Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Dave Grusin

Yakuza, The (Yakuza)

(1974/2005)
-,-
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 27-09-2015 r.

Yakuza to prawdopodobnie największa organizacja przestępcza na świecie. Mafia mająca swoje początki jeszcze w XIX wieku, szybko stała się obiektem zainteresowań pisarzy, a także filmowców – najpierw oczywiście głównie japońskich. Pierwsze produkcje o yakuzie powstały jeszcze w epoce kina niemego, lecz prawdziwy bum na tego rodzaju filmy nastąpił w połowie lat 60. czyli w czasach, gdy kaiju-eiga i jidaigeki już od dłuższego czasu były dobrze znane szerszej publiczności. Do popularyzacji yakuza-eiga przyczyniła się przede wszystkim twórczość Seijuna Suzukiego, a następnie Kinjiego Fukusaku. Gatunek ten powrócił do łask pod koniec XX wieku wraz z gangsterskimi obrazami Takeshiego Kitano.

W 1974 roku japońska mafia „zawitała” także do Hollywood wraz z filmem Sydneya Pollacka The Yakuza (Yakuza). Do produkcji zatrudniono amerykańsko-japońską obsadę. Początkowo twórca oscarowego Pożegnania z Afryką, swoim zwyczajem, chciał obsadzić w roli głównej Roberta Redforda, lecz ostatecznie angaż otrzymał jego imiennik, Robert Mitchum. W pozostałych rolach wystąpili pochodzący z Japonii Keiko Kishi i Ken Takakura, który 15 lat później miał okazję pojawić się w innym znanym filmie o yakuzie, Czarnym deszczu Ridleya Scotta.

Produkcja Pollacka jest to połączenie kryminału i filmu noir, hołdujące japońskiemu kinu sensacyjnemu, które wielbił scenarzysta, Leonard Schrader. Fabuła opowiada o Harrym Kilmerze (Mitchum), który wyrusza do Japonii, aby pomóc przyjacielowi odzyskać córkę porwaną przez yakuzę. W tym celu zwraca się do Kena Tanaki (Takakura), brata jego dawnej ukochanej. Japończyk nie jest już członkiem tamtejszej mafii, wbrew temu, co myślał Kilmer. Mimo to Tanaka postanawia pomóc przybyszowi, albowiem ma u niego dług do spłacenia. Wkrótce obydwaj stają się celem yakuzy.

Pollack poprosił o skomponowanie ścieżki dźwiękowej Dave’a Grusina, którego poznał 9 lat wcześniej, gdy ten grał na fortepianie w ścieżce dźwiękowej z jego pierwszego pełnometrażowego filmu – Wątła nić. Yakuza była dla obydwu panów ich pierwszym z dziesięciu wspólnie zrealizowanych projektów. Pollack oczekiwał od Grusina, aby ten, co wydaje się oczywiste ze względu na fabułę, połączył stylistykę muzyki zachodniej oraz wschodniej. Zaznaczył przy tym, że nie chce zbyt wyraźnych, japońskich wpływów, gdyż mogłyby one brzmieć zbyt dziwnie dla hollywoodzkiego widza.

Grusin otrzymał angaż jeszcze zanim na planie padł pierwszy klaps, albowiem jedna ze scen, której akcja toczy się w tokijskim klubie, wymagała utworu piosenkowego. Amerykanin na tę okazję przygotował kompozycję Only The Wind, która na soundtracku wydanym przez Film Score Monthly w 2005 roku znalazła się na samym końcu albumu. Co ciekawe, Pollack twierdził, że partie fortepianu w tej scenie wykonuje sam Grusin, lecz kompozytor nie przypomina sobie, aby kiedykolwiek miał udać się do Japonii na zdjęcia, choć odwiedzał ten kraj wielokrotnie, koncertując z big-bandem Quincy’ego Jonesa. Owiany tajemnicą jest także wykonawca Only the Wind. Szkoda, że z tą bardzo dobrą piosenką możemy się zapoznać jedynie w wersji mono. Co ważne jednak, urokliwą i nostalgiczną melodię, na której się opiera, Grusin uczynił tematem przewodnim Yakuzy.

Jego najbardziej reprezentatywną aranżację usłyszymy w prawdopodobnie najlepszym utworze na płycie, Main Title, który ilustruje klimatyczne napisy początkowe. Przez całą ścieżkę dźwiękową przewijać się on będzie wielokrotnie, czasem w subtelnych, a innym razem w znacznie bardziej wyrazistych wariacjach (głównie na solowe instrumenty). Do tych drugich należy ścieżka 20 Year Montage, w której rzeczona melodia przekształcona zostaje na wzór tematu miłosnego, wygrywanego przez dość konwencjonalny w tego rodzaju utworach saksofon altowy. Słyszymy tę muzykę, gdy Kilmer odwiedza swoją miłość z czasów młodości. Ta nastrojowa i nieco melancholijna sekwencja została specjalnie zmontowana pod muzykę Grusina.

Co może się wydać sporym mankamentem, omawiana ścieżka dźwiękowa jest dość monotematyczna. Naturalnie nie można podważyć klasy melodii przewodniej, ale jej liczne wejścia z czasem zwyczajnie tracą na sile. W dodatku reszta materiału bazuje głównie na eksperymentach brzmieniowych. Przeróżne perkusjonalia (m.in. gongi i dzwonki), w wielu miejscach nawiązujące do japońskich tradycji muzycznych, Grusin przeznacza, wespół z dysonującymi teksturami sekcji smyczkowej, do budowania suspensu. Tym samym część materiału zawartego na płycie niezbyt dobrze sobie radzi podczas odsłuchu.

Zgodnie z przykazem Pollacka, Grusin – poza wspomnianymi instrumentami perkusyjnymi – unika wyraźnych korelacji z japońską muzyką. Kojarzoną z dalekowschodnią Azją skalę pentatoniczną uświadczymy w zasadzie tylko w jednej ścieżce, Samurai Source, która zresztą została napisana pod scenę wyciętą z finalnej wersji filmu. Podobnież rozchwytywane przez kompozytorów z całego świata shakuhachi usłyszymy stosunkowo rzadko (m.in. w awangardowym i ciekawym The Big Fight). W zamian za to, Amerykanin często sięga po bardziej tradycyjny, basowy flet poprzeczny, którego brzmienie jest całkiem zbliżone do shakuhachi.

Niemałą część recenzowanego albumu zajmuje muzyka źródłowa skomponowana przez Grusina. Sęk tkwi jednak w tym, że utwory, które podczas seansu słyszymy w kilkudziesięciosekundowych wersjach, na album trafiły w pełnych aranżacjach. Co istotne, nie są one zbytnio absorbujące i wykorzystują dość typowe dla jazzu rozwiązania muzyczne (m.in. improwizacje). Muzyka źródłowa na pewno urozmaica każdą ścieżkę dźwiękową, ale 20 minut takich utworów to po prostu trochę za dużo.

Z wyżej wymienionych względów na pewno krążek FSM-u nie należy do łatwych w odsłuchu. Należy jednak docenić starania amerykańskiej wytwórni, albowiem dotychczas soundtrack z Yakuzy ukazał się na bardzo trudno dostępnym krążku Barclay, gdzie dzielił miejsce wraz z Trzęsieniem ziemi Johna Williamsa. Ponadto nie możemy zapominać, że partytura Grusina to muzyka z klasą. Choć może to nie wystarczyć, aby zadowolić statystycznego amatora filmówki, to jednak kolekcjonerzy i wszyscy lubujący się w ścieżkach dźwiękowych starszej daty powinni zainteresować się tą pozycją.

Najnowsze recenzje

Komentarze