Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

4 Festiwal Muzyki Filmowej – Dzień 3

Paweł Stroiński | 21-04-2022 r.

Trzeciego dnia czwartego Festiwalu Muzyki Filmowej odbył się koncert muzyki do pierwszej części Piratów z Karaibów. Oficjalnie sygnowana nazwiskiem Klausa Badelta ścieżka zawiera jednak wiele tematów autorstwa piszącego w ukryciu Hansa Zimmera. Powodem było to, że Zimmer był związany ekskluzywnym kontraktem przy Ostatnim samuraju. Szef jeszcze wtedy Media Ventures oddał nadzór nad projektem Klausowi Badeltowi, chociaż i tak brał czynny udział w tworzeniu ścieżki. Oficjalnie jednak muzykę skomponował Klaus Badelt i to on został osobiście zaproszony na festiwal. Niestety z powodów rodzinnych (a może dlatego, że jego aktualni asystenci uważają postrzeganie Piratów za jego dzieło za gorzką ironię) Badelt nie przyjechał na festiwal, o czym uczestnicy dowiedzieli się na planowanym spotkaniu z kompozytorem dzień przed koncertem.

Podobnie jak w poprzednich latach z trylogią Władcy Pierścieni, pomysł był prosty. Cała ścieżka została zagrana pod wyświetlany na ekranie pozbawiony muzyki film. Podobnie jak w poprzednich przypadkach, nie było to pierwsze takie wykonanie. Debiut nastąpił rok wcześniej w Lucernie. Koncert ten był najbardziej kontrowersyjną częścią tegorocznego festiwalu z dwóch powodów. Po pierwsze, choć bardzo popularna wśród słuchaczy, muzyka ta nie została zbyt dobrze przyjęta wśród zagorzałych fanów (i krytyków) muzyki filmowej z powodu jej mało pirackiego i mocno elektronicznego brzmienia. Drugim problemem jest wspomniana właśnie ilość elektroniki i elektronicznej manipulacji nagraniem w oryginalnej partyturze Zimmera/Badelta. Już z raportów z Lucerny wiadomo było, że studio Disneya (z którym w bardzo dobrych kontaktach od paru lat są organizatorzy filmowi) przygotowało specjalną orkiestrację na wypadek takich właśnie wykonań. To zresztą pracownik tego studia, kompozytor i dyrygent Richard Kaufmann, miał dyrygować koncertem. Zaangażowano do tego Sinfoniettę Cracovię, która dwa dni wcześniej zachwyciła znakomitym wykonaniem muzyki Joe Hisaishiego, pełny chór. Dodano trochę mniej znanej perkusji, które to instrumenty przedstawiono nim rozpoczął się sam koncert. Jak tak kontrowersyjna ścieżka wypadła na żywo?

Zacznijmy od tego, że potencjalnie z jednej strony mogła wypaść gorzej, z drugiej lepiej od dominującego poprzednie festiwale Władcy Pierścieni. Gorzej, ponieważ oczywiście Władca Pierścieni to muzyka rozpisana na orkiestrę lepiej niż cała twórczość Hansa Zimmera razem wzięta. Jako muzyka koncertowa wypada przez to dużo lepiej. Piraci z Karaibów jednak dla „szarego” słuchacza mogą być jednak bardziej przystępni niż jednak dość często trudna muzyka Howarda Shore’a, chociażby ze względu na to, że to głównie zorkiestrowany rock. Dyrygent Phillip Kaufmann rozpływał się nad tą ścieżką w superlatywach, co wśród niektórych fanów muzyki filmowej zapewne wzbudziłoby salwy śmiechu (zwłaszcza tych, którzy za stylem Zimmera zdecydowanie nie przepadają).

Nie oceniając samej muzyki, która jest sama w sobie kontrowersyjna i była przedmiotem wielu mniej lub bardziej skrajnych recenzji, trzeba powiedzieć, że na czwartym FMF, Piraci z Karaibów wypadli najgorzej. Sam pomysł wykonywania muzyki pod sam film należy chwalić, ponieważ chyba nie ma lepszego sposobu, by wypromować muzykę filmową jako gatunek niż właśnie grać ją w macierzystym kontekście, ale nie wiem czy właśnie ta trylogia, a zwłaszcza jej pierwsza część, to najlepsze przykłady zgrania z filmem. Problemem okazało się jednak samo wykonanie i to nawet pod względem technicznym. Zwykle zupełnie profesjonalne, a nawet bardziej emocjonalne niż w przypadku nagrania filmowego (tu nie ma co się oszukiwać, ale trzeba pamiętać, że ostatnie poprawki do partytury wnoszono jeszcze w dzień premiery filmu, tak przynajmniej twierdzi Hans Zimmer), jednak w późniejszych momentach filmu, gdzie jest dużo akcji (która może banalna kompozycyjnie, wykonawczo jest bardzo ciężka), synchronizacja orkiestry wypadła źle. Perkusja i dęte blaszane się rozjeżdżały. Nie znaczy jednak to, że cały czas było źle. Utwory takie jak The Medallion Calls czy Barbossa Is Hungry wypadły znakomicie a Swords Crossed nawet lepiej niż oryginał. Koncert też pokazał jak słaby i nudny materiał (najsłabszy z całego filmu!) wybrano do suity z napisów końcowych. Sam underscore.

Wiele osób oczywiście nie zrozumiało intencji tego koncertu i potraktowało go jako nic innego tylko wyprawę do kina, którym stała się dla odmiany hala ocynowni huty ArcelorMittal. Zaraz po końcu filmu (mimo, że można było się rzecz jasna spodziewać, że suita z napisów końcowych, a raczej po prostu montaż utworów wcześniejszych będzie zagrany przez orkiestrę) wychodzili z filmu, co było cokolwiek niefortunne. To, pojedyncze, ale zwracające niestety uwagę, błędy i sama muzyka uczyniła koncert Piratów z Karaibów najgorszym na całym festiwalu. Nie pomógł także fakt, że Klaus Badelt nie mógł być w ogóle na festiwalu i jedyne, co przedstawił to krótkie wideo dziękujące za zagranie „jego” muzyki.

4th Film Music Festival in Cracow – Pirates of…

Najnowsze artykuły

Komentarze