Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Wolf (Wilk)

(1994)
5,0
Oceń tytuł:
Dominik Chomiczewski | 12-05-2015 r.

William Randall, pracownik nowojorskiego wydawnictwa, wraca pewnej zimowej nocy do domu. Podążając w blasku księżyca mało uczęszczaną drogą, potrąca przypadkowo wilka. Gdy sprawdza, czy zwierzę żyje, drapieżnik gryzie go w rękę. Ten incydent całkowicie odmienia jego życie. Wkrótce zauważa, że wyostrzają mu się zmysły, a na skórze pojawia się wilcze owłosienie. Z czasem coraz ciężej mu zapanować nad zwierzęcym instynktem. W taki o to sposób rysuje się fabuła filmu Wolf (Wilk) w reżyserii Mike’a Nicholsa z 1994 roku.

Bazujący na debiutanckiej powieści Jima Harrsiona Wolf: A False Memoir obraz Nicholsa jest niczym innym, jak kolejną wariacją popularnych historii o wilkołakach. Tym razem jednak opowieść o człowieku przemieniającym się w wilka przy pełni księżyca, osadzono we współczesności, zupełnie przeciwnie do innych, podobnych tematycznie filmów. Rolę główną otrzymał Jack Nicholson, dla którego postać Randalla była wręcz stworzona. Partnerowali mu Michelle Pfeiffer, James Spader oraz Christopher Plummer. Rezultatem tego powstał horror broniący się głównie dobrym aktorstwem, gdyż fabularnie można mieć do niego wiele zastrzeżeń. Tak na marginesie – gatunek horror jest jednak używany wobec Wilka nieco na wyrost, gdyż bliżej mu dramatu i thrillera, niż filmu grozy.

Kolejną uznaną osobą mającą swój wkład w powstanie filmu Nicholsa, był autor muzyki, słynny Ennio Morricone. Co wydaje się logiczne, charakter obrazu musiał sprowadzić Włocha na teren muzyki niewolnej od dysonansów. Jak zatem prezentuje się muzyka z Wilka? O tym przekonamy się przyglądając się soundtrackowi wydanemu przez Columbia. Już na wstępie można mieć pewne zastrzeżenia co do recenzowanego krążka. Materiał zawarty na nim nie jest dokładnym przełożeniem tego, co możemy usłyszeć w produkcji. Kilka utworów zamieszczonych na albumie nie występuje w obrazie Nicholsa, a te, które faktycznie pochodzą z filmu, ułożone są w niechronologicznej kolejności. Oczywiście te drobne aspekty nie mogą rzutować na ocenę muzyki jako takiej.

Skoro motywem przewodnim produkcji Nicholsa jest przemiana głównego bohatera w wilka, to naturalnie wątek ten musiał znaleźć swoje odzwierciedlenie w partyturze Morricone. Złożony z kilku nut, tajemniczy, mroczny temat, że tak to ujmę „wilczej natury”, zostaje zaprezentowany nam już podczas napisów początkowych, gdy Randall potrąca zwierzę. Ilustrację tej sceny znajdziemy w utworze The Moon, w którym to również pojawia się pewna specyficzna dla tej pracy idea – szybkie ostinato na klawesynie. Wykorzystanie tego średniowiecznego instrumentu jest dość kontrowersyjne. Z jednej strony podkreśla on z każdym swoim wejściem niepokój i zamęt, lecz z drugiej strony wielokrotnie „wyskakuje” jakoby znikąd, burząc nieco klimat co poniektórych ścieżek. Wspomniany The Moon kończy się szalonym, kojarzonym z awangardowymi kompozytorami, wielogłosowym pizzicato, które fanom Morricone może nasuwać na myśl kilka jego wcześniejszych prac.

Materiał typowy dla horrorów nie kończy się jednak na koncepcjach muzycznych wymienionych w powyższym akapicie. Względnie sporą ilość albumowego czasu zajmuje nieszczególnie wyszukany underscore zbudowany głównie na tremolach smyczków oraz spontanicznych, dysonujących wejściach pozostałych sekcji orkiestry. Z pewnością ten atonalny materiał będzie dla odbiorcy najmniej frasujący, Morricone praktycznie nie odkrywa tutaj żadnych nowych kart. Jest on swego rodzaju zapychaczem, poprawną, filmową ilustracją i niczym więcej. Mimo to należałoby zwrócić uwagę na świetne partie trąbki w The Howl and The City oraz The Dream and the Deer, które kapitalnie imitują wycie wilka.

Ciekawie wypadają pod względem muzycznym sceny akcji, które, skądinąd, Nichols zarzyna nadmiarem techniki slow-motion. Interesujące połączenie dętych drewnianych z bębnami znajdziemy w The Dream and the Deer, a w Animals and Encounters usłyszymy charakterystyczny, intensywny rytm, precyzyjnie budujący napięcie. Na tej płaszczyźnie partytury najlepiej prezentuje się jednak The Chase – ilustracja punktu kulminacyjnego filmu Nicholsa. Furiackie partie na instrumenty dęte blaszane, wysoko prowadzone, niemal piszczące dęte drewniane, rwane frazy sekcji smyczkowej, ciekawe wejścia saksofonu oraz rytmiczny fortepian i bębny tworzą doprawdy dziką i rozszalałą kompozycję.

Film Nicholsa to nie tylko horror, ale także dramat i historia miłosna. W związku z tym Morricone napisał także trochę materiału lirycznego, opartego przede wszystkim o dwie melodie. Pierwsza towarzyszy głównie scenom z udziałem Laury (w tej roli Michelle Pfeiffer), choć występuje także w kilku innych sekwencjach, m.in. podczas napisów początkowych. To dość prosty, niezbyt wyszukany motyw, z pewnością nie należący do najlepszych tematów lirycznych Włocha, aczkolwiek posiadający w sobie jednak pewien urok. Dużo lepiej wypada natomiast druga melodia, pojawiająca się w kilku utworach, a najlepiej rozbrzmiewająca w aranżacji na tenorowy saksofon w The Barn. Charakteryzuje ją styl dość typowy dla melodii włoskiego kompozytora z lat 80. i 90., niemniej jest ona jednym z najciekawszych elementów omawianej ścieżki dźwiękowej i najpewniej to właśnie do niej najczęściej będzie wracał statystyczny miłośnik twórczości Morricone. Szkoda, że na przestrzeni całej partytury tak rzadko będziemy mieli okazję ją usłyszeć.

Wilk Ennio Morricone nie należy do popularnych prac Włocha, pomimo że sam film zalicza się do najbardziej znanych, hollywoodzkich produkcji, które zilustrował swoją muzyką. Skąd więc taki stan rzeczy? Zacznijmy od tego, że omawiana partytura broni się nienaganną stroną techniczną, co sprawi, że koneserzy trudnych, awangardowych brzmień powinni odnaleźć się w tym krążku. Co prawda Morricone w tej materii nie wytycza nowych szlaków, aczkolwiek, co trzeba przyznać, dogłębne wsłuchanie się w tę muzykę pozwala dostrzec wiele ciekawych zabiegów. Problemem wydaje się być jednak inna sfera omawianej partytury, warstwa liryczna. Choć jest ona urokliwa, to jednak zdaje się być jedynie standardem dla Morricone. Ponadto jest jej proporcjonalnie za mało w porównaniu z underscorem, co sprawia, że odbiorca może się poczuć nieco przytłoczony cięższym materiałem. Reasumując, omawiany soundtrack to pozycja całościowo co najmniej solidna, posiadająca bardzo dobre, a nawet świetne momenty. Jednocześnie rozumiem, dlaczego większość miłośników muzyki filmowej nie wymienia Wilka wśród ulubionych prac Włocha.

Najnowsze recenzje

Komentarze