Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

9. FESTIWAL MUZYKI FILMOWEJ W KRAKOWIE – relacja

Zapraszamy do zapoznania się z naszymi wrażeniami po dziewiątej edycji krakowskiego Festiwalu Muzyki Filmowej. Z roku na rok festiwal umacnia swoją międzynarodową markę i trzeba przyznać, że poczucie prestiżu i wyjątkowości całego przedsięwzięcia jest w powietrzu wręcz namacalne. Nie zabrakło w tym roku najgorętszych nazwisk w branży, a poziom zróżnicowania poszczególnych koncertów nie pozwalał na choćby chwilę nudy. A oto krótkie podsumowanie wszystkich wydarzeń, w jakich dane nam było uczestniczyć.

GALA MUZYKI POLSKIEJ: SCORING4POLAŃSKI

Gala muzyczna poświęcona dorobkowi filmowemu najsłynniejszego polskiego reżysera toczyła się w prawdziwie gwiazdorskiej obsadzie. Następujące dzień po dniu dwa koncerty – pierwszy w Katowicach, drugi w Krakowie – gościły Romana Polańskiego i Alexandre Desplata, zaś orkiestrą dyrygował Dirk Brossé, kompozytor i dyrektor Ghent Film Festival. Gwiazdorska była również oprawa widowiska: w Katowicach nagrodę im. Wojciecha Kilara odbierał Desplat, w Krakowie dodatkowo uhonorowany został Polański, zaś na zakończenie koncertu obaj panowie w efektownym stylu rozpowszechnili wśród zgromadzonej publiki kwietne upominki.

Jeśli chodzi o muzykę, to program wieczoru opracowany został na zasadzie modelowego “best of”. Jedynym wyłomem w tej estetyce okazał się występ Obara International Quartet z udziałem Tomasza Stańko – jazzmani wzięli na warsztat utwory Krzysztofa Komedy, ale zamiast odtworzyć ich oryginalne brzmienie, postanowili je twórczo rozbudować i reinterpretować. Sam Komeda nie miałby pewnie nic przeciwko tego typu odświeżeniu swojego repertuaru, zwłaszcza w tak doborowym wykonaniu.

Tomasz Stańko był zresztą prawdziwą perłą wieczoru. Jego elegancka, wyrafinowana solówka w Chinatown Jerry’ego Goldsmitha dosłownie wciskała w fotel, a dynamiczne, nowoczesne odczytanie kołysanki z Dziecka Rosemary tchnęło kolejne życie w tę klasyczną, niezapomnianą melodię. Cały koncert zresztą upłynął pod znakiem soundtrackowych hitów – czy to melodramatycznej Tessy Philippe’a Sarde’a, wokalizy z Dziewiątych wrót Wojciecha Kilara (choć tutaj interpretacja Wioletty Chodowicz kompletnie zatraciła finezyjną harmonię oryginału), czy wreszcie najświeższych produkcji Alexandre Desplata. Cieszy, że poświęcono należytą uwagę trochę zapomnianej muzyce ze Śmierci i dziewczyny oraz że znalazło się miejsce dla zmarginalizowanej wydawniczo Wenus w futrze. Finałowa suita z Autora widmo to już natomiast współczesna klasyka, którą w podręcznikach muzyki filmowej będzie się kiedyś wymieniać jednym tchem obok Dziecka Rosemary i Chinatown. I choć orkiestra nie ustrzegła się błędów wykonawczych (synchronizacja), to najlepsze dzieło Desplata wybrzmiało tak jak powinno: spektakularnie, bezkompromisowo i z pazurem.

Autor relacji: Marek Łach

WARS & KAPER: DECONSTRUCTION

Czwartkowy koncert w Centrum Kongresowym ICE słusznie zaakcentował w swoim tytule termin „dekonstrukcja”. Twórczość Henryka Warsa jest przez większość słuchaczy kojarzona raczej nieświadomie – każdy zna chyba klasyki polskiej piosenki Ach śpij kochanie oraz Panie Janie, ale mało kto byłby w stanie skojarzyć je z nazwiskiem kompozytora. Bronisław Kaper, pierwszy Polak nagrodzony Oscarem za najlepszą muzykę, to postać być może nieco bliższa miłośników filmówki. Jego Bunt na Bounty jest bowiem powszechnie doceniany jako jedna z najważniejszych ścieżek schyłkowego okresu hollywoodzkiej Złotej Ery.

Zespół Audiofeeling Trio znakomitego pianisty Pawła Kaczmarczyka siłą rzeczy bardziej zainteresowany był jednak jazzowym dorobkiem Kapera, stąd też postawił na takie szlagiery jak Invitation, pomijając marynistyczne tematy z epickiej morskiej epopei. Dekonstrukcja przyjmowała tu skomplikowane, wysmakowane formy. Melodie Warsa rozbite zostały na czynniki pierwsze, przybierając kształt sugestii. Finezja, z jaką muzycy bawili się materiałem wyjściowym, robiła duże wrażenie, potęgowane przez klimatyczną dekorację małej sceny ICE. W rezultacie otrzymaliśmy koncert trudny, ale całkowicie nieszablonowy – jeden z tych, które poszerzają horyzonty w konfrontacji ze schematyczną codziennością muzyki filmowej.

Autor relacji: Marek Łach

Gala alterFMF: DRONE SOUNDS


W ramach czwartego dnia festiwalu odbył się koncert, jawiący się jako być może najbardziej specyficzne wydarzenie tej edycji – Gala alterFMF: Drone Sounds. Piątkowego wieczoru sala audytoryjna Centrum Kongresowego wypełniła się wysoce niecodzienną i zróżnicowaną miksturą ścieżek dźwiękowych autorstwa czwórki kompozytorów – Łukasza Targosza, Cliffa Martineza, Jóhanna Jóhannssona oraz Josepha Trapanese. Orkiestrze Kameralnej Miasta Tychy pod batutą Anthony’ego Weedena towarzyszyły m.in. takie instrumenty jak array mbira, Fale Martenota, yaybahar, Cristal Baschet i oczywiście cała paleta brzmień elektronicznych…

Koncert rozpoczął się dość hermetycznie od suit autorstwa Łukasza Targosza do serialu Pakt oraz filmów Pitbull. Nowe porządku i Służby specjalne. Występujący na scenie w sympatycznym kapelusiku polski kompozytor dwoił się i troił, żeby tylko zainteresować zebranych słuchaczy rozmaitością użytych dźwięków, angażując w skład instrumentarium nawet maszynę do pisania. Powstała w ten sposób mieszanka brzmień rocka, elektroniki i orkiestry bez wątpienia wypadła w oryginalny i ciekawy od strony formy sposób – ocena treści pozostaje jednak kwestią bardzo subiektywną. Nieco mniej eklektycznie przedstawiała się druga połowa pierwszej części koncertu, prezentująca przekrój przez współpracę Cliffa Martineza z reżyserem Nicolasem Windingiem Refnem. Muzyka z filmów Drive, Tylko Bóg wybacza oraz My Life Directed by Nicolas Winding Refn wprowadziła niepokojący i transowy nastrój, a typowy dla twórcy, podrasowany orkiestrą ambient stanowił świetną przeciwwagę dla swojego poprzednika. Bardzo pozytywnym zaskoczeniem była premiera muzyki z nowego filmu Duńczyka – Neon Demon, w bardzo chwytliwy sposób łącząca brzmienie syntetyczne z symfonicznym. Trzeba przyznać, że zaprezentowany fragment zdecydowanie rozbudził apetyt na więcej…

Po przerwie, koncert nabrał bardzo ciężkiego tonu za sprawą znakomitej muzyki Jóhanna Jóhannssona z thrillera Labirynt. Choć ekspresja wykonania była nieco lżejsza niż na płycie, ascetyczny emocjonalizm muzyki i wydobywający się z niej dojmujący smutek wprowadziły publiczność w nastrój wyciszenia i kontemplacji. Mroczny ton podtrzymany został przez suitę z nominowanej do Oscara ścieżki, Sicario. Emocjonalna kameralność ustąpiła pola podskórnemu napięciu i agresywnej muzyce akcji, choć i tutaj znalazło się miejsce na chwilę refleksji za sprawą ślicznych Desert Music oraz Melancholia. Świetnie wypadły zarówno pełne suspensu glissanda z The Beast, jak i Convoy, które mimo uproszczonych względem oryginału partii perkusyjnych nie straciło nic ze swojego ekscytującego nerwu. Część Islandczyka domknięta została przez utwory z Teorii wszystkiego. Mimo, że zwiewna lekkość i melodramatyzm tej ścieżki nieszczególnie wpisywały się w koncepcję całego koncertu, jawiły się jako dość przyjemne zakończenie najlepszego fragmentu wieczoru. Finał tegoż stanowiła muzyka skomponowana przez młodego Amerykanina, Josepha Trapanese do tytułów takich jak Earth to Echo, Wierna, Tron: Rebelia, czy Oblivion. Kompozytor osobiście przejął stery nad orkiestrą i ujął publiczność swoim entuzjazmem oraz tryskającą energią. Jakkolwiek pewną trudność mogło sprawiać odróżnienie jednej suity od kolejnej, to wyjątkowo przebojowy charakter muzyki i wylewający się z niej patos spotkały się z całkiem sporą aprobatą ze strony słuchaczy, którzy całą galę podsumowali długimi owacjami na stojąco. Osobiście skłonny jestem się do tych oklasków dołączyć – bo choć dobór materiału mógł się podobać lub nie, otrzymaliśmy przekrój przez bardzo różnorodną muzykę, a sam wieczór obył się tym razem bez większych wpadek. Z pewnością warto kontynuować tradycję organizowania takich wydarzeń w przyszłości.

Autor relacji: Daniel Krause

GALA MUZYKI FILMOWEJ: ANIMACJE

Dla jednych jest wyznacznikiem prestiżu imprezy. Dla innych jedną wielką bufonadą, która rozwleka się w czasie i obfituje w niezliczoną ilość wpadek. Tak właśnie są postrzegane Gale w ramach krakowskiego Festiwalu Muzyki Filmowej. I nie inaczej było w tegorocznej edycji tego polskiego święta muzyki filmowej.



Centralny koncert dziewiątej odsłony FMFu stał pod znakiem ścieżek dźwiękowych do popularnych animacji. Gala Muzyki Filmowej: Animacje miała być kanwą na której spotkają się zarówno starsi melomani, jak i młode pokolenie słuchaczy dopiero odkrywających ten wspaniały świat. Program zapowiadał się naprawdę imponująco, bo oto zaprezentowane miały być ścieżki dźwiękowe do Shreka, Sindbada, Strażników marzeń, Jak wytresować smoka, a nawet premierowa suita z ilustracją do wchodzącego właśnie na nasze ekrany Angry Birds. Oczywiście wszystko to przy udziale tworzących te partytury kompozytorów. Natomiast panoramę symfoniczno-chóralnych highlightów w wykonaniu Orkiestry Akademii Beethovenowskiej pod batutą Franka Strobela oraz Chóru Polskiego Radia uzupełniały liczne piosenki, które pozwoliły zaistnieć wielu wspaniałym solistom. Wśród nich warto tylko wspomnieć obecność Edyty Górniak powracającej ze swoim wielkim hitem ze ścieżki dźwiękowej do Pocahontas. Innymi słowy dla każdego coś dobrego. No prawie…

O ile bowiem artystyczny poziom Gali nie powinien budzić większych obiekcji, o tyle próba godzenia dwóch skrajnych muzycznie światów okazała się małą porażką. Czemu tak myślę? Ponieważ nie dało się sprowadzić podniosłej formuły tego koncertu z całym jej ceremoniałem przyznawania nagród na płaszczyznę wielopokoleniowego eventu. A zdaje się, że taki cel obrali sobie organizatorzy wypełniając trybuny Tauron Areny całymi rodzinami – od najstarszych do najmłodszych. Wszystko to legło u podstaw zbyt długiego czasu trwania imprezy (ponad 3 godziny) i zbyt poważnego tonu, co siłą rzeczy przyłożyć się musiało na dekoncentrację i zniecierpliwienie najmłodszych. Nie muszę chyba wspominać, że udzielało się to całemu audytorium, które zamiast na muzyce koncentrowało się na słusznych zresztą uwagach berbeciów. Z całego tego wydarzenia dało się jednak wynieść kilka miłych wspomnień. Takowe oscylowały wokół wspaniałego wykonania Smoka, Strażników marzeń… Sporą niespodziankę sprawił również Harry Gregson-Williams, który „na wielkim luzie” poprowadził orkiestrę w kilku autorskich pracach. Emocje wśród pretendentów do FMF Young Talent Award 2016 rozładowała natomiast druga część koncertu, kiedy rzeczona nagroda trafiła na ręce holenderskiego kompozytora, Joepa Sporcka.



Podsumowując, było więc to kolejne godne zapamiętania wydarzenie w kalendarium 9 edycji Festiwalu Muzyki Filmowej. I jak każde inne, nie obyło się bez drobnych wpadek ze strony organizatorów. Całe szczęście, doborowe redakcyjno-forumowe towarzystwo pozwoliło czerpać przyjemność z każdego, nawet najmniej udanego elementu Gali.

Autor relacji: Tomasz Goska

INDIANA JONES: POSZUKIWACZE ZAGINIONEJ ARKI – FILM Z MUZYKĄ NA ŻYWO

W ciągu tych 9 lat trwania Festiwalu było wiele koncertów symultanicznych i można o nich napisać najróżniejsze rzeczy. Co do tegorocznego pokazu filmu z muzyką na żywo można spokojnie stwierdzić, że zapisze się on złotymi literami w historii krakowskiego festiwalu. Jeden z najważniejszych filmów przygodowych wszechczasów Poszukiwacze zaginionej Arki z kultową i wybitną ścieżką dźwiękową chodzącej legendy Johna Williamsa – czegóż chcieć więcej? Zapewne bardzo dobrego wykonania, jako że nikt nie robił sobie głupich nadziei, że sam John Williams zjawi się z The London Symphony Orchestra. Trzeba jednak oddać muzykom Sinfonietta Cracovia pod batutą Ludwiga Wicki, że wspaniale wywiązali się ze swego, niełatwego zadania. Choć jeszcze przed koncertem były drobne uwagi, to wraz z usłyszeniem znajomych motywów z Raiders March i tajemniczym tematem Arki na czele szybko one zniknęły, a ich miejsce zajęły radość i ekscytacja. Szczególne pochwały należą się za wykonanie Desert Chase. Ta jakże genialna i różnorodna muzyka akcji ilustrująca słynny pustynny pościg, nie jest łatwa do wykonania. Ale krakowska orkiestra poradziła sobie z nią bezbłędnie, jak i zresztą z całym filmem, za co słusznie została nagrodzona długimi brawami na stojąco.

Właściwie to można w nieskończoność wychwalać ten koncert, ale na zakończenie należą się też podziękowania dla organizatorów. Przez te 9 lat mieliśmy do czynienia wyłącznie z filmami z 21. wieku i cieszy to sięgnięcie po klasyk Stevena Spielberga i Johna Williamsa. Dzięki temu publiczność w Krakowie otrzymała to co w muzyce filmowej najlepsze. Dla starszych była to wspaniała nostalgiczna podróż, a dla młodszych może początek wspaniałej przygody.

Autor relacji: Maciej Wawrzyniec Olech

VIDEO GAME SHOW: WIEDŹMIN 3 DZIKI GON


Finałowy koncert 9-tej edycji Festiwalu stanowił kontynuację rozpoczętej cztery lata temu tradycji promowania muzyki do gier komputerowych. Tym razem mieliśmy mieć do czynienia z prawdziwym hitem – premierą symfonicznych suit z osławionej ostatniej części wiedźminowskiej trylogii – Wiedźmin 3: Dziki Gon autorstwa Marcina Przybyłowicza, Mikołaja Stroińskiego i Piotra Musiała. >. Po tradycyjnie przedłużającej się konferansjerce w wykonaniu Miśki-Jackowskiej i co ciekawe, reżysera gry Konrada Tomaszkiewicza oraz szeregu podziękowań, na scenę wkroczyła Orkiestra Kameralna Miasta Tychy i Chór Pro Musica Mundi pod batutą Marka Mosia, w trakcie koncertu wspierani przez sopranistkę Wiolettę Chodowicz i cały szereg artystów folkowych, ze świetnym zespołem Percival na czele.

Koncert dzielił się na trzy części – pierwsza, poświęcona wersji podstawowej gry oraz dwie krótsze, zawierające muzykę z dodatków Serce z Kamienia oraz Krew i Wino. Słychać było, że utwory przeszły porządny lifting aranżacyjny tak, aby mimo wszystko skromną wykonawczo muzykę skroić pod garnitur symfonicznych suit. Pewne wątpliwości wzbudzać mógł jednak zarówno dobór muzycznych fragmentów, jak i kolejność ich prezentacji. Szczególnie w pierwszej części koncertu słychać było, iż kompozytorzy podzielili muzykę na kilka większych bloków, spajających ze sobą utwory o podobnym charakterze lub brzmieniu. Zważywszy, iż zdecydowanie dominowała muzyka liryczna i tła to mimo względnie krótkiego czasu trwania koncertu (niecałe 2 godziny), zdarzały się momenty, w których słuchacze mieli prawo odczuwać lekkie znużenie. Z pomocą przychodziły kawałki z udziałem zespołu Percival, którego silnie folkowy charakter, sceniczny entuzjazm i łatwo wpadające w ucho melodie wpływały na publiczność bardzo pobudzająco. Tutaj dochodzimy jednak do kolejnego palącego problemu – zespół był fatalnie nagłośniony. O ile przy spokojniejszych fragmentach balans był z reguły zachowany, to przy co żywszych fragmentach z udziałem orkiestry i chóru, tak kluczowe przecież dla wyjątkowego brzmienia wokalistki Percivala, zwyczajnie ginęły w miksie. Zdziwienie budzić mógł również brak kilku dość popularnych utworów z udziałem zespołu – szczególnie The Trail, …Steel for Humans i Hunt or Be Hunted. Zrozumiałe wydaje się, iż kompozytorzy chcieli kłaść nacisk na oryginalną muzykę symfoniczną, jednak przy tak krótkim koncercie wplecenie tych utworów odniosłoby z pewnością bardzo ożywczy skutek. Ostatnią bolączką były wizualizacje, za które odpowiedzialni byli technicy CD Projekt Red – wyświetlane na ekranie sceny pełne były okrutnych spoilerów, a same efekty świetlne zdawały się być czasem wysoce nieadekwatne do granej muzyki…

Mimo tylu narzekań, koncert trzeba podsumować zdecydowanie pozytywnie. Nie obyło się bez kilku poważnych mankamentów, koniec końców otrzymaliśmy jednak wieczór pełen klimatycznej, ciekawie zaprezentowanej muzyki. Na wyróżnienie zasłużyły dwie końcowe suity – szczególnie Serce z Kamienia, bogato eksploatujące temat główny dodatku, cechowało się najlepszym zbalansowaniem materiału i aranżacyjnym zróżnicowaniem. Nic tedy dziwnego, iż wieczór zakończył się głośnymi owacjami – dla fanów gry i muzyki (do których niżej podpisany również należy) było to bowiem prawdziwe wydarzenie i godny finał 9-tej edycji Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie.

Autor relacji: Daniel Krause

FMF – Panele

Jak wiadomo Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie, to nie tylko koncerty, ale też liczne panele dyskusyjne, spotkania z kompozytorami, czy też innymi miłośnikami muzyki filmowej. Nie inaczej było w tym roku, gdzie bogaty program sprawiał, że odwiedzający nie mieli prawa się nudzić. Jak zawsze warte były spotkania z kompozytorami, szczególnie że w tym roku jednym z gości był słynny Alexandre Desplat, który poza talentem muzycznym dał się też poznać jako mistrz dyplomacji. Na wszystkie zadawane, podchwytliwe pytania był w stanie odpowiedzieć z wymijająco z gracją i elegancją jaką można uświadczyć w jego ścieżkach dźwiękowych. Cliff Martinez wniósł sporo amerykańskiego luzu do festiwalu i był w stanie znaleźć sporo czasu dla swoich fanów. Ogólnie większość kompozytorów i muzyków było bardzo otwartych podczas tegorocznego festiwalu.

Wiadomo wśród takiej ilości spotkań niektóre mają prawo być lepsze, inne trochę gorsze. Jak chociażby panel poświęcony grze Wiedźmin , który okazał się być kampanią promocyjną do nowego dodatku. Nie wspominając, że ktoś niezaznajomiony ze słynną grą, poza przyimkami niewiele miała prawda zrozumieć.

Prawdziwym jednak poza-koncertowym objawieniem okazał się panel Na Scenie z kompozytorem muzyki filmowej Harrym Gregsonem-Williamsem. Brytyjski kompozytor poprowadził szalenie ciekawe warsztaty o komponowaniu muzyki filmowej na podstawie własnej twórczości. Nie tylko był on świetnie przygotowany, pokazując dokładnie proces tworzenia opraw dźwiękowych, ale znalazł też sporo czasu dla fanów, na autografy i pamiątkowe fotki. Drogi Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie, więcej takich paneli jak ten z Harrym Gregsonem-Williamsem chcemy na następne lata!

Autor relacji: Maciej Wawrzyniec Olech



Najnowsze artykuły

Komentarze