Znachor jest miłym zaskoczeniem i potwierdzeniem tego, że nigdy nie należy z góry oceniać remake’ów.
Któż nie zna filmu Znachor w reżyserii Jerzego Hoffmana? Kultowy obraz zrealizowany na podstawie powieści z 1937 roku do dziś uchodzi za jedno z najważniejszych dzieł polskiego kina. Traktuje o pewnym lekarzu, Rafale Wilczurze, który pod wpływem alkoholu wdaje się w bójkę skutkującą utratą pamięci. Po kilku latach tułaczki mężczyzna podający się za Antoniego Kosibę osiada na wsi i zostaje miejscowym znachorem. Dzieło Hoffmana, to przede wszystkim świetna kreacja Jerzego Bińczyckiego, ale i ładna muzyka Piotra Marczewskiego. Czemu więc o tym wspominam? Ponieważ jakiś czas temu jedna z platform streamingowych sygnowana literą N ogłosiła plany stworzenia nowej wersji ekranizacji kultowej powieści. Reakcje miłośników polskiego kina były jednoznaczne. Górowało przeświadczenie o żerowaniu na klasyce oraz wieszczenie wielkiej katastrofy artystycznej projektu. Jakież było zdziwienie, kiedy na streaming trafił już finalny produkt.
Za kamerą nowego Znachora stanął Michał Gazda – reżyser, który na swoim koncie miał między innymi film Świadek Koronny. Natomiast w główną rolę wcielił się Leszek Lichota. I trzeba przyznać, że z powierzonym mu zadaniem poradził sobie znakomicie. Kreacja doktora Wilczura zdecydowanie błyszczy na tle innych, a dopięta na ostatni guzik strona techniczna, sprawia, że Znachora ogląda się bardzo przyjemnie. Jasne, że wielu miłośników polskiego kina stawiało będzie ten obraz za dziełem Hoffmana. Niemniej godnym podziwu jest fakt, że serwis streamingowy dostarczył dobry produkt, udowadniając tym samym, że nie każdy remake musi być pokracznym uwspółcześnieniem kultowych historii.
W sumie nie zawracałbym sobie głowy tym filmem, gdyby nie fakt, że zanim przyszło mi go obejrzeć w moje ręce wpadała ścieżka dźwiękowa. Do stworzenia takowej zaangażowano Pawła Lucewicza – polskiego kompozytora, który poszczycić się może już całkiem sporym doświadczeniem w branży. I choć tytuły nad jakimi pracował nie wyniosły jego nazwiska na usta miłośników muzyki filmowej, to jednak w świadomości wielu odbiorców funkcjonuje jako sprawny rzemieślnik i autor miłych w obyciu prac podchodzących z duża dozą poszanowania do liryki. Nie inaczej było w przypadku Znachora.
Idąc śladem Piotra Marczewskiego – kompozytora ścieżki dźwiękowej do filmu Hoffmana – Lucewicz oparł swoją muzykę na melancholijnych dźwiękach smyczków oraz fortepianu. Smutna wymowa tematu przewodniego doskonale sprawdziła się w kontekście przejmującej historii tracącego pamięć lekarza. Ale nie jest to jedyny atut kompozycji. Najbardziej czaruje chyba odpowiedni dobór środków wyrazu i umiejętne nimi gospodarowanie. Mimo, że wymowa ilustracji jest na ogół smutna, to nie brakuje ciepłych fragmentów, gdzie uaktywnia się większy skład orkiestry. W centrum uwagi pozostaje jednak delikatne, tzw. „felt piano” podtrzymujące zarówno melodykę, jak i tempo poszczególnych fragmentów. Czasami można odnieść wrażenie, że partytura Lucewicza balansuje pomiędzy charakterystyczną dla Abla Korzeniowskiego liryką, a elegijną wymową bliższą już twórczości zachodnich kompozytorów. Tworzy to ciekawy miszmasz, który przy wsparciu klarownej melodyki przekłada się na atrakcyjność brzmieniową. Natomiast barwnym uzupełnieniem tej pięknej muzyki są etniczne wstawki wykonywane przez grupę SVAHY.
Dobrze zaaranżowana treść muzyczna okupuje tylko niezbędne przestrzenie filmowe i wychodzi dalece poza obraz, pozwalając cieszyć się przyjemnymi melodiami również poza filmowym kontekstem. Przez pewien czas po premierze można mieć było obawy, czy w ogóle dane nam będzie cieszyć się tą muzyką poza obrazem. Na szczęście dzięki determinacji kompozytora, w połowie października na streamingu ukazał się godzinny soundtrack prezentujący większość stworzonej na potrzeby filmu muzyki. Cyfrowy album zawierający 32 utwory jest doświadczeniem, do którego często chce się wracać. I choć nie ma tu większego zróżnicowania stylistyczno-tematycznego, to siłą nośną oprawy do Znachora jest klimat oraz muzyczne barwy, jakimi Lucewicz maluje swój dźwiękowy pejzaż. W morzu wystawnych i bogatych instrumentalnie kompozycji, taki ascetyczny wręcz twór przekonuje swoją emocjonalną głębią i zawstydzającą prostotą przekazu. Jedyne obiekcje jakie można mieć pod adresem albumu, to te dotyczące czasu trwania. Osobiście skróciłbym go o jakiś kwadrans, co znacznie poprawiłoby odbiór.
Z punktu widzenia miłośnika i kolekcjonera muzyki filmowej większym problemem wydaje się jednak forma dystrybucji tego soundtracku. Lepszy streaming niż nic, można napisać, i będzie to prawdą. Mimo wszystko z grona wielu słyszanych ostatnio, polskich soundtracków, to ten właśnie chciałbym postawić na półce jako ważny nabytek, do którego warto powracać. Znachor jest miłym zaskoczeniem i potwierdzeniem tego, że nigdy nie należy z góry oceniać remake’ów. Polecam!