Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

FILMMUZY 2012 – nominacje


Przy okazji tegorocznego rozdania nagród portalu Filmmusic.pl, z satysfakcją odnotowujemy, że mijający sezon soundtrackowy potrafił pozytywnie zaskoczyć na gruncie różnych poetyk muzycznych. Najbogatsza oferta skierowana była do miłośników klasycznego, symfonicznego grania – w konwencji przygodowej i dramatycznej. Można powiedzieć, że wielkoorkiestrowa stylistyka zaczyna powoli przeżywać zasłużony renesans, czego wyrazem jest cała garść nominacji w poszczególnych kategoriach. Być może generacja Johna Williamsa znajdzie w końcu godnych sukcesorów? Na tym jednak nie koniec. Kwadrans chwały przeżywa czołowy modernista Hollywoodu – Hans Zimmer, wyróżniony podwójną nominacją, nie zabrakło również propozycji dla fanów folkowej alternatywy czy awangardy. Co do Filmmuz jako plebiscytu, to odbyły się one w oparciu o nieco zmodyfikowany w stosunku do lat poprzednich mechanizm głosowania, który w naszym odczuciu sprzyja bardziej sprawiedliwej i surowszej selekcji; niewielkim zmianom personalnym uległo również grono głosujących redaktorów. Z jakim skutkiem – oceńcie sami!

Uwaga: klikając na grafikę z nominowanymi kompozytorami/pozycjami możecie posłuchać małej kompilacji nominowanej twórczości

W najważniejszej kategorii Filmmuz AD 2012, nominowane prace prezentują przekrojowo muzykę z tzw. głównego nurtu, w większości rozrywkową, choć każdy z nominantów może pochwalić się ambitnym podejściem do tematu, co w praktyce czyni te pozycje wybijającymi się na tle reszty konkurencji. Pochodzą one również spod piór (lub klawiszów i myszki) w zasadzie jednych z bezsprzecznie najmocniejszych i najciekawszych głosów współczesnej muzyki filmowej.

Po raz czwarty do Filmmuzy nominowany jest Francuz Alexandre Desplat (poprzednio wygrana za Autora widmo, nominacje za Ostrożnie pożądanie i Ciekawy przypadek Benjamina Buttona). I tak jak tamte ścieżki były przejawem muzyki emocjonalnie i technicznie wysublimowanej, tak Rise of the Guardians to brzmieniowo i koncepcyjnie powrót do lejtmotywicznego, kolorowego grania z lat 80. i 90. ubiegłego wieku, prac Johna Williamsa czy Danny Elfmana. Coś, co w rękach tylko dobrego kompozytora mogłoby się stać typową, rzemieślniczą pracą do kina animowanego, w przypadku Desplata, zyskuje jego dodatkowe szlify w postaci skomplikowanych, technicznie wyszukanych fraz (niepoślednia rola wykonania London Symphony Orchestra), orkiestracji, nie szablonowych rozwiązań czy delikatnych minimalistycznych wtrąceń, przy zniwelowaniu do minimum elementów ilustracyjnych, tak specyficznych w muzyce do animacji. W muzyce czuć magiczną otoczkę, atmosferę bajkowości, popartą mocnymi tematami oraz sentymentalną piosenką wykonywaną przez Renée Fleming.

Pierwszy raz w walce o Filmmuzę staje australijsko-niemiecki trio Reinhold Heil, Johnny Klimek i Tom Tykwer (tworzące formację Pale 3), które przed siedmioma dało o sobie znać znakomitą ilustracją do Pachnidła. Kompozytorzy przy wydatnym udziale MDR Leipzig Radio Symphony & Choir oraz elektroniki stworzyli mocno emocjonalną, w momentach ekscytującą oprawę do wielowątkowego widowiska Cloud Atlas, rozgrywającego się na kilku płaszczyznach czasowych. Muzyka w tym filmie jest niewątpliwą gwiazdą i to ona pozwala przykryć częstokroć fabularne czy psychologiczne banały obrazu. Przynajmniej dwa bardzo dobre tematy (w tym specjalnie na potrzeby filmu stworzony sekstet mający imitować dzieło muzyki klasycznej), rozwiązania w sferze ambientu, przenikliwe, klimatyczne partie chóralne, kilka technicznych fajerwerków oraz niezła muzyka akcji stanowią o różnorodności i sile tej pozycji, będącej z pewnością godnym rywalem wspomnianego Pachnidła.

Podobnie jak Desplat, małym weteranem Filmmuz można określić Dario Marianellego. Anna Karenina to jego czwarte wyróżnienie (po zwycięstwie Pokuty oraz nominacjach dla Agory oraz Jane Eyre) i dowód na to, że to jeden z niewielu konsekwentnie trzymających stałą, wysoką formę kompozytorów współczesnej filmówki. Ta praca kompozytora podobnież zanurzona jest mocno w konserwatywnym, orkiestrowym brzmieniu, z tym, że Włoch-Anglik tym razem naśladuje dokonania rosyjskich mistrzów muzyki klasycznej, budując jak najbardziej właściwe tło muzyczne dla nowatorskiej adaptacji prozy Tołstoja. Marianelli oprócz typowego dla siebie, choć tutaj bardziej subtelnego niż zazwyczaj, oryginalnego materiału liryczno-dramatycznego, urozmaica ścieżkę „swojskimi”, kojarzącymi się z okresem rozgrywania akcji filmu klasycznymi walcami czy też muzyką ludową. Na szczególną uwagę zasługują w filmie przede wszystkim sceny z choreografią, gdzie muzyka Marianellego jest wykonywana na planie (min. sekwencja przybycia jednego z bohaterów do Moskwy). Na pewno jedna z ambitniejszych prac 2012 roku.

Silną pozycję europejskiej muzyki filmowej podkreśla tegoroczna obecność w zestawie nominowanych innego kompozytora znad Sekwany – Philippe’a Rombiego. To jego drugie po Un homme et son chien wyróżnienie za score. I mimo, że La nouvelle guerre des boutons pochodzi technicznie z 2011 roku (premiera filmu we Francji), wydanie ścieżki dźwiękowej na krążku CD pojawiło się dopiero rok później, dlatego też w drodze wyjątku postanowiliśmy rozważyć (i jak się okazało – docenić) tą znakomitą pracę Francuza. Rombi bardzo podobnie jak Desplat odwołuje się do przygodowej, magicznej stylistyki w duchu prac Johna Williamsa z lat 80-ych (o Rombim mówi się nawet jako znakomitym imitatorze Williamsa), popartej zapadającym w pamięci tematem głównym, lirycznymi chórami, materiałem dramatycznym oraz rubaszną, nie rzadko w delikatnie militarystycznym (w końcu to wojna!) tonie zabarwioną akcją. Ironiczne, że to Europejczyk zawstydza całą hollywoodzką śmietankę, w ich wydawałoby się do tej pory flagowym gatunku.

Ostatni z nominowanych pochodzi również z Europy, choć to dziś wręcz flagowy przedstawiciel muzycznego Hollywood. Hans Zimmer, co dość sensacyjne, po raz pierwszy ubiega się o Filmmuzę w tej kategorii, co w pewnym sensie pokazuje kryzys z jakim borykał się od kilku sezonów ten już dziś w zasadzie weteran gatunku. Na szczęście The Dark Knight Rises jest nie tylko najciekawszym i najlepiej „słuchalnym” z trylogii kontrowersyjnie przyjmowanych przez krytykę ścieżek z batmanowskiej trylogii Nolana, ale też małym powrotem do stylistyki pierwszej fazy jego kariery, gdy Niemiec ujmował adeptów gatunku pamiętliwymi tematami, ekscytującą akcją i nie banalnymi emocjami. Trzeci Batman muzycznie to także powrót do muskularnego heroizmu z przeszłości kompozytora, wspartego brawurowymi wokalizami („Deshi Deshi Basara”), melancholijnym emocjonalnym tonem, szczyptą humoru (temat dla Seliny Kyle) i naturalnie jak to w przypadku ścieżek do filmów Christophera Nolana ‘mrocznym i realistycznym’ tonem (choć w tym przypadku zepchniętemu na dalszy plan). Cieszymy się z tego powrotu Zimmera do naszych łask!

W tym roku postanowiliśmy też wymienić pozycje, które walczyły o wejście do nominowanej piątki, ale ostatecznie, mimo otrzymywanych głosów poparcia od poszczególnych redaktorów (czasem tylko do jednego, czasem od kilku), nominacji nie udało im się otrzymać. Niemniej wydaje nam się, że choćby celem rekomendowania ich czytelnikom, wspomnieć o nich warto. Oto dziesięć score’ów, które uplasowały się zaraz za nominowanymi: (kolejność alfabetyczna, wg twórców): Life of Pi (Mychael Danna); John Carter (Michael Giacchino); The Master (Jonny Greenwood); The Amazing Spider-Man (James Horner); Wreck-It Ralph (Henry Jackman); Journey 2: The Mysterious Island (Andrew Lockington); Skyfall (Thomas Newman); Wir Wollten Aufs Meer (Nic Raine); Beasts of the Southern Wild (Dan Romer, Benh Zeitlin); The Impossible (Fernando Vélazquez).

Nominowani do Filmmuzy za rok 2012, w kategorii „Score” zostali:

  • Alexandre Desplat – „RISE OF THE GUARDIANS”
  • Reinhold Heil, Johnny Klimek, Tom Tykwer – „CLOUD ATLAS”
  • Dario Marianelli – „ANNA KARENINA”
  • Philippe Rombi – „LA NOUVELLE GUERRE DES BOUTONS”
  • Hans Zimmer – „THE DARK KNIGHT RISES”

Nie było w ubiegłym roku jednej kompozytorskiej gwiazdy, która zdeklasowałaby konkurencję, wskutek czego bój o nominacje był wyrównany i zacięty jeszcze na ostatniej prostej. U wyróżnionych szczęśliwców przeważyły detale: tu szczypta wszechstronności, tam szczypta pracowitości, u jednego odrobina odwagi, u innego – wrażliwości.

Pierwszą z nominacji otrzymał stały bywalec naszego, jak i konkurencyjnych plebiscytów – Alexandre Desplat. W mijającym sezonie Francuz nie zmniejszył tempa pracy, choć skomponował minutowo trochę mniej muzyki niż w poprzednich latach. Nietrudno też zauważyć, że niektórym projektom (Cloclo, Reality) poświęcał mniej uwagi niż innym (Rise of the Guardians, Argo, Zero Dark Thirty) i w efekcie jego ubiegłoroczny dorobek cechowały pewne wahania jakości. Mimo to, Desplat od lat nie schodzi poniżej poziomu gwarantującego solidną muzykę, a w tych przedsięwzięciach, które go zainspirują, potrafi zabłysnąć znakomitymi pracami. Francuz obecnie jest również jedynym chyba kompozytorem, który z taką swobodą łączy obowiązki twórcze w kraju rodzinnym i na emigracji w Hollywoodzie, sięgając po filmy z niemal każdego gatunku: od animacji po thriller, od komedii po egzystencjalny dramat. Szalę przeważyło wyróżnienie dla Strażników marzeń, którzy introwertycznego Desplata zaprezentowali światu jako speca od brawurowej symfoniki.

Druga nominacja wędruje do Dario Marianellego, który zwykle nie może mierzyć się ilością projektów ze swoim francuskim kolegą, ale swoją obecnością w ekipie filmowej zapewnia wyrafinowane, inteligentne i urokliwe granie. W roku 2012 wyróżnił się dwiema ścieżkami. Pierwsza z nich to Salmon Fishing in Yemen – ktoś powie: „Ot, miła, niezobowiązująca przygrywka.”; ale gdyby wszystkie przygrywki miały w sobie tyle uroku, melancholijnej melodyki i wysmakowanych aranżacji, świat byłby zdecydowanie bardziej optymistycznym miejscem! Oczywiście powyższa ścieżka jest tylko przystawką dla głównego dania, Anny Kareniny, która udowadnia, iż w kinie kostiumowym i na arystokratycznych salonach włoski kompozytor nie ma sobie dzisiaj równych. Nie będzie chyba przesadą stwierdzenie, że muzyka Marianellego wręcz „robi” film Wrighta i przemienia go w wystawny i przyjemny dla ucha ekranowy balet. Oprócz powyższych tytułów, Włoch napisał jeszcze króciutką ilustrację do komediodramatu Dustina Hoffmana Quartet, gdzie musiał jednak ustąpić pola tuzom muzyki poważnej.

Bez wątpienia za sukces może mijający sezon poczytywać sobie również Thomas Newman, który ustabilizował swoją formę po nierównym roku 2011. Tym razem utytułowany syn Alfreda Newmana porwał się na przedsięwzięcia dla siebie nietypowe. Pierwszym z nich był The Best Exotic Marigold Hotel, gdzie komediowo-obyczajowa tematyka podlana została hinduskim sosem. Newman nie poszedł na łatwiznę i sięgnął po lokalny folklor, kreatywnie zakotwiczając go we własnej, energicznej i barwnej stylistyce. Rezultat – ciekawy miks Wschodu i Zachodu w umiarkowanie lekkiej konwencji. W międzyczasie Newman napisał też bardzo ładny, elegancki i idealistyczny temat do serialowej produkcji Aarona Sorkina Newsroom, po raz kolejny sprawdzając się na gruncie formuły telewizyjnej. Była to ostatnia chwila oddechu przed głównym ubiegłorocznym projektem kompozytora, czyli Skyfall. Co niektórzy powątpiewali, czy znany z kina dramatycznego Newman poradzi sobie z rasowym filmem akcji i udźwignie brzemię bondowskiej tradycji. Okazało się, że owszem, kompozytor do kanonu serii i swoich poprzedników szacunek ma, ale lwią część ścieżki napisał wedle własnej wizji, która wypadła całkiem ekscytująco. Newman sprawdził się przy odświeżeniu trochę już zmęczonej konwencji bondowskiej i tą ucieczką od swojej „comfort zone” zapracował sobie na niniejszą nominację.

Nominowani do Filmmuzy za rok 2011, w kategorii „Kompozytor” zostali:

  • ALEXANDRE DESPLAT
  • DARIO MARIANELLI
  • THOMAS NEWMAN

Choć co roku przynajmniej kilka nowych nazwisk objawia się słuchaczom muzyki filmowej, to rok 2012 był w odkrycia wyjątkowo bogaty. Niemal dwa razy większa ilość twórców walczyła o miejsce na liście odkryć, niż o tytuł kompozytora roku. Gdybyśmy mieli gwarancję, że każdy rok będzie tak wyglądał, zapewne zwiększylibyśmy liczbę nominacji. A tak są zaledwie 3 miejsca i wielu kandydatów musiało obejść się smakiem. Warto wszakże tych najciekawszych pretendentów przynajmniej wymienić. Zaliczyć można do nich Polaka Jana Duszyńskiego (Pokłosie), Brytyjczyka Jody’ego Jenkinsa (Cockneys vs. Zombies) Francuzów Simona Leclerca (Le jour des corneilles) i Laurenta Pereza (Zarafa), oraz wywodzącego się z RPA Bruce’a Retiefa (Zambezia). Każdy z nich może być zadowolony ze swojej pracy i każdy zasłużył na uznanie, ale jest trójka (a nawet jak się za chwilę przekonacie: czwórka), która zdaniem naszej redakcji zasłużyła jeszcze odrobinkę bardziej. I otrzymała od nas nominacje do Filmmuzy.

Pierwszym z nich jest Nathan Johnson. Amerykanin wprawdzie już kilka lat temu stworzył muzykę do filmu pełnometrażowego i nawet została ona wydana, ale na palcach jednej ręki można by policzyć słuchaczy, którzy się z nią zetknęli (w naszej redakcji nie doliczyliśmy żadnego). W 2012r. kuzyn Nathana –Rian Johnson po raz kolejny zaprosił go do współpracy, tym razem jednak nad dużo większym projektem z gatunku Sci-Fi, na dodatek w gwiazdorskiej obsadzie. Looper nie przerósł jednak możliwości młodego kompozytora, a ścieżka Johnsona, choć nie zaliczająca się do „lekkich, łatwych i przyjemnych” w pozafilmowym odbiorze, zyskała sympatyków ciekawymi i odważnymi pomysłami, zwłaszcza w zakresie użycia perkusjonaliów.

Zupełnie inny typ muzyki, jak inny typ twórcy spotkamy na kolejnym miejscu na liście nominowanych. Nic Raine to nazwisko w branży znane nie od dziś. Do niedawna jednak znane było albo jako dyrygenta Praskich Filharmoników przy rozmaitych re-recordingach, albo jako orkiestratora takich tuzów jak Barry czy Kamen. Od jakiegoś czasu Raine aranżował coraz mniej uznanym artystom, coraz mniej ciekawą muzykę i w końcu stwierdził, że przecież sam potrafiłby napisać nie gorszą. Jak się okazało faktycznie potrafi i to nawet zdecydowanie lepszą. Jego Wir Wollten Aufs Meer cieszy uszy klasycznym brzmieniem, czerpiącym z dokonań mentorów Raine’a oraz bardzo ładnym, emocjonalnym i wyrazistym tematem przewodnim.

A na koniec, dopełniający zapowiadaną czwórkę, duet. Dan Romer i Benh Zeitlin przypominają trochę okrojoną wersję tria Heil/Klimek/Tykwer. Tutaj także jeden z panów jest nie tylko twórcą muzyki, ale i reżyserem filmu, co bez wątpienia korzystnie odbija się na współpracy obrazu ze ścieżką dźwiękową. Duet ów zaliczył istny debiut marzeń. Wyreżyserowany przez Zeitlina obraz Beasts of the Southern Wild, przyniósł mu liczne nagrody i wyróżnienia (w tym oscarową nominację za najlepszy film), zaś napisana wraz z Romerem muzyka w oryginalny sposób łącząca w sobie baśniowe klimaty z realizmem amerykańskiego południa a czułą lirykę z radosnymi nutami, również spotkała się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem. Także w redakcji Filmmusic.pl.

Nominowani do Filmmuzy za rok 2012, w kategorii „Odkrycie” zostali:

  • NATHAN JOHNSON
  • NIC RAINE
  • DAN ROMER & BENH ZEITLIN

Podobnie jak kategorii „Najlepszy score”, także i wśród nominowanych przez naszą redakcję utworów uwagę zwraca spore zróżnicowanie jeśli chodzi o stylistykę, środki czy doświadczenie kompozytora. Stawkę otwiera twórca znany i tworzący nie do dziś, ale doceniony przez nas dopiero po raz pierwszy. Life of Pi przyniosło wszakże Mychaelowi Dannie niejedno wyróżnienie w świecie. Od redakcji Filmmusic.pl dostaje nominację za najbardziej pamiętny fragment soundtracku, czyli kojące, etniczne Pi’s Lullaby będące czymś pomiędzy uwerturą partytury a piosenką (w tej drugiej kategorii utwór został nominowany do Oscarów), łączące w sobie etniczne instrumentacje i żeński wokal wykonujący prosty tekst w kilku językach, co znakomicie oddajepróbę łączenia kultur i religii przez głównego bohatera filmu Anga Lee.

Jakże odmienny jest kolejny nominowany utwór: hipnotyzujący Able-Bodied Seaman Jonny’ego Greenwooda, po raz kolejny współpracującego z reżyserem Paulem Thomasem Andersonem, który po 5 latach wraca z filmem The Master. Najlepszy naszym zdaniem fragment kompozycji, ilustrujący w filmie sceny rozgrywające się na tropikalnej plaży, zachwyca zwłaszcza wprawionych melomanów swoją nieszablonową konstrukcją i wybitnie niehollywoodzkim podejściem do tematu. Natomiast następna pozycja na liście, Cloud Atlas End Title Johnny’ego Klimka, Reinholda Heila i Toma Tykwera, to kolejny stylistyczny zwrot o 180 stopni. Niemal 8-minutowy kawałek wieńczy soundtack z Atlasu Chmur, prezentując prosty, ale jakże emocjonalny i chwytliwy motyw przewodni w najlepszy możliwy sposób; poprzez aranżacyjny rajd: od skromnego fortepianowego solo po pełnoorkiestrową, patetyczną eksplozję.

W połowie naszych nominacji natrafiamy na coś, co tygryski lubią najbardziej. Tematycznie, orkiestrowo, energetycznie i porywająco. Wielu fanów właśnie za tego typu fragmenty pokochało muzykę filmową. Czy Kanadyjczyk Andrew Lockington swoim Mysterious Island Main Titles, pochodzącym z soundtracku do niezbyt wyszukanej przygodówki Journey 2, przyniesie muzyce filmowej kolejnych miłośników? Dlaczego nie, skoro jego utwór wszystkie wymienione wcześniej atuty posiada. Pomóc znaleźć gatunkowi nowych fanów może też Bruce Retief. Ten młody, zdolny twórca z Południowej Afryki zabłysnął w tym roku uroczą kompozycją do animacji Zambezia. I choć kompozytorowi nie udało mu się zmieścić w najlepszej trójce „Odkryć”, to powetował sobie tego pecha nominacją dla prezentującego, co najlepsze w ścieżce dźwiękowej utworowi The Gorge. Połączenie wygrywającej śliczny temat przewodni symfonicznej orkiestry z Hollywood wraz z wokalami członków studenckiego chóru z RPA daje ciekawy efekt, pobudzający wyobraźnię i poruszający serca. Dan Romer i Benh Zeitlin (którzy z kolei na nominację w “Odkryciach” się załapali a teraz zdobywają kolejną) również poruszają. Aczkolwiek finałowy utwór Bestii z południowych krain zatytułowany Once There Was a Hushpuppy nie pobrzmiewa melancholią, lecz odwołując się do amerykańskiego folkloru, wlewa do serc sporą dawkę optymizmu i radości, a także odrobinę magii, stanowiąc chyba najlepsze muzyczne odzwierciedlenie świata widzianego oczami dziecka.

Na koniec zaś wzbudzające najwięcej emocji wśród tegorocznych nominowanych nazwisko. Hans Zimmer. Trzecia współpraca z Christopherem Nolanem przy ekranizacji losów Człowieka-Nietoperza dała Niemcowi pierwszą nominację za score w historii Filmmuz. Daje mu także drugą w historii (debiutancką przyniosła Incepcja) przepustkę do siedmiu najlepszych utworów roku. Tutaj na liście melduje się Imagine the Fire, prezentująca to, co w orkiestrowo-elektronicznych pomysłach Zimmera na świat Batmana najlepsze, z ekscytującym chórem włącznie. Tak oto, zacząwszy od etnicznej kołysanki, poprzez psychodeliczną awangardę, ckliwą symfonikę, orkiestrową przygodę, hollywoodzko-afrykański mix i podnoszący na duchu „realizm magiczny”, zakończyliśmy na nowoczesnych, mrocznych i energetyzujących zarazem brzmieniach rodem z RCP. Niemalże pełne spektrum współczesnej muzyki filmowej (przynajmniej tej dobrej) i dla każdego coś miłego.

Zanim oficjalnie wytłuszczonym drukiem wymienimy pokrótce opisanych już siedem nominowanych tracków, jeszcze wspomnimy o również interesujących kawałkach, które do najlepszej siódemki się nie zakwalifikowały, ale warto o nich pamiętać. Taka rezerwowa siódemka roku 2012 to: Dance With Me („Anna Karenina” –Dario Marianelli); La résurrection („Zarafa” –Laurent Perez del Mar); Final et Generique Fin („Dans la maison” –Philippe Rombi); Radagast the Brown („The Hobbit: An Unexpected Journey” -Howard Shore); The Avengers („The Avengers” –Alan Silvestri); Flying Through the Air („Resident Evil Retribution” –tomandandy); The Impossible End Titles („The Impossible” –Fernando Vélazquez).

Nominowani do Filmmuzy za rok 2012, w kategorii „Utwór” zostali:

  • Mychael Danna – „PI’S LULLABY” („Life of Pi”)
  • Jonny Greenwood – „ABLE-BODIED SEAMEN” („The Master”)
  • Reinhold Heil, Johnny Klimek, Tom Tykwer – „CLOUD ATLAS END TITLE” („Cloud Atlas”)
  • Andrew Lockington – „MYSTERIOUS ISLAND MAIN TITLES” („Journey 2: The Mysterious Island”)
  • Bruce Retief – „THE GORGE” („Zambezia”)
  • Dan Romer, Benh Zeitlin – „ONCE THERE WAS A HUSHPUPPY” („Beasts of the Southern Wild”)
  • Hans Zimmer – „IMAGINE THE FIRE” („The Dark Knight Rises”)

Tegoroczne nominacje do Antymuzy wywołują w sercach redaktorów niemały smutek. Choroba w postaci nieszczęsnego zamiłowania do pustych artystycznie, elektronicznych tapet, tocząca od lat amerykańską muzykę filmową, zatacza coraz szersze kręgi. Dlatego też dominujący dotąd w niniejszej kategorii młodociani konformiści podzielili się tym razem honorami z doświadczonymi, uznanymi twórcami, których dotknęła zaraza banału i temp-trackowego zniewolenia.

Pierwszym z nich jest James Newton Howard, jeszcze nie tak dawno zbierający od nas redakcyjny aplauz za Ostatniego władcę wiatru. Rok 2012 był dla popularnego JNH niezbyt udany w sensie artystycznym, choć kompozytorowi trafiło się kilka atrakcyjnych projektów. Niespełniająca oczekiwań Królewna Śnieżka i Łowca czy przeciętne Igrzyska śmierci byłyby jednak do przełknięcia, gdyby Howard nie spuentował ich fatalną, bezmyślną ścianą dźwięku w Dziedzictwie Bourne’a. Elektroniczna papka, pozbawiona zniuansowania, nieudolnie odcinająca kupony od powellowskiej trylogii – to wszystko brzmi jak opis kolejnej ścieżki Tylera Batesa czy Ramina Djawadiego, a niestety tyczy się autora takich znakomitości, jak Osada czy Znaki. Pokraczne tapeciarstwo ilustracji Howarda zmusza, by zadać pytanie: czy ten znakomity niegdyś kompozytor ma jeszcze serce do tego fachu?

Druga nominacja wędruje do laureata Antymuzy za rok 2010, Henry’ego Jackmana, który w mijającym sezonie pokazał się wprawdzie z dobrej strony (Wreck-it Ralph), ale żeby radość redakcji Filmmusic.pl nie trwała zbyt długo, równolegle wysmażył Abrahama Lincolna: Łowcę wampirów… Nudne robi się ciągłe punktowanie tych samych, niezmiennych wad i bolączek stylistyki RCP – krótko więc rzecz ujmując, wystarczy wspomnieć, że jackmanowska „odpowiedź” na Lincolna Johna Williamsa, została już wielokrotnie scharakteryzowana przy okazji wcześniejszych rozdań Antymuz. Jeśli ktoś jest ciekaw, co też umysły Remote Control Productions wymyśliły na potrzeby horroru w czasach wojny secesyjnej, niech poczyta, co na temat nominowanych gniotów mieliśmy do powiedzenia w latach 2007-2011. Zbiór tych przemyśleń z grubsza oddaje specyfikę opisywanej pracy Jackmana. Mimo wszystko trzymamy kciuki, by świat animacji pomógł naszemu nominowanemu odnaleźć w przyszłości właściwą drogę.

Smutno potoczyły się hollywoodzkie losy Javiera Navarrete, który zrzucił wyrafinowane, europejskie szaty, ugiął kark i posłusznie spełniając zalecenia przygłuchych producentów, poszedł w ślady pseudoepiki spod szyldu Remote Control. Wrath of Titans to produkt może nieco lepiej poaranżowany niż koszmarek Ramina Djawadiego sprzed dwóch lat, ale w gruncie rzeczy równie toporny, wyzuty z wyobraźni i mizerny pod względem tematycznym. Jeśli twórca rewelacyjnego Labiryntu fauna chciał w ten sposób zaprzedać swoją duszę w pakcie z popkornowym Mefistofelesem, to z bólem serca życzymy mu, by jego sen o karierze w Hollywood nieprędko się spełnił.

Nominowani do Antymuzy za rok 2012, za „Gniot” zostali:

  • James Newton Howard – „THE BOURNE LEGACY”
  • Henry Jackman – „ABRAHAM LINCOLN: VAMPIRE HUNTER”
  • Javier Navarrete – „WRATH OF THE TITANS”


Tradycyjnie potrzebujemy jeszcze kilku dni spokojnych przemyśleń i ponownych odsłuchów nominowanych pozycji, nim wybierzemy ostatecznych zwycięzców. Końcowy wynik, zważywszy na zróżnicowane sympatie (jak i może drobne antypatie) do różnych twórców może być zaskoczeniem także dla nas samych. Finałowe rozstrzygnięcia przedstawimy w piątek, 22 lutego. Tymczasem jesteśmy ciekaw waszych komentarzy, opinii i odczuć. Domyślamy się, że pewnie każdy z Was, Drodzy Czytelnicy, układając listę, typowałby w poszczególnych kategoriach odrobinę inaczej. Wszak ilu ludzi, tyle opinii.

Najnowsze artykuły

Komentarze