Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

3 Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie – Dzień 2

Łukasz Wudarski | 21-04-2022 r.

Drugi dzień III Festiwalu Muzyki Filmowej dla każdego fana soundtracków, był po brzegi wypełniony atrakcjami. Niemal przez cały dzień coś się działo, ilość imprez byłą tak duża, że nasza redakcja miała poważne trudności ze spokojnym zjedzeniem obiadu… Ale czasem warto chodzić głodnym, jeśli do czynienia mamy z takimi wydarzeniami.

10.00 – Akademia Festiwalowa – Praca nad Soundtrackiem – Pawilon Wyspiańskiego Plac Wszystkich Świętych 2

Drugi dzień III Festiwalu Muzyki Filmowej zaczął się już o godzinie 10 kolejną Akademią Festiwalową, tym razem poświęconą pracy nad soundtrackiem. Dyskusja prowadzona była przez znanego wszystkim fanom muzyki filmowej założyciela wytwórni Varèse Sarabande Roberta Townsona, któremu partnerowali: Benjamin Wallfisch (kompozytor, dyrygent z Wielkiej Brytanii), Bartosz Chajdecki (kompozytor), Nancy Knutsen (przedstawicielka ASCAP), Dan Goldwasser (Soundtrack.net), Anna Malarowska (związana z Akson Studio), Michał Woźniak (RMF Classic), oraz Adam Krysiński z Soundtracks.pl. W większości był to nieco reklamowy monolog Townsona, który dopiero pod koniec dopuścił pozostałych do dyskusji pozwalając trochę opowiedzieć także o naszych rodzimych realiach. Niemniej jednak chyba każdy miłośnik muzyki filmowej znalazł w tej dyskusji coś dla siebie. Nam w pamięć zapadła szczególnie anegdotka opowiedziana przez Nancy Knutsen. Historyjka dotyczyła początków kariery Marca Streitenfelda. Okazało się bowiem, że zanim Streitenfeld zaczął pomagać Zimmerowi w pisaniu muzyki (o samodzielnym tworzeniu już nawet nie będę wspominał) w studiu RCP pełnił zupełnie inną funkcję (kto wie może bardziej nawet odpowiedzialną…)? Do jego obowiązków należało bowiem kierowanie pojazdami swego szefa. Nasza redakcja po usłyszeniu tejże ploteczki zaczęła się tylko zastanawiać czy dobrym kierowcą był twórca oprawy muzycznej do najnowszego Robin Hooda, skoro Hans Zimmer zaproponował mu posadę pomagiera? Być może nigdy się tego nie dowiemy.

Po zakończeniu spotkania napięty program zmusił redakcję FilmMusic.pl do podziału na dwie grupy. Redaktor Stroiński został na warsztacie z Shigeru Umebayashim, podczas gdy cała reszta udała się na długo wyczekiwane spotkanie z Tanem Dunem – największym gawędziarzem goszczącym na tegorocznym FMF.

12.30 – Shigeru Umebayashi – warsztat kompozytora – Pawilon Wyspiańskiego Plac Wszystkich Świętych 2

Prowadzony przez Umebayashiego warsztat przypominał luźną rozmowę nadzorowaną przez przedstawicieli internetowego radia Streaming SoundTracks. Artysta skupił się przede wszystkim na początkach kariery i swoich rockowych korzeniach, które umożliwiły mu sformowanie swojego indywidualnego stylu. Podobnie jak wielu twórców filmowych Umebayashi również nie lubi występować na żywo. Być może właśnie dlatego łatwiej kryć mu się za obrazami. Mówiąc o metodzie komponowania zwrócił szczególną uwagę na konieczność dokładnego wgryzienia się w scenariusz, bowiem tylko dokładne przetrawianie tekstu daje odpowiednią inspirację do poszukiwań właściwych muzycznych pędzli, którymi odmalować można właściwe stany emocjonalne. Warsztat skończyła degustacja sushi, którą czujnym okiem zarejestrowały aparaty fotoreporterów.


Fot.Jarosława Hermata

14.00 spotkanie z Tanem Dunem – Gazeta Caffe ul Bracka 14

W tym samym czasie gdy Umebayashi prowadził swój warsztat, kilka przecznic dalej, w Gazeta Cafe na Brackiej, odbywało się spotkanie z opromienionym wspaniałym koncertem dnia poprzedniego, Tanem Dunem. Dun już w zeszłym roku pokazał, że nie tylko jest świetnym i nietuzinkowym kompozytorem, ale także potrafi w sposób mądry i bardzo filozoficzny omawiać swoje dzieła. Nieinaczej było i tym razem. Ponieważ wszyscy zebrani wciąż byli oczarowani tym, co wczoraj usłyszeli podczas (najlepszego moim zdaniem koncertu całego III FMF) także i kompozytor nawiązał do niego. Chwalił zjawiskową improwizację Możdżera, a także nie mógł się nadziwić cudownemu klimatowi hali ocynowni elektrolitycznej, w której jego muzyka zyskała tak intrygującą oprawę wizualną. Tan Dun szczególnie dokładnie opowiedział o historii powstawania YouTube Symphony, która została skomponowana na zamówienie najpopularniejszego serwisu wymiany plikami filmowymi. Dun komponując stanął przed sporym wyzwaniem. Wytyczne koncernu były bowiem oględnie mówiąc frapujące. Po pierwsze nie całość nie mogła być za długa, po drugie miała zawierać jakiś znany motyw, po trzecie wreszcie musiała być na tyle rozpoznawalna, aby mogła na dłużej wpaść w ucho. Dunowi udało się z tego zadania wybrnąć doskonale. Stworzył bowiem kompozycję mającą strukturę symfonii, w której pojawiają się zarówno symboliczne nawiązania do miejskiego zgiełku (który jest takim muzycznym obrazem współczesnego świata), poprzez odniesienia do znanego klasycznego motywu (przetworzona Eroica, rytmy zapożyczone od Czajkowskiego), aż po chwytliwą nutę głównego tematu.

Tan Dun nie tylko jednak skupił się na tym jednym utworze. W niezwykle ciekawy sposób opowiadał o wolnej woli kompozytora, o przeciwstawianiu się myśleniu tradycjonalistów skupionych wokół konserwatoriów muzycznych, a także o swojej filozofii muzyki, opartej o mariaż muzyki symfonicznej, klasycznej i muzyki organicznej. Całe spotkanie prowadzone było w luźnej, żywiołowej atmosferze, do której przyzwyczaił nas kompozytor. Apogeum twórca osiągnął w momencie, gdy z konferencji uczynił prawdziwie multimedialny spektakl. Opowiadając o swojej muzyce, która łączy kultury, w pewnym momencie wyjął iPhone’a i odtworzył zeń przedziwny utwór napisany wspólnie z Quincy Jonesem, będący mieszanką rocka, popu, muzyki organicznej z tradycyjną muzyką chińską. Utwór został stworzony na otwarcie Expo 2010. Zapewne konferencja mogłaby trwać znacznie dłużej, niestety kompozytor spieszył się na samolot, który miał powiózł go do Szanghaju.


Tan Dun prezentujący iPhonem swoje kompozycje

13.00, 15.00, 18.00 – Disney – Królestwo Muzyki – muzyka Alana Menkena Kijów.Centrum

Na koncertach skierowanych do najmłodszych pojawili się i nasi reprezentanci (zjawiliśmy się tam o godzinie 18.00). Cieszy niezwykle pomysł edukowania najmłodszych w dziedzinie muzyki symfonicznej. Próby oswajania dzieci z muzyką trudniejszą niż zestaw sztampowych przedszkolnych hitów powstałych jeszcze w czasach Ciotki Klotki i Pana Tika-Taka. Kino Kijów. Centrum szczelnie wypełniła publiczność złożona z maluchów i ich rodziców. Na scenie, czekała gotowa już do występu Orkiestra Akademii Beethovenowskiej i Akademicki Chór Politechniki Śląskiej w Gliwicach, pod batutą Michała Dworzyńskiego. Prowadzący zapowiedzieli występ, nakreślili program, wyjaśnili pojęcie uwertura i wspomnieli o tym, że Natalia Kukulska, z powodów złego samopoczucia nie może niestety wystąpić w tym ostatnim koncercie. Gdy tylko prezenterzy skończyli, muzycy rozpoczęli swój show. Od razu dała się słyszeć dobra akustyka miejsca, a także zadziwiająco ścisłe dopasowanie muzyki do wyświetlanych na dużym ekranie fragmentów klasycznych disneyowskich animacji. Niestety nie dało się ukryć pewnych błędów w wykonaniu (szczególnie słyszalnych w sekcji dętej), nie były to jednak problemy na tyle poważne, by mogły zdyskredytować koncert.

Bardzo ważny element spektaklu stanowiły też piosenki, wykonywane przez Kubę Molędę, Karolinę Trębacz i Łukasza Dziedzica. Niestety także i tu pojawiły się pewne kiksy. O ile np. „Under The Sea” z Małej Syrenki, czy też „Go The Distance” z Herculesa wypadły świetnie (oczywiście w polskiej wersji), tak dla przykładu „Colors Of The Wind” (Pocahontas) raziło sztucznością. Jednakże wspomniane przeze mnie problemy, dotyczące zarówno sfery wykonawczej jak i nierównego śpiewu, dla żywiołowej dziecięcej publiczności były niezauważalne.

Chociaż koncert Disney – Królestwo Muzyki nie był jakimś wielkim przeżyciem dla nas jako redaktorów portalu, to jednak uczciwie trzeba przyznać, że pomysł tego typu imprez jest świetny i z pewnością warto go kultywować i rozwijać w trakcie przyszłych edycji Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie. Takie bowiem wydarzenia to wspaniała edukacja młodych ludzi, przyszłych odbiorców muzyki symfonicznej i filmowej, ludzi od których zależeć będzie przyszłość naszej branży.

21.00 – Latające sztylety: Shigeru Umebayashi – Hala Ocynowni elektrolitycznej Arcelor Mittal Poland

Kulminacją drugiego dnia III Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie był koncert japońskiego kompozytora Shigeru Umebayashi’ego. Jadąc na imprezę zastanawialiśmy się wspólnie, co zaprezentuje nam Orkiestra Aukso pod dyrekcją Benjamina Wallfisha, światowej sławy dyrygenta, znanego m.in. z orkiestracji oscarowej partytury Dario Marianellego do filmu Pokuta. O ile bowiem zarówno koncert Tana Duna, jak i sobotni pokaz Władcy Pierścieni z muzyką na żywo, nie były dla nas zagadką (zeszły festiwal wrobił w nas jakiś ogląd), o tyle tutaj zupełnie nie wiedzieliśmy co otrzymamy.

A co otrzymaliśmy? Bardzo intymną muzykę, będącą obiektywną wyimkiem dyskografii Umebaysahiego. Człowieka który chociaż deklaruje się jako twórca o korzeniach rockowych, to jednak w muzyce filmowej jest zaskakującym tradycjonalistą, co dobitnie potwierdził koncert.

Występ rozpoczął się od elegijnej trąbki, która wygrała początek wyrazistego tematu z 2046 Wong Kar-Waia. Ten bardzo europejski temat w pochodzącej z czasów PRL-u hali ocynowni, nabrał jakiegoś takiego dodatkowego znaczenia, niemalże metafizycznego, które jednak nie utrzymało się do końca. Orkiestra pod dyrekcją Wallfisha zaprezentowała najważniejsze tematy skomponowane przez Umebayshiego do filmów z całego świata. Niestety to co dało się odczuć (mimo starannie dobranego repertuaru) to pewna monotonia tej muzyki, muzyki która niemal cały czas grała na podobnych emocjach, stosując wciąż te same chwyty. Jak na taki koncert było to nużące. Nawet długo wyczekiwana suita z filmu Dom Latających Sztyletów okazała się być pewnym zawodem. To co bowiem zaprezentowała orkiestra okazało się wcale nie być najciekawszym materiałem muzycznym znanym z płyty (szczególnie szkoda tego co wyróżnia Umebayshiego od innych twórców azjatyckich czyli ciekawego rozumienia elektroniki, której w Krakowie zupełnie nie usłyszeliśmy).

Na całe szczęście dostaliśmy kilka naprawdę świetnych motywów z A Single Man (jako że byłem świeżo po lekturze filmu, wywarły one na mnie duże wrażenie), mogliśmy też podziwiać piękny, zjawiskowy głos Ewy Małas Godlewskiej, która brawurowo wykonała śliczną pieśń z Domu Latających Sztyletów, dostaliśmy wreszcie na samo zakończenie, cudowny temat z serbskiego filmu Tears for Sale. To głównie ten morriconowski motyw, z wyrazistą trąbką i bogatym chórem zamazywał nieco (choć z pewnością nie do końca) wrażenie nikłej różnorodności prezentowanej muzyki.

Także jeśli chodzi o realizacje tym razem zdarzyło się kilka wpadek. O ile należy pochwalić starannie dopasowane prezentacje (w wielu miejscach idealnie synchronizowały się z obrazem), to jednak należy dostrzec, że kilka razy realizatorzy pomylili się, jeśli chodzi o umieszczenie odpowiedniego tytułu filmu na telebimach (i tak gdy orkiestra grała jeszcze Dom Latających sztyletów, telebim informował nas o tym, że wykonywana jest muzyka z Cesarzowej – być może było to spowodowane nieprzewidzianymi przerwami wynikłymi z żywego aplauzu, który skonfundował realizatorów). Skuchę zaliczyli też prowadzący. Nie tylko nie błyszczeli dowcipem (żart raczej utrzymany był w tonie słodko-pierdzących dykteryjek serwowanych nam przez Karola Strasburgera), ale i zdarzyło im się pomylić moment wyjścia, co było dowodem na ich skrajną nieuwagę…

Chcąc jakoś tak bez uprzedzeń spojrzeć na koncert Shigeru Umebeyashi’ego należy zauważyć, że był to udany występ, który jednak nie porwał niczym publiczności. Ot solidne rzemiosło, z kilkoma przebłyskami (Zhou YU’s Train, A Single Man, Tears for Sale), przebłyskami które każą mi domniemywać, że Shigeru Umebayashi może nas jeszcze zaskoczyć. Pozytywnie.

Współpraca przy pisaniu artykuły: Michał Turkowski i Paweł Stroiński


Fot. Jarosław Hermata

Najnowsze artykuły

Komentarze