitu) Ralfa Wengenmayra.
UKRAINA
Nie da się ukryć, że Ukraińcy mają obecnie pewnie inne problemy na głowie niż rozwój rodzimej kinematografii, niemniej w dalszym ciągu drugiego Dimitrija Tiomkina się nie doczekali. Mają wprawdzie niezłych twórców muzyki poważnej/współczesnej (Shchetynsky, Zagaikevych, Azarova, Shymko), czy jazzowej (Alperin) ale oni dla filmu tworzą okazjonalnie, więc nie będą równorzędnymi rywalami dla tych, którzy na filmówce zjedli zęby. Inny problem to fakt, że ukraińska filmówka generalnie nie jest wydawana, ukraińskie produkcje filmowe rzadko są dystrybuowane na zachodzie, a i twórcy nieszczególnie garną się do autopromocji (jeden z wyjątków: Anton Baibakov wydał składankę swoich filmowych kompozycji). Stąd pod hasłem Ukraina jawi się nam jako najbardziej „egzotyczny” uczestnik tych mistrzostw i Kopciuszek grupy C.
POLSKA
My na szczęście takich problemów jak Ukraińcy nie mamy, także w sferze kompozytorów. Jan A.P. Kaczmarek wprawdzie z każdym rokiem jakby bardziej skupiony na Transatlantyku, niż na komponowaniu, niemniej wciąż tworzy. Wciąż zatem dzierży kapitańskiego Oscara, znaczy opaskę. A obok niego Cezary Skubiszewski, którego możemy usłyszeć już i w polskim kinie (Karbala) i oczywiście Abel Korzeniowski, który przez ostatnie 4 lata zdążył nam przynieść trochę znakomitej muzyki. Na innym biegunie kariery, bo u jej początków, jest Wojciech Golczewski, który póki co systematycznie przebija się w kinie klasy B, jego prace są wydawane (ostatnio 400 days), i miejmy nadzieję, że w końcu wyląduje w produkcjach o znacznie większym budżecie. Reszta biało-czerwonych to już krajowe podwórko (choć Paweł Mykietyn lubi trzymać się reżyserów kręcących bardziej międzynarodowe produkcje), a obecność Zielińskiego, Łazarkiewicza, Chajdeckiego, Duszyńskiego czy, najbardziej zapracowanego biorąc pod uwagę liczbę projektów, Targosza dziwić nikogo nie powinna. Podobno część komentatorów nie mogła odżałować braku Dębskiego i Koniecznego a zwłaszcza Lorenca, jednak ich nieobecność w kadrze nie jest wynikiem konfliktów z trenerem ani ekscesów na zgrupowaniu, ale brakiem ciekawszych dokonań na polu oryginalnej muzyki filmowej. Ta trójka przegrała wyścig o ostatnie miejsce w drużynie, które zajął Zbigniew Preisner. Złośliwi twierdzą, że powołanie dostał pod wpływem dziennikarzy i opinii publicznej, ale przecież nie jest to wszakże powołanie całkiem na wyrost, bo w ostatnich latach pan Zbigniew może też nie brylował ilością ścieżek, ale uraczył nas choćby Aglają.
IRLANDIA PÓŁNOCNA
Kolejna z debiutujących na kompozytorskich mistrzostwach drużyna to jedna z tych drużyn, gdzie z trudem udało się zebrać jedenastkę. „Urodziłeś się w Irlandii Północnej? Zdarzyło Ci się napisać coś do filmu? To witamy w ekipie.” Stąd znajdziemy tu twórców filmowych tylko okazjonalnie, a na co dzień piszących klasykę, pop lub rock. Albo takich jak młody Graeme Stewart, który tworzy dla teatru, radia, a z jednym wydanym scorem z A Nightingale Falling w muzyce filmowej stawia dopiero pierwsze kroki (ale rzućcie uchem na jego muzykę do przedstawienia o Gulliverze). Jest nawet i Martin Galway, specjalista od pisania do gier komputerowych (i to jeszcze z zamierzchłych czasów Atari i Commodore), w filmach częściej odpowiedzialny za dźwięk, niż muzykę. Wyróżnia się jedynie kapitan ekipy David Holmes, mający w dorobku sporo popularnych filmów, jak choćby Ocean’s Eleven i jego sequele.
HISZPANIA
W grupie D znajdziemy obrońców tytułu i jednego z głównych faworytów tegorocznych zmagań, czyli drużynę Hiszpanii. Tym razem opaskę kapitańską zdecydowałem się powierzyć Roque Bañosowi, który przeprowadził się do Hollywood i zyskał sporo doświadczenia, czasem pewnie przykrego, gdy kazano mu pisać pod temp-track ale i przecież popełnił tam takie cudeńko jak Evil Dead. Obok niego niezmiennie delikatny Alberto Iglesias (ostatnio np. Ma Ma), ekspresyjny Fernando Velazquez (Crimson Peak) czy potrafiący nieźle imitować klasykę Victor Reyes (Grand Piano). Lucas Vidal Hollywoodu nie podbił, ale nie ma problemów ze znalezieniem roboty w Hiszpanii (chociażby przy filmie Palmeras en la nieve), podobnie jak i Arnau Bataller. Możecie zauważyć brak kilku znanych nazwisk w reprezentacji (np. Navarrete), ale to efekt słabszej dyspozycji i niezadowalającej ilości nowych prac. Bez obaw jednak, następców nie brakuje, a w kadrze wreszcie znalazło się miejsce dla Zacaríasa M. de la Rivy (Automata) czy Sergio Moure de Oteyza (Extinction). Pojawił się także Joan Valent, który zastąpił Bañosa we współpracy z reżyserem Alexem de la Iglesią. Do tego dokładamy dwóch młodych zdolnych: Jorge Magaza z nominacją do Filmmuzy na koncie i Arturo Cardelúsa, który zwrócił na siebie uwagę krytyków ubiegłoroczną ścieżką do filmu Call Me Francesco i oto Hiszpanie gotowi są ponownie walczyć o miano najlepszej jedenastki filmowych kompozytorów.
CZECHY
Czesi to jedna z muzycznych reprezentacji, które najmniej zmieniły się w przeciągu ostatnich 4 lat. Kapitanem niezmiennie Elia Cmiral, jedyny jako tako liczący się czeski kompozytor w Hollywoodzie, choć i tak tworzący głównie dla kina klasy B i filmów pokroju Atlas Shrugged III. Reszta kadry zajmuje się umuzycznianiem przede wszystkim czeskiego kina i jeśli mieliście z nim do czynienia, to jest duża szansa na to, że słyszeliście rzadko niestety wydawane na płycie ilustracje, któregoś z panów powołanych do reprezentacji naszych południowych sąsiadów. Jeśli nie… cóż, czasem Czesi są zatrudniani i przez naszych twórców, więc jeśli oglądaliście choćby Yumę (Muchov), Anatomię zła (Dřízhal) albo Czerwonego pająka (Ostrouchov) to już macie pewne pojęcie o ich kompozytorskich umiejętnościach.
TURCJA
Turków nie było w naszej zabawie przed 4 laty, zatem po raz pierwszy możemy przyjrzeć się bliżej tej kompozytorskiej drużynie. Jako kapitan nie mógł być chyba nikt inny jak nominowany swego czasu do Filmmuzy w kategorii „odkrycie” za ścieżkę do The Butterfly’s Dream w Rahman Altin. Tak jak niemal cała drużyna Altin tworzy niemal wyłącznie na potrzeby filmów i seriali produkowanych w swojej ojczyźnie. A ponieważ te ostatnie dotarły do polskiej telewizji mogliście usłyszeć z telewizora muzykę ze Wspaniałego stulecia pod którą podpisali się Aytekin G. Ataş, Fahir Atakoglu i Soner Akalin, albo temat Toygara Isikliego z Grzechu Fatmagül. Seriali Turcy produkują całkiem sporo więc tamtejsi kompozytorzy nie mogą narzekać na brak zajęcia. Nie tylko telewizyjnymi tasiemcami kraj ten jednak stoi. Yildiray Gürgen częściej komponuje do produkcji kinowych, takich jak Five Minarets in New York. W kadrze znalazło się też miejsce dla Ulasa Pakkana, który niedawno zadebiutował w kinie elektroniczną ścieżką do horroru Baskin, jak i Semiha Tareena – jedynego próbującego swoich sił w USA, choć na razie bez większych sukcesów.
CHORWACJA
Podobnie jak u Czechów, u Chorwatów niemal bez zmian. Wśród braków zwraca uwagę nieobecność kapitana z poprzednich mistrzostw, Gorana Bregovića, spowodowana nie wyborem innej reprezentacji (to syn Chorwata i Serbki) ale brakiem aktywności na filmowym poletku. W tej sytuacji kapitańską opaskę przejmuje ten, któremu w tekście sprzed 4 lat życzyłem międzynarodowej kariery, czyli Dalibor Grubacević. Kompozytor Duh u mocvari nie opuścił jednak ojczyzny choć stał się jednym z najbardziej cenionych i rozchwytywanych w rodzimej kinematografii. W tej także odnajdują się pozostali chorwaccy reprezentanci, a wśród nich kolejni bracia w naszym turnieju: Alen i Nenad Sinkauz, mający na koncie m.in. skąpaną w nowoczesnym, elektronicznym bicie ścieżkę do Słońca w zenicie (rym niezamierzony;)).
BELGIA
O ile w chwili pisania tych słów w piłkarskim rankingu FIFA kadra Belgii znajdowała się na drugim miejscu, o tyle w rankingu fanów muzyki filmowej Belgia za bardzo się nie liczy. Pewnie wielu fanów nie potrafiłoby w ogóle wskazać żadnego belgijskiego kompozytora. Ci bardziej obeznani na pewno wymieniliby specjalizującego się w minimalizmie znakomitego Wima Mertensa (znany głównie z wyśmienitego Brzucha architekta), który jak nikt inny zasługuje w tej ekipie na kapitańską opaskę. Miłośnicy komedii Jacka Bromskiego z kolei zwróciliby uwagę na ulubionego kompozytora tego reżysera, czyli Henriego Serokę (tego od U Pana Boga za piecem). Być może ktoś kojarzy jeszcze Dirka Brossé, ale pewniej jako dyrygenta, niż kompozytora, choć ostatnio napisał ścieżkę do The Lovers Rolanda Joffe. Reszta to twórcy znani co najwyżej w Belgii. Albo i jeszcze nigdzie, jak David Bawiec (syn Belga i Polki swoją drogą), który próbuje swych sił w USA, na razie albo jako aranżer w serialu Agenci NCIS albo kompozytor do tak niszowych filmów i programów, że szkoda gadać.
WŁOCHY
Lata mijają, świat się zmienia, muzyka filmowa się zmienia, a on wciąż wyprowadza włoską reprezentację na scenę. Ennio Morricone nie dość, że koncertuje po świecie, to ciągle tworzy muzykę filmową i to jaką. Ledwie zgarnął Oscara a już zauroczył nas ścieżką do nowego filmu G. Tornatore – La Corrispondenza. Ale dobra forma mimo upływu lat, to chyba cecha narodowa Włochów. Do najbardziej doświadczonych zawodników na turnieju zaliczają się przecież i Pino Donaggio, i Nicola Piovani, a i Carlo Siliotto (dawno temu Fluke, a ostatnio Miracles from Heaven) soundtracki pisze nie od dziś. Mimo wszystko trochę kadra włoska od poprzednich mistrzostw się zmieniła, i paru uznanych, ale dziś już tworzących mniej (i mniej ciekawie) artystów ustąpiło pola młodszym. Wśród tych drugich tworzący w Anglii a nominowany niedawno do naszego odkrycia roku Maurizio Malagnini, Giuliano Taviani (Il reste Della note), Stefano Caprioli (Furore: Il vento della speranza) czy kompozytor i reżyser w jednym – Carlo Virzì (La Pazza Gioia). W kadrze pozostali Pasquale Catalano (ostatnio m.in. Zapnijcie pasy), Paolo Buonvino (ubiegłoroczne Ojcowie i córki) oraz oczywiście Dario Marianelli, ale tego pana nikomu przedstawiać nie trzeba.
IRLANDIA
Jeszcze 4 lata temu pisałem, że kapitan Irlandczyków Patrick Cassidy bardziej znany jest ze współpracy z innymi twórcami niż z własnych dzieł, ale od tamtej pory przytrafiła się temu panu Kalwaria która przyniosła mu nominację do Filmmuzy (i paru innych nagród, ale cóż one znaczą przy wyróżnieniu od naszej redakcji;)) oraz znaczny wzrost notowań u fanów ścieżek dźwiękowych. Podobny efekt u Stephena Rennicksa wywołała z kolei muzyka do oscarowego Pokoju. Reszta Irlandczyków póki co chyba czeka na swoje opus magnum (poza Polem Brennanem może, który wraz z grupą Clannad swoje już dawno ma za sobą) udzielając się głównie w irlandzkiej telewizji i kinie. Zdarza im się też dostawać angaże w produkcjach brytyjskich (jak Stephenowi McKeonowi w Poirot), jak i mniej znanych filmach z całego świata. Najgłośniejsze tytuły widnieją w CV Deana Valentine’a, gdzie znajdziemy m.in. Most szpiegów, Interstellar, Kapitana Amerykę czy Prometeusza. Nieźle to wygląda, ale prawda jest taka, że Valentine ilustrował jedynie trailery tych produkcji. Tytuły do których faktycznie pisał ścieżki dźwiękowe prezentują się nieporównywalnie mniej imponująco.
SZWECJA
Jedynych reprezentanci półwyspu Skandynawskiego do boju ponownie prowadzi twórca Kon-Tiki, obsługujący produkcje z półwyspu Skandynawskiego (choć nie tylko) Johan Söderqvist. Zresztą większość Szwedów tworzy tylko na potrzeby ojczyzny i krajów sąsiednich, ale skandynawska kinematografia prezentuje się na tyle ciekawie, że Matti Bye (O stulatku, który wyskoczył przez okno i zniknął), Adam Nordén (seria Wallander) i inni wcale nie muszą wcale tęsknym wzrokiem zerkać na Hollywood. Tym bardziej, że zawsze mogą do jakiejś międzynarodowej produkcji zostać zaproszeni przez szwedzkiego reżysera (jak Jon Ekstrand przy Child 44). Nie czekał na to Ludwig Göransson, wielkie odkrycie roku ubiegłego, który zyskał wielu fanów muzyką do filmu Creed. Jest jeszcze jeden Szwed, którego każdy na pewno kojarzy. To Benny Anderson. Nie znacie? Ależ znacie, bo któż nie zna piosenek grupy ABBA? Po rozpadzie zespołu Anderson tworzył głównie musicale, ale i nie tak wcale rzadko ścieżki dźwiękowe, ostatnio w 2015r. do obrazu Cirkeln.
PORTUGALIA
Piłkarska reprezentacja Portugalii będzie z pewnością faworytem grupy F, jednak kadra kompozytorów filmowych… cóż, mówiąc delikatnie, presją odegrania tu znaczącej roli obarczona nie jest. Nuno Malo to jedyny Portugalczyk, który otrzymał od nas Filmmuzę, niemal 6 lat temu w kategorii „Odkrycie roku”. Od tego czasu jest bezsprzecznie numerem jeden w ojczyźnie, ale w świecie wielkiej kariery nie zrobił, poza ojczyzną ilustrując tylko drugoligowe filmy pokroju No God, No Master czy pisząc muzykę do reklam (jak ten krótki kawałek nagrany z Tiną Guo). W porównaniu do ostatniego Euro i tak coś drgnęło, bo ma chociaż dwóch kolegów, o których dało się słyszeć. Miguel d’Oliveira regularnie pracuje dla brytyjskiej telewizji (np. Joanna Lumley’s Trans-Siberian Adventure z czego ostatnio wydano nawet soundtrack), a Rodrigo Leão napisał muzykę do hollywoodzkiego Kamerdynera. Pozostali to już kino i telewizja portugalska, a że produkcje filmowe z tego kraju do najwybitniejszych i najpopularniejszych nie należą, przeto właściwie nic z ich prac poza ojczyznę nie dociera.
ISLANDIA
Zważywszy że w Islandii mieszka mniej ludzi niż w Bydgoszczy, ilość znanych twórców muzycznych wywodzących się z tego kraju musi budzić uznanie. W samej muzyce filmowej znajdziemy tu kilka znanych i cenionych nazwisk. Jóhann Jóhannsson, któremu przydzieliłem rolę kapitana ma już na koncie Złoty Glob oraz dwie oscarowe nominacje. Wcześniej karierę w Hollywood robić zaczął protegowany Hansa Zimmera, Atli Örvarsson. Kompozytor za oceanem nie zapomniał o ojczyźnie, ostatnio nie tylko napisał muzykę do Baranów. Islandzkiej opowieści ale i był współproducentem obrazu. A na długo przed oboma wiernych fanów zyskał Hilmar Örn Hilmarsson nastrojowymi i tajemniczymi Dziećmi natury. Oprócz tego w kadrze znajdziemy jeszcze jedną gwiazdę – Jónsiego z grupy Sigur Rós, któremu, jak w przypadku Kupiliśmy ZOO zdarza się komponować pełne ścieżki dźwiękowe. Podobnie zresztą jak i Kjartanowi Sveinssonowi, byłemu klawiszowcowi zespołu. Za oceanem pracuje też Veigar Margeirsson, choć głównym źródłem jego dochodów jest muzytka trailerowa. To ten pan kiedyś przearanżował Requiem dla snu na pełną orkiestrę i chór a wersję zwaną jako Requiem for a Tower wykorzystano w zwiastunie drugiej odsłony Władcy pierścieni. Dorobek pozostałych powołanych do kadry to głównie rodzime produkcje, wśród których nietrudno wyszperać ciekawy soundtrack lub utwór, jak choćby ten autorstwa Kristjána Sturli Bjarnasona.
AUSTRIA
Ach, Austria. Mozart, Schubert, Strauss, Mahler, Haydn, a później Max Steiner czy Ernest Gold… Cóż, piękne tradycje w muzyce klasycznej i początkach filmowej, ale czy wkład we współczesną filmówkę Austriacy mają równie godny? Obawiam się, że nie. Harald Kloser i jego stały współpracownik Thomas Wanker (alias Wander) mają doświadczenia przy wysokobudżetowych filmach Rolanda Emmericha, ale czy ścieżki pokroju Pojutrza to dzieła warte większej uwagi? Śmiem wątpić. Podobnie zresztą sprawa się ma z Paulem Haslingerem, który pod koniec lat 80. „wyrabiał się” nawet w grupie Tangerine Dream. To najbardziej znana trójka Austriaków za oceanem, ale nie jedyna. Walter Mair udziela się głównie w produkcjach telewizyjnych i grach komputerowych (np. Killzone: Mercenary). Péter Wolf niegdyś obsłużył takie “szlagiery” jak Niekończąca się opowieść 3 i Weekend u Berniego 2, po czym wrócił do Austrii. Młody Ali Helnwein próbuje się przebić w USA, na razie pisuje tylko do mało znanych produkcji typu No Way to Live. Edwin Wendler pisywał muzykę dodatkową do filmów z serii X-Men, ale jego samodzielny dorobek to głównie krótki metraż, jak Azureus Rising. Jest jeszcze Gregor Narholz i choć tytuły w jego filmografii również nie wzbudzają pozytywnego wrażenia, to jego muzyka np. ze SpongeBoba potrafi brzmieć całkiem nieźle. Wraz z koleżanką i kolegami z krajowego podwórka tworzą drużynę całkiem solidną i doświadczoną w branży, ale bez wielkich artystów.
WĘGRY
Podobnie jak Austria, węgierska drużyna ma swoje piękne tradycje w muzyce filmowej (Rózsa!), które jednak nieszczególnie przekłada się na współczesność. Wprawdzie kino węgierskie miewa się całkiem nieźle, a nawet – mam wrażenie – z każdym rokiem coraz lepiej, jednak nieszczególnie przekłada się to na rozwój i promocję muzyki filmowej i kompozytorskie kariery. Niech świadczy o tym chociażby fakt, że gdy na filmmusic ukazywała się recenzja ścieżki Dániela Csengery’ego do Lizy, lisiej wróżki, na Węgrzech nikt nie raczył tego scoru zauważyć i ograniczano się jedynie do (słusznego skądinąd) wychwalania występujących w filmie piosenek. Csengery i tak ma szczęście bo wielu z kadrowiczom do dziś nie udało się wydać oficjalnie żadnego soundtracku. Łatwiej trochę miał Mihály Vig, jako uznany muzyk nie tylko filmowy, mógł liczyć na większe zainteresowanie ze strony wydawców, choć takie prace jak Harmonie Werckmeistera wydano tylko fragmentarycznie na kompilacjach. Jest jeszcze dwójka dzieląca swój czas między produkcje zza oceanu a rodzime. To Adam Balazs (Efekt motyla 3) i Robert Gulya (Tom Sawyer i Huckleberry Finn z całkiem fajnym tematem przewodnim w starym stylu), który asystował ponadto przy kilku bardziej znanych tytułach (Outlander, Żelazny rycerz) i dlatego też otrzymał opaskę kapitana.
Ustalenie kolejności w większości grup nie sprawiło większego problemu. Francuzi, Anglicy i Hiszpanie ten etap mogli wręcz potraktować jako rozgrzewkę, gdyż ich przewaga nad resztą stawki w swoich grupach była bardzo wyraźna. Polacy próbowali wykorzystać drobne kiksy Streitenfelda czy Djawadiego, ale nasze gwiazdy nie były w na tyle dobrej formie, by sprostać precyzyjnym nagraniom Zimmera a dodatkowo Wiedmann wręcz zasypał naszą defensywę swoimi soundtrackami. Podobny opór w silnej grupie „E” Szwedzi próbowali stawiać Włochom i gdy wydawało się, że mają jakieś nadzieje na remis, Morricone wyciągnął z rękawa kolejnego Oscara. Dramatyczny bój o trzecią lokatę stoczono tu o trzecie miejsce, ale reprezentanci Zielonej Wyspy indywidualnymi akcjami Rennicksa i Cassidy’ego wyrwali je ostatecznie Belgom. W ostatniej grupie może dla niektórych niespodziewanie ale w pełni zasłużenie tryumfowała Islandia, a Austriacy hollywoodzkim doświadczeniem kilku swoich grajków zdołali wymęczyć zwycięstwo z Węgrami i wyprzedzić ich w końcowej klasyfikacji. Ponieważ UEFA w tym roku strasznie skomplikowała sprawę, porażka jeszcze wszakże Węgrów nie wyeliminowała. Cztery najlepsze zespoły z miejsc trzecich uzupełniły stawkę w 1/8 finału. Wedle moich szacunków zasłużyły na to obok Węgrów, Czechy, Rumunia i oczywiście Irlandia.
A
1. Francja 2. Szwajcaria 3. Rumunia 4. Albania
B
1. Anglia 2. Rosja 3. Słowacja 4. Walia
C
1. Niemcy 2. Polska 3. Irlandia Północna 4. Ukraina
D
1. Hiszpania 2. Turcja 3. Czechy 4. Chorwacja
E
1. Włochy 2. Szwecja 3. Irlandia 4. Belgia
F
1. Islandia 2. Austria 3. Węgry 4. Portugalia
Drabinkę w tej fazie zabawy przejąłem również od UEFA, choć dokładny rozkład pojedynków był uzależniony od tego jakie cztery z sześciu krajów zajmujące w swoich grupach miejsca trzecie okażą się najlepsze. Ostatecznie wyszło, jak poniżej:
Szwajcaria – Polska
Hiszpania – Irlandia
Anglia – Rumunia
Islandia – Szwecja
Niemcy – Węgry
Włochy – Turcja
Francja – Czechy
Rosja – Austria
W pierwszym pojedynku nasi rodacy uporali się ze Szwajcarami. Ciężko pracujący Targosz i Golczewski dali odpór atakom Reisera i Barsottiego, wprawdzie próbował jeszcze Tillman, ale takimi strzałami jak Last Knights to nikomu krzywdy zrobić nie mógł. W drugiej połowie Korzeniowski pokazał kilka bajecznych zagrań z Escape from Tomorrow i było po zawodach. O pojedynkach Hiszpanów, Anglików, Niemców, Włochów i Francuzów na tym etapie rozgrywek nie ma się co rozpisywać, gdyż nie trafili jeszcze na godnych siebie rywali. Ciekawiej za to było w spotkaniu Rosji z Austrią. Wydawało się, że Austriacy mający w kadrze nawet ogranych w hollywoodzkiej ekstraklasie zawodników będą w stanie powalczyć o zwycięstwo. I niby atakowali, ale Kloser i Wanker po kilku failach pokroju White House Down zarobili tylko po żółtej kartce, na dodatek Haslinger poplątał nuty, co skrzętnie wykorzystali Rosjanie i kilkoma akcjami braci Galperine rozmontowali obronę przeciwnika przechylając szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Zdecydowanie najbardziej wyrównany bój stoczyli ze sobą Islandczycy i Szwedzi. Co prawda na Sicario Szwedzi jeszcze zdążyli odpowiedzieć fantastyczną akcją Göranssona i doprowadzić do dogrywki, ale wtedy Jóhannsson sięgnął po kilka starszych zagrań ze swego repertuaru i choć Szwedzi obronili się jeszcze przed optymistyczną Teorią wszystkiego, to dobitka ponurym Labiryntem była już skuteczna i dała Islandczykom awans do ćwierćfinału a tam…
Polska – Hiszpania
Anglia – Islandia
Niemcy – Włochy
Francja – Rosja
…a tam czekali już Anglicy, którzy okazali się już zbyt mocni nawet na znakomite zagania Jóhannssona czy nieszablonowe triki Jónsiego. Podobnie jak Francuzi dla Rosjan i niestety Hiszpanie dla Polaków. Wprawdzie początkowo Korzeniowski i Chajdecki niczym nie ustępowali hiszpańskim gwiazdorom, a nawet objęliśmy prowadzenie, gdy Baños w jednej z, jak się wydawało, rutynowych akcji pogubił się w taktycznych założeniach temp-tracku. Jednak wtedy do akcji wkroczyli ci o mniej głośnych nazwiskach i najpierw doprowadzili do remisu, gdy Reyes z Velazquezem pokazali jak grać pełną orkiestrą, a później, gdy wyszły braki wydawnicze naszych zawodników, Iglesias błysnął finezją, dośrodkował do Bañosa, który wreszcie pokazał, co ma najlepszego i mogliśmy już tylko zaśpiewać „Polacy, nic się nie stało”.
Prawdziwy thriller przeżyli jednak obserwujący zmagania Włochów i Niemców. Zaczęło się od próby szybkiej wymiany Oscarów ale po ataku naszych sąsiadów lewym skrzydłem i wrzutce do Zimmera skończyło się tylko na nominacji. Włosi wyprowadzili kontratak i Morricone nie zmarnował szansy, choć wielu widzów uważało, że sędziowie popełnili błąd i gol strzelony Nienawistną ósemką nie powinien być uznany. Ale arbiter decyzji nie zmienił. Wydawało się wówczas, że Włosi pójdą za ciosem a Marianelli wzniesie się na wyżyny, ale jego próby dośrodkowań Everestem okazały się, o ironio, nie dość wysokie dla niemieckich obrońców. W odpowiedzi drużyna naszych zachodnich sąsiadów dosłownie zasypała przeciwników soundtrackami z blockbusterów. Piękne i finezyjne to nie było, ale skuteczne. Niemcy odrobili stratę a później, wykorzystując fakt że liderzy Włochów nie mają już tyle sił i energii co kiedyś, zadali decydujący cios. Mimo nieco topornej gry takich twórców jak Streitenfeld czy Djawadi, perfekcyjna taktyka Zimmera przyniosła im półfinał.
Hiszpania – Anglia
Niemcy – Francja
Na tym etapie zostały już same wspaniałe drużyny i godni siebie rywale. Obrońcy tytułu Hiszpanie stanęli naprzeciw Anglii. 4 lata temu trafili na siebie w ćwierćfinale i wtedy po dogrywce tryumf święcili kompozytorzy z półwyspu Iberyjskiego, mający w sobie więcej energii i świeżości. Dziś te atuty zdają się być jednak w nutach synów (i córek) Albionu. Może nie u wszystkich, ale magiczne trio Powell-Pemberton-Price jest nie do powstrzymania. Hiszpanie próbują jeszcze odwrócić losy tej rywalizacji ale powracający do przyzwoitej formy Gregson-Williams, elegancki Richter i nie efektowny ale efektywny Jackman nie pozwalają wydrzeć sobie zwycięstwa. Hiszpania może nawet nieco niespodziewanie przegrywa i nie powtórzy sukcesu z ostatnich mistrzostw.
W drugim półfinale Niemcy pomni doświadczeń poprzedniego spotkania zrezygnowali z taktyki „na nagrody” i od razu próbowali testować kondycję chcąc pokonać rywali dużą ilością soundtracków. I to był błąd, bo okazało się, że Francuzi w ogóle w tym im nie ustępują. Ba! Okazali się nawet minimalnie lepsi (głównie dzięki fantastycznej pracowitości Desplata). A gdy Trójkolorowi sięgnęli po swój atut, czyli finezję i technikę… cóż, nawet legendarna skuteczność Zimmera w obsadzaniu ziomków w hitowych produkcjach na niewiele się zdała. Tym bardziej, że Badelt jakoś nieszczególnie realizował założenia taktyczne dawnego mentora. I w ten oto sposób, ku radości kibiców, gospodarze zameldowali się w wielkim finale.
Finał: ANGLIA – FRANCJA 2:2 rzuty karne 2:1
Tłumy widzów na koncertowej Sali i zaczynamy rywalizację o tytuł najlepszej reprezentacji kompozytorów filmowych na starym kontynencie. Początek rywalizacji to wzajemne sondowanie własnych umiejętności. W tym elemencie chyba jednak nieco lepsza technika po stronie Francuzów. Sama tylko inteligencja Desplata, nieszablonowość Coulaisa i elegancja Rombiego przynoszą pierwsze trafienie gospodarzom. Anglicy też nie w ciemię bici, ale gdy wydawało się, że wyrównają, arbiter zauważył, że Henry Jackman w Piątej fali ataku był na pozycji spalonej. Jak nie idzie, to ciężar odrabiania strat muszą wziąć na siebie gwiazdy. A po stronie angielskiej ich bez liku. To nie są anonimowi kompozytorzy i właściwie każde nazwisko jest dobrze znane nawet „niedzielnym” fanom muzyki filmowej. Nawet Pemberton czy Price, jeszcze kilka lat temu twórcy z III ligi kompozytorskiej dziś brylują wśród najlepszych i najpopularniejszych. A Francuzi? Cóż, Desplat to mega gwiazda światowego formatu, gwiazda Coulaisa nieco przyblakła, a Rombiego jakby nie do końca była w stanie rozbłysnąć w dotychczasowych projektach. Co do reszty… Amar pewnie jest przynajmniej kojarzony, Aufort? Morin? Gaigne? Być może przez niektórych, ale powiedzmy sobie szczerze: to nie są ludzie, którzy ot tak bez problemu znaleźli by robotę poza ojczyzną i których ścieżki dobrze znają fani. Wszystko to trudno obiektywnie ocenić, ale skoro uznaliśmy, że Francuzi są bardziej efektowni, to musimy się zgodzić, że Anglicy – bardziej efektywni. 1:1, proszę państwa. I przed nami druga połowa.
A tu o sobie daje znać kondycja, czyli przewagę zdobędzie ten, kto mocniej potrafi harować bez zmęczenia. W ciągu ostatnich 4 lat angielska jedenastka ma na koncie wyraźnie ponad 100 ścieżek dźwiękowych do filmów, seriali, dokumentów i krótkometrażówek. Imponujące, tyle że Francuzi mają ich dobre 150. Ponieważ jednak zasługi nie grają, spójrzmy na aktualną formę w tym aspekcie, czyli jedynie rok 2015 i pierwsze półrocze 2016, które za nami. Tu nic się nie zmienia. Sam Desplat ma w tym okresie już 9 projektów na koncie (nie licząc tych, które czekają na premierę), tyle samo co ciekawe Grégoire Hetzel, głównie dzięki intensywnej pracy na potrzeby TV. Anglicy aż takimi stachanowcami nie są, ich lider w tym względzie- Alex Heffes, może pochwalić się 7 pozycjami. Francuzi wykorzystują zatem zmęczenie Anglików i wbijają drugiego gola. Mamy 2:1, ale sama ilość projektów to nie wszystko. Ważne jest co to za projekty i jak dobra to muzyka. A o tym świadczyć może po pierwsze ilość wydanych soundtracków. I tutaj sytuacja się odwraca. Wprawdzie Desplat znów imponuje, ale nie ustępuje mu wcale… Henry Jackman! A że pozostali Anglicy wydają swoje prace z większą częstotliwością niż ich francuscy koledzy, zarówno licząc od poprzednich mistrzostw, jak i tylko w ciągu ostatnich 18 miesięcy, robi nam się 2:2. Ponieważ dogrywka nie przynosi rezultatów, o wszystkim zdecydują rzuty karne, gdzie liczyć będzie się aktualna skuteczność w zdobywaniu nagród.
Oto i pierwsza z pięciu kolejek rzutów karnych, w których sprawdzimy kto był lepszy w nagrodach i nominacjach w trakcie ostatnich rozdań. Na początek Filmmuzy – nagrody portalu Filmmusic.pl – jako najważniejsze, najcenniejsze, najgłośniejsze i oczywiście najbardziej sprawiedliwe. 😉 I jak to wyglądało? Francuzi mieli jedną nominację, ale dla Legranda, który nawet nie znalazł się w kadrze. A Anglicy mieli dwie nominacje dla Powella i aż trzy dla Pembertona z których jedną zamienił na zwycięstwo. Tak, tak, Steve Jobs to był strzał w samo okienko i mamy 1:0 dla Anglii! No to teraz Oscary, zatem Desplat powinien odrobić straty, ale… co to? Nie ma nominacji dla Desplata? Jakaś pomyłka? Może wpisali go niechcący do innej kategorii? Sprawdzam trzy razy i nadal nic. Na szczęście Francuzów Anglicy też nie zdobyli nawet nominacji, zatem nic się nie zmienia. Ale za chwilę chyba już tak, bo teraz Cezary, a w końcu mistrzostwa rozgrywane są we Francji a jak to się mówi: gospodarzom pomagają ściany. Desplat uśmiecha się pod nosem, że przecież nikt Anglikom nie broni pracować przy francuskich filmach, a Rombi żartuje, że przecież wiadomo, iż francuskie filmy są najlepsze na świecie… Dość jednak złośliwości, bo wygrał Cezara… Warren Ellis??? To nawet nie jest Francuz. Na szczęście jedną nominację wyszarpał Grégoire Hetzel, kibice gospodarzy mogą odetchnąć. 1:1. To aby sprawiedliwości stało się za dość, teraz czas na brytyjskie nagrody BAFTA. Wśród nominowanych nie ma ani jednego Anglika?!? Francuza też nie, zatem rezultat pozostaje bez zmian. I w ostatniej kolejce rzutów karnych zdecydują krytycy z całego świata. Oto nagroda IFMCA a tam sporo kategorii, w których twórcy z obu krajów mogli się wykazać. Human Armanda Amara to jedyna nominacja francuska, a wśród Anglików na liście nominowanych jest Pemberton (w dwóch kategoriach), Price, Fenton i nawet Jackman. Na dodatek Price ścieżką do serialu The Hunt wygrywa w kategorii dokumentu (m.in. właśnie z Amarem). Francuzi nie mogą w to uwierzyć, kolejny raz przegrywają w finale. ANGLIA najlepszą kompozytorską drużyną Europy 2016!!!!
I tyle. 🙂 Jak zwykle można dyskutować, czy było to w pełni zasłużone, w pełni obiektywne, ale wydaje mi się że ostatnimi laty Anglicy udowodnili swoimi ścieżkami, że rzeczywiście są numerem 1. Hiszpanie nieco poniżej możliwości, Francuzów zawsze mocno ciągnął do przodu Desplat, ale ostatni rok miał jak na siebie mocno przeciętny. Naszym rodakom tym razem nie udało się przemknąć do półfinału ale miejsce w przedziale 5-8 na Starym Kontynencie chyba odpowiada faktycznej kondycji polskiej filmówki. Jest nieźle, ale mogłoby być lepiej. Może za 4 lata? 🙂
PS: Zdaję sobie sprawę z prawdopodobnych kontrowersji przy niektórych powołaniach, jak i możliwości zwykłego przeoczenia. Mam nadzieję, że jako selekcjonerowi aż 24 drużyn, będzie mi to wybaczone. 🙂