Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

Ennio Morricone w Gdańsku – relacja z koncertu

Łukasz Wudarski | 21-04-2022 r.

Podobnie jak inne dziedziny kultury, także świat muzyki filmowej ma wielu swoich idoli. Twórców, o spotkaniu z którymi marzy każdy fan. Ennio Morricone, to bez wątpienia kompozytor legenda, ikona muzyki filmowej, którego znają niemal wszyscy.

Gdy tylko nasza redakcja dowiedziała się, że mistrz po raz kolejny przyjeżdża do Polski, aby dać koncert, wiedzieliśmy że musimy tam być, musimy się z nim spotkać. Wszystko się udało i dziś Drodzy Czytelnicy, przedstawiamy Wam relacje z naszego gdańskiego pobytu.


Konferencja prasowa

Uczestniczenie w konferencji prasowej z mistrzem, było chyba dla wszystkich fanów muzyki filmowej ogromnym przeżyciem. Osobiste spotkanie maestro, możliwość zadania mu pytań dodatkowo podgrzewały atmosferę.

fot. Łukasz Wudarski

Ennio Morricone zjawił się punktualnie o godzinie 11, czym zaprzeczył stereotypowemu postrzeganiu Włochów, jako wielkich spóźnialskich. Na samym początku głos zabrał dyrektor festiwalu, ojciec Maciej Ziemba, który w zwięzły sposób przywitał zgromadzonych i szybko przekazał mikrofon moderatorowi spotkania pani Iwonie Dębskiej.

Pierwsze pytanie i udzielona nań odpowiedź pokazało, że mistrz chyba gubi się w okazjach i w miejscach w których koncertuje. Przyznał się bowiem, że zupełnie nie miał pojęcia, że jego koncert uświetni 29 rocznicę powstania NSZZ Solidarność. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że organizatorzy już pół roku temu przesłali wszystkie niezbędne materiały kompozytorowi, wielokrotnie zaznaczając, że występ będzie miał właśnie taki charakter rocznicowy. To nieco rzemieślnicze podejście do koncertowania mogło nieco zrazić, chociaż z drugiej strony podobało mi się, że kompozytor mówił o tym szczerze, bez żadnych napuszonych formułek „podlizywawczych”, które zwykle wygłaszają artyści zapraszani na tego typu masowe imprezy. Mistrz pokazał również, że orientuje się w naszej, polskiej historii, co w pewien sposób zawdzięcza pracy nad Karolem. Komplementował też bardzo Polaków, jako naród i ludzi.

Słuchając to, co kompozytor opowiadał o programie koncertu odniosłem wrażenie, że niemal w żaden sposób wydarzenie, to nie zostało przygotowane pod konkretnego odbiorcę. Nawet prezentacja utworów z Karola nie jest niczym nowym (co też podkreślał maestro). Ot po prostu kolejny występ oparty na the best of… Chociaż pewnie zwykłego słuchacza taka rozbrajająca szczerość i nieco rzemieślnicze podejście do zagadnienia, mogłyby mierzić, ja w głębi duszy byłem zadowolony. Oznaczało to, że na koncercie nie usłyszymy 20 minutowej suity z Karola, lecz przede wszystkie utwory filmowe, fragmenty o kontemplacji których marzy każdy fan soundtracków.

fot. Łukasz Wudarski

Przy okazji rozmowy o polskiej historii padło pytanie, czy dane było kompozytorowi poznać osobiście Jana Pawła II. Maestro odpowiedział, że owszem spotkał papieża w trakcie wielkiego Jubileuszu roku 2000 (kiedy to niemal wszyscy włoscy twórcy katoliccy, swymi dziełami uświetniali to doniosłe wydarzenie) lecz było to spotkanie ledwie 30 sekundowe, podczas masowej audiencji, w której brało udział ponad 2000 osób. Nie zmienia to jednak faktu, że Morricone uznał to za przeżycie niezapomniane, które wyzwoliło wielkie emocje.

Kolejne pytanie padło ze strony redaktora Dziennika Bałtyckiego i dla wszystkich miłośników twórczości Ennio Morricone było wybitnie banalne. Mistrz został zapytany, co sprawiło, że od niedawna przestał chować się za obrazem filmowym, a zaczął dawać koncerty. Odpowiedź była prosta. Maestro stwierdził, że wcześniej nie było po prostu zapotrzebowania na koncerty muzyki filmowej. Co więcej dodał, że bardzo ceni sobie kontakt z publicznością, tylko bowiem na koncercie muzyka może odpowiednio wybrzmieć, tylko wtedy emocje w niej zawarte są prawdziwe. Ważne jest też, że wtedy nie jest poddawana tyranii zegarka, jest absolutnie wolna i brzmi najzwyklej w świecie lepiej.

Następne pytanie zadał muzyk (trębacz) Filharmonii Bałtyckiej. Wyznał on, że niedawno miał okazję grać bardzo trudny koncert skomponowany przez Ennio Morricone (Czwarty koncert na organy, dwie trąbki, dwa puzony i orkiestrę), koncert który sprowokował go do pytania, czy maestro (tak bardzo zajęty swoimi projektami filmowymi) ma czas na pisanie takich rzeczy. Pytanie to bardzo wzruszyło kompozytora. Każdy kto potrafi czytać ludzkie emocję dostrzegł, że chociaż Ennio Morricone sławny jest ze swych utworów skomponowanych na potrzeby filmu, to jednak dumę odczuwa z tego co napisał nie dla kina. Mistrz odpowiedział, że wciąż pisze rzeczy niefilmowe i choć nie rozwinął tej myśli, w jego głosie wyczuwało się pewien smutek, że zobowiązania nie pozwalają mu na więcej.

Ostatnie dwa pytania, były już ściśle związane z muzyką filmową. Nic w tym dziwnego, w końcu zostały zadane przez redaktorów branżowych portali. Pierwsze pytanie należało do naszej redakcji. Mając naprzeciwko siebie mistrza nie mogłem nie zapytać go, co sądzi o współczesnej muzyce filmowej, muzyce w której coraz częściej to wszelkiego rodzaju elektroniczne gadżety (komputery, syntezatory) zastępują nie tylko żywych muzyków, ale i umiejętności kompozytorów. Odpowiedź była rozważna i bardzo mnie usatysfakcjonowała, bo myślę w dokładnie taki sam sposób. Morricone powiedział, że nie jest przeciwny komputerom. One mogą być bardzo pomocne kompozytorowi. Mogą kreować nowe dźwięki, mogą być pomocne na etapie realizacji (usuwać niektóre niepotrzebne dźwięki), jednak nie może zastępować ani orkiestry, ani tym bardziej kompozytora. Maestro stwierdził, że w pełni zdaje sobie sprawę, że pojawienie się komputerów wprowadziło do świata muzyki wielu twórców dyletantów, niepotrafiących komponować. Co więcej nie możemy się godzić na coraz bardziej rozprzestrzeniającą się iluzję, że instrumenty elektroniczne mogą zastąpić orkiestrę (ze względów finansowych). Taki zwyczaj sprzyja szerzeniu się dekadencji w muzyce filmowej. Mistrz wyznał także, że każdego roku dostaje ogromną ilość płyt od młodych kompozytorów z prośbą o ocenę. Niestety ich muzyka w większości nie niesie ze sobą refleksji i zbyt często jest za bardzo banalna, aby można ją było określić dziełem chociażby dobrym.

Ostatnie pytanie zadali koledzy z portalu soundtracks.pl. Zapytali o jakże ważną kwestię oryginalności w pracach maestro Morricone. Mistrz nie migał się od odpowiedzi, lecz uczciwie podszedł do sprawy. Przyznał, że to nie jest tak, że do każdego filmu zakłada inny kostium. Ta muzyka, którą tworzy zawsze jest jego. Co więcej nadmienił, że kończąc jakiś utwór proces twórczy wcale nie jest zakończony. To co zostało powiedziane w jednym filmie, w jednej ilustracji, kompozytor później stara się rozwijać w innych partyturach. Kolejną rzeczą, która wpływa na podobieństwa jest konieczność zachowywania podstawowego credo muzyki filmowej – tonalizmu. To on w jakiś sposób wpływa na to, że kompozytor będąc ograniczony melodią, prędzej czy później zacznie powtarzać swoje pomysły. Niemniej jednak Morricone tworząc muzykę pod film zawsze stara się podchodzić do niej indywidualnie i poszukiwać nowych środków wyrazu, które jednak bezpośrednio wyrastają z tego, co było już niegdyś.

Po skończonej konferencji prasowej maestro został przewieziony z dawnego budynku dyrekcji stoczni pod pomnik poległych stoczniowców, gdzie wraz z prezydentem Gdańska Pawłem Adamowiczem, obaj panowie złożyli kwiaty. Kompozytor otrzymał również upominek od władz Gdańska – specjalne rocznicowe talary gdańskie. Morricone nie ukrywał swego wzruszenia i zaraz po części oficjalnej, wziąwszy swoją żonę Marię pod rękę, udali się do hotelu Raddison Blu, w którym nocowali.

fot. Łukasz Wudarski


Koncert

Konferencja prasowa była oczywiście tylko wstępem do tego, co miało się wydarzyć następnego dnia. Koncert dla wszystkich był wielką niewiadomą. Nikt bowiem nie wiedział dokładnie jakie utwory zaprezentuje nam maestro. Oczywiście wielu z nas obstawiało, że program będzie oparty o zwyczajowo prezentowane dzieła maestro (te uwiecznione chociażby na słynnej płycie Cinema Concerto), jednak wszystko było jedynie w sferze spekulacji.

Miło zostałem zaskoczony całą stroną organizacyjną. Jako impreza masowa koncert był przygotowany profesjonalnie. Duża liczba ochroniarzy, czyste toalety, przestronne drogi ewakuacji. Wszystko zapięte na ostatni guzik. Obiekcje pojawiły się dopiero później, a wywołała je sfera merytorycznej realizacji koncertu. Ale o tym za chwilę.

fot. Tomasz Goska

Kilka minut po 20.00 na scenie pojawił się ojciec Maciej Ziemba, który krótko przywitał zebranych, a następnie oddał głos prezydentowi Lechowi Wałęsie. Legendarny przywódca Solidarności podkreślił, że powinniśmy w końcu zrozumieć, iż nasza historia, to nie tylko porażki, ale także zwycięstwa. Po tej przemowie wjechał ogromny tort upamiętniający narodziny Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych, które na świat przyszły 29 lat temu. Gdy prezydent oraz maestro zapalili już świeczki, mógł rozpocząć się koncert.

Jako pierwszy utwór zgromadzeni usłyszeli nieco już dziś archaicznie brzmiący marsz z filmu Bitwa o Algier. Po nim nastąpiły kolejno Śledztwo w sprawie obywatela poza wszelkim podejrzeniem, Twierdzi Pereira, Klasa Robotnicza idzie do Raju. Mimo tego, że wiele osób twierdzi, iż był to repertuar specjalnie przygotowany z myślą o koncercie w naszym kraju, śmiem w to wątpić. Te utwory maestro grywa standardowo na swoich koncertach (dowodem może być choćby wydany na płycie Cinema Concerto, czy DVD z koncertów w Wenecji lub Weronie) i są one po prostu prezentacją partytur napisanych do filmów o tematyce społecznej. Nie zmienia to jednak faktu, że warto było ich posłuchać, tym bardziej, że dla nas Polaków nabrały one dodatkowego, symbolicznego znaczenia. Szczególnie ciekawie zabrzmiał awangardowy jak na zwój czas temat z filmu Klasa Robotnicza Idzie do Raju. To właśnie tutaj maestro zademonstrował, że mimo swoich 81 lat nie boi się sięgnąć po komputery i instrumenty elektroniczne.

Kolejny utwór w pełni pokazał możliwości 100 osobowego chóru Uniwersytetu Gdańskiego. Mowa oczywiście o suicie z filmu Ofiary Wojny. Muzyka ta zabrzmiała w wersji nieco rozszerzonej niż zwykle maestro grywa to na swoich koncertach (bliższa stała się tym samym oryginałowi płytowemu). Dramatyzm kompozycji sprawiał, że konieczne było odreagowanie. Nic więc dziwnego, że w programie pojawił się radosny, pełen energetyzującej mocy, temat główny z filmu Queiemada. „Abolicao” (bo taki nosi tytuł ów utwór) wreszcie rozruszał publiczność, a znawcom udowodnił, że źródeł chóralnej maestrii Misji można szukać właśnie tutaj. Następne dwa utwory (Po Schodach Antycznych i Dziedzictwo Ferramonti) miały na krótko uspokoić publiczność, przed finałem pierwszej części koncertu, który był montażem tematów ze spaghetti westernów. To właśnie na to czekało większość miłośników muzyki filmowej. Morricone zaczął od „Main Titles” z The Good, The Bad and The Ugly, czym wywołał aplauz zgromadzonej publiczności (jest to chyba najbardziej rozpoznawalny fragment jakie w swojej karierze stworzył włoski mistrz). Wszystko zabrzmiało poprawnie, ale jakoś tak nie czuło się tej mocy, jaką można podziwiać na soundtracku, czy nawet na innych koncertach. Na całe szczęście, mój leciutki niedosyt bardzo szybko zmyło zjawiskowe wykonanie (sopran Susanny Rigacci) Dawno temu na dzikim zachodzie, a także koncertowa aranżacja tematów z filmu Garść Dynamitu. Gdy utwór przygasał i słychać było niskie rejestry smyków, wiedziałem, że za chwilę rozpocznie się to, na co tak mocno czekaliśmy. Kultowe „Ecstasy of Gold”, temat który został w naszym plebiscycie uznany najlepszym motywem skomponowanym przez Włocha w jego przebogatej karierze. Nie umiem opisać wrażeń, jakie doświadcza miłośnik muzyki filmowej słuchając na żywo tak wspaniałej muzyki, muzyki pełnej zjawiskowej werwy, muzyki która mimo upływu ponad 40 lat, wciąż brzmi świeżo. To magiczne przeżycie zakończyło pierwszą część koncertu.

fot. Tomasz Goska

Druga część rozpoczęła się po 15 minutowej przerwie od „Habemus Papam Giovanni Paolo II”, pochodzącego z filmu Karol, człowiek który został papieżem. Koncertowa wersja bardzo różniła się od tego, co możemy podziwiać na płycie. Przede wszystkim jest krótsza (zupełnie nie zawiera drugiej – w mojej opinii lepszej części tematu), a do tego bardzo płynnie przeszła w kolejny utwór, pochodzący z filmu o papieżu Janie XXIII. Il Papa Buono wykonany został w rozbudowanej orkiestrowej wersji z dodaniem dzwonów rurowych i nieco zmienionym solo na trąbce.

Po bloku papieskim pozostaliśmy w refleksyjnym nastroju wysłuchując suity z filmu Bernaldo Bertlucciego Novecento. Ten ładny temat nie zachwycił. Ot zabrzmiał tak bezbarwnie. Kolejnym utworem był cudowny montaż utworów z jednej z najbardziej klasycznych partytur mistrza – Nostromo. Przyznam się, że to był chyba najbardziej zaskakujący punkt programu. Morricone rzadko bowiem grywa muzykę z tej skomplikowanej kompozycji. Dobrze się jednak stało, że maestro zdecydował się zaprezentować tę suitę. Była to chyba najciekawsze wykonanie tego wieczoru. Usłyszeć na żywo „For Emilia, The Silver of Mine” (znów zjawiskowa Rigacci), czy przede wszystkim „The Tropical Varation” (w zmienionej aranżacji, dostosowanej do możliwości Győr Philharmonic Orchestra, aranżacji która i tak zbombardowała zgromadzonych masywnym drenażem sekcji dętej) to rzecz zaiście bezcenna.


fot. Tomasz Goska

Po epickim rozmachu Nostromo, nastąpiła chwila oddechu przy dwóch motywach zaczerpniętych z Nuovo Cinema Paradiso. Maestro pozwolił sobie tutaj zagrać nie tylko swoją kompozycję („Cinema Paradiso”), ale także dzieło swojego syna Andrei, a mianowicie prześliczny „Love Theme”. Kino Paradiso, było ostatnim punktem programu przed wielkim finałem, który tradycyjnie stanowił wybór trzech utworów z jednej z najgenialniejszych ścieżek dźwiękowych w historii całej muzyki filmowej. Misja. „Gabriel’s Oboe”, „The Mission” i „On Earth As It Is In Heaven” to piękno w czystej postaci. Mało kto ze zgromadzonych nie był oczarowany mistrzostwem tych tematów. Owszem czepialscy mogą wytknąć nie do końca perfekcyjną pracę chóru w niesłuchanie przecież skomplikowanym On Earth…, lecz nie było to w żaden sposób w stanie przesłonić ogólnego wrażenia, jakie ze słuchania wywarł na nas ten podniosły fragment. Nic więc dziwnego, że gdy zabrzmiał kończący całość chóralny okrzyk Gloria, Włoch otrzymał długie brawa, które doprowadziły do tego, że maestro zagrał wszystkie trzy zaplanowane bisy (Temat główny z Il papa Buono, Ecstasy of Gold i Temat z filmu Po antycznych Schodach).

Koncert maestro Morricone był w mojej opinii najbardziej doniosłym przeżyciem muzyczno- filmowym tego lata. Włoch spełnił moje oczekiwania dając świetny występ. Owszem dobór repertuaru mógł być inny (więcej klasycznych dzieł tak ubóstwianych przez fanów muzyki filmowej, a tak rzadko prezentowanych na żywo – Maddalena, Red Sonja, Mojżesz, Marco Polo), ale to są już szczegóły.

O ile sfera muzyczna była generalnie bez zarzutu (mimo otwartej przestrzeni muzyka zabrzmiała bardzo dobrze i poza jedną drobniutką wpadką w „On Earth As It Is In Heaven” wszystko stało na najwyższym poziomie) o tyle sfera realizacyjna pozostawiała dużo do życzenia. Najbardziej drażniący był fakt braku profesjonalizmu. Osoba odpowiedzialna za podpisy poszczególnych utworów wiele razy pokazała swoją skrajną niekompetencję, myląc filmy (Człowiek Legenda zamiast Novecento, Karol, zamiast Il Papa Buono), źle umieszczając podpisy (Quiemeda jako druga część suity z Ofiar Wojny), czy wreszcie zupełnie ignorując niektóre filmy (chociażby Once Upon A time in The West, czy Garść Dynamitu). Drażnił mnie także brak możliwości zakupu płyt maestro. Skoro już robimy coś na kształt festynu, z kiełbaskami, i napojami, fajną rzeczą byłoby takie stoisko, z muzyczno filmowymi gadżetami (płyty, koszulki, nuty). Z pewnością cieszyłoby się dużym powodzeniem, a i byłoby kulturalnym dopełnieniem atmosfery festynu. Ostatnią rzeczą którą muszę wypomnieć organizatorom jest kwestia telebimów. W materiałach reklamujących koncert obiecano również, że na wielkich ekranach będą prezentowane fragmenty filmów z których pochodzą utwory. Niestety nic takiego w trakcie koncertu nie miało miejsca. Rozumiem, że być może coś nie wyszło, ale dobry obyczaj nakazuje przeprosić i podać przyczynę. Organizatorzy najwyraźniej liczyli na to, że nikt ich z obietnic nie rozliczy. Pomylili się. Wiem że może za bardzo czepiam się szczegółów, ale naprawdę denerwują mnie takie wpadki. Odpowiedzialni za koncert poradzili sobie bowiem z wieloma znacznie trudniejszymi kwestiami, a potknęli się (który to już raz) o wydawać by się mogło proste kwestie merytoryczne. Szkoda.

Dwa lata temu pisząc swoją relację z koncertu w Krakowie mój redakcyjny kolega Marek Łach zakończył ją słowami „Do następnego razu, Maestro!” Cóż mnie w tej sytuacji pozostaje? Muszę napisać, że czekamy na kolejne koncerty w Polsce, koncerty na których mistrz zagra także inne, mniej znane utwory ze swej przebogatej dyskografii. Zatem do usłyszenia Ennio!


fot. Tomasz Goska


Gdańsk 30 sierpnia 2009 – Koncert muzyki filmowej Ennio Morricone

Muzyka:Ennio Morricone, Andrea Morricone (Love Theme z Nuova Cinema Paradiso)

Orkiestracje: Ennio Morricone

Wykonawcy:

  • Győr Philharmonic Orchestra – po batutą Ennio Morricone
  • Akademicki Chór Uniwersytetu Gdańskiego (przygotowany przez prof. Marcina Tomczaka)

    Soliści:

  • Susanna Rigacci – sopran
  • Rocco Zifarelli – gitara
  • Gilda Butta – fortepian
  • Rocco Petruzzi – instrumenty klawiszowe i elektroniczne
    Program koncertu

      Część pierwsza:

    • Battaglia di Algieri – „Algeri, 1 novembre 1954”
    • Indagine su un cittadino al di sopra di ogni sospetto – „Indagine su un cittadino al di sopra di ogni sospetto”
    • Sostiene Pereira – „Sostiene Pereira”
    • La classe operaia va in paradiso – „La classe operaia va in paradiso”
    • Casualties of War– „Casualties of War”
    • Queiemada – „Abolicao”
    • Per Le antiche Scale – „Per Le antiche Scale – Preludio”
    • L’Eredità Ferramonti – „Irene e Dominique”
    • The good the bad and the ugly – „Main Title”
    • Once Upon a Time in the West – „Once Upon a Time in the West”
    • Giu’ la Testa – „Giu’ la Testa”
    • The good the bad and the ugly – „Ecstasy of Gold”

      Część druga: :

    • Karol, Un Uomo Diventato Papa – „Habemus Papam Giovanni Paolo II
    • Il papa Buono – „Papa Buono”
    • Novecento – „Padre e Figlia”, „Romanzo”
    • Nostromo – „For Emilia”, „The Tropical Variation, „The Silver of the Mine”
    • Nuovo Cinema Paradiso – „Cinema Paradiso”, „Love Theme”
    • The Mission – „Gabriel’s Oboe”, „The Mission”, „On Earth As It Is In Heaven”

      Bisy:

    • Il papa Buono – „Papa Buono”
    • The good the bad and the ugly – „Ecstasy of Gold”
    • Per Le antiche Scale – „Per Le antiche Scale – Preludio”

    fot. Łukasz Unterschuetz www.trojmiasto.pl

  • Najnowsze artykuły

    Komentarze