Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
James Horner

Windtalkers – Expanded Edition (Szyfry wojny)

(2023)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 09-10-2023 r.

James Horner nie miał łatwo wśród miłośników muzyki filmowej. Ostatnia dekada jego kariery układała się w pasmo pięknych co prawda, ale odtwórczych prac, mocno krytykowanych przez słuchaczy. Jednakże to, co wydawało się mało odkrywcze, z drugiej strony doskonale spisywało się w połączeniu z obrazem. Nie inaczej było w przypadku Szyfrów wojny.

Szyfry wojny (Windtalkers) opowiadają historię żołnierzy walczących na japońskiej wyspie Saipan podczas II wojny światowej. Głównym bohaterem jest szyfrant indiańskiego pochodzenia, o którego bezpieczeństwo dbać musi sierżant Joe Enders. Film mistrza kina akcji, Johna Woo, nie należy do najlepszych w gatunku kina wojennego. Przeładowany akcją, dosyć mało miejsca poświęca swoim bohaterom, a cała historia obfituje w gatunkowe klisze, sprawiające, że widowisko jest bardzo przewidywalne. Mimo wszystko należy docenić kunszt realizacyjny oraz niektóre elementy produkcji, jak chociażby muzyka.

Do stworzenia ścieżki dźwiękowej zaangażowany został James Horner. Amerykański kompozytor przystąpił do prac stosunkowo wcześnie, bo na etapie, kiedy obraz nie zszedł jeszcze ze stołu montażowego. Przygotowana i nagrana w połowie 2001 roku, oprawa muzyczna, musiała przejść jednak drastyczną edycję, której podjął się Randy Kerber. Spora część materiału musiała zostać nagrana na nowo, gdyż skrócenie filmu o ponad 20 minut zaburzyło dynamikę i emocjonalną równowagę oryginalnej pracy. Mimo wszystko materiał tematyczny, jak i ogólna stylistyka pozostały nie zmienione, a nad wykonaniem całości podczas sesji nagraniowych czuwał już sam James Horner. Jaki był więc efekt końcowy?

Można było wiele zarzucać Hornerowi – między innymi to, jak mało kreatywne i schematyczne były jego prace. Ale nie da się poważyć niezwykłej umiejętności odczytywania filmowych emocji i przekuwania ich na adekwatną, trafiającą w punkt, ścieżkę dźwiękową. Pod względem emocjonalnej głębi, nawet najmniej zainspirowana partytura Amerykanina zawstydza większość współcześnie tworzonych kompozycji. Opierając całą ilustrację do Szyfrów wojny na jednym, solidnym filarze tematycznym, Horner stworzył idealny punkt wyjścia do budowania łatwo wpadającej w ucho linii melodycznej. W Szyfrach wojny nie zawodzi liryka. Dynamika relacji między bohaterami zostaje tu dobrze uwypuklona za pomocą ciepłych, smyczkowych aranżacji tematu przewodniego wzbogaconych o ujmujący, „płaczliwy” dźwięk fletów. Spoiwem, który łączy etniczne pochodzenie głównych bohaterów z partyturą są indiańskie wokale, po które zresztą Horner niejednokrotnie sięgał w swoich wcześniejszych dziełach. Niby nic nowego, ale to tylko dowodzi, że małym nakładem sił można osiągnąć satysfakcjonujący efekt. Fascynujący wydaje się fakt, że na tej samej bazie tematycznej kreowane są podwaliny muzycznej akcji.

Ilustracje scen batalistycznych wykorzystują cały potencjał orkiestry, a nawet więcej! W przypadku Szyfrów wojny tylko sama sekcja smyczkowa liczyła ponad 70 wykonawców, a dodatkowo rozbudowanych perkusjonaliów nie sposób nie zauważyć podczas wysłuchiwania fragmentów akcji. Horner idzie tym samym pod prąd ówczesnych standardów, aby nie podważać realizmu i brutalności zmagań wojennych dodatkowymi bodźcami w postaci muzyki. Szyfry wojny niewiele miejsca pozostawiają na ciszę, czyniąc z tej produkcji bardziej klasyczne kino akcji niż działający na wyobraźnię, wstrząsający spektakl. Nie dziwi więc fakt, że Horner często i w sposób intensywny interpretuje tego typu sekwencję, odwołując się przy tym do standardowych, hollywoodzkich form. Nie umyka to oczywiście uwadze statystycznego odbiorcy.

Jednakże sięgając po oryginalny soundtrack opublikowany nakładem RCA w 2002 roku można się było zdziwić. Proponowany tam 66-minutowy materiał tylko w nieznacznej części odnosił się do muzycznej akcji. Wiele wartych uwagi fragmentów zostało pominiętych, a wszystko kosztem dodatkowej porcji lirycznego lub ilustracyjnego grania. Nie dziwią więc dosyć chłodne oceny, jakie pojawiały się zaraz po publikacji tego soundracku. Jedną z nich można było wyczytać między innymi na naszym portalu i choć początkowo również się z nią zgadzałem, to jednak z perspektywy tych minionych dwóch dekad zupełnie inaczej zacząłem postrzegać tę pracę.

Pomogła w tym nowa, rozszerzona edycja soundtracku, który w połowie 2023 roku zadebiutował na rynku kolekcjonerskim nakładem wytwórni Intrada Records. Trzypłytowe wydawnictwo tylko pozornie wydawało się kolosem nie do przebrnięcia. Faktem jest, że umieszczono tam sporo materiału, ale jego atrakcyjność zdecydowanie pomogła w przebrnięciu i przyswojeniu całości. Natomiast mniej wystawne fragmenty można było zagospodarować na zapoznanie się z dołączoną do wydania książeczką, gdzie znajdujemy obszerne opisy procesu powstawania ścieżki dźwiękowej. Wszystko to sprawia, że trzypłytowy specjał od Intrady prezentuje się niezwykle okazale i jest niewątpliwą atrakcją dla wszystkich miłośników twórczości Jamesa Hornera.

Oczywiście najbardziej interesujący nas materiał znajdziemy na pierwszych dwóch krążkach, gdzie w sposób chronologiczny i zgodny z pierwotna wizją kompozytora, zaprezentowany został kompletny, dwugodzinny materiał filmowy. Mnóstwo w nim świetnej i angażującej muzyki akcji, o czym przekonamy się już na początku przygody z tym albumem. Przykładem niech będzie cała sekwencja bitewna na Saipan, gdzie Horner serwuje brawurową, opartą na instrumentach perkusyjnych i dęciakach, oprawę. Dalsza część soundtracku również nie pozostawia większej przestrzeni na nudę. Co prawda końcówka pierwszej płyty daje dłuższą chwilę odpoczynku, ale ostatni akt filmu ponownie rzuca nas w wir akcji. Tutaj raczej nic nowego nie doświadczymy, ponieważ cała ta sekwencja została w głównej mierze zaprezentowana na soundtracku. W nieco zmienionej pod względem aranżacyjnym wersji, ale doszukiwanie się detali będzie domeną bardziej zagorzałych miłośników twórczości Hornera. Pozostałą przestrzeń drugiego dysku wypełniają alternatywne wersje usłyszanych w filmie utworów, czego jest całkiem sporo. Natomiast wszystkim, którzy poczują niedosyt po tej prawie 150-minutowej przygodzie, wydawcy proponują jeszcze trzeci krążek, na którym znalazł się remaster oryginalnego soundtracku z 2002 roku.

Sporo, ale sam zaskoczony byłem jak dobrze „wchodzi” ten trzypłytowy album. Jako że film oglądałem spory czas temu, a ścieżkę dźwiękową do Szyfrów wojny znałem do tej pory głównie przez pryzmat oryginalnego soundtracku, wydanie Intrady było dla mnie nie lada zaskoczeniem. Bardzo pozytywnym i dającym perspektywy na liczne powroty, mimo kolosalnych wręcz rozmiarów proponowanego materiału. Warto zatem dać szansę kompozycjom, na którymi niegdyś kręciliśmy nosami.

Najnowsze recenzje

Komentarze