Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Hans Zimmer

Dark Knight Rises, the (Mroczny rycerz powstaje)

(2012)
-,-
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 10-08-2012 r.

Po śmierci Heatha Ledgera, zaraz po ukończeniu prac nad drugą częścią Batmana, Christopher Nolan nie mógł się otrząsnąć i nie wiedział, czy nakręci kolejną odsłonę. Kiedy ogłoszono, że trzecia część planowanej trylogii jednak powstanie, po raz kolejny pojawiła się w internecie giełda czarnych charakterów, które mają pojawić się w filmie. Mówiono o Człowieku Zagadce (The Riddler), którego zagrać miałby Johnny Depp (plotkę tę rozgłosił w wywiadzie Michael Caine); wiadome było za to, że nie pojawią się takie postaci jak Pingwin, który nie pasował do konwencji wybranej przez twórcę Incepcji. Mówiono także, że Nolan nie ma zamiaru wykorzystać postaci Kobiety Kota, bo także nie pasuje do realistycznej konwencji. Okazało się jednak, że Kobieta Kot (chociaż nie jako Catwoman, tylko jako Selina Kyle) pojawi się w najnowszej części filmu, reżysera przekonał bowiem jego brat Jonathan – współscenarzysta obrazu. Głównym nemezis okazał się Bane, po części dlatego, ze tak bardzo odróżniał się od Jokera. Przez jakiś czas Aaron Eckhart miał nadzieję na powrót Harveya „Dwie twarze” Denta, ale twórca Incepcji powiedział, że postać ta na pewno nie wróci. Wątki fabularne łączą kilka komiksów, z którymi związana jest tematyka filmu – ból. Koncentracja na bólu jako na temacie doprowadziła do ważnej zmiany w postaci Bane’a, który zamiast być częścią programu Venom, musi brać bardzo mocne leki przeciwbólowe, by móc w ogóle funkcjonować. Po raz kolejny w karierze Nolana, pierwsze recenzje po prostu piały od zachwytów, zdarzyło się nawet stwierdzenie, że zakończenie jest najlepsze w historii kina. Na pewno jest to dobry film, w którym główne role odgrywają znowu Christian Bale, Michael Caine, Gary Oldman i Morgan Freeman, a dołączają do nich takie gwiazdy jak Tom Hardy w roli Bane’a (po raz drugi u Nolana, wcześniej w Incepcji), Marion Cotillard jako Miranda Tate (tak samo) oraz Joseph Gordon-Levitt jako John Blake (analogicznie jak Hardy i Cotillard). W Internecie oczywiście pojawiły się żarty, że Leonardo DiCaprio jest samotny, bo jako jedyny nie wrócił do obsady najnowszego filmu Nolana. A wróciła także cała ekipa techniczna.

W ciągu 7 lat, Hans Zimmer stał się bardzo ważną częścią „rodziny Nolana”. Pierwsze Batmany współtworzył z Jamesem Newtonem Howardem, o czym twórca Gladiatora marzył, odkąd obaj zaprzyjaźnili się w połowie lat 90. Do Prestiżu wrócił poprzedni współpracownik reżysera, David Julyan, ale Niemiec stanowił executive music producer przy tamtym projekcie, potem była jeszcze pamiętna Incepcja, po której Nolan zaproponował Howardowi powrót do Batmana, ale ten grzecznie odmówił, mówiąc, że czułby się jak piąte koło u wozu i Zimmer został sam. Jak zwykle w przypdku ostatnich ścieżek twórcy Gladiatora, od razu rozpoczął się agresywny PR. Słyszeliśmy więc na temat chóru internautów, który miał śpiewać jeden z głównych motywów ścieżki (o czym oczywiście w dalszej części tekstu), o nagraniach orkiestrowych, w których orkiestra miała grać tak, jak nie była do tego wcześniej przyzwyczajona (o czym Zimmer mówił mi już na sesji nagraniowej Sherlocka Holmesa 2, ale prosił, by to nie wyszło poza Air Studios), o tym, że ma być motyw dla Catwoman itd. Kampania promocyjna, zarówno przez producentów filmu, jak i przez samego kompozytora, była prowadzona świetnie i tylko pochwalić można Nolana za taką jej organizację. Wreszcie doszło do dość skomplikowanej sytuacji z wydaniem ścieżki, gdzie 51-minutowy album wypuszczony przez WaterTower Music został okraszony kilkoma utworami bonusowymi, zależnymi od tego, gdzie album został zakupiony. Łącznie jest ich pięć, a to jeszcze nie wszystko. Hans Zimmer opublikował specjalną aplikację, w której do zakupienia były suity, od których twórca zaczął swoją pracę nad filmem. Suity te trwają razem 52 minuty i składają się z czterech części – Wayne Manor (suita związana z tematyką Batmana, ale nie tylko), Bane, czego tłumaczyć nie trzeba, Orphan, związane z Bruce’em Waynem oraz, także nie wymagającego większego tłumaczenia, Selina Kyle. Przedmiotem niniejszego tekstu będzie cały dostępny materiał związany z muzyką do filmu Mroczny rycerz powstaje. Wspomnieć jednak należy choćby na chwilę o utworze Aurora, poświęconym ofiarom strzelaniny w kinie w mieście Denver, który Zimmer nagrał podczas swej obecności w Londynie w związku z premierą filmu na Leicester Square. Ten poruszający chóralny utwór, dostępny za 8 zł na iTunes i w całości wspierający charytatywny fundusz dla ofiar masakry, oparty jest na dwóch tematach ścieżki – temacie Bane’a i temacie Bruce’a Wayne’a.

Album rozpoczyna słynne trzepotanie skrzydeł nietoperza, efekt, który Mel Wesson stworzył na prośbę Zimmera 7 lat temu na potrzeby pierwszego filmu serii. Wielokrotnie krytykowany pomysł stał się jednak jednym z elementów tak charakterystycznych dla Nolanowskiego świata Gotham, że trudno byłoby pozbawić go trzeciego filmu. Dalej kompozycję można ułożyć wokół czterech postaci, na których kompozytor oparł swą ścieżkę.

Bane

Deshi deshi basara basara!

Dość duża część oryginalnej suity pojawia się w jednym z najlepszych utworów na płycie, czyli Gotham’s Reckoning. Ilustruje on pierwszą akcję filmu. Znakomite ostinato prowadzi do nowego rytmu, w dość nietypowym dla kompozytora metrum 5/4 i najbardziej charakterystycznego elementu ścieżki, słynnego okrzyku deshi deshi basara basara. Znaczy on tyle co „Powstań!”, ale niestety nie udało mi się znaleźć języka, w którym jest to wykrzykiwane. Na pewno nie jest to język marokański (który nie istnieje, ktokolwiek to interpretował miał oczywiście na myśli język arabski) albo lubiany sanskryt. Okrzyk ten jest dość niejasny interpretacyjnie, choć głównie jest on kojarzony z postacią Bane’a, czarnego charakteru filmu. Niestety pod względem miksu, ktoś się nie popisał, ponieważ okrzyki te po prostu giną i wymagają wiele przesłuchań całej ścieżki, by – jak w niektórych przypadkach – w ogóle je dostrzec. Świetne są brutalne trąbki w drugiej połowie utworu (także obecne w głównej suicie poświęconej tej postaci) i doskonale wypadają w najlepszej muzycznie – i chyba także realizacyjnie – scenie filmu.

Kolejnym ważnym utworem akcji powiązanym w dużej mierze z materiałem tej postaci jest bardzo ekscytujące The Fire Rises. To właśnie o muzyce dla Bane’a Zimmer mówił, że rewolucyjnie podszedł do nagrań i że orkiestrze się to bardzo podobało, a i dla niego była to najlepsza zabawa jaką kiedykolwiek miał z orkiestrą. Niezależnie od tego, czy wykonanie tej suity było tak wyjątkowe, jak kompozytor mówi (czego niestety na podstawie płyty nie można ocenić), jest to najbardziej awangardowy materiał Hansa Zimmera od czasu wybitnego i mocno eksperymentalnego Helikoptera w ogniu. Nie znaczy to oczywiście, że jest bardzo oryginalnie, ponieważ niektóre z dysonansów w tej suicie odsyłają aż do Ognistego podmuchu, partytury z 1991 roku i być może zadzadzą kłam plotkom na temat wielkiego wpływu Shirley Walker na twórczość Niemca we wczesnych latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Materiał Bane’a jest brutalny, barbarzyński, tak jak postać, którą w filmie odgrywa Tom Hardy. The Fire Rises wprowadza nowy temat, w miarę skomplikowany i potężny w swym brzmieniu. Piękna, elektroniczna, wersja tego motywu pojawia się w Necessary Evil. Ktokolwiek sądzi, że Zimmer nie jest zdolny do jakiejkolwiek subtelności, może się zdziwić w trakcie przesłuchiwania tego utworu.

Selina Kyle

Jest to najmniej reprezentowana na płycie postać filmu. Tylko jeden utwór, duża część oryginalnej suity Selina Kyle, jest jej poświęcony i jest to Mind If I Cut In?. Motyw fortepianowy przywołuje wiele fragmentów wcześniejszej twórczości Hansa Zimmera – od Peacemakera po wręcz Sherlocka Holmesa. Najbardziej jednak przypomina motyw Kommodusa z Gladiatora. Ważnym elementem tego utworu jest także specyficzny efekt perkusyjny, który wcale nie jest, jak sądziłem, tamburynem, czy, jak sądził inny recenzent, dzwoneczkami, tylko, jak powiedział mi kompozytor, został osiągnięty przez… pocieranie jego własną obrączką ślubną o stalowy słupek. Charakterystyczne jest także ostinato na smyczki, które w filmie reprezentuje postać Seliny najczęściej. Na albumie WaterTower nie ma muzyki akcji powiązanej z tą postacią. Można jednak posłuchać tej bardziej akcyjnej wersji smyczkowego ostinata w końcowej części głównej suity. Perkusyjny rytm pojawia się ponownie w Nothing Out There, a smyczkowe ostinato wraca w Fear Will Find You jako świetny kontrapunkt do ostinata Batmana. Cała uwaga fanów i recenzentów muzyki filmowej koncentruje się na rozreklamowanym motywie głównego czarnego charakteru filmu, ale moim zdaniem najlepszym materiałem Zimmera od wielu lat (nie licząc Incepcji) jest właśnie motyw Seliny Kyle. Pod względem wykorzystania jej tematyki ciekawie wypada bonusowy utwór Risen from Darkness.

Bruce Wayne

Temat Bruce’a Wayne’a jest jednym z najważniejszych tematów całej trylogii o Batmanie i obecny już był (w utworach Myotis i Lasiurus) w Batmanie: początek. W drugiej części pojawiła się jego heroiczna wersja – w nieobecnym w filmie Like a Dog Chasing Cars, a także w ilustracji ostatnich wydarzeń obrazu. W ostatniej części trylogii Zimmer poświęcił temu motywowi suitę Orphan („sierota”, którą, oczywiście, w filmie Nolana jest Bruce). Niemiec tłumaczy to przejście z heroicznego motywu dwunutowego do heroicznej wersji tematu głównego bohatera tym, że postać ta czuje się coraz pewniej w roli Batmana i w ten sposób zyskuje własną tożsamość (a, by zbyt wiele nie zdradzić, w trzecim filmie wątek prawdziwej tożsamości Batmana odgrywa bardzo ważną rolę). Kontynuacja tematu Wayne’a (zawarta w suicie) odgrywa wielką rolę w Why Do We Fall?, które, w nieco zbyt patetyczny sposób ilustruje jedną z najważniejszych zarówno fabularnie, jak i emocjonalnie, scen filmu. Zawarte w tej scenie okrzyki deshi deshi basara basara wykrzykiwane przez postaci będące na ekranie, nie pojawia się na albumie.

Najbardziej dramatyczną wersję tematu głównego bohatera stanowi kończący album WaterTower i film utwór Rise. Owszem, w kontekście Lasiurusa i A Dark Knight, kończących poprzednie albumy, wypada on dość blado i może rozczarowywać, jednak jest to ten typ dramatyzmu, w którego pisaniu twórca Gladiatora jest znakomity. Tym, czym ten utwór w kontekście poprzednich zakończeń się wyróżnia jest najbardziej ekspresyjne wykonanie z całej trylogii. Dzięki temu temat ten zyskuje naprawdę piękne brzmienie.

Batman

Do materiału Batmana Zimmer powraca w drugim utworze płyty, On Thin Ice. Słynny dwunutowy i wielce kontrowersyjny motyw (jak taka postać może posiadać tylko dwie nuty, które są tak mało charakterystyczne? A co zrobił Danny Elfman?) zostaje tam nieco rozwinięty. Kompozytor tłumaczy to tym, że postać ta jest już w pełni ukształtowana (chociaż nasz superbohater po wydarzeniach Mrocznego rycerza odwiesił swój strój i nie był aktywny). Rozwinięcie motywu dość mocno przypomina to, co Niemiec czynił w Fanie, czyli już w 1996 roku. Najbardziej epicka aranżacja z całej trylogii w wersji z jedną z progresji akordowych występuje w Despair. Temat Batmana funkcjonuje bowiem w trzech wersjach – jednej bez zmian akordowych i dwie ze zmianami.

Z materiałem samego Batmana najbardziej powiązane są powtórki, wręcz cytaty z poprzednich części, najczęściej z Mrocznego rycerza, chociaż bardzo ciekawa jest, oparta na typowej Zimmerowskiej harmonii, wariacja pojawiająca się w pierwszej połowie Fear Will Find You. Największa część głównej suity Wayne Manor pojawia się w świetnym Imagine the Fire. Zimmer odwołuje się tutaj przede wszystkim do poprzedniej współpracy z Nolanem, czyli Incepcji. Początek bowiem jest bardzo podobny do znakomitej Mombasy. Utwór ten, tak jak suita, pokazuje jeną ważną rzecz dotyczącą sposobu wchodzenia kompozytora w film. Otóż, nie jest tak, by suita była oparta na tylko jednym temacie. Twórca Gladiatora próbuje różnych aranżacji swojego materiału, by potem zestawić go z filmem. Mamy tutaj więc melodyjną wersję ostinata rozpoczynającego Gotham’s Reckoning, mamy chyba najbardziej brzmieniowo epicką wersję tematu Bane’a z The Fire Rises i powiązane z nim okrzyki internetowego chóru.

Trylogia

Jednym z podstawowych problemów nowego Mrocznego rycerza jest powrót do starego materiału serii. Oczywiście, budowa kontynuacji jest czymś ważnym w przypadku sequeli projektu szykowanego jako trylogia i pod tym względem najlepiej wypada połączenie starych motywów z nowymi w bonusowym utworze No Stone Unturned. Mamy więc zarówno powtórkę muzyki akcji z Molossusa (ale nie tylko, bo także z końcowego aktu Batmana: początku), chóralne Deshi basara, jak i motyw Seliny Kyle. Powtórka z ostatnich scen pierwszego filmu ma duży sens fabularny, który zrozumieją ci, którzy oglądali nowy obraz Nolana ze świadomością historii przedstawionej we wszystkich dotychczasowych częściach serii. Powiem tylko, że jest to odniesienie do jednej z najważniejszych postaci części pierwszej. Bardzo często jednak w ciągu całej ścieżki nawiązania do poprzednich odsłon brzmią niestety jak, dosłownie, kopiuj-wklej ze strony Zimmera. Jest to, moim zdaniem, ewidentne w przypadku pierwszej połowy Rise. W książeczce do płyty Zimmer podpisał ten sam chłopięcy sopran (Thomas Jesty), który wykonywał ten temat w Batmanie: początku. Pamiętać tutaj trzeba jednak, że między tamtym filmem a Mrocznym rycerzem powstaje różnica czasowa wynosi 7 lat i Jesty mógł przez ten czas przejść mutację – i pewnie ją przeszedł.

Tutaj trzeba powiedzieć jedną ważną rzecz na temat podejścia Niemca do Batmana. Hans Zimmer wielokrotnie mówi o wielkiej oryginalności swojego materiału, oraz, wywołując z początku wielkie kontrowersje, że motyw Danny’ego Elfmana jest zbyt radosny. Nie jest oczywiście tak i tutaj muszę temu zaprzeczyć, że kompozytor wcale twórczości Elfmana nie szanuje, bo z wielką sympatią odnosił się do niego choćby w wywiadach odnośnie kinowej wersji Simpsonów. Pomijając dość charakterystyczną przesadę związaną z autopromocją, ambientowe podejśćie do komiksowego superbohatera można uznać za dość oryginalne (choć pominąć tutaj trzeba to, co z komiksami w swoim czasie wyprawiał Graeme Revell). W pewnym sensie koncept Zimmera jest jednak tradycyjny, jeśli nie wręcz tradycjonalistyczny. Zwykle w muzyce filmowej jako lejtmotywy uważa się tematy bądź motywy. Twórca Hannibala jednak zastąpił materiał melodyczny (choć ten oczywiście występuje, zwłaszcza w tej części trylogii) elementami brzmieniowymi. Zimmer operuje raczej rozwiązaniami teksturalnymi niż melodyjnymi – to jest podstawowy element partytury. Za temat służy trzepot skrzydeł, wykonana na przesterowanej elektrycznej wiolonczeli syrena Jokera, dwunutowy motyw głównej postaci, a nawet chór internautów wykrzykujących „powstań!” w obcym języku. Podobnie ostinata. Proste rosnące ostinato Seliny Kyle może odgrywać rolę skojarzeniową, tak że można połączyć je ze smyczkowym motywem Batmana (i być może miasta) w scenie, w której oboje rozmawiają po walce. Dlatego przy faktycznie dość oryginalnym podejściu do samej postaci Batmana, partytury Zimmera można uznać za tradycyjne w swym sposobie ilustracji. Podstawowa skojarzeniowa rola muzyki filmowej jest w tym momencie spełniona.

Wbrew zachodnim recenzentom, Mroczny rycerz powstaje Hansa Zimmera broni się. Kompozytor wyszedł z wielkiego dołka, w jakim był, niezależnie od powodów, w ciągu zeszłego roku, kiedy stworzył prawie, jeśli nie w ogóle, najgorsze ścieżki swojej kariery. Christopher Nolan ewidentnie inspiruje kompozytora (który moim zdaniem niesłusznie uznaje ten film za najlepszy w karierze twórcy Prestiżu). Partytura nie jest wybitna, ale nie jest też w żadnym wypadku zła. Główny pomysł, choć interpretacyjnie niejednoznaczny, czyli chóralny chant, o którym mówiłem przy okazji muzyki dla czarnego charakteru, jest ideą bardzo dobrą, ale niestety nie dopracowaną w kwestii miksu. Kontrowersyjny, jak się okazuje (albo świetny, albo po prostu słaby, innych ocen w recenzjach nie widziałem), materiał Seliny Kyle uznaję za najbardziej zainspirowany w karierze Zimmera od kilku lat. Album jest krótki. W filmie muzyka z małymi wyjątkami wypada naprawdę dobrze, oddając emocje i brutalność opowiadanej historii, choć czasami kompozytor (a może także i reżyser) przesadził z patosem (Why Do We Fall?, sam koniec Rise, który moim zdaniem trochę przekłamuje narrację, choć rozumiem wymagania kontynuacji serii). Problem bezpośrednich cytatów z poprzednich części częściowo rozwiązuje film, ale trzeba powiedzieć, że na albumie fakt, iż te fragmenty zostały praktycznie wklejone jest zbyt oczywisty i niestety przeszkadza to w odbiorze ścieżki. Muzyka akcji skonstruowana jest całkiem nieźle, choć w niektórych przypadkach brzmi topornie i czasem nawet przywodzi na myśl błędy aranżacyjne popełniane przez kompozytora w zamierzchłej przeszłości (dysonujący materiał np. w Beyond Rangoon). Ilość muzyki akcji, mimo względnie niedługiego albumu jak na dzisiejsze standardy (trochę ponad 50 minut materiału to nic w kontekście 70-parominutowych albumów niektórych kompozytorów, np. Briana Tylera), może męczyć. Sytuacja z utworami dodatkowymi, które nawet pochodzą z najważniejszych scen filmu (np. No Stone Unturned) też nie ułatwia sprawy. Mimo wszystko, po dużym kryzysie Hans Zimmer wyszedł z trylogii o Batmanie obronną ręką.

PS: Wśród utworów bonusowych znajdują się dwa remiksy – Bombers Over Ibiza, które przygotował znajomy Zimmera podpisujący się pseudonimem Junkie XXL oraz nieco w brzmieniu Vangelisowskie The End, które jest wyciszoną i elektroniczną wersją Rise. Tego pierwszego remiksu polecić nie można niestety nikomu, chyba że ktoś naprawdę lubi ten typ techno.

Najnowsze recenzje

Komentarze