Choć Akira Kurosawa w połowie XX wieku zrewolucjonizował japońską kinematografię, to u schyłku swojej kariery prawdopodobnie większą estymą cieszył się na zachodzie niż w swoim rodzimym kraju. Nie zmienił tego nawet artystyczny i komercyjny sukces jego dwóch wielkich widowisk samurajskich z lat 80., czyli Sobowtóra i Ran. Najlepiej świadczy o tym fakt, że pod koniec tej dekady miał problemy ze znalezieniem sponsorów na realizację swojego nowego filmu. Rozczarowany tą sytuacją, zwrócił się z prośbą o pomoc do swoich amerykańskich przyjaciół, m.in. Stevena Spielberga. Ten szybko przyjął pod swoją pieczę projekt Japończyka. W ten sposób w maju 1990 roku, zaledwie 3 miesiące po otrzymaniu Oscara za całokształt twórczości, na ekrany wszedł pierwszy z trzech obrazów, zamykających ostatecznie filmografię legendarnego reżysera – Sny.
Sny to prawdopodobnie najbardziej osobisty film w dorobku Kurosawy. Obraz został podzielony na osiem części opartych na fabułach zainspirowanych jego snami. Przedstawiane historie są często zgoła odmienne od siebie i poruszają najprzeróżniejsze wątki. Mamy tu opowieści odwołujące się m.in. do japońskiego folkloru, II wojny światowej, energii atomowej, tematyki życia i śmierci. Najbardziej zapadający w pamięć segment został poświęcony Vincentowi van Goghowi (w tę rolę wcielił się Martin Scorsese, co tylko potwierdza, jak wielkim uznaniem cieszył się w Hollywood Kurosawa pod koniec życia). Koncepcja przenoszenia na duży ekran własnych marzeń sennych pozwoliła Kurosawie na zbliżenie się do dwóch gatunków praktycznie zupełnie nieobecnych w jego dotychczasowej filmografii – fantastyki i surrealizmu.
O napisanie ścieżki dźwiękowej Kurosawa poprosił Shinichiro Ikebe – kompozytora, z którym dokładnie dekadę wcześniej współpracował przy okazji Sobowtóra. Tym razem japoński maestro otrzymał do umuzycznienia zgoła odmienny obraz. I to nie tylko ze względu na gatunek, ale także na konstrukcję. Antologiczny charakter produkcji Kurosawy, która, jak już zostało wspomniane, złożona jest z ośmiu niezwiązanych ze sobą historii, wymagał skomponowania dla każdego ze snów osobnej ilustracji muzycznej.
Kurosawa utrzymuje swój film głównie w niespiesznym tempie oraz melancholijnym i refleksyjnym nastroju. Ikebe przygotował zatem klasyczne melodie liryczne, np. Titles i Spirit Beach, mające w sobie coś, obok barwy oboju, z fatalistycznego tematu przewodniego z Sobowtóra. Zbudowanie obrazu w konwencji realizmu magicznego, a także pewna umowność w przedstawianiu na ekranie snów, pozwoliły jednak Japończykowi na wprowadzenie do niektórych utworów nutki ekstrawagancji. Takowym przykładem jest oparte na solowym, onirycznym sopranie Snow Woman, towarzyszące scenie ukazania się głównemu bohaterowi zimowej mary. Zaskakuje również barokowe brzmienie organów w Peach Field. Na tym eklektyzm jednak się nie kończy, bo zróżnicowanie oglądanych na ekranie historii wymusiło na Ikebe sięgnięcie także po inne środki wyrazu. Mamy tu więc brzmienia subtelnie militarne w śnie poświęconym wspomnieniom z II wojny światowej. W części odnoszącej się do wizji eksplozji reaktora atomowego (notabene zaskakująco proroczej w kontekście późniejszej katastrofy w Fukushimie) usłyszymy z kolei syntezatorowe smugi ocierające się o ambient i noise. Ponadto Kurosawa w swoim stylu wprowadził do filmu utwory źródłowe. Segment poświęcony Van Goghowi udźwiękowił za pomocą poetyckiego i romantyzującego fortepianu zaczerpniętego z katalogu dzieł Fryderyka Chopina, natomiast obraz wieńczy cytat z twórczości rosyjskiego kompozytora Mikhaiła Ippolitova-Ivanova.
Niektóre opowieści nawiązują bezpośrednio do folkloru Kraju Kwitnącej Wiśni. Ikebe zatem przygotował również utwory bazujące na ludowym instrumentarium, ściśle związanym z muzycznymi tradycjami Japonii. Gwoździem programu jest tutaj Funeral Procession, być może najbardziej charakterystyczna kompozycja w dorobku Ikebe. Pojawia się ona w ostatnim śnie. Oglądamy wtedy przypadkowego bohatera (zapewne alter ego Kurosawy), który dociera do położonej z dala od świata wioski. Żyjący w zgodzie z naturą tubylcy traktują śmierć jak święto i początek nowej drogi życia. Funeral Procession to ilustracja długiej sekwencji pogrzebu jednej z mieszkanek. Ikebe wykorzystuje tutaj okrzyki, trybalistyczną rytmikę, a także fikuśną i na swój sposób hipnotyzującą melodię etnicznego fletu. Radosna parada podczas pogrzebu wydaje się głównemu bohaterowi, przedstawicielowi „naszego świata”, czymś zupełnie niepojętym, a muzyka świetnie uwypukla efekt groteski.
Wydanie soundtrackowe uzupełniają jeszcze cztery utwory z Sierpniowej rapsodii oraz jeden z Madadayo – dwóch ostatnich filmów Akiry Kurosawy, do których muzykę również napisał muzykę Ikebe. Niestety na płycie znalazły się jedynie szczątkowo zaprezentowane utwory źródłowe, do tego nieskomponowane przez Japończyka, dlatego nie będą przedmiotem rozważań w niniejszym tekście.
Ścieżka dźwiękowa ze Snów to jedna z tych pozycji, które sporo tracą bez kontekstu filmowego. Tym razem jednak nie dlatego, że jest to muzyka mało przystępna poza ruchomymi kadrami. Wprost przeciwnie, znajdziemy tu całkiem sporo intrygujących motywów, na czele ze zjawiskowym Funeral Procession. Jednak rozrzut pomiędzy rozmaitymi ideami, tymi „muzycznymi snami”, dla odbiorców niezaznajomionych z fabułą i konstrukcją filmu Akiry Kurosawy może się okazać nazbyt drażniący. Myślę jednak, że wyjątkowy obraz japońskiego mistrza wart jest seansu, a wtedy także i recenzowany soundtrack okaże się dziełem interesującym i godnym chwili uwagi.