Zanim całkowicie pochłonie nas 2019 rok ze swoimi ścieżkami dźwiękowymi tymi lepszymi i gorszymi, spójrzmy jeszcze raz na ten miniony. Oto Filmmuzy, czyli nagrody portalu FilmMusic.pl za rok 2018! I nie będziemy ukrywać, że jak co roku nie było to łatwe zadanie. Nie obyło się bez kontrowersji i ostrych, ale jak zawsze profesjonalnych i merytorycznych dyskusji w naszej redakcji. Jesteśmy dość różnorodną grupką jeżeli chodzi o gust muzyczne, co jest dobrą rzeczą, ale staje się problemem właśnie podczas takich podsumowań. Jeżeli chodzi o KOMPOZYTORA, ODKRYCIE, UTWÓR, czy w końcu GNIOT ROKU, bardzo łatwo i wręcz jednogłośnie udało nam się wyłonić naszych zwycięzców. Jeżeli jednak chodzi o najważniejszą kategorię SCORE ROKU, walka między dwoma pracami była zacięta aż do samego końca, gdzie nawet zastanawialiśmy czy po raz pierwszy historii naszych nagród nie dojdzie do remisu. W ostateczności udało nam się wyłonić zwycięzców w każdej kategorii. Oto oni, plus nominowani, o których też nie można zapomnieć:
John Powell: Solo: A Star Wars Story
Wejście w buty Johna Williamsa to bez wątpienia marzenie, ale też i nie lada wyzwanie dla większości kompozytorów w Hollywood. Tym bardziej gdy mowa o prawdopodobnie najważniejszej filmowej serii wszech czasów, czyli Gwiezdnych Wojnach. Na szczęście John Powell wywiązał się z tego zadania znakomicie, traktując muzyczne dziedzictwo sagi z szacunkiem, ale też nie hamując się przed wprowadzaniem nowości czy własnych trademarków, uwspółcześniając tym samym legendarne tematy bez popadania w tandetę. Oprócz palety starych leitmotywów odziedziczonych po Williamsie (a także jednym nowym, napisanym specjalnie na potrzeby filmu), Powell dokłada od siebie kilka nowych, dynamicznych tematów, wszystko to ubierając w najróżniejsze aranżacje: od Korngoldowskich fanfar, przez Williamsowskie fugata po typową dla siebie bombastyczną muzykę akcji podbitą perkusją. I chociaż w paru momentach elektronika czy właśnie perkusja zdają się nie do końca pasować do klasycznych tematów ze starej trylogii, to ścieżce nie można odmówić technicznej maestrii, przebojowości, i co najważniejsze – ducha nowej przygody.
Nicholas Britell: Vice – Big Short i Vice, dwa filmy w dorobku Nicholasa Britella, które oddziela Moonlight. Przed Moonlight Britell był amerykańskim kompozytorem, po nim jest Nicholasem Britellem. Dlatego też, jak to w podobnych przypadkach, z automatu urosły oczekiwania i presja wobec kolejnych jego ścieżek. W tym roku można już mówić o pełnym rozkwicie talentu tego diabelnie zdolnego kompozytora. Za sprawą If Beal Street Could Talk Britell ma Oscara w kieszeni, za Vice – ogromny szacunek i potok pochlebnych recenzji. Druga najlepsza ścieżka w tym roku, skomponowana do filmu Adama McKaya, komentuje karierę Dicka Cheney’a na przestrzeni kilku dekad. I jest to narracja bez trzymanki. Britell interpretuje postać tego nader kontrowersyjnego polityka, aplikując całą gamę narzędzi, od wzniosłych orkiestracji, wyrazistej tematyki, inspiracjach funkiem, klasyką, w końcu niespotykaną w filmówce przebojowością. Paleta zagrywek i zwinność z jaką maestro forsuje w swej kompozycji różne nastroje oszałamia. Ma się wrażenie, jakby dynamiczny tok filmu działał na kompozytora niczym woda na młyn. Ciągle mu mało, odnajduje rozwiązanie na wszystko, ciągle przy tym eksperymentując. A przecież już, jeśli nie za parę dni, będzie na samym szczycie. Jaki horyzont zarysuje się wówczas przed nim? Vice zasłużenie wskakuje na podium, i ciut szkoda, że pozostaje w cieniu Solo. Pamiętajmy jednak, że jest to historia o Dicku Cheney’u. Z tej perspektywy numer 2 jest jak najbardziej uzasadniony.
Justin Hurwitz: First Man -Po oszałamiającym sukcesie La La Land, kolektyw Hurwitz i Chazelle idzie w nieznane, porywając się na kawałek amerykańskiej historii. Film o lądowaniu na Księżycu i zmaganiach NASA by do tego doszło ogląda się wyśmienicie, a to czego nie widać w filmie zostaje zaadresowane w przejmującej oprawie od Justina Hurwitza. W jego kompetencji leży dodanie filmowi nutki oniryczności, podkreślenie stonowanej natury Armstronga jako ojca i oddzielenie wylewającego się zewsząd niebezpieczeństwa misji od czysto ludzkich marzeń o podboju kosmosu. First Man nie brakuje przy tym muzyki dynamicznej, z dwoma niezapomnianymi highlightami w postaci The Landing i Apollo 11 Launch. Oba pełniące szalenie istotną rolę w obrazie i podkreślające rangę kolejnych etapów najważniejszej kosmicznej ekspedycji w historii ludzkości. Mamy zatem fantastyczny kawałek filmówki, balansujący pomiędzy refleksją i wyzwaniem. Mamy też kolejną, solidną cegiełkę w dorobku dwóch hollywoodzkich gwiazd. Prosimy o więcej!
Alexandre Desplat: Isle of Dogs – Inspirowany dawną muzyką filmową z Japonii soundtrack z Wyspy psów jawi się jako doprawdy intrygujący eksperyment. Nie jest to co prawda najlepsza praca w karierze Francuza, ale za to z pewnością jedna z najciekawszych od strony czysto formalnej. Dużo shakuhachi, dużo bębnów taiko, a przy tym ciekawy miks muzyki źródłowej.
Bear McCreary: The Cloverfield Paradox – Film i towarzysząca mu ścieżka dźwiękowa były chyba największym zaskoczeniem pierwszego kwartału roku 2018. Jeżeli chodzi o film, to nie do końca pozytywnym, choć sam sposób publikacji wywołał sporo kontrowersji. Nas miłośników muzyki filmowej najbardziej zadziwiła chyba partytura sporządzona przez Beara McCreary. Bardzo pozytywnie zaskakująca w treści i wpisująca się w kanon najlepszych osiągnięć muzycznych tego kompozytora. Przysłuchując się konstrukcji tej pracy, można napisać, że oto kolejna, rzetelna ilustracja do space-survivalowego thrillera s-f. Ale piękno The Cloverfield Paradox tkwi w jej melodycznych fundamentach. Patetyczny temat przewodni świetnie sprawdza się jako filar muzycznej akcji, a ujmująca wizytówka głównej bohaterki troszczy się o emocjonalny wydźwięk lirycznej cząstki pracy. Fantastyczna, polichromatyczna ilustracja, która jest idealnym pomostem pomiędzy klasyką gatunku, a unikatowym warsztatem amerykańskiego kompozytora.
Nicholas Britell
Nicholas Britell zwrócił na siebie uwagę nieco ponad dwa lata temu, ilustrując Moonlight. Amerykanin nie spoczął jednak na laurach i w zeszłym roku napisał dwie bardzo intrygujące prace, liryczne „If Beale Street Could Talk” oraz zjawiskowe „Vice”, co przesądziło o zwycięstwie w tej kategorii. A sam Britell już wkrótce może się okazać jednym z najgorętszych nazwisk w branży.
James Newton HowardMożna powiedzieć, że Amerykanin w zeszłym roku powrócił z przytupem po dłuższym czasie, gdy to produkował wiele muzyki, ale z nielicznymi wyjątkami (Maleficent) rzadko kiedy wzbudzał w fanach większe emocje. Z jednej strony mieliśmy intrygującą oprawę do thrillera Red Sparrow, która mimo dużej ilości muzyki ilustracyjnej, zaskoczyła słuchaczy klasycznym pięknem, szczególnie w znakomitej uwerturze oraz emocjonalnym finale filmu. Z drugiej strony Howard z rozmachem zafiniszował mijający rok dwoma ścieżkami do filmów fantasy- Nutcracker and the FourRealms oraz FantasticBeasts: The Crimes of Grindlewald. W tym pierwszym kompozytor godnie stawił czoła muzycznemu dziedzictwu Czajkowskiego, sprawnie oddając hołd rozmaitym fragmentom słynnego Dziadka do orzechów, efektownie dopełniając całość własnymi kompozycjami. W muzyce do kolejnej części Fantastycznych zwierząt Howard przypomniał swój talent zarówno do pisania chwytliwych oraz poruszających tematów, jak i pisania ekscytujących finałowych sekwencji. Trzy klasowe dzieła stanowiły mocny punkt roku 2018 i pozwalają z nadzieją patrzeć na przyszłość powracającego do formy Maestro.
Bear McCreary – Sympatycznego Amerykanina moglibyśmy w sumie nagradzać co roku za samą pracowitość. I podobnie było w minionym 2018 roku, gdzie Bear McCreary dalej króluje na małym ekranie, czy to na potrzeby The Walking Dead Outlandera, czy Agents of S.H.I.E.L.D.S>
. Ale poza serialami także przy filmach McCreary nie próżnował, czego najlepszym przykładem jest świetna nominowana do Filmmuzy ścieżka dźwiękowa do The Cloverfield Paradox. I to zadecydowało o jego nominacji, gdyż wszak nie chodzi tylko o ilość, ale także o jakości. I mimo ogromu prac, Bear McCreary dalej rozwija się jako kompozytora nieraz pozytywnie zaskakując. A, że przy okazji znalazł jeszcze czas na świat gier i skomponowanie świetnej ścieżki do gry God of War, zasługuje na dodatkowe uznanie.
Torin Borrowdale
Eksperymentowanie z pozornie anonimowymi nowinkami w muzyce filmowej może się opłacić. Doskonałym tego przykładem jest ścieżka dźwiękowa do filmu Searching. Tworzący ją Torin Borrowdale był do niedawna postacią zupełnie nieznaną naszej redakcji. Ilustracją do thrillera sensacyjnego realizowanego w formie tzw. „screenlife”, udowodnił, że jest nie tylko sprawnym narratorem. Zaimponował również swoją wszechstronnością muzyczną, łącząc w ciekawy sposób organiczne środki muzycznego wyrazu z elektroniką. Ścieżka dźwiękowa Borrowdale’a to bez wątpienia jedna z mocniejszych stron filmowego Searching. Warto również docenić album soundtrackowy, na którym można znaleźć wiele wspaniałych i nośnych utworów.
Thom Yorke Na przestrzeni lat było wiele, zdawać by się mogło, głośnych debiutów znanych muzyków, piosenkarzy w roli kompozytorów muzyki filmowej. Towarzyszy temu zwykle medialna wrzawa, a owi twórcy często określani są jako „powiew świeżości” w filmówce. Jednak kiedy emocje opadają, owe „epokowe” i „rewolucyjne” dzieła trasą swój blask pozostając często jedynie mało ciekawym chwytem marketingowym do promocji danego filmu. Na szczęście debiut Thoma Yorke’a jest czymś więcej niż tylko dobrą reklamą dla obrazu Luci Gaudagnino. Choć trwający ponad 80 minut album ze wspomnianymi wszystkimi niekonwencjonalnymi i eksperymentatorskimi fragmentami, może czasami być ciężki w odbiorze. To jednak jest w nim też coś fascynującego, co sprawia, że chcę się do niego wracać. Z jednej strony jest to muzyka podporządkowana filmowi która doskonale oddaje jego surrealistyczny, miejscami dziwaczny i hipnotyzujący charakter. Z drugiej strony i po oderwaniu od niego, na płycie dalej posiada tę niesamowitą aurę piękna i strachu
Colin Stetson I kolejny znany muzyk próbujący swoich sił w horrorze. A dokładniej słynny saksofonista Colin Stetson na potrzeby przerażającego horroru Hereditary skomponował równie przerażającą i awangardową ścieżkę dźwiękową. Warto jeszcze dodać drugą przystępniejszą już kompozycję do serialu The First i być może mamy do czynienia z kompozytorem, który w przyszłości częściej będzie komponował do filmów i seriali nie obierając przy tym nigdy prostej drogi.
Justin Hurwitz The Landing
Nie mogło być inaczej. Od momentu pierwszej zapowiedzi ścieżki do First Man, wielu, jak się okazuje słusznie, koronowało The Landing na najlepszy utwór ubiegłego roku. I choć po premierze albumu doszło do bezpośredniej konfrontacji z innym fantastycznym utworem z tego samego filmu, Apollo 11 Launch, to właśnie The Landing stanowi kwintesencję obrazu Damiena Chazella i potwierdza wysoką jakość tworzywa Justina Hurwitza. Tym bardziej, gdy kompozytor jednym tematem odwiedza wszystkie muzyczne zakątki tego filmu i serwuje słuchaczom dostojną, pełną instrumentacji wizytówkę, stawiającą lądowanie na księżycu w nowym, oryginalnym świetle. The Landing jest patetyczne, ale wyjątkowo zjadliwe, monotonne, ale ekscytujące, brzmi znajomo, ale zachowuje świeżość. Kolejny raz jesteśmy świadkami przeboju, bo tak należy się odnosić do zwycięzcy naszego plebiscytu. The Landing to przebój muzyki filmowej, uwalniający ją gdzieś poza ramy gatunku. I to wszystko od wciąż najbardziej nietuzinkowego duetu, zawsze traktującego score w wyjątkowy, należny mu sposób.
James Newton Howard: Wands Into the EarthTo był dobry rok dla Jamesa Newtona Howarda i ciężko o lepsze zwieńczenie takiej passy niż niezwykle efektowny finał najnowszej części Fantastycznych zwierząt. Kompozytor swego czasu był znany z umiejętnych zwieńczeń muzycznych i w tym filmie zdał sobie o tym talencie przypomnieć. Na tle miarowego, statycznego rytmu sekcji smyczkowej wyłaniają się zaskakująco monumentalne partie trąbek, do których dołączają w szaleńczym dialogu rogi i żeński chór. Podbijana uderzeniami kotłów, muzyka „wzrasta” do patetycznego smyczkowo-chóralnego finału, zwieńczonego ekscytującą aranżacją głównego tematu. Moc uniesień, których dawno nie mieliśmy i chcemy więcej.
John Powell Mine Mission – Dziwnym by było, gdyby w tej kategorii nie znalazł się żaden utwór ze Score’u Roku. W ostateczności wybraliśmy świetne Mine Mission, które jest kwintesencją wszystkiego co w muzyce Johna Powella najlepsze: Rozbuchana orkiestra, świetne wpadające w ucho tematy i przede wszystkim duch przychody i uśmiech na twarzy każdego słuchacza.
Max Richter: Finale – Monumentalne zwieńczenie soundtracku z Marii Królowej Szkotów to z pewnością jeden z najjaśniejszych punktów roku 2018. Za pomocą chwytliwej melodii, gromkich dęciaków, smyczkowych pasaży i perkusjonaliów, Niemiec kontynuuje tradycje minimalizmu, a przy tym udowadnia swoją wszechstronność.
Jóhann Jóhannsson: Children of the new Dawn Świętej już pamięci islandzki kompozytor oprócz bogatego i różnorodnego dotychczasowego dorobku, na pożegnanie pozostawił po sobie intrygującą, mroczną ścieżkę do psychodelicznego horroru Mandy. Wyróżniony przez nas Children of the NewDawn to dzieło, w którym Jóhannssonowi udała się niezwykle rzadka sztuka zaklęcia nastroju całego filmu w jednym utworze. Na tle miarowych, stoickich wręcz uderzeń perkusji wyłania się oniryczny pejzaż muzyczny, w którym pulsująca elektronika w stylu Johna Carpentera lub Angelo Badalamentiego łączy się ze współczesnymi, ambientowymi pasażami. Nad wszystkim unosi się wzrastająco-opadający motyw na gitarę, wprowadzający nostalgiczny nastrój starego prog rocka. W prostej melodii kompozytor zawarł emocjonalny rdzeń całej historii, tworząc niejednoznaczny, oniryczny hymn dla bohatera, który stracił wszystko i dokonał zemsty. Islandczyk pożegnał się z fanami w swoim stylu – świeżo, autentycznie i adekwatnie. Ogromny żal, że tak wcześnie.
Alan Silvestri – Main Title – Ready Player One: Spielbergowski hołd dla tzw. kina nowej przygody musiał otrzymać klasyczną w brzmieniu ścieżkę dźwiękową. O nią zatroszczył się Alan Silvestri, który przygotował doprawdy chwytliwy i energetyczny temat w starym, dobrym stylu.
David Buckley – Céphale – Papillon : Jedno z większych pozytywnych zaskoczeń 2018 roku. Przepiękny, przepełniony smutkiem utwór z wręcz anielskim chórem. Kto by pomyślał, że na potrzeby niepotrzebnego remake’u Papillon David Buckley skomponuje tak piękną i dojrzałą kompozycję. O filmie można zapomniać, ale na pewno nie o tym utworze.
Tom Holkenborg: Tomb Raider
Czy istnieje „score doskonały”? Cóż po zapoznaniu się ze zeszłoroczną ścieżką dźwiękową dawnego DJ’a, aktualnie kompozytora filmowego Toma Holknborga aka Junkie XL, przynajmniej wiemy jak brzmi „score w każdym calu zły”. Najnowsza odsłona filmowych przygód Lary Croft doczekała się oprawy, o której nie można powiedzieć ani jednego dobrego słowa. Fatalne sztuczne brzmienie, wręcz zerowa funkcjonalność w obrazie, okropny miks i jeszcze gorsza prezentacja na wydanym zbyt długim albumie. Omijać szerokim łukiem!
Lorne Balfe:Mission Impossible: Fallout Zeszłoroczny „laureat” „Antymuzy” nie próżnował i w tym roku oferując najgorszą muzyczną odsłonę niemożliwych misji Toma Cruise’a. O aranżacji słynnego motywu Lalo Schifrina lepiej już nawet nie wspominajmy. Ale na tym nie koniec „dokonań” szkockiego kompozytora…
Lorne Balfe:Pacific Rim: Uprising … który uraczył nas jeszcze okropną ścieżką dźwiękową do równie okropnej kontynuacji walk wielkich robotów z jeszcze większymi potworami. Elektroniczna sieczka, która nawet nie dorasta do pięt do kompozycji Ramina Djawadiego, która bądźmy szczerzy, też aż tak wielkim osiągnięciem nie była. Ale przynajmniej potrafiła zagwarantować trochę rozrywki, czego o pracy Lorne Balfego powiedzieć nie możemy. I fakt, że wybieramy tylko trzy prace w tej niechlubnej kategorii, uchroniły Szkota, przed kolejnymi nominacjami. O Hurricaine Heist, czy 12 Strong niestety nie zapomnieliśmy.
I tak prezentują się według nas najlepsze momenty muzyki filmowej w kinie i telewizji roku minionego roku. Ciekawi jesteśmy jak Wy, Drodzy Czytelnicy, oceniacie rok 2018? Czy zgadzacie się z naszym wyborem tych najlepszych z najlepszych? Zachęcamy do komentowania Filmmuz pod artykułem i na naszym forum. My tymczasem zagłębiamy się już w dzieła bieżącego roku, szukając w nich perełek, które będziemy chcieli wyróżnić przy okazji kolejnej, dwunastej odsłonie naszych nagród. Czy znowu ogłosimy je tam późno? To czas, ich poziom i zgoda wśród redaktorów zadecyduje.