W tym roku po raz trzynasty z rzędu wstanę o drugiej w nocy, aby oglądać transmisję na żywo z gali przyznania nagród Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej, zwanych potocznie Oscarami. Od kilku lat swoje przewidywania opieram na statystykach i zależnościach, które można zauważyć analizując zwycięzców z ostatnich dwóch dekad. Po raz trzeci z rzędu postanowiłem podzielić się swoimi spostrzeżeniami i przeanalizować szanse każdego z pięciu nominowanych scorów na portalu FilmMusic.pl.
Trzeba pamiętać, że Oscar nie jest nagrodą przyznawaną przez miłośników muzyki filmowej czy kompozytorów, ale plebiscytem popularności, który można porównać do wyborów prezydenckich (tyle że bez drugiej tury głosowania). Załóżmy, że film jest partią polityczną, kompozytor – kandydatem na prezydenta, a score – programem wyborczym. Zauważmy, że najwięcej głosów dostają ci kandydaci, którzy pochodzą z partii, które mają najlepsze notowania w sondażach. Podobnie jest na Oscarach – większość statuetek wędruje do najchętniej nominowanych i szeroko dyskutowanych filmów. Wynika to z tego, że chętniej głosujemy na tego, kogo znamy, lubimy i kto się wyróżnia z tłumu. Dodatkowo w głosowaniu powszechnym na dalszy plan schodzą kwestie merytoryczne/programowe, a najbardziej liczy się rozpoznawalność. O której więc ścieżce dźwiękowej statystyczny członek Akademii będzie mógł powiedzieć: „pamiętam tę muzykę, utkwiła mi w pamięci, jest piękna, będę na nią głosował”?
GWIEZDNE WOJNY: OSTATNI JEDI
W wyścigu oscarowym dwie rzeczy są niemal pewne – nominacja dla Meryl Streep i dla Johna Williamsa. Choć spekulowano, czy związana z aferą Weinsteina akcja #sheknew pogrąży „jedną z najbardziej przereklamowanych aktorek w Hollywood”, to ostatecznie otrzymała ona swoją 21. nominację, zwiększając tym samym rekord liczby nominacji zdobytych w kategoriach aktorskich. Z kolei maestro Williams dzięki swojej 51. nominacji pozostaje najczęściej nominowaną żyjącą osobą w 90-letniej historii Oscarów. Na pierwszy rzut oka dziwić może, że branża muzyczna zdecydowała się wyróżnić ścieżkę dźwiękową do ósmej odsłony Star Wars zamiast docenić oprawę muzyczną do The Post, ale znikoma liczba nominacji dla filmu Spielberga wyraźnie wskazuje, że przepadł on w oscarowym wyścigu. Poza tym muzyka do Czwartej władzy wypada dość ascetycznie w porównaniu z kosmiczną symfonią. Szanse Williama na szóstą statuetkę są jednak znikome – tylko 4 nominacje dla Ostatniego Jedi, w dodatku w kategoriach czysto technicznych, do tego niewielka ilość nowego materiału tematycznego – nominację dla mistrza należy potraktować jako czystą kurtuazję.
TRZY BILLBOARDY ZA EBBING, MISSOURI
Obraz Martina McDonagha jest największym faworytem w wyścigu o tytuł najlepszego filmu roku, a także w innych prestiżowych kategoriach, jak aktorka pierwszoplanowa, aktor drugoplanowy czy scenariusz oryginalny (łącznie zdobył 7 nominacji). Upatrywanie szansy zwycięstwa tego tytułu w kategorii muzycznej byłoby jednak naiwnością. Nie od dziś wiadomo, że subtelne ilustracje nie mają wielkiego powodzenia wśród członków Akademii (zwłaszcza przy tak silnej konkurencji). Poza wyrazistym motywem głównej bohaterki (Mildred Goes to War) score raczej nie oferuje innych, równie mocnych akcentów. Bo i film Burwellowi na to zbytnio nie pozwala. Widzowi może być trudno wychwycić podczas seansu jakiekolwiek ślady oryginalnych kompozycji, tym bardziej, że są one poprzeplatane z piosenkami.
DUNKIERKA
W najbliższy poniedziałkowy poranek internet najprawdopodobniej zostanie zalany licznymi komentarzami typu: Hans Zimmer was robbed again! Fani niemieckiego kompozytora od lat nie mogą doczekać się, aż amerykańska Akademia uhonoruje ich ulubieńca drugą statuetką, najlepiej za ścieżkę dźwiękową do filmu Christophera Nolana. Zresztą to nie dziwi, gdyż jedyny w jego dorobku Oscar został przyznany za film, który nie do końca pasuje do dzisiejszego wizerunku tego popularnego kompozytora.
Dunkierka pod wieloma względami wymyka się tradycyjnym schematom spotykanym w kinematografii, również w warstwie dźwiękowej. Zatarta została bowiem granica pomiędzy muzyką a sound designem. Pierwsze lipcowe recenzje najnowszego dzieła Nolana były pozytywne i chwaliły również Zimmera za stworzenie bardzo intensywnej, trzymającej w napięciu ilustracji. Pomimo upływu kilku miesięcy obraz został doceniony przez amerykańską Akademię ośmioma nominacjami, w tym za najlepszy film i reżyserię, a sam kompozytor był od początku jednym z mocnych kandydatów do otrzymania statuetki. Wszystko zmieniło się, gdy do gry wkroczyli Greenwood i Desplat…
Praca Hansa Zimmera – choć wydaje się efektywna – ma też swoje oczywiste wady (w kontekście potencjału do zdobywania nagród). Brak melodii, mało przystępny w odbiorze (dla niektórych wręcz irytujący i zbyt głośny) materiał, znikoma oryginalność kompozycji – wszystko to sprawia, że pomimo włożonego przez kompozytora wysiłku członkowie Akademii prędzej zagłosują na Dunkierkę w kategoriach najlepszy dźwięk i montaż dźwięku niż najlepszy score.
NIĆ WIDMO
W zeszłym roku na jednego „starego wyjadacza” (Thomas Newman) przypadało pięciu oscarowych „nowicjuszy” (Hurwitz, Britell, Levi, Haushka & O’Halloran). Tym razem proporcje się odwróciły, ponieważ do najchętniej nominowanych w tym roku filmów muzykę napisały największe nazwiska współczesnej muzyki filmowej – Williams, Zimmer, Desplat oraz coraz bardziej aktywny w ostatnim czasie Burwell, dla którego jest to (dopiero) druga nominacja. Do ich grona (po kilku wcześniejszych nieudanych próbach – m.in. dyskwalifikacja There Will Be Blood, brak nominacji za Inherent Vice i The Master) dołączył Jonny Greenwood.
Muzyka do filmu Paula Thomasa Andersona jest objawieniem tego sezonu. Chwali ją widownia (wystarczy poczytać sobie opinie w internecie), chętnie nagradzają ją krytycy (na początku sezonu, zanim wyprzedził go Desplat, Greenwood nawet przodował w liczbie zdobytych nagród-prekursorów), zachwyceni są również koledzy z branży – entuzjastycznymi opiniami dzielili się w mediach społecznościowych Daniel Pemberton, Clint Mansell, Conrad Pope, a nawet… nominowany w tej samej kategorii Hans Zimmer. Na korzyść kompozytora przemawia też przyzwoita ilość (6) nominacji dla Nici widmo, w tym za najlepszy film i reżyserię.
Score Greenwooda jest niewątpliwie jednym z najlepszych i najbardziej wyróżniających się elementów filmu, razem ze scenografią i kostiumami, odtwarzającymi klimat Londynu z lat 50. ubiegłego wieku. Łączy w sobie dwa żywioły – z jednej strony umiłowanie piękna, detalu i porządku, z drugiej – żądzę, obsesję i dążenie do autodestrukcji. Choć główny motyw (zwłaszcza w aranżacji Phantom Thread III) i powracający kilkukrotnie utwór House of Woodcock wystarczają, żeby zakochać się w tej partyturze, to nie można oprzeć się wrażeniu, że jest to praca dość konwencjonalna pod kątem formalnym (bo oparta głównie o smyczki i fortepian). Podobny przypadek mieliśmy 3 lata temu z Teorią wszystkiego zmarłego niedawno Jóhanna Jóhannssona – była to ładna, liryczna ścieżka dźwiękowa wykorzystująca podobne instrumentarium, wybijająca się przez większość czasu na pierwszy plan, jednak to za mało, żeby pokonać film z dużo większą ilością nominacji i zdecydowanie bardziej specyficznym, niemal egzotycznym brzmieniem (The Grand Budapest Hotel).
Wygląda na to, że muzyka do najnowszego filmu P.T. Andersona zdecydowanie lepiej radzi sobie ze zdobywaniem serc miłośników muzyki filmowej, kompozytorów i krytyków niż z szerszą publicznością, niekoniecznie rozeznaną w tajnikach kompozycji. Niezbadane są jednak wyroki Akademii, która nie raz potrafiła wzbudzić kontrowersje swoimi wyborami… A po przyjęciu w swój poczet setek nowych członków może znów zaskoczyć!
KSZTAŁT WODY
Największym faworytem tegorocznego wyścigu jest Alexandre Desplat i jego muzyka do obrazu Guillermo del Toro. Na korzyść tej kandydatury przemawia popularność filmu (13 nominacji, w tym niemal pewny Oscar za reżyserię), a także siła ścieżki dźwiękowej. Muzyki jest dużo (chodzi zarówno o kompozycje oryginalne, jak i utwory źródłowe) i odgrywa ona ważną rolę w fabule filmu (Elisa i jej wybranek są pozbawieni głosu, więc porozumiewają się m.in. za pomocą muzyki wybrzmiewającej z gramofonu). Kształt wody jest też na wielu poziomach hołdem złożonym starym hollywoodzkim musicalom.
W scorze Desplata można wyróżnić kilka charakterystycznych, łatwych do nucenia (lub gwizdania!) melodii i motywów – temat Elisy, temat miłosny i motyw stwora. Oprócz tego kompozytor zastosował niecodzienne instrumentarium – akordeon imitujący brzmienie bandoneonu oraz gwizdanie. Aby uzyskać efekt płynących fal wody Francuz pozbył się sekcji dętej, pozostawiając jedynie flety i zwiększając ich ilość do dwunastu. W niektórych scenach dźwięki fortepianu przypominają spadające krople deszczu, a słysząc dochodzące gdzieś z oddali rzewne smyczki możemy się poczuć jakbyśmy przebywali na dnie zbiornika wodnego. Wszystkie te zabiegi sprawiają, że ilustracja muzyczna mocno zapada w pamięć, jest eteryczna i baśniowa, a przez to ściśle powiązana z przepiękną warstwą wizualną filmu Meksykanina.
Nie dziwi więc, że Desplat dołącza do swojej kolekcji po kolei wszystkie najważniejsze nagrody tego sezonu: pierwszą w swojej karierze Critics’ Choice Award, drugiego Złotego Globa, trzecią nagrodę BAFTA, a także większość nagród kół i stowarzyszeń dziennikarzy i krytyków. Pomaga mu w tym solidna kampania promocyjna ze strony studia Fox Searchlight, gdyż kompozytor nieustannie udziela wywiadów, pojawia się w audycjach, podcastach oraz na spotkaniach Q&A (zarówno w Los Angeles, jak i w Londynie), jego aranżacja znanej z lat czterdziestych piosenki You’ll Never Know w wykonaniu Renée Fleming doczekała się teledysku, a podczas otwarcia ceremonii przyznania nagród BAFTA w londyńskiej sali koncertowej Royal Albert Hall akrobaci z Cirque du Soleil zatańczyli w rytm utworu Overflow of Love, oddając w ten sposób hołd Kształtowi wody. I choć kompozycja Desplata nie jest ani wybitnie oryginalna ani nie stanowi przełomu w jego twórczości, to jest na pewno bardzo efektowna (w przeciwieństwie do wielu prac, za które był nominowany przez pierwsze lata swojej hollywoodzkiej kariery, a ostatecznie za żadną z nich nagrody nie zdobył). No i jest książkowym przykładem oscarowej ścieżki dźwiękowej. Istnieje więc bardzo duże prawdopodobieństwo, że w niedzielę Francuz otrzyma swoją drugą statuetkę złotego rycerzyka, a jego wodnista muzyka do filmu The Shape of Water dołączy do grona takich nietuzinkowych prac, jak np. meksykańska Frida, bollywoodzki Slumdog Millionaire, hinduskie Życie Pi, środkowoeuropejski Grand Budapest Hotel, złowieszcza Nienawistna ósemka czy jazzowe La La Land.