Działalność takich wytwórni, jak GAD Records jest nie do przecenienia. Nie chodzi tylko o sam fakt publikowania zapomnianych przez czas ścieżek dźwiękowych. To oczywista konsekwencja, która pozwala zachować dla potomnych te bardziej i mniej znane epizody twórczości wybranych kompozytorów. Ale zaskakująco miłym skutkiem ubocznym wertowania tych perełek jest również odkrywanie filmów, z których one pochodzą. Czasami jest to po prostu inne spojrzenie na widziany niegdyś obraz. Innym razem jest to zupełnie nowe doświadczenie i… niejednokrotnie pozytywne zaskoczenie, jak w przypadku Wielkiego układu.
Film w reżyserii Jerzego Piotrowskiego jest adaptacją książki Zbigniewa Kubikowskiego wydanej w 1975 roku. Opowiada o pewnym biznesmenie, Marku Kołodziejskim, który po piętnastu latach wraca w rodzinne strony, aby pomóc dawnemu koledze. W rzeczywistości jednak ten powrót jest dla niego okazją, aby zemścić się na dawnych kolegach, którzy niegdyś odsunęli go od wspólnie realizowanego projektu. Na pierwszy rzut oka film Piotrowskiego wydaje się statyczny i odpychający w sposobie przedstawiania treści. Nieustanne dialogi, przez które przebijają się myśli głównego bohatera przy minimalnej wręcz ekspresji aktorów były w gruncie rzeczy celowym zabiegiem, który miał stworzyć coś na kształt chłodnej inscenizacji. Ostatecznie można przywyknąć, a nawet czerpać pewną przyjemność z odkrywania tego typu kina.
Przyjemnym doświadczeniem było również odkrywanie ścieżki dźwiękowej, którą na potrzeby tego obrazu stworzył Andrzej Korzyński. Polski kompozytor, który w połowie lat 70. na dobre rozgościł się już w świecie filmu, próbował swoich sił również na polu muzyki elektronicznej. Utworzona dwa lata wcześniej formacja Arp Life dała mu sposobność do eksperymentowania na tym polu, a zdobyte tam doświadczenia często wykorzystywał w swojej muzyce filmowej. Wielki układ jest tego dobitnym przykładem. Może niekoniecznie klarownym w układzie treści, wszak tworzona pod szyldem Arp Life muzyka z pogranicza funk i disco nie miała większego przełożenia na ostateczne brzmienie właściwiej części ilustracji. Ale nie mogło jej zabraknąć w kilku fragmentach źródłowych, które pojawiają się w scenach bankietów i spotkań towarzyskich. Materiał ilustracyjny odcina się od tego swobodnego, radosnego grania, a bardziej identyfikuje z podejściem głównego bohatera do napotkanych ludzi. Chłodne, zdystansowane i oderwane od chwytliwej melodyki, granie, to po trosze efekt eksperymentów w zakresie łączenia różnego rodzaju barw elektronicznych, a po części również podążanie za panującymi wówczas trendami. Przypomnijmy, że polska awangarda muzyczna odcisnęła wówczas bardzo duże piętno na tworach muzyki filmowej i ścieżka dźwiękowa do Wielkiego układu jest tego przykładem.
Pokazuje również, że Andrzej Korzyński nie był zainteresowany opowiadaniem każdej sceny. Raczej budowaniem psychologicznej więzi z głównym bohaterem i jego układami społecznymi. Sam motyw rozgrywki między nim a niegdysiejszymi przyjaciółmi uchwycony został serią mrocznych fragmentów odsyłających wyobraźnię odbiorcy do kina noir. Natomiast wątki romantyczne uchwycone zostały quasi-bluesowymi improwizacjami. Efekt końcowy jest dosyć zaskakujący, ponieważ muzykę jaką stworzył Korzyński nie da się sklasyfikować w ramach jednego reprezentatywnego gatunku. To ciekawa hybryda, która fascynuje zarówno w filmie, jak i na albumie.
Warto tylko wspomnieć, że ścieżka dźwiękowa do Wielkiego układu ukazuje się na rynku muzycznym po raz pierwszy. Nie byłoby takiej szansy, gdyby nie współpraca GAD Records z Wytwórnią Filmów Fabularnych we Wrocławiu. Odnalezione tam taśmy zawierały komplet utworów stworzonych na potrzeby filmu. Mimo że w samym obrazie wybrzmiewa tylko pewna część tej kompozycji, na krążku zaprezentowano całość w układzie zbliżonym do filmowej chronologii. Niespełna 45-minutowy soundtrack nie jest wielkim wyzwaniem dla miłośników muzyki filmowej, bo sama praca opiera się na wielu aranżowanych w różny sposób tematach.
Skłamałbym pisząc, że to jeden z lepszych albumów opatrzonych nazwiskiem Korzyńskiego. Warto jednak poświęcić te trzy kwadranse, by przekonać się, jak wielką wyobraźnią muzyczną obdarzony był ten twórca. A miłośnicy innego artystycznego wcielenia Korzyńskiego, formacji Arp Life, także i tutaj z pewnością doświadczą tego, jak świat filmu korespondował z jego muzyką popularną i na odwrót. Polecam.