Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Tom Holkenborg

White Lines

(2020)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 23-05-2020 r.

W życiu chodzi o to, aby czerpać z niego pełnymi garściami i dobrze się bawić. Reszta nie ma znaczenia… Z takiego założenia wyszli twórcy serialu White Lines, który zadebiutował niedawno na jednej z platform streamingowych. Opowiada o pewnej kobiecie, która przybywa na Ibizę, by poznać okoliczności śmierci swojego brata. Zmarły przed dwudziestoma laty Axel jest osią, wokół której obraca się nieszczęśliwe życie Zoe. Wyprawa na wspomnianą wyżej wyspę staje się dla niej przy okazji niejako wyprawą w przeszłość i swoistą terapią, podczas której wszyscy napotkani ludzie przypominają jej, co tak naprawdę w życiu jest najważniejsze. I oglądając ten serial można odnieść wrażenie, że według twórców najważniejsze jest wyciskanie maksimum z chwili bez zważania na konsekwencje. Zresztą główny bohater przez którego prześwietlana jest przeszłość Zoe jest tego żywym przykładem. Zatopiony w swoim muzycznym świecie i kokainowym haju staje się idealnym odzwierciedleniem powiedzenia „żyj szybko, umieraj młodo”. Niestety cała ta celebracja młodości sięgająca swoimi sentymentalnymi mackami połowy lat 90. rozbija się o dosyć kiepsko zarysowaną historię i jeszcze gorzej rozpisane postaci. W efekcie czego w serialowe trzewia wkrada się potężna dawka nudy, którą zniwelować może tylko piękna sceneria z równie pięknymi (wymuskanymi) ciałami przewijającymi się przez ekran w ilości wręcz hurtowej. DJ pojawił się na scenie, więc zabawa trwa…



Okazuje się, że ów DJ już kiedyś był na tej scenie. Rozkręcanie imprezy w netflixowym White Lines stanowiło niejako tożsamy z głównymi bohaterami powrót do lat młodości. Czy świetności? O tym musieliby się wypowiedzieć znawcy twórczości Toma Holkenborga, czy, jak kto woli, Junkie XL. To właśnie scena muzyki rozrywkowej / elektronicznej była swego rodzaju alma mater dla jednego z najbardziej kontrowersyjnych współczesnych kompozytorów muzyki filmowej. Brylowanie w klubach nocnych i na różnego rodzaju festiwalach celebrujących narkotyczne brzmienia EDM było codziennością. Dlatego też wejście w „klimat” serialu White Lines nie wydawało się sprawą zbyt skomplikowaną. Trudności pojawiły się natomiast tam, gdzie cichła głośna muzyka, a na parkiecie pozostawała pustka i żal z jaką główna bohaterka przybyła na imprezową wyspę. Tutaj na scenie musiał się już pojawić Tom Holkenborg i to nie ten, który zyskiwał swoją popularność w muzyczno-filmowej branży jako amator perkusjonaliów. Tak naprawdę White Lines okazał się niespodziewanym sprawdzianem z kompozytorskiej dojrzałości holenderskiego twórcy. Jak sobie z nim poradził? Trzeba przyznać, że całkiem nieźle.



Zacznijmy jednak od tego, że to nie Tom Holkenborg był „gwiazdą wieczoru” pierwszych odcinków serialu, ale wszelkiego rodzaju piosenki wykorzystane do uchwycenia imprezowego klimatu miejsca toczącej się akcji. Również licznie wprowadzane retrospekcje z lat młodości Zoe i Axela (czyli roku 1996) stały pod znakiem epokowych szlagierów. Rola kompozytora ścieżki dźwiękowej koncentrowała się zatem na wiązaniu tego radosnego nastroju z wewnętrznymi odczuciami bohaterów. Mimo że jest to w głównej mierze smutek Zoe przemieszany z melancholią oraz nutką tęsknoty za latami beztroski, Tom Holkenborg nie zamyka się w tym wąskim bądź co bądź zestawie emocji. Idealnym punktem zaczepienia, który pozwoliłby połączyć te wszystkie wątki (oraz czasy) była postać Axela – młodego DJ-a marzącego o wielkiej sławie i szczęściu. Oddany muzyce nastolatek był źródłem inspiracji dla wszystkich – stał się więc melodycznym źródłem, z którego czerpie cała, zaskakująco eklektyczna partytura. Temat przewodni to w gruncie rzeczy motyw Axela – melodia jego życia, pojawiająca się zarówno w scenach epickich imprez, jak i subtelnych, nasączanych emocjonalnym wydźwiękiem spotkań z siostrą. Abstrahując od jej naturalnej przebojowości, należy docenić również styl, w jakim porusza się ona miedzy kadrami. A materiał poznawczy spokojnie zaspokoiłby różne gusta szerokiego grona miłośników muzyki rozrywkowej oraz filmowej. Jest bardzo eklektycznie: od klubowych brzmień stylizowanych na te z połowy lat 90, poprzez bardziej współczesne, ambientowe, aż na… smooth-jazzowych eksperymentach skończywszy. Najlepsze jest to, że wszystko wydaje się idealnie wyważone i dawkowane w takich proporcjach, by nie zaburzyć relacji między potrzebami dramaturgicznymi obrazu, a imprezowym stylem życia bohaterów. Odbija się to rykoszetem na przebojowości i dostrzegalności ilustracji Holendra przez statystycznego odbiorcę, ale nie o to przecież w tym wszystkim chodzi, nie?


Po soundtrack od Milan Records będziemy więc sięgać bez wygórowanych oczekiwań. I słusznie, bo materiał zastany na cyfrowo wydanym albumie daleki jest od ubarwiania tego, co mieliśmy okazję usłyszeć w serialu. Kompozytor mógł się pokusić o stworzenie przebojowego słuchowiska w stylu, w jakim przez życie próbował przejść Axel, ale nie skorzystał z tego. Zaproponował nam podróż, która niczym wspomnienia z przeszłości mieni się różnymi cieniami i blaskami doświadczeń. Wszystkie jednak filtrowane są przez sito emocji z nimi związanych. Skoro więc punktem odniesienia całej serii jest postać młodego DJ-a, to naturalnym jest budowanie całej melodycznej otoczki właśnie wokół niego.



Nie jest to jednak oczywiste u progu naszej przygody z soundtrackiem do White Lines. Ambientowa, melancholijna melodia spowijająca postać Zoe może wyprowadzić na manowce. Dosyć szybko jednak kierowani jesteśmy na właściwie, melodyczno-stylistyczne tory za pomocą serii trip-hopowych kawałków. Zanim jednak impreza rozkręci się na dobre, trzeba będzie wykazać się pewną dozą cierpliwości. Nie unikamy bowiem spoglądania na serialową rzeczywistość oczami wspomnianej wyżej kobiety. Smutna, ambientowa liryka spowijająca jej wspomnienia nie psuje bynajmniej wizerunku tej ścieżki dźwiękowej. Wręcz przeciwnie. Każdy kolejny utwór daje coś nowego – czasami dosyć odważnego, jak w przypadku jazzowych wynurzeń, innym razem zupełnie bezpiecznego, schowanego w objęciach ambientowego zestawu brzmień. Wszystko jednak zdaje się prowadzić do serca kompozycji – dziewięciominutowego utworu Infinity będącego zarówno diegetycznym jak i niediegetycznym przewodnikiem po życiu Axela. Skonstruowany w typowo house’owym stylu jest niewątpliwym towarem eksportowym tej ścieżki dźwiękowej. Mógłby być również jej idealnym zwieńczeniem, bo wszystko to, co dzieje się później jest już w większej mierze echem zasłyszanych wcześniej treści. Owszem, pojawiają się wyjątki w postaci fortepianowych, dołujących kawałków, czy quasi-symfonicznych, patetycznych aranży tematu przewodniego, ale wszystko to upływa bez większego zachwytu.



Winą za sinusoidę nastrojów towarzyszącą odsłuchowi obarczyłbym nawet nie samą długość albumu, co jego konstrukcję. Przykład innej kompozycji Holkenborga poruszającej się na podobnych płaszczyznach (Distance Between Dreams) pokazuje, że można to było zrobić odrobinę lepiej. Nie zmienia to jednak faktu, że ścieżka dźwiękowa do White Lines zarówno od strony koncepcyjnej jak i wykonawczej prezentuje się całkiem schludnie. I jest to kolejna już praca w dorobku holenderskiego kompozytora, która pozwala wierzyć, że znajdzie on swoje miejsce w branży muzyki filmowej. Miejsce komfortowe zarówno z perspektywy samego zainteresowanego, jak i odbiorców.

Najnowsze recenzje

Komentarze