Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Hans Zimmer

Days of Thunder – edycja kompletna (Szybki jak błyskawica)

(1990/2013)
-,-
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 13-01-2014 r.

Problem polegał na tym, że zaczęliśmy zdjęcia bez scenariusza. Tom był już w ekipie, kiedy przyszedłem, i powiedzieli mi: „Może usiąść za kółkiem samochodu wyścigowego, zapalić papierosa i zarobimy krocie”. Tak właśnie podeszliśmy do tego projektu. Robert Towne pisał w nocy sceny, które kręciliśmy następnego ranka. To było niebezpieczne, ale naprawdę myśleliśmy: „Patrz! Masz wyścigi i Toma Cruise’a!”. Z tym, że zawsze trzeba mieć scenariusz i główną postać, a my nie mieliśmy.

Tak właśnie reżyser Tony Scott wspominał współpracę nad Szybkim jak błyskawicą, które krytycy (chyba wszyscy poza Rogerem Ebertem) wyśmiali jako
Top Gun za kółkiem. Dostrzegła to nawet ekipa, która nosiła koszulki z napisem Top Car. Sam pomysł na film o kierowcy wyścigowym wyszedł od gwiazdy filmu, Toma Cruise’a, który został zaliczony w poczet współtwórców fabuły. Autorem większości ostatecznej wersji scenariusza został Robert Towne (prócz tego powstało osiem dodatkowych wariantów które pod nadzorem aktora stworzyli Donald Moffat i Warren Skaaren) Fascynacja Cruise’a wyścigami NASCAR zaczęła się podczas powstawania Koloru pieniędzy Martina Scorsese , kiedy Paul Newman zabrał młodszego kolegę na tor Daytona. W końcu Paramount zgodził się na zdjęcia, a reżyserię zlecono Tony’emu Scottowi. Twórca miał już za sobą sukces Top Gun, które uratowało mu karierę po Zagadce nieśmiertelności, oraz drugiego Gliniarza z Beverly Hills. Obsadę filmu uzupełnili Robert Duvall w znakomitej wprost roli projektanta samochodowego i trenera, Michael Rooker i Cary Elwes jako jego rywale, oraz (na wyraźne życzenie Cruise’a po obejrzeniu przez niego Martwej ciszy) Nicole Kidman w roli zajmującej się Tricklem po wypadku neurolog, a następnie jego ukochanej. Jest to kolejna (po rzeczonym Top Gun, Kolorze pieniędzy czy Koktajlu) historia młodego aroganckiego geniusza, który, by zrealizować swój potencjał, musi nauczyć się pokory pod opieką starszego mentora.

Jako, że reżyserem był Tony Scott, a producentami Jerry Bruckheimer i Don Simpson, można by sobie wyobrażać, że wybór kompozytora był oczywisty – Harold Faltermeyer. To on w dużej mierze stworzył charakterystyczne motywy z filmów akcji lat 80-tych, by wspomnieć tylko o słynnym Axel F. czy Anthemie z Top Gun. Faltermeyer jednak był nieosiągalny, akurat wrócił do swego ojczystego kraju, by po sukcesie Tango i Cash zająć się rodziną. Wtedy na horyzoncie pojawił się inny Niemiec. Sam Hans Zimmer opowiada, że po Świecie na uboczu reżyser poprosił go o zilustrowanie Odwetu, jednak nie zgodziło się na to studio. Za zaangażowaniem go do Szybkiego jak błyskawica stały trzy osoby: Faltermeyer, Ridley Scott, starszy brat Tony’ego, oraz zachwycony Rain Manem Tom Cruise. Współpraca ta była długotrwała, bowiem dziesięć lat później niemiecki twórca został zaangażowany do drugiej części Mission: Impossible, a trzy lata później znalazł się w ekipie tworzącej Ostatniego samuraja. Tym, co zachęciło kompozytora do wzięcia projektu, była możliwość współpracy z młodszym z braci Scott, a także udział Jeffa Becka, który zgodził się zagrać gitarowe solówki do ścieżki dźwiękowej („Jest Jeff Beck i są inni” – powiedział kompozytor w wywiadzie udzielonym dziewięc lat po premierze). Zimmer wspomniał w jednym z niedawnych wywiadów, że przyjechał wtedy do Daytony, by poznać producentów. Tymczasem Bruckheimer i Simpson (który sam zagrał małą rólkę w filmie, choć część jego udziału została wycięta w montażu) powiedzieli mu, że trzeba działać szybko i zarządzili natychmiastowe wybudowanie mu studia na planie. „Przyjechałem z jedną koszulą, a spędziłem tam trzy miesiące!”)- wspomina Zimmer. Warto dodać, że podczas powstawania muzyki do filmu Zimmer nawiązał współpracę z Billym Idolem, z którym napisał razem utwór The Last Note of Freedom. Piosenkę tę (na osobistą prośbę Cruise’a) wykonał następnie David Coverdale z zespołu Whitesnake

Ścieżka Zimmera doczekała się oficjalnego wydania dopiero 23 lata po premierze filmu, choć zyskała status kultowej. Jedynie Building the Car znalazło się na singlu z piosenką Coverdale’a. Pojawił się oczywiście bootleg, ale nie zawierał muzyki ze sceny ostatniego wyścigu, którą, co wiadomo półoficjalnie, napisał Mark Mancina. Dopiero w 2013 roku wytwórni La-La Land Records udało się wydać tę ścieżkę, razem z oczekiwanym utworem z finału, piosenką oraz kilkoma utworami w alternatywnych wersjach, a także książeczką autorstwa Tima Grievinga. Recenzję bootlega można znaleźć tutaj. Przedmiotem niniejszego tekstu będzie natomiast edycja najnowsza.

Ścieżkę rozpoczyna zapowiadający wszystkie główne tematy Days of Thunder (Main Title). Utwór ten stanowi niejako połączenie dźwięków rodem z Wożąc panią Daisy oraz motywu głównego z Rydwanów ognia Vangelisa. Można tu spostrzec przede wszystkim specyficzne wykorzystanie elektroniki, na co zwrócił uwagę Tim Greiving. Pod względem funkcjonalności motyw główny można porównać z legendarnym już Anthemem Harolda Faltermeyera z Top Gun. Oba filmy zaczynają się bardzo podobnie – kamera pokazuje przygotowania do startu (tam samolotu z lotniskowca, tutaj wyścigu NASCAR). Podobieństwa te mają nie tylko charakter znaczeniowy i muzyczny, ale i wizualny, łącznie z lekko drżącą kamerą. Na tle tych ujęć widzimy napisy początkowe filmu. W ten sposób Zimmer zapowiada brzmienie całej ścieżki – od wykorzystania elektroniki po elementy rockowe, zwłaszcza gitarę Jeffa Becka.

Podobieństwa do Wożąc panią Daisy zapowiadają, że ścieżka będzie łączyła ze sobą dwa światy. Pierwszy z nich powiązany jest, jak słusznie zauważa autor książeczki, z elektronicznymi ścieżkami Niemca do filmów obyczajowych (Rain Man, Pani Daisy, czy, później, Zielona karta, a nawet częściowo Thelma i Louise). Niektóre z motywów bardziej „psychologicznych”, bo o czystej psychologii w filmie Scotta mowy być oczywiście nie może przy takim procesie powstawania filmu, czerpią zresztą z innych ścieżek. Prosty motyw pojawiający się pod koniec drugiego utworu (po wypadku Cole’a), jest bardzo podobny do tematu Sugaia z Czarnego deszczu,
zachowując przy tym jego powagę przy dużo mniej mrocznym charakterze. Nie można tu jednak mówić o wtórności, jest to raczej przedłużenie pewnych elementów brzmienia, które kształtowało styl kompozytora na początku jego samodzielnej kariery w Hollywood.


Car Building. Delikatny początek całej sekwencji, bardzo subtelnie się rozwijającej nie tylko dzięki muzyce Zimmera, ale i znakomitemu aktorstwu Roberta Duvalla, prowadzi do jednego z pierwszych anthemów wtedy, kiedy one były jeszcze novum i nie zdominowały muzyki filmowej, co nastąpiło dopiero po Gladiatorze i Piratach z Karaibów. Właśnie to anthemowe brzmienie, jakbyśmy chcieli dziś powiedzieć, jest drugim światem ścieżki Zimmera. Tego typu tematyka dominuje w sportowej, inspiracyjnej, części filmu i partytury. Pierwszy raz w pełni słychać to w bardzo dobrym Darlington< - Cole Wins, opartym na jednym z tematów piosenki The Last Note of Freedom, Szkoda, że nie stał się on niestety pełnoprawnym tematem wyścigu, jest naprawdę dobry. Dochodzą tu jeszcze pojawiające się czasem smyczki. Cały ten rockowy utwór, którego nie można nazwać czysto instrumentalnym ze względu na jego dostosowanie do montażu sekwencji wyścigowej, prowadzi przy stałym rytmie do wprost cudownego gitarowego wykonania głównego tematu, które wprost kipi entuzjazmem wobec pierwszego w karierze zwycięstwa głównego bohatera.

O ile to zapewne muzyka wyścigowa była powodem zyskania przez tę ścieżkę miana kultowej, to dźwięków typu Darlington – Cole Wins wbrew pozorom zbyt wiele w całości nie uświadczymy. Pojawia się ona jedynie w utworze następnym (po perkusyjnie świetnym Daytona Race) oraz później, w Last Race. Wyścig, który zmienia życie młodego rajdowca, prowadzi do tragicznej kolizji. Niestety sama, skądinąd wizualnie przepiękna, scena wypadku, to szansa ilustracyjnie przez Zimmera zmarnowana – zwłaszcza, jeśli porównamy to z 23 lata późniejszą sekwencją z Wyścigu Rona Howarda. Niebezpieczeństwo tego, co się wydarzyło, w żaden sposób nie zostało przez kompozytora podkreślone (choć już co innego należy powiedzieć o The Hospital, świetnie budującym napięcie, a z drugiej strony w delikatny sposób w drugiej połowie ilustrujące zagubienie postaci, bardziej jeszcze podkreślone w wersji alternatywnej). Prosty dysonans jest tu mocno rozczarowujący, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę Nurburgring z późniejszej ścieżki, gdzie kompozytorowi udało się zilustrować zarówno nadchodzącą tragedię bohatera, jak i jego wściekłość, która doprowadza do przyspieszenia. Pod tym względem w ogóle porównanie obu ścieżek wygląda bardzo ciekawe.

Nim jednak tego porównania dokonamy, warto zwrócić uwagę na cudnej urody temat, jaki Hans Zimmer napisał dla rodzącego się uczucia między Colem a Claire. Jest to jeden z jego ładniejszych motywów, który dodatkowo dużo zyskuje na delikatnie rockowej aranżacji. Pojawiająca się w drugiej części Rental Car Chase ilustracja wyścigu o to, kto będzie prowadził samochód, została ostatecznie zastąpiona piosenką. Szkoda trochę, że nie wycięto Wheelchair Chase, choć trzeba powiedzieć, że alternatywna wersja tego utworu jest dużo gorsza. Claire Arrives at Her Apartment, z początku wprost adaptująca brzmienie Wożąc panią Daisy, staje się świetną rockową aranżacją melodii Rental Car Chase. Jest to jeden z wprost najprzyjemniejszych utworów, zarówno w filmie, jak i na płycie.

Po scenach ukazujących początki uczucia obojga bohaterów, ścieżka staje się dużo
mroczniejsza. Ilustracje wyścigów stają się dużo mniej inspirujące, zawierają w sobie o wiele więcej napięcia (elektronika w Wheeler/Cole Smashes). Tutaj w szczególności ciekawie wypada porównanie z późniejszym Wyścigiem. Muzyka w filmie Rona Howarda jest dużo sroższa i poważniejsza od samego początku, chociaż trzeba powiedzieć, że tam postaci nie są tak naiwne jak młody Cole. Mroczniejsza ilustracja późniejszych wyścigów w Szybkim jak błyskawica bierze się ze zrozumienia przez kompozytora psychiki postaci. Wypadek stanowi traumę, z której Cole musi się wyleczyć, by móc jeździć na takim samym poziomie, jak wcześniej. Film z 2013 roku od początku stawia na pokazanie, jak niebezpieczne były wyścigi Formuły 1 w latach 70., więc poważny charakter muzyki,
powoli włączający budowanie napięcia jest zrozumiały. Osobiście jednak skłaniam się ku dojrzalszej pod każdym względem (tematycznym, ilustracyjnym, także technicznym) późniejszej ilustracji, choć tak naprawdę ocena, zarówno, jak sądzę, obiektywna, jak i subiektywna jest i musi być podobna. Oba filmy są bardzo różne, a łączy je tylko, oczywiście, tematyka wyścigów samochodowych (nawet klasyfikacja sportowa jest tu odmienna). Odwołanie się do wcześniejszej ścieżki jest zrozumiałe. Rock wprost idealnie pasuje do wyścigów, co kompozytor udowodnił dwukrotnie w bardzo przekonujący sposób.

Każdy poważany film sportowy, niezależnie od tego, czy posiada właściwy scenariusz, czy nie, musi się skończyć tym, co tygrysy lubią najbardziej: ostateczną rywalizacją. Może być to finał rozgrywek, lub – jak tutaj – upragniony przez bohatera wyścig Daytona (powiązany bezpośrednio z jego traumą, co jest świetnym, choć oczywistym, zabiegiem). Za The Last Race przynajmniej w dużej części odpowiada Mark Mancina, wtedy wchodzący do RCP były keyboardzista zespołu Yes. Ponad dziesięciominutowy utwór kipi tym, co w muzyce do kina sportowego najlepsze – optymizmem i entuzjazmem, a wyróżnia się idealnie pasującym do wybranej dyscypliny rockowym pazurem. Między tym utworem a wcześniejszymi widoczna jest pewna różnica w brzmieniu syntezatorów, za które zapewne odpowiadał John van Tongeren. Wynika ona głównie z faktu, że Mancina i van Tongeren pracowali osobno. Znakomity, ekscytujący przebój, który mógłby stać się współczesnym klasykiem, gdybyśmy nie poznali go dopiero 23lata po premierze filmu. Niestety, żaden bootleg tego utworu zawierał. Być może był gdzieś ukryty w zakamarkach komputera Zimmera. Godny uwagi jest zwłaszcza temat będący przeróbką Car Building, jednocześnie przy tym zapowiadający Twierdzę. Ilustrująca zwycięstwo wersja głównego tematu w swej harmonii przepowiada triumfalne fragmenty K2, nad którym Mancina jednak nie pracował. Może więc Zimmer miał tu większy wpływ, niż nam się wydaje?

Właściwą ścieżkę kończy świetny kawałek Coverdale’a oparty na kilku tematach Zimmera (głównym, Car Building i Darlington – Cole Wins). Wiele więcej poza pochwałą powiedzieć się nie da. Trzeba niestety dodać, że dość nieudolny montaż wpłynął fatalnie na efekt końcowy. Widać to głównie w przejściach związanych z trzecią melodią. Resztę płyty stanowią wersje alternatywne, z których najciekawsze są The Hospital (wzmacnia niepokój) i Claire Arrives at Her Apartment (zamiast tematu miłosnego otrzymujemy temat główny w takim samym rockowym aranżu). Ostatnim utworem jest instrumentalna wersja piosenki z małym bonusem na końcu.

Przyznam, że nie należałem nigdy do wielkich fanów tej ścieżki. Nie przekonywała mnie do końca i powodem ku temu nie była wcale wyrażana wielokrotnie niechęć samego kompozytora (Ludzie pytają mnie, dlaczego nie wydałem dobrej muzyki z Szybkiego jak błyskawica… Odpowiedź brzmi: ponieważ tam nie ma dobrej muzyki!). Niechęć ta jest zresztą bardzo zastanawiająca, biorąc pod uwagę, że Zimmer brał udział w produkcji tej edycji. Wydanie La La Land zmieniło moją opinię, w dużej mierze dzięki temu, że wszelkie problemy strukturalne, jakie miałem z tą ścieżką, zostały rozwiązane przez The Last Race. Pomogło mi również ponowne obejrzenie filmu, które ujawniło głębię drugiej połowy partytury. Nie można jednak, jakby chcieli niektórzy nostalgicznie nastawieni fani kompozytora, mówić, że jest to ścieżka genialna. Zimmer zmarnował na pewno dramaturgiczną okazję, jaką dawała mu sekwencja wypadku. Wheelchair Chase jest trochę zbyt dosłownie komediowe, by być dobrym utworem (choć wersja filmowa i tak wypada dużo lepiej od pseudo-reggae, jakim jest zawarta na recenzowanej płycie alternatywna propozycja). Co by tu jednak nie mówić, Szybki jak błyskawica to muzyka dynamiczna, ekscytująca, pełna optymizmu, czasem delikatnie poruszająca i ze świetnymi tematami. Nie jest to Cienka czerwona linia, ale zabawę gwarantuje wprost przednią.

19 sierpnia 2012 roku Tony Scott zmarł śmiercią samobójczą. Wytwórnia La-La Land Records zadedykowała tę płytę jego pamięci. Niniejszym tekstem przyłączam się do tej dedykacji.

Najnowsze recenzje

Komentarze