standby=”Loading Windows Media Player components…” type=”application/x-oleobject”
codebase=”http://activex.microsoft.com/activex/controls/mplayer/en/nsmp2inf.cab#Version=6,4,7,1112″>
W IV edycji nagród portalu Filmmusic.pl do grona nominowanych wracają starzy znajomi. Co o kondycji ubiegłorocznej muzyki filmowej mówi poniższa stawka? Wydaje się, że miłośnicy wielkich, symfonicznych ścieżek dźwiękowych mogą zaliczyć rok do udanych:
wśród nominacji roi się od soczystego, pełnoorkiestrowego brzmienia. Dotychczasowa tendencja, w myśl której do grona wyróżnionych trafiały dramaty obyczajowe, tym razem uległa odwróceniu; na ich miejsce wskoczyły – pewnie trochę nieoczekiwanie – thriller, horror, a nawet niewielka dawka SF. Pokazuje to, że w kinie gatunkowym współczesna
muzyka filmowa nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i potrafi zaintrygować ujęciem tematu. Wreszcie tegoroczne Filmmuzy pokazują jak duży wpływ na całe środowisko mają Hans Zimmer oraz jego byli i obecni
podopieczni: zarówno pozytywny (nominacje do ścieżki, do utworu oraz podwójna do kompozytora roku), jak i negatywny (kategoria „Gniot roku”, niestety). Czy nowe wyprze w końcu dotychczasowych potentatów gatunku, wkrótce zapewne się dowiemy.
Wszyscy wyróżnieni w tej kategorii mieli już swój udział w dotychczasowych edycjach nagród Filmmuzy, jednak tylko dwóch kompozytorów mogło dotąd poszczycić się nominacjami za najlepszy score. Inaczej niż przed rokiem, tym razem wyróżnieni artyści
całkowicie popuścili wodze wyobraźni. Zamiast więc kina obyczajowego i historycznego, mamy dwie propozycje z pogranicza fantastyki, a także: czerpiącą z nordyckich legend animację w klimatach fantasy oraz niezwykły dokument o podróży w niedostępne dla człowieka głębiny oceanów. Twardo po ziemi stąpa jedynie thriller o tle politycznym, choć
i ten popada miejscami w przeczące zdrowemu rozsądkowi odmęty muzycznej paranoi. Tegoroczna stawka zdaje się więc potwierdzać, że wymyślone światy wciąż potrafią inspirować filmowych kompozytorów i pozwalają im wznosić się na wyżyny swoich umiejętności.
Pierwszym nominowanym jest Francuz Bruno Coulais, wracający do
swojego ulubionego gatunku: kina dokumentalnego. Na potrzeby nowego filmu
Jacquesa Perrina, Océans, napisał ścieżkę nieco dla siebie nietypową. Zamiast rozlicznych eksperymentów wokalnych ilustrację tym razem zdominowało klasyczne, szlachetne orkiestrowe brzmienie. Okazuje się, że piękne instrumentalne tematy w kinie dokumentalnym nie są domeną tylko George’a Fentona – Coulais z porównywalną maestrią
odmalowuje koloryt podmorskiej fauny przy pomocy bogatej, symfonicznej palety. Drugą nominację w stawce wywalczył jego rodak, Alexandre Desplat, najbardziej utytułowany twórca w dotychczasowej historii Filmmuz. Popisał się on brawurową ilustracją thrillera The Ghost Writer, w której z wielką finezją oddał poczucie osaczenia i
zagubienia, towarzyszące głównemu bohaterowi wrzuconemu w środek politycznej intrygi. Film Polańskiego płynie w rytm muzyki Francuza, pieczołowicie budującej suspense, a w finale sięgającej najwyższych rejestrów muzycznego napięcia.
Drugi rok z rzędu nominację wywalczył Australijczyk Christopher Gordon. Jeśli ktoś myślał, że poza Christopherem Youngiem współczesny horror nie oferuje ciekawej muzyki, mylił się. Jego imiennik na potrzeby Daybreakers napisał jedną z najbardziej
wyrafinowanych kompozycji ubiegłego roku. Wywołująca ciarki na plecach, złowieszcza atmosfera, mistrzowski mariaż orkiestry z elektroniką, wreszcie monumentalne zwieńczenie, sprawiają, że ścieżka ta jest czymś znacznie więcej niż zwykłą horrorową tapetą i powinna być wzorem dla wszystkich twórców kina grozy. Z podobnym mistrzostwem symfonicznymi środkami wyrazu posługuje się James Newton Howard w epickim The Last Airbender. Jego muzyczna wyprawa na Daleki Wschód jest konserwatywna, ale i ekscytująca – nadworny kompozytor M.N. Shyamalana udowadnia, że porusza się po gatunku fantasy ze swobodą, jakiej mogłoby mu pozazdrościć większość kolegów po fachu. W pamięci pozostają w szczególności monstrualne partie perkusyjne i pełna rozmachu kulminacja, nominowana zresztą osobno do najlepszego utworu roku. Stawkę zamyka
wreszcie John Powell, kiedyś wychowanek Hansa Zimmera, od lat natomiast jeden z najciekawszych głosów współczesnej muzyki filmowej. Do grona nominowanych przedarł się z niezwykle przebojową ścieżką do animacji How to Train Your Dragon. Każdy kto widział film wie, że muzyka Powella dodaje mu niespożytej energii, która dosłownie wylewa
się z ekranu. Na płycie score Brytyjczyka brzmi równie porywająco, pokazując, że klasyczne epickie brzmienie można odświeżyć, uczynić nowoczesnym, bez utraty jego najważniejszych zalet i komponentów.
Nominowani do Filmmuzy za rok 2010, w kategorii „Score” zostali:
- Bruno Coulais – „OCEANS”
- Alexandre Desplat – „THE GHOST WRITER”
- Christopher Gordon – „DAYBREAKERS”
- James Newton Howard – „THE LAST AIRBENDER”
- John Powell – „HOW TO TRAIN YOUR DRAGON”
Za rok 2010 postanowiliśmy wyróżnić trzech dość dobrze znanych fanom muzyki filmowej kompozytorów. Dwóch z nich utrzymuje przez kilka ostatnich sezonów stałą, wysoką formę, natomiast trzeci notuje bardzo sympatyczny comeback, również i dla nas samych będącym zaskoczeniem. Twórca ten jeszcze kilka lat temu pod skrzydłami Hansa Zimmera brał udział w wielu bardzo popularnych i lukratywnych projektach. Postać ta dzieliła społeczność fanów muzyki filmowej. Jedni lubili u tego kompozytora przebojowość i proste kopiowanie technik swego mentora, inni słuchacze obarczyli go mocną krytyką za sprowadzanie muzyki filmowej do najniższego wspólnego mianownika, całkowite pójście w komercję i brak oryginalności. Ale… Klaus Badelt, o którym tu mowa, już od dawna nie pracuje w Los Angeles i jak sam mówi w wywiadach, odszedł ze studia Zimmera szukając ciekawszych dróg rozwoju dla własnej kariery. I ta zmiana chyba wyszła Niemcowi na dobre. W 2010 roku skomponował muzykę aż do 12 filmów, ponadto do dwóch seriali telewizyjnych z Niemiec. Działał głównie na polu kinematografii francuskiej (L’immortel, A bout portant, Heartbreaker: Licencja na uwodzenie, Je n’ai rien oublié), choć głównie w świadomości słuchaczy filmówki zaistniał muzyką do amerykańskiej komedii Chłopak do towarzystwa (The Extra Man) oraz międzynarodowej koprodukcji Shanghai, w której słychać było echa jego znakomitej Przysięgi. Za pracowitość i porzucenie świata łatwej komercji dla ciekawszych wyzwań w swojej kompozytorskiej karierze (co też słychać w muzyce) – od nas nominacja.
Kolejny znakomity rok zanotował tak wśród krytyki jak i fanów muzyki filmowej Francuz Alexandre Desplat. Obok ambitnych projektów, za które otrzymywał prestiżowe nagrody (Autor widmo, Jak zostać królem), twórca ten miał czas również na filmy o mniejszym ciężarze gatunkowym (Tamara Drewe, Władcy świata), w których kontynuował swoją współpracę z reżyserami Stephenem Frearsem oraz Richardem Loncrainem a także na kino wysoce popularne – pierwszą połowę finałowego epizodu Harry’ego Pottera. Desplat wzbudza emocje, jednak nie można obiektywnie nie stwierdzić, że to dziś najbardziej rozchwytywany kompozytor muzyki filmowej na świecie. Poszukiwany przez filmowców do dużych widowisk (podnosząc właściwie swoim nazwiskiem ich 'prestiżowość’) jak i nadal chętnie biorący udział w przedsięwzięciach przedstawiających artystyczne wyzwania. To już trzecia nominacja do Filmmuzy (przy dwóch wygranych) – czy Desplatowi uda się zaliczyć hat-trick?
Twórcą na kompozytorskiej mapie Hollywood, który od kilku lat prezentuje cały czas porządny – a w konkretnych przypadkach – bardzo wysoki poziom swoich kompozycji, jest Brytyjczyk John Powell. Podobnie jak w przypadku Badelta, nominacja do prestiżowej Filmmuzy była kwestią czasu. Myślimy, że rok 2010 to wreszcie czas na jego docenienie. Powell zachwycił przede wszystkim przebojowym Jak wytresować smoka?, którą to kompozycją wywalczył także swoją pierwszą nominację do Oscara. Dobrą formę utrzymał w dramatach sensacyjno-politycznych: Fair Game a przede wszystkim w Green Zone, kolejny raz współpracując z Paulem Greengrassem. Jego rozchwytywanie w Ameryce niech podkreśli także komedia sensacyjna z Tomem Cruisem – Wybuchowa para. W roku 2011 twórca ten stanie się niekwestionowanym królem animacji – w obecnym momencie jego nazwisko widnieje przy 5 filmach i wszystkie to kino animowane. Liczymy, że przynajmniej część z nich zbliży się poziomem do Smoka…
Nominowani do Filmmuzy za rok 2010, w kategorii „Kompozytor” zostali:
- KLAUS BADELT
- ALEXANDRE DESPLAT
- JOHN POWELL
Jak co roku miłośnicy muzyki filmowej zetknęli się z kilkoma nowymi nazwiskami kompozytorów, których prace zostawiały pozytywne wrażenie, czy to po seansie filmowym, czy po kontakcie z soundtrackiem. Czas pokaże, które z nich na trwałe wpiszą się w historię gatunku, a które okażą się tylko chwilowym przebłyskiem czy może i krótką przygodą z pisaniem ścieżek dźwiękowych. Nie bawiąc się w przewidywanie przyszłości, oto jakże zróżnicowana trójka odkryć 2010 roku, które zdaniem naszej redakcji wywarła największe wrażenie w minionych dwunastu miesiącach.
Guy-Manuel de Homem-Christo i Thomas Bangalter odkryciami? Na pewno nie dla miłośników muzyki elektronicznej z pogranicza House, którzy dwójkę panów tworzących zespół Daft Punk znają bardzo dobrze. Jednak ten francuski duet w muzyce filmowej to kompletna nowość. Ich udział w Tron: Legacy elektryzował fanów na długo przed premierą. I choć panowie nie dokonali w gatunku rewolucji, a do ich dzieła w formie płytowej można mieć parę zastrzeżeń, to jednak jeżeli nawet osoby zwykle nie zwracające uwagi na muzykę w filmach, podkreślały znakomitą rolę ścieżki dźwiękowej w sequelu Trona, znaczy to, że duet spisał się na medal i jak najbardziej zasłużył na naszą nominację.
Nuno Malo to ktoś z zupełnie innej bajki. Ten 33-letni Portugalczyk w rodzimym przemyśle filmowym od paru lat nie jest już postacią anonimową. Jednak świat usłyszał o nim dopiero w tym roku. W Polsce (mocno spóźnioną) premierę miała Amália – królowa fado, jednocześnie doczekaliśmy się wydania eleganckiego, pełnoorkiestrowego score z tego filmu, równocześnie ze ścieżką z thrillera Julgamento – i są to dopiero pierwsze wydania jakichkolwiek dzieł Malo. Wciąż nie doczekały się wydania jego ubiegłoroczne kompozycje, między innymi ciekawie brzmiąca muzyka do portugalsko-amerykańskiego S-F Backlight.
Ostatni z nominowanych w ciągu roku zdobył więcej wyróżnień, niż wielu kompozytorów, którzy pracują na to latami. Brytyjski muzyk i producent Atticus Ross dzięki współpracy z Trentem Reznorem z zespołu Nine Inch Nails przy filmie The Social Network stał się posiadaczem Złotego Globu, oscarowej nominacji i jeszcze paru innych nagród. Wcześniej wraz ze stworzoną przez siebie grupą 12 Rounds napisał dobrze przyjętą wśród fanów filmówki, bardzo atmosferyczną ścieżkę do The Book of Eli. Czy kolejne lata w muzyce filmowej dla niego i jego rywali w walce o naszą statuetkę będą równie udane? Oby! W każdym razie bardzo im tego życzymy.
Nominowani do Filmmuzy za rok 2010, w kategorii „Odkrycie” zostali:
- DAFT PUNK
- NUNO MALO
- ATTICUS ROSS
W tegorocznych nominacjach zwraca uwagę przede wszystkim obecność dużej liczby komercyjnych soundtracków zza oceanu. Kino niskobudżetowe, artystyczne, pod względem muzycznym w tym roku nie zachwyciło. Za to w Hollywood kipiało. Choć to może nie właściwe określenie, bowiem zeszły rok nie był czasem wybitnych tematów. Znacznie więcej ścieżek lepiej oddziaływało jako całość, niż jako pojedyncze tematy. Nasza redakcja wybrała jednak 7 utworów, które nas zafrapowały, zaciekawiły, które bardzo często były najjaśniejszymi punktami partytur, ich znakami rozpoznawczymi, znacznie odstającymi od poziomu reszty.
Dobrym przykładem jest tu Alice’s Theme Danny‘ego Elfmana pochodzący z filmu „Alicja w Krainie Czarów”. Magiczna piosenka, mająca w sobie siłę, nieprzewidywalność i przede wszystkim tą tak ubóstwianą przez fanów dziwaczność, jaką wielokrotnie zaskakiwał nas autor muzyki do Edwarda Nożycorękiego. Formę piosenki, a właściwie pieśni ma także poruszający utwór Bruno Coulaisa zatytułowany Les Massacres, a pochodzący z filmu „Océans”. Ten rozbudowany lament ilustruje wstrząsającą scenę masakry morskich stworzeń, która nie tylko dzięki obrazowi, ale może właśnie dzięki muzyce na długo pozostaje w pamięci widza.
W naszym zestawieniu nie mogło też zabraknąć utworu skomponowanego przez Alexandre Desplata jednego z najpłodniejszych kompozytorów pracujących obecnie w Hollywood. Jego The Truth About Ruth, kluczowy utwór filmu „Autor widmo” to nie tylko mistrzowskie połączenie suspensu z tematyką i absolutnie idealnym zrozumieniem reżyserskiej wizji Polańskiego, ale także świetnie słuchający się autonomiczny temat, nawet bez obrazu wywołujący dreszcze emocji. Zupełnie innym utworem jest za to pochodzący ze słabego filmu jakim było „Daybreakers”, monumentalny, prawie 12 minutowy Spreading the Cure pióra Christophera Gordona. Heroiczna muzyka akcji, masywny chór, zawiłość kompozycji stanowi doskonałe epickie zwieńczenie albumu, przypominająca najlepsze klasyki gatunku.
W naszym zestawieniu znalazł się także James Newton Howard, który po raz kolejny stworzył muzyczną oprawę do „dzieła” M. Night Shyamalana, przerastającą słabiutki obraz o kilka klas. Flow Like Water to jeden z najjaśniejszych punktów soundtracku z „Ostatniego władcy wiatru”. Dramatyzm, epicki oddech, tematyka i wreszcie rzadko spotykana w dzisiejszych kompozycjach klasyczna uroda, sprawiają że smutek chwyta, gdy pomyślimy, iż tak świetny utwór marnuje się w tak kiepskim filmie. Na szczęście kolejny nominowany nie miał tego pecha. To Hans Zimmer, którego pochodzące z „Incecpcji” Christophera Nolana Dream is Collapsing intryguje ciekawym mariażem gitary elektrycznej, orkiestry i charakterystycznych dla Niemca uderzeń syntezatorów wspartych ciekawym podejściem do partii dętych blaszanych. Utwór ten to bez wątpienia miniaturka tego, co najlepsze w całej ścieżce do filmu Nolana.
Ostatnim wyróżnionym jest From Master to Student to Master Jamesa Hornera. Pochodzący z filmu „The Karate Kid” utwór, który dowodzi, że James Horner potrafi jeszcze zaskoczyć. I choć nie dostajemy tu nic nowego, ani tematycznie, ani aranżacyjnie, to jednak niewątpliwie perfekcyjna strona techniczna i autentyczny duch dawnej przygodowej muzyki filmowej sprawiają, że fragment to silna pozycja, której obecność w naszym zestawieniu nie jest przypadkiem.
Nominowani do Filmmuzy za rok 2010, w kategorii „Utwór” zostali:
- Bruno Coulais – „LES MASSACRES” („Océans”)
- Alexandre Desplat – „THE TRUTH ABOUT RUTH” („The Ghost Writer”)
- Danny Elfman – „ALICE’S THEME” („Alice in Wonderland”)
- Christopher Gordon – „SPREADING THE CURE” („Daybreakers”)
- James Horner – „FROM MASTER TO STUDENT TO MASTER” („The Karate Kid”)
- James Newton Howard – „FLOW LIKE WATER” („The Last Airbender”)
- Hans Zimmer – „DREAM IS COLLAPSING” („Inception”)
Po raz kolejny przyszło nam skarcić kompozytorów za ich wpadki. Podobnie jak w ubiegłych latach tym razem także piętnowaliśmy muzyczną miernotę, brak pomysłów, wyobraźni, emocji, warsztatu, a przede wszystkim nieumiejętne próby zmagania się z trudnym gatunkiem kina epicko-historycznego. Wszystkie z nominowanych partytur należą właśnie do tej muzyczno-filmowej kategorii. Wszystkie nie tylko źle wypadają na płycie, rażąc swoją mechaniczną sztucznością, ale co gorsza psują filmy za nic mając chlubne tradycję ilustrowania obrazu. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że ten rok w kategorii Gnioty zdominowali członkowie „kołchozu” z Santa Monica.
Jest tu więc tu weteran kategorii Ramin Djawadi, którego Clash of the Titans bulwersuje swoją sztampą i po prostu brakiem jakiejkolwiek muzyki dającej choć chwilę refleksji, o braku choćby próby oddania klimatu czasów antycznych nawet nie wspominając. Jest też najsłynniejszy kompozytor muzyki filmowej, wśród szoferów, czyli Marc Streitenfeld i jego „Robin Hood”. Ten muzyczny twór, psujący do reszty film, doszczętnie obnażył nieumiejętności kompozytora. Jego muzyczna wizja średniowiecznej Anglii jest jeszcze bardziej karłowata niż kucyki, na których dziecięcy bohaterowie czynią szarżę w końcowej bitwie filmu Ridleya Scotta.
Ostatnim nominowanym jest ścieżka do filmu Henri IV, którą nieopacznie podpisał swym nazwiskiem Hans Zimmer, choć wszyscy wiedzą, że za kompozycje odpowiada przede wszystkim Henry Jackman. Muzyka bezpłciowa, w najgorszy z możliwych sposobów drwiąca z tradycji gatunków i łamiąca wszelkie możliwe zasady. Niestety nie po to by kreować coś nowego, lecz po to by udowodnić że coraz większa liczba kompozytorów cierpi na chroniczny uwiąd wyobraźni, chęci i przede wszystkim talentu, twórców którzy zadowalają się tombakową imitacją muzyki z prawdziwego zdarzenia.
Nominowani do Antymuzy za rok 2010, za „Gniot” zostali:
- Ramin Djawadi – „CLASH OF THE TITANS”
- Marc Streitenfeld – „ROBIN HOOD”
- Hans Zimmer, Henry Jackman – „HENRI IV”
Był to więc rok sprzeczności: kompozytorzy potrafili wznieść się na wyżyny, niezależnie od gatunku, do jakiego przyszło im komponować; byli jednak wśród nich i tacy, którzy z pozoru niezwykle nośny materiał potrafili sprowadzić na samo dno. Areną tego starcia było kino epickie, gdzie prymat klasycznych form wyrazu wydaje się mimo wszystko wciąż niezagrożony. Jak będzie w pozostałych gatunkach – miejmy nadzieję, że zwycięży jakość. Na razie zachęcamy do dzielenia się swoimi opiniami na temat nominacji, a na ostateczne rozstrzygnięcia zapraszamy już 20 lutego!
UPDATE:
Rozstrzygnięcie finałowego głosowania w tym miejscu