Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Claude-Michel Schönberg

Misérables, Les (Nędznicy) [2012]

(2012)
-,-
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 12-03-2013 r.

Na samym wstępie chciałbym parę rzeczy wyjaśnić. Przede wszystkim, nie przepadam za musicalami! Nie podobało mi się Chicago, które ktoś w jednej recenzji porównał do „smacznego cukierka”. Bardziej by mi pasowało porównanie do kleistej żelki, która co chwila przykleja się do podniebienia. Nie podobało mi się Moulin Rouge, The Phantom of the Opera, a o Mamma Mia wolę nawet nie wspominać. Nie jestem zwolennikiem, kiedy aktorzy zamiast wyrażać normalnie swoich kwestii i ekspresji zaczynają śpiewać, wykonywać przy tym różne układy choreograficzne. Najmniej może mi to przeszkadzało w klasycznych filmach rysunkowych, szczególnie tych od Disneya. Ale nie będę też ukrywał, że nie płaczę przy wielu współczesnych animacjach, za brakiem dawnej musicalowej formy. I właśnie ja zamierzam zrecenzować soundtrack do Les Misérables, będącego adaptacją słynnego przedstawienia scenicznego autorstwa Claude`a-Michela Schönberga z 1980 roku.

Już się domyślam co większość osób, po tym moim stanowczym wstępie, teraz sobie myśli. „Jak osoba uprzedzona do filmowych musicali może zając się recenzją soundtracku do jednego z nich?” I w sumie te zarzuty byłyby jak najbardziej uzasadnione. Przy czym z Les Misérables mam ten „problem”, że choć przez cały czas aktorzy śpiewają, to niesamowicie mi się ten film podoba. Co więcej, z kina wyszedłem pod tak wielkim wrażeniem, że nawet później jeszcze raz na kolejny seans się wybrałem. W tym momencie z kolei wielu czytelników może pomyśleć: „Autor jest emocjonalnie związany z tym filmem, a więc jego recenzja nie będzie w pełni obiektywna i profesjonalna”. I z tym zarzutem też mogę się zgodzić. Mogę jeszcze dodać, odnośnie swoich kompetencji, że osoby, które miały okazję poznać mój talent wokalny, do dziś starają się zapomnieć to traumatyczne przeżycie. Zatem zdawać by się mogło, że jestem najmniej odpowiednią osobą do zrecenzowania tej płyty. Jednak strony skoro ten film, ta muzyka potrafiła przekonać osobę niechętną do gatunku, to znaczy, że coś w niej jest. I chciałbym się swoimi spostrzeżeniami i uwagami podzielić, nawet jeżeli więcej w nich będzie emocji niż chłodnej analizy.

Film Toma Hoopera, który jak wspomniałem jest adaptacją słynnego musicalu (a ten znowu oparty jest na słynnym dziele Victora Hugo Nędznicy) ma naprawdę prawo się podobać. Perfekcyjnie odwzorowana XIX.-wieczna Francja z całą uliczną biedotą. Scenografie, kostiumy, charakteryzacje, to wszystko robi wrażenie i na pewno wpłynęło na mój pozytywny odbiór. Wielką rolę odegrała też naszpikowana bardzo dobrymi aktorami obsada, która w pełni pokazują swój kunszt. Nie będę ukrywał, że jej część szczególnie cenię i lubię, co też wpłynęło znacząco na wielce subiektywną ocenę końcową filmu. Jednak nie należy zapominać o całej historii stworzonej przez Hugo, która nie tylko jest wciągająca, ale również piękna i wzruszająca. I może właśnie największa siła leży w dziele francuskiego pisarza? Zresztą jego inną pracę też w musicalowej formie przeniesionej na ekran, tym razem z pomocą animacji, czyli The Hunchback of Notre Dame (Dzwonnik z Notre Dame) Disneya, również wysoko cenię. Może po prostu dzieła Victora Hugo stworzone są, aby tworzyć z nich wielkie i poruszające filmy, w tym i musicale?

Jak już wspomniałem, cały film jest oparty na pracy Claude`a-Michela Schönberga z 1980 roku. Tak też, wyłączając nowo napisaną piosenkę Suddenly, wszystkie songi są nową interpretacją dobrze już znanych utworów. Zatem zamiast oczekiwać czegoś nowego, bardziej należy się skupić na tym, jak aktorzy poradzili sobie z wyzwaniem i jak też ich podejście i umiejętności wokalne wypadły. A jest naprawdę co śpiewać. Les Misérables to w 98% film śpiewany. Każdy dialog, nawet najprostszy w stylu „Czy mógłbyś mi podaż nóż do masła?” jest wyśpiewywany. Większość obsady w tym aspekcie nie była kompletnymi nowicjuszami, co jest zrozumiałe, gdyż zatrudnienie aktorów, którzy nie potrafią śpiewać do musicalu byłoby dość kuriozalne. Odgrywający główną rolę Jeana Valjeana Hugh Jackman posiadał odpowiednie doświadczenie sceniczne, co też dobrze słychać. Amanda Seyfried udowodniła, że ma ładny głos we wspomnianej przeze mnie na początku Mamma Mia i tym razem miło było ją słuchać, zwłaszcza, że i sam repertuar o niebo lepszy. Anne Hathaway też miała już okazję śpiewać w filmie, nawet jeżeli to była tak niewymagająca produkcja jak Ella Enchanted. W przypadku Les Misérables można jednak odnieść wrażenie, jakby całe życie spędziła na scenie. Jej rola jako Fantine to jeden z mocniejszych elementów tego filmu, tak samo jak i jej niesamowite wykonanie I Dreamed a Dream, które naprawdę potrafi poruszyć do łez. W pełni zasłużony Oscar, Złoty Glob i wszystkie inne nagrody. Pozytywnie wypada też Samantha Barks jak i Eddie Remayne czy Aaron Tveit. Zaś Sasha Baron Cohen i Helena Bonham-Carter udowadniają jakże są wszechstronnymi aktorami, którym i śpiewanie niestraszne. Specjalnie na sam koniec zostawiłem Russella Crowe’a i jego interpretację Javerta, gdyż to właśnie jego umiejętności wokalne poddane były największej krytyce. Australijczyk poza grywaniem i śpiewaniem we własnych kapelach nie może się pochwalić zbyt wielkim doświadczeniem. Jednak daleki jestem od wieszania na nim psów, jak to się już w wielu recenzjach spotkałem. I to nie tylko dlatego, że jak wspomniałem, piękno mego śpiewu, mogłoby doprowadzić do zawalenia się katedry Notre Dame i niezręcznie mi jest krytykować czyjeś zdolności wokalne, ale dlatego, że mi występ Crowe’a odpowiadał. Faktycznie śpiewa większość utworów na jedną nutę, ale akurat te, które on wykonuje, zaliczam do lepszych. Posiada on zresztą całkiem przyjemny głos i choć np. Hugh Jackman jest zdecydowanie lepszym śpiewakiem od Russella Crowe, to jednak jeżeli chodzi brzmienie głosu, ten drugi zdaje się być bardziej miły dla ucha. Zresztą, nawet nie do końca perfekcyjnie śpiewający Russel Crowe, dalej posiada tyle rozsadzającej ekran charyzmy, o której wielu aktorów może tylko pomarzyć.

Można więc powiedzieć, że aktorzy bardzo dobrze, niektórzy wręcz rewelacyjnie, wywiązali się ze swojej roli, zatem nie ma pewnie już na co czekać, tylko trzeba zaopatrzyć się w soundtrack, aby móc się zachwycać raz jeszcze ich popisami wokalnymi. Tak…? Otóż nie. Niestety różnica między tym, co mamy w filmie, a tym, co otrzymujemy na płycie jest tak ogromna, jak ta między bogatymi, a biednymi we Francji XIX. wieku. Za taki stan odpowiada w dużej mierze dość nieszablonowe podejście, aby wszystkie partie śpiewane wykonywać na żywo na planie zdjęciowym, a nie, jak to normalnie się robi, w studio. Materiał muzyczny, może nie jest oryginalny, gdyż dobrze znany, ale oryginalne w każdym calu, jest jego wykonanie. Efektem czego wszystkie kreacje w filmie i wszystkie śpiewane w nim słowa stają się niezwykle wiarygodne i naturalne. Niestety zabieg ten wpływa mocno na niekorzyść materiału zawartego na płycie. Dla przykładu wszystkie partie wokalne, które Hugh Jackman wykonuje w filmie brzmią niezwykle przekonywująco i spora w tym też zasługa jego kunsztu aktorskiego. Z drugiej strony odbija się to na albumie, gdzie w utworach Jackmana brakuje melodyjności i słychać w nich więcej grania niż śpiewania. Tak też nowo napisane Suddenly wypada średnio. Gdy I Dreamed a Dream słyszymy w filmie, Anne Hathaway ukazana jest wyłącznie na bliskich kadrach, dzięki czemu sami dosłownie widzimy wszystkie emocje, wszystkie cierpienia Fantine. W obrazie ten utwór i jego wykonanie połączone z rewelacyjną grą aktorską potrafi naprawdę wstrząsnąć i wzruszyć aż poleją się strumienie łez. Na samej płycie brzmi to bardzo ładnie i niestety tylko bardzo ładnie a zatem czar pryska.

Na soundtracku w sumie bronią się Castle on a Cloud w wykonaniu młodziutkiej Isabelle Allen oraz On My Own Samanthy Barks. Ponadto warte uwagi są utwory, w których pojawia się „kontrowersyjny śpiewak” Russell Crowe. Jego Stars sprawdza się jako autonomiczny utwór, dobrze wypadają też jego duety z Hugh Jackmanem jak chociażby The Confrontation czy Look Down. Przy czym znowu, szczególnie Look Down, potrafi zrobić wielkie wrażenie, ale w filmie, kiedy towarzyszy epickiej scenie go rozpoczynającej. One Day More, które towarzyszy przygotowaniom do rewolucji wspaniale prezentuje się w okazałym obrazie, zaś na albumie spisuje się w porządku. Znowu zaznaczam, tylko „w porządku”. Atrakcyjniejszym w odbiorze albumu uczyniłoby dodanie paru czysto instrumentalnych utworów. Oczywiście 2/3 tego filmu to wokal, ale na trochę klasycznego score’u miejsca by się znalazło, zwłaszcza że za aranżację materiału Schönberga odpowiada zdobywczyni Oscara Anne Dudley. Tak niestety na albumie uświadczymy wyłącznie The Final Battle. A szkoda, gdyż muzyka, która towarzyszyła choćby scenie, w której Jean Valjean ratuje Mariusa była naprawdę zacna. Nie wspominając o świetnej suicie, która towarzyszy napisom końcowym i skupiaja wszystko to co najlepsze w Les Misérables w instrumentalnym wykonaniu.

Oczywiście nie cały materiał śpiewany, jaki znalazł się w filmie, odnajdziemy na soundtracku. Ale też jego inny dobór, nie zmieniłby znacząco odbioru płyty, która w pewnym sensie jest zawodem, a można by wręcz rzec, jest niepotrzebna. Les Misérables może się podobać, może wręcz zachwycać, ale głównie jako twór audiowizualny. Wszystkie piosenki robią prawdziwe wrażenie, dopiero kiedy widzimy, a nie tylko słyszymy jak je niezwykli aktorzy wykonują. I chyba też w tym w dużej mierze leżał mój problem z musicalami i dlaczego akurat ten tak mi się spodobał. Oglądając Les Misérables nie odczuwałem tej sztuczności, nienaturalności, jaką odczuwam oglądając różne musicale (pomijając te animowane). Tym razem nie widziałem nic dziwnego w tym, że zamiast mowy używa się śpiewu. Wszystko to zdawało się być takie naturalne, aktorzy faktycznie przed kamerami śpiewali i swoim głosem wyrażali emocje. Na płycie jednak tej naturalności, tych wszystkich emocji już tak nie odczujemy. Nie oznacza to wszak, że ów soundtrack nie nadaje się do słuchania, gdyż jego odsłuch jest zupełnie niezły. Ale jak ktoś chce przeżyć prawdziwe emocje, wbić się w wir rewolucyjny XIX. wiecznej Francji, zobaczyć niezwykłe kreacje aktorskie bardzo dobrego Hugh Jackmana, charyzmatycznego Russella Crowe’a, wspaniałej Anne Hathaway, oraz reszty zacnych aktorów i wreszcie w pełni poczuć siłę tej muzyki, to niech obejrzy film.

Najnowsze recenzje

Komentarze