Czerwony dywan, błyski fleszy, luksusowe samochody, eleganckie garnitury i szykowne sukienki… Tak, to już siódma gala Filmmuz – nagród, którymi redakcja naszego portalu wyróżnia najbardziej zasłużonych twórców muzyki filmowej mijającego sezonu! Rok 2013 upłynął nam dwojako: po części pod znakiem rozczarowań, jakimi okazało się kilka długo wyczekiwanych projektów, po części zaś pod znakiem miłych niespodzianek, które w paru przypadkach przyszły z najmniej oczekiwanej strony. Honoru muzyki filmowej broni jednak wciąż grupa uzdolnionych artystów, poszerzona w tym roku o kilku ciekawych, wartych uwagi debiutantów. A jako że Filmmuza zawsze miała dużo sympatii dla młodych kompozytorów, to ich pozycja w tegorocznym zestawieniu jest wyjątkowo mocna. Nie musimy się więc chyba obawiać o to, kto przejmie batutę po starych mistrzach. Zresztą patrząc na ubiegłoroczne dokonania Angelo Badalamentiego, Johna Williamsa, czy Pino Donaggio, widać że starzy mistrzowie na razie nigdzie się nie wybierają.
Uwaga: klikając na grafikę z nominowanymi kompozytorami/pozycjami możecie posłuchać małej kompilacji nominowanej twórczości
Tegoroczne nominacje przynoszą nam dwa muzyczne oblicza II wojny światowej. Pierwsze z nich przyszykował Angelo Badalamenti, który nietypowo dla siebie zaangażowany został do rosyjskiej superprodukcji historycznej pt. Stalingrad. Ciężka, dojrzała dramaturgia odzwierciedla cierpienie broniących ojczyzny żołnierzy; muzyka przepełniona jest boleścią, ale i tragicznym heroizmem, który nobilituje walczących i opiewa ich poświęcenie. Być może film Bondarczuka to tylko kiepska propaganda, niemniej muzyka Badalamentiego jest epicką, wojenną symfonią na światowym poziomie. My ze swojej strony dostrzegamy w niej uniwersalizm, którym kompozytor zapracował sobie na niniejsze wyróżnienie.
Hiszpan Roque Baños już od pewnego czasu pukał do naszych drzwi, jednak dotąd nie miał szczęścia w nominacjach. Sytuacja diametralnie zmieniła się wraz z premierą jego ścieżki do remake’u Evil Dead. O ile na film lepiej spuścić zasłonę milczenia, o tyle ilustracja Hiszpana zasługuje na garść pochwał. Jest to bowiem pełnokrwisty muzyczny horror, twórczo czerpiący z najlepszych klasyków gatunku. Charakterystyczny sygnał syreny przyprawi Was o ciarki na plecach, zaś chóralna kulminacja powali rozmachem, jakiego hollywoodzki horror nie doświadczył od czasów Jerry’ego Goldsmitha. W dobie fatalnych, wyzutych z pomysłowości score’ów do kina grozy, propozycja Bañosa przywraca wiarę w ten podupadły gatunek.
W doborowym gronie nominowanych znalazło się również miejsce dla laureata Filmmuzy z 2009 roku, Abla Korzeniowskiego. Polak ma za sobą udany sezon, którego najjaśniejszym punktem była znakomita ilustracja do Escape From Tomorrow. Niszowy, antydisney’owski film zaowocował zaskakująco dobrą, pomysłową muzyką, okraszoną pięknym tematem lirycznym, ekscytującą muzyką akcji i doskonałymi orkiestracjami. Ścieżka Korzeniowskiego jest wprawdzie krótka, ale w swojej skondensowanej formie zawiera najlepsze, co europejska muzyka filmowa ma do zaoferowania rynkowi amerykańskiemu. Odważne decyzje artystyczne, brak schematyzmu w myśleniu o filmowej ilustracji, no i przede wszystkim fantastyczne brzmienie zapewniają Polakowi miejsce w czołowej piątce tegorocznej rywalizacji.
Po tych barwnych, acz nieco przyziemnych przygodach muzycznych, czas wybrać się na orbitę naszej planety! Taką wycieczkę funduje nam Steven Price, tegoroczny debiutant, który przebojem wdarł się do świata hollywoodzkiej filmówki. Gravity to niepokojący elektroniczny zapis walki o przetrwanie, jaką stoczyć muszą Sandra Bullock i George Clooney, doświadczeni przez kosmiczny kataklizm. Price wybornie porusza się po muzycznych pejzażach z pogranicza ambientu, przechodząc od kontemplacji piękna Błękitnej Planety, poprzez momenty desperacji i rozpaczy, aż do finału, w którym gwarantuje słuchaczowi ekspresyjne, triumfalne katharsis. Z jednej strony intuicyjna, z drugiej dogłębnie przemyślana kompozycja jest dla nas dowodem tego, że w rękach uzdolnionego twórcy elektroniczne brzmienia mogą stanowić wartościową alternatywę dla klasycznej, orkiestrowej muzyki filmowej.
Po takich podnoszących adrenalinę przygodach warto zrelaksować się przy czymś stonowanym i delikatnym. Tego typu emocje w mijającym sezonie znaleźliśmy u samego Johna Williamsa. Mowa tu oczywiście o The Book Thief – urokliwej, bezpretensjonalnej, ale i niebanalnej kompozycji, będącej przeciwieństwem patetycznych, rozdmuchanych ilustracji historycznych, jakie Williams pisywał ostatnio dla Stevena Spielberga. Legendarny kompozytor porzuca charakterystyczny dla swojego stylu muzyczny blichtr i tworzy niepozorną, ale chwytającą za serce soundtrackową miniaturkę z prominentną rolą fortepianu i harfy. Nie ma tu miejsca na rozbuchany sentymentalizm, jest natomiast intymny i ciepły muzyczny portret rezolutnej Liesel, potrafiącej pośród grozy II wojny światowej dostrzec piękno i poezję, jaką daje kontakt z literaturą. Doceniamy tę nową perspektywę, jakże różną od historycznych fresków Williamsa z Listy Schindlera i Szeregowca Ryana.
Nominowani do Filmmuzy za rok 2013, w kategorii „Score” zostali:
- Angelo Badalamenti – „STALINGRAD”
- Roque Baños – „EVIL DEAD”
- Abel Korzeniowski – „ESCAPE FROM TOMORROW”
- Steven Price – „GRAVITY”
- John Williams – „THE BOOK THIEF”
Trójkę kompozytorów wyróżnionych za jakość całego ubiegłorocznego dorobku otwiera Roque Baños. Hiszpan ma za sobą intensywny sezon, w którym udało mu się wreszcie przebić na rynek amerykański. Że uczynił to w najlepszy możliwy sposób, wiemy dzięki ścieżce do Evil Dead. Na kontynuację tego kierunku nie trzeba było długo czekać – kilka miesięcy później Baños trafił na pokład remake’u Oldboy’a. Równocześnie Hiszpan nie zarzucił rodzimej kinematografii, na potrzeby której skomponował dwa thrillery: Septimo oraz Tres 60. Pod względem różnorodności gatunkowej ubiegłoroczny dorobek Bañosa nie robi może wrażenia, ale jedno Hiszpanowi trzeba przyznać: grozę i napięcie potrafi kreować jak mało który współczesny kompozytor. Za tę konsekwentną ewolucję wyróżniamy Bañosa nominacją, mając nadzieję, że w najbliższym czasie zaimponuje nam również na innych polach filmówki. A że potrafi, udowodnił tworząc pełną starogreckich stylizacji oprawę do spektaklu teatralnego Ájax.
Drugim nominowanym jest weteran Filmmuz, Joe Hisaishi. Japończyk wprawdzie od kilku lat nieobecny był w naszym zestawieniu, ale wynikało to po prostu z jego mniej intensywnej produkcji muzycznej w ostatnich sezonach. Tym razem jest inaczej – Hisaishi w roku 2013 miał mnóstwo projektów, dzięki którym mógł zmierzyć się z najróżniejszymi gatunkami filmowymi. Były to dramaty Tokyo Kazoku i Kiseki no ringo, dokument przyrodniczy NHK Special: Giant Deep Sea Creatures, miniserial historyczny Onna nobunaga, animacja ze studia Ghibli Kaguya-hime no Monogatari… Żadnym z tych przedsięwzięć Japończyk nie zszedł poniżej gwarantowanego swoim nazwiskiem wysokiego poziomu. Wisienką na torcie jest jak zwykle projekt Hayao Miyazakiego, czyli Kaze Tachinu – z pięknymi tematami i muzycznym posmakiem włoskiego neorealizmu.
Trzecie wyróżnienie przypadło naszemu rodakowi, Ablowi Korzeniowskiemu. Nominacja ta jest bardzo pozytywnym zaskoczeniem, bo jeszcze 12 miesięcy temu wydawało się przecież, że Krakowianin będzie miał na koncie wyłącznie niszowy score do Escape From Tomorrow. Tymczasem wskutek produkcyjnych przetasowań Korzeniowski zastąpił Jamesa Hornera przy Romeo i Julii. W efekcie otrzymaliśmy dwie udane prace, z których jedna pokazuje kreatywność i wszechstronność Polaka, druga zaś ugruntowuje jego pozycję w gronie najlepszych romantyków współczesnej muzyki filmowej. Warto również wspomnieć, że muzyka Abla (utwory ze ścieżki do W.E.) uświetniła w ubiegłym roku krótkometrażowy obraz Madonny i Stevena Kline’a, zatytułowany # Secret Project Revolution.
Nominowani do Filmmuzy za rok 2013, w kategorii „Kompozytor” zostali:
- ROQUE BAÑOS
- JOE HISAISHI
- ABEL KORZENIOWSKI
Filmmuzowe odkrycia to, jak pokazuje krótka historia naszych wyróżnień, nie tylko nagroda dla zupełnych muzycznych nowicjuszy, młodych, zdolnych, dobrze rokujących, początkujących jeszcze kompozytorów, ale czasem także dla muzyków doświadczonych, którzy wcześniej nie mieli okazji wykazać się w sferze filmowej ilustracji. To po prostu wyróżnienie dla objawień minionego roku, kompozytorskich nazwisk, o których (prawie) nikt wcześniej nie słyszał. Zatem przeplatać się tu mogą zupełnie odmienne pokolenia. W tym roku jednak traf chciał, że cała nominowana trójka to twórcy urodzeni w jednej dekadzie, bo w latach 70. XX wieku., mający od 34 do 42 lat, zatem wkraczający w wiek -jak się wydaje patrząc na przebieg kariery ich starszych kolegów- dla kompozytora filmowego najlepszy.
Pierwszy z tej trójki, a zarazem najstarszy, to Rahman Altin, zdobywca pierwszej filmmuzowej nominacji dla Turcji. Ten sympatyczny kompozytor, prywatnie wielki miłośnik Gwiezdnych Wojen, miał na koncie już kilka ścieżek dźwiękowych dla rodzimego kina i telewizji, kto wie, być może bardzo wartościowych. Nie będąc wszakże wiernymi widzami tureckich produkcji, O jego talencie mogliśmy się jednak przekonać dopiero w 2013 roku, kiedy to kolejna jego praca – elegancka, klasyczna ilustracja historycznego dramatu The Butterfly’s Dream (w oryginale: Kelebegin ruyasi) doczekała się zasłużonego wydania i z miejsca wzbudziła nasze uznanie.
Kolejna osoba wyróżniona przez naszą redakcję jest najmłodsza wśród wszystkich tegorocznych nominowanych artystów, pisze muzykę, teksty piosenek, śpiewa, jest ładna, zgrabna… nie, nie, nie zmieniliśmy nagle kategorii na muzykę POP. Sarah Class zajmuje się różnymi gatunkami muzyki, nagrała własny album, współpracowała m.in. z Hayley Westenrą, ale nas oczywiście interesuje jej filmowy aspekt działalności. Brytyjka przygodę z filmem rozpoczęła jeszcze jako nastolatka, a już od poprzedniej dekady współpracuje z telewizją BBC. Jako, że wychowała się na malowniczej wyspie Wight, wśród rezerwatów przyrody, to natura zawsze była wielką inspiracją dla jej muzyki. Stąd pewnie tak znakomicie odnajduje się w dokumentach przyrodniczych. Jej ilustracja do serialu Africa to kawał fachowej, orkiestrowej roboty, której nie powstydziłby się sam wielki specjalista od tego gatunku – George Fenton.
Wśród nominowanych nie mogło zabraknąć oczywiście tego, który bezceremonialnie wdarł się na hollywoodzkie salony swoją ilustracją Grawitacji. Steven Price jeszcze rok wcześniej mógł być mgliście kojarzony co najwyżej przez najzagorzalszych fanów brytyjskiego kina grozy/S-F za sprawą ilustracji do niszowego Ataku na dzielnicę. Jednak już w roku 2013 najpierw zrobił mały krok w swojej karierze bardzo dobrze ilustrując szaloną komedię S-F To już jest koniec, a później ogromny krok wspomnianą już ścieżką do filmu Alfonso Cuarona, która przyniosła mu m.in. nominację do Oscara. Zważywszy na jakość jak i popularność tego score, Stevena Price’a – uzdolnionego nie tylko kompozytora, ale też gitarzysty i aranżera, który terminował swego czasu u samego Trevora Jonesa, wśród tegorocznych odkryć zabraknąć po prostu nie mogło.
Jak co roku oprócz nominowanej trójki, bijemy brawo także innym, z których ścieżkami dźwiękowymi w roku ubiegłym zetknęliśmy się po raz pierwszy, a mamy nadzieję, że nie ostatni. Ryan Amon (Elysium), Alex Ebert (All is Lost) czy Anthony Gonzalez znany jako M83 (Oblivion; Les rancontres d’après minuit) choć nie zmieścili się w trójce, to pokazali swój talent i niewątpliwie ich prace zasłużyły na uwagę.
Nominowani do Filmmuzy za rok 2013, w kategorii „Odkrycie” zostali:
- RAHMAN ALTIN
- SARAH CLASS
- STEVEN PRICE
W tym roku Europejczycy zostawili daleko w tyle swoich amerykańskich kolegów, prezentując nam paletę ciekawych i różnorodnych utworów. Wielbiciele mrocznego, dynamicznego grania powinni być zachwyceni ciekawym technicznie i silnie rytmicznym utworem Roque’a Bañosa do remake’u Martwego Zła – Abominations Rising. Utwór Hiszpana prezentuje kolaż wszystkiego co najlepsze w całej ścieżce, niejednokrotnie sięgając po nieco bardziej awangardowe środki wyrazu, takie jak krzyczący chór, dysonujące smyczki, czy dźwięki syreny alarmowej. Całkowicie odmienne stylistycznie jest Perversions and Diversions autorstwa Pina Donaggio i Paolo Steffana. Przesycone nieco mrocznym i drapieżnym erotyzmem, z ciekawymi elementami jazzu i odrobiną vangelisowskiej elektroniki, przywodzi na myśl dokonania tuzów europejskiej muzyki filmowej z lat 70. i 80. i pokazuje, jak odmienna jest wrażliwość kompozytorów ze starego kontynentu w porównaniu do amerykańskich kolegów. Na wyjątkowy charakter utworu składają się odrobinę duszna elektronika, nieco melancholijne solówki trąbki i saksofonu, pulsująca perkusja, ale przede wszystkim świetna melodia, przejmowana przez kolejno przez różne instrumenty i sekcje.
Elektronika dominuje natomiast następną nominowaną pozycję. Syntetyczny puls, rockowa perkusja i kobiecy wokal połączone ze smyczkami cechują utwór Anthony’ego Gonzaleza (podpisującego się jako zespół M83) zatytułowany Un noveau soleil, a pochodzący ze ścieżki dźwiękowej do niszowego dramatu Spotkania po północy nakręconego przez brata muzyka. Utwór przez cztery minuty narasta, aby przez kolejne dwie przynieść liturgiczny niemal spokój i ukojenie. Gonzalez, który nieco rozczarował w Oblivion pokazał tu, jak i w reszcie ścieżki, że wyzwolony od wpływu temp-tracku (i Josepha Trapanese), potrafi wyczarować naprawdę hipnotyzującą muzykę.
W naszym zestawieniu czas na powrót do bardziej orkiestralnych środków wyrazu, a skoro o nich mowa, to nie sposób nie wspomnieć o The Grand Finale autorstwa święcącego w tym roku sukcesy naszego rodaka, Abla Korzeniowskiego. Stylizowane na Golden Age, dramatyczne smyczki w połączeniu ze świetnymi partiami fortepianu i blachami, stanowi doskonałe zwieńczenie Escape from Tomorrow. Fani kompozytora będą w stanie doszukać się tam charakterystycznych dla Polaka figur rytmicznych, jednak utwór ten przede udowadnia, że kompozytora stać na potężny orkiestrowy rozmach i poradziłby sobie bez problemów w epickim kinie. Może i takim jak Gravity, choć tego filmu trudno wyobrazić sobie bez muzyki Stevena Price’a. Brytyjczyk, który w tym roku brawurowo wszedł w soundtrackową branżę, w pochodzącym z kulminacyjnej sceny filmu utworze Shenzou łączy elektroniczno-akustyczne elementy z bardzo emocjonalnymi smyczkami, stopniowo dodając kolejne „warstwy” do szkieletu utworu. Track ten świetnie odzwierciedla strukturę całej ścieżki, stopniowo przechodząc z niepokojącej elektroniki do smyczkowych ostinato, harmonii i emocjonalnej melodii, stopniowo dodając również sekcję dętą i przejmujący wokal.
Jedyny nie pochodzącym z Europy twórcą nominowanym przez nas w tej kategorii jest Kanadyjczyk Howard Shore. Mimo, że póki co jego ścieżki do kolejnych odsłon Hobbita dla wielu okazały się rozczarowujące, rozszerzoną wersją utworu The Forrest River kompozytor udowadnia, że stać go jeszcze na wiele. O ile w filmie został niestety trochę poszatkowany przez montażystów, o tyle na płycie raduje uszy doskonała dynamika, świetne rozpisanie na poszczególne partie orkiestry, typowe dla Shore’a dysonujące harmonie a także doskonały kolaż pomiędzy tematami trylogii, z których najbardziej wybija się tutaj temat Tauriel z silnie rytmicznym kontrapunktem, a także mroczny temat Elfów ze świetnymi dynamicznymi smyczkami.
W zestawieniu, podobnie jak przed rokiem, znalazło się także miejsce dla starego wyjadacza – Hansa Zimmera. Rok 2013 był dla Niemca bardzo pracowity, jednak w przypadku większości zeszłorocznych soundtracków tego sympatycznego twórcy mieliśmy mieszane uczucia. Zaskakująco to dramat sportowy Rona Howarda Wyścig przyniósł najmniej kontrowersyjną, a najbardziej rzetelną i ilustracyjnie trafną ścieżkę. Pochodzący z niej Lost but Won, podszyty na całej długości elektroniką, silną perkusją, wstawkami na gitarze elektrycznej i skontrastowany melancholijną wiolonczelą, stanowi nie tylko świetną ilustrację filmowego finału ale i kwintesencję całego soundtracku i przynosi Zimmerowi już trzecią w krótkiej historii Filmmuz nominację do „Utworu roku”.
Nominowani do Filmmuzy za rok 2013, w kategorii „Utwór” zostali:
- Roque Baños – „ABOMINATIONS RISING” („Evil Dead”)
- Pino Donaggio & Paolo Steffan – „PERVERSIONS AND DIVERSIONS” („Passion”)
- Anthony Gonzalez (M83) – „UN NOUVEAU SOLEIL” („Les rencontres d’après minuit „)
- Abel Korzeniowski – „THE GRAND FINALE” („Escape from Tomorrow”)
- Steven Price – „SHENZOU” („Gravity”)
- Howard Shore – „THE FOREST RIVER (Extended Version)” („The Hobbit: The Desolation of Smaug”)
- Hans Zimmer – „LOST BUT WON” („Rush”)
Soundtrackowa strefa zakazana jak co roku poszerza się o tych kompozytorów, którzy najciężej doświadczyli nasz narząd słuchu. Pierwszym „rodzynkiem” w zestawieniu jest Marco Beltrami. Sympatyczny Amerykanin włoskiego pochodzenia nie ma za sobą złego sezonu, lecz niestety na jego całorocznym dorobku cieniem kładzie się kompletnie nieudana ścieżka do World War Z. Beltrami zapowiadał odważną, eksperymentalną ilustrację, a ostatecznie przysmażył nam boleśnie wtórny, nijaki i zupełnie pozbawiony pazura score. Trudno przestraszyć się apokalipsy zombie, której brak sugestywnego klimatu i elementu adrenaliny. Boleśnie bezbarwne wyrobnictwo.
Kiedyś na szczycie, dzisiaj na dnie. Tak można skomentować nominację dla Alana Silvestriego. Twórca Red 2 odcina kupony od dawnej sławy i nawet się z tym nie kryje. Jego kompozycja przepełniona jest hałaśliwą, nieprzemyślaną elektroniką, która w irytujący, nachalny sposób koliduje z orkiestrowymi wtrąceniami i okazjonalnym gitarowym graniem. Zupełnie nieprzemyślana ścieżka brzmi jak wytwór nadpobudliwego amatora, który nie potrafi ogarnąć najprostszych reguł narracyjnej logiki. Fatalne i męczące.
Koszmarną niespodziankę zgotował nam również Benjamin Wallfisch. Uznany dyrygent i kompozytor, znany ze współpracy z Dario Marianellim, zabiera nas w podróż do świata wikingów… Albo przynajmniej tak mu się wydaje, bo Hammer of the Gods to elektroniczny koszmarek w najgorszym znaczeniu tego słowa. Wyprane z emocji, hałaśliwe „dziełko”, to czysty muzyczny chaos, pozbawiony choćby krzty melodii czy dramaturgii. Dzieła zniszczenia dopełniają bezsensowne, kilkunastosekundowe pseudo-dubstepowe fragmenty. Jak znakomicie wykształcony artysta mógł podpisać się pod czymś takim, to przekracza nasze zdolności pojmowania.
Nominowani do Antymuzy za rok 2013, za „Gniot” zostali:
- Marco Beltrami – „WORLD WAR Z”
- Alan Silvestri – „RED 2”
- Benjamin Wallfisch – „HAMMER OF THE GODS”
Na koniec zwracamy się do Was, Drodzy Czytelnicy, o podzielenie się z nami swoją opinią. Nominowanych jest jak zwykle sporo – może trafił się wśród nich któryś z Waszych ulubieńców i warto poprzeć jego kandydaturę ciepłym komentarzem? A może jest wręcz przeciwnie i należałoby podzielić się dezaprobatą odnośnie niektórych wyborów? Jesteśmy bardzo ciekawi Waszego zdania i otwarci na wszystkie ciekawe sugestie. Już za kilka dni wyłonimy zwycięzców. Zapraszamy do zabawy!